Wzmożona akcja ratowania tej ostoi polskości w stolicy Podbeskidzia powiodła się jednak wymagała wprost nadludzkich wysiłków. Motorem wszelkich działań był poseł Jan Zamorski, który całą energię oddał odziedziczonej schedzie po ks. Stojałowskim. Jednak i jego siły się wyczerpywały, z tego powodu napisał apel:
Kochani Bracia!
Jak z gazetki widzicie, jeżdżę od kilku tygodni nieprzerwanie, aby zakładać zarządy powiatowe stronnictwu. Już mi i zdrowie zaczyna niedopisywać, a roboty ogromne mnóstwo pozostaje. Możnaby sądzie i wierzyć, że duch śp. ks. Stojałowskiego czuwa potężnie nad swojem dziełem, bo lud masowo garnie się do organizacyi -powracają na łono pierwszego stronnictwa ludowego ci, którzy po drodze zbłąkali się do innych, często przeciwnych obozów -a wielu zbałamuconych, którzy się oderwali od śp. ks. Stojałowskiego, dziś po jego śmierci czują skruchę i przez szczery powrót do swojej macierzy to jest do chrześcijańsko-ludowego stronnictwa, chcą wynagrodzić krzywdę, jaką Nieboszczykowi zrobili przez chwilowe odstępstwo. Jest to naprawdę widok, rozweselający duszę. Nawet przeciwnicy polityczni przychodzą do nas i oświadczają, że chcą z nami razem iść, byleby się z nich nie śmiano i byle im pozostawiono ich dotychczasowe nazwisko. My zaś gotowi jesteśmy iść ze wszytkimi ludźmi dobrej woli i czystego serca dla ludu i całego narodu. Śp.ks. Stojaowski na ten właśnie cel utworzył związek narodowo-ludowy, żeby wszystkie ludowe stronnictwa, które chcą do wspólnego dobra iść drogą, wskazaną przez chrzecijańskie zasady, mogły się do, wspólnej racy łączyć, a swojej odrębności nie musiały się wyrzekać. To też my, organizuje się u siebie sprawnie i sprężyście, nie odrzucamy przyjaciół i sojuszników od wspólnej pracy.
Jest więc żniwo wielkie, ale żniwiarzy brakuje. Dziś widzę, że do chwili zjazdu stronnictwa nie zdołam objechać ani połowy tych powiatów, w których się nasi zwolennicy. A przecież nie próżnuje, tylko pracuje ile mi siły wystarczą. Do dnia zjazdu stronnictwa nie będą zatem wszystkie powiaty zorganizowane. Proszę więc i wzywam wszystkich stojatowczyków, żeby się przynajmniej po gminach u siebie zorganizowali tak, jak to w grudniu pisałem. A nadto proszę, żeby każdy, kto tylko może, przybył na zjazd do Krakowa.
Te powiaty, których przed zjazdem nie zorganizuję, będę potem objeżdżał i organizował po zjeździe. Sprawa nie przewlecze trochę, ale skoro stronnictwo obejmuje prawie całą Galicyę zachodnią, nic dziwnego, że na tak wielką pracę, trzeba takie i dłuższego czasu. Bądźcie cierpliwi i uważcie, że na jednego człowieka spadł obowiązek ratowania domu polskiego im. ks. Stojałowskiego w Bielsku, uporządkowania gazety, oczyszczenia drukarni i zorganizowania stronnictwa w całym kraju. Aż dziw, że mi siły dotychczas wystarczają. Ale rozważny człowiek zrozumie, to tego wszystkiego nie można zrobić od razu, bo czasu nie staje. Rozważny człowiek nie będzie się dziwił, że tych rzeczy w jednej chwili dokonać nie mogę.
Wskutek tego, że raz. na dwa tygodnie wpadam do Białej, żeby rachunki przejrzeć, nie mogę czytać listów, których nazbierałem już kilka setek. Wiem, że ci, którzy do mnie piszą, z pewnością szemrzą po kątach na to moje milczenie. Ale rozważcie dobrze: Gdy jestem z rzędu dziesięć dni w podróży i to ciężkiej, to listy zbierają się w Białej stosami. Towarzysze moich podróży poświadczą, że wtenczas, kiedy oni smacznie chrapali po północy, ja pisałem artykuły do gazety i załatwiałem najpilniejsze potrzeby domu polskiego, któremu 16. lutego groziła lieytacya. Sypiam po pięć godzin na dobę, ale mniej już nie potrafię. Niechże ci łaskawi zwolennicy, którzy w zaufaniu piszą do mnie, zrozumieją, że podczas tych podróży organizacyjnych nie odbieram listów po obcych miastach, a gdy wpadnę na chwilę do Białej, aby nazajutrz wyjechać, to nie mam czasu żeby trzysta adresów napisać, a cóż dopiero na trzysta listów odpisać. Miejcie więc wyrozumienie i wybaczajcie, że w początkach nie wszystko idzie składnie. Gdy organizacya będzie skończona, te wszystko pójdzie lepiej. Dziś jesteśmy na rozrobku, więc tu lub tam idzie niejedno niedokładnie.
Z bardzo wielu stron otrzymuję wezwanie, żebym przyjechał — ale tylko w niedzielę. Uważcie, że w roku mamy tylko 52 niedziel, a i z tych są niektóre tak uroczyste, ze nie można w nie zgromadzeń urządzać. Nie żądajcie wygody. Gdybym tylko niedzielami jeździł, musiałbym przynajmniej pięć lat jeździć dla zorganizowania naszych w zachodniej Galicyi tylko. To też przybywajcie i w dni powszednie, skoro tylko wyczytacie, że jest w waszem mieście powiatowem zgromadzenie, a nie szemrajcie na to, żem dla was niedzieli nie znalazł.
W niektórych powiatach — jest ich tylko trzy na szczęście — żądają, żebym Im salę wyszukał, ogłoszenia porozlepiał i wybrał czas pogodny. Z niebem kontraktu nie mam, więc pogody obstalować nie mogę, a co do wyszukiwania sali, to trudno mi wiedzieć, jaka jest najodpowiedniejsza i kto nią zarządza, jeżeli w tem mieście przez życie nie byłem i żywej duszy tam nie znam. Rozsyłanie zaproszeń i ogłoszeń kosztuje pieniądze i wymaga pracy, do której musiałbym założyć osobny kancelaryę — a kto zapłaci współpracownikom w tej kancelaryi?
Proszę więc nie żądać, żebym cudów dokazywał, bo jestem zwyczajnym człowiekiem, a nie cudotwórcą. Na samym początku w październiku prosiłem Was wszystkich o pomoc i zapowiedziałem, że, tylko przy Waszej pomocy utrzymam stronnictwo od rozbicia. Wolno mi zatem te pomocy żądać.
Bogu dzięki w całym kraju użyczano ni tej pomocy—wszędzie oprócz tych kilku miejsc - toteż nietylko że stronnictwo się nie rozpadło, ale przeciwnie, nabywa krzepkości, życia, sprawności i pomnaża się ciągle. Idziemy ku lepszemu. Tylko wyrwałości potrzeba. Ale prócz wytrwałości potrzeba i pracy. Brzemię, które śp. ks. Stojałowski dźwigał sam jeden, spadło na barki wszystkich. Wszyscy pracujmy nawzajem sobie pomagajmy. A w tej pracy wspólnej wybaczajmy sobie wiele, tylko przez wspólną pracę i wzajemne wybaczanie sobie usterek zdobędziemy jedność i siłę. Jan Zamorski.
Zupełnie inaczej te starania widziała konkurencja polityczna, która krytykowała jego działania w każdym możliwym miejscu. Poseł Rusin z PSL na wiecu w Lipowej nie zostawił na nim suchej nitki. A „Przyjaciel Ludu” pisząc o jego spotkaniu w Żywcu z radością podkreśla, że przyszło na nie raptem 15 chłopów.
O tym, że konkurenci nie zasypali gruszek w popiele świadczy następna korespondencja.
Strach ma wielkie oczy.
Żydowska „Gazeta wieczorna”, wychodząca we Lwowie za pieniądze namiestnika i Löwensteina, podała w telegramach wiadomość, że na wiecu, który się odbył 13 lutego w Niepołomicach, poseł Zamorski tak podburzył naród, że rozgorączkowany tłum spalił portret namiestnika Bobrzyńskiego.
Za „Gazetą wieczorną” powtórzył tę wiadomość chrześcijańsko-społeczny „Głos narodu” w Krakowie.
Wszyscy uczestnicy wiecu niepołomickiego zdziwią się z pewnością, gdy się o tem dowiedzą. Obrady w Niepołomicach były tak poważne, tak spokojne, że chlubnie świadczą o dojrzałości i rozwadze naszego ludu. Zapewne, że w interesie blokowych żydów leży, żeby się nasz lud dał porwać do czynów głupich a nieszkodzących namiestnikowi. A żydem wstydliwie wtóruje „Głos narodu”, bo pragnę przez poniżenie posła Zamorskiego rozjuszyć stojałowczyków. Ale my się na takie pokusy nie złapiemy.
My walczymy z namiestnikiem, a nie z papierem, na którym znajduje się wizerunek namiestnika. My walczymy nie panem Bobrzyńskim, tylko z jego sposobem rządzenia, i chcemy, żeby pan Bobrzyński albo zerwał z dotychczasowym sposobem, a zaczął rządzić sprawiedliwie i według ustaw, albo też żeby ustąpił innemu, jeżeli sam jest za stary aby się zmienić. A gdy pan Bobrzyński przestanie być namiestnikiem, to my się nim nawet tyle zajmować nie będziemy, co zeszłorocznem śniegiem. Bo my nie do jego osoby mamy pretensye ale do jego rządów. A gdy nas osoba namiestnika mało obchodzi, to tem mniej może nas razić portret tej osoby.
I niech żydowskie czy inne gazety będą spokojne: lud polski do nierozważnych, bezcelowych czynów nie da się porwać — ale śmiało, solidarnie i wytrwale walczyć będzie ze złym sposobem rządzenia i albo namiestnika poprawi albo go usunie.
O tym jakie to były czasy i jak ważną była dla ówczesnych walka narodowa świadczy informacja zamieszczona już w marcu, a dotycząca święta majowego. Obchód konstytucyi 3. maja w Białej odbędzie się w niedzielę 5. maja. Ogłaszamy to już dzisiaj, prosząc, żeby gminy okoliczne zaniechały na ten dzień obchodów, a natomiast zeszły się w Białej na obchód, który musi wypaść jeszcze wspanialej niż w zeszłym roku. Pożądane przybycie do Białej organizacyi Straży pożarnych, Orkiestr włościańskich, Sokołów itd. Obchody po gminach można urządzać 28. kwietnia, 12. i 19. maja. Koło bialskiej wyśle odczyty i udzieli pomocy na żądanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz