poniedziałek, 22 grudnia 2014

Czciciele św. Floriana w Bielsku i Białej cz. 8


                                     Drabiny i finanse,
                                     czyli codzienne troski strażaków

    W 1898 roku Bielsko-Bialska Ochotnicza Straż Pożarna liczyła 111 strażaków. Jej komendantem był Heinrich Reiske, który był człowiekiem nieprzeciętnym. To on przez 21 lat kierował strażakami, doprowadził nie tylko do powstania dwóch z prawdziwego zdarzenia remiz, ale sprawił, że prowadzeni przez niego ludzie byli doskonale przygotowani do wypełniania swoich zadań. Jego konsekwentne działanie, upór, a przy tym takt osobisty sprawiał, że zdobywał środki na wszystkie potrzeby czcicieli św. Floriana. Z tego względu w 1895 roku władze obu miast zorganizowały mu w sali hotelu pod Czarnym Orłem uroczysty bankiet.  Burmistrzowie wręczyli mu honorowy hełm i dyplom, a w ślad za tym cesarz Franciszek Józef 7 marca 1896 roku przyznał mu Złoty Krzyż Zasługi.  To również on był inicjatorem powołania funduszu emerytalnego dla strażaków. Powołany on został na okoliczność 50-lecia panowania Cesarza Franciszka i wypłacano go zawsze 2 grudnia w dzień inauguracji panowania cesarza. Byłą to forma dodatkowej premii, którą wypłacano tym, którzy przez co najmniej 25 lat byli strażakami. Z tego też funduszu wypłacano specjalne zasiłki dla wdów po strażakach. Takie wsparcie wynosiło ok. 300-400 koron.  Ostatni raz w sposób huczny świętowano jego dokonania w październiku 1905 roku. 



    23 lutego 1902 roku nowym komendantem straży został Heinrich Richter. Największym jego osiągnięciem było sprowadzenie w 1903 roku wielkiej drabiny obrotowej firmy BRAUN. To cudo ówczesnej techniki zostało wyprodukowane w Norymberdze i miało drabinę o zasięgu 21 metrów. To również on wywalczył stałą subwencje z oszczędnościowych Kas Miejskich do 500 koron i uzyskał podniesienie z 1000 na 1500 Koron subwencje od magistratu w Bielsku. Richter z wykształcenia mechanik zaprowadził też nowoczesny system alarmowy firmy „Siemens – Halske”, który posiadał w swej konstrukcji również alarmowe telefony rozmieszczone w różnych częściach miasta, z których każdy mógł zawiadomić o niebezpieczeństwie.

    Z jubileuszy strażackich w okresie do pierwszej wojny światowej naj okazalej świętowano 40 lat istnienia straży pożarnej. Uroczystości, które odbywały się w różnych częściach obu miast przeprowadzono od 13 do 15 sierpnia 1904 roku. Główne uroczystości odbyły się w Strzelnicy w Bielsku, a pokazy sprawności strażackiej zaprezentowano ludności zarówno na rynku w Bielsku jak i Białej. Przybyły tam delegacje straży ze śląska Austriackiego, Pruskiego, Moraw i Galicji, przy tej okazji odbył się również IX Śląski Dzień Strażaka. Z tej okazji zachowała się pamiątkowa księga.
    Trzeba też wspomnieć, że straże pożarne, regularnie wspomagał Śląski Wydział krajowy, który przyznawał im subwencje. I tak w 1914 roku przekazał 2000 k dla strażaków z Bielska i Białej, natomiast po 200 k strażakom: Aleksandrowic, Starego Bielska, Kamienicy, Bystrej, Wapienicy.

czwartek, 18 grudnia 2014

Czciciele św. Floriana w Bielsku i Białej cz. 7

Ślizgawką i piwem,
czyli jak zdobywa się środki na działalność





    Niebywałą pomysłowością i pójściem za nowinkami technicznymi wykazali się strażacy w Bielsku. Oni to na zebraniu 9 listopada 1895 roku uchwalili, że w zbliżającym się okresie zimowym zamienią swój plac ćwiczeń w...sztuczne lodowisko. Dodatkowo, aby umilić pobyt na nim postanowiono dokonać uboju dwóch zwierząt, a mięso i pasztetówki podawane z łykiem dobrego piwa miały sprawić, że amatorzy jazdy na lodzie mieli chętniej zostawiać tam swoje pieniądze. Odpowiedzialnym za te sprawy został Deczka. Natomiast energiczny pan Förster został zobowiązany, aby zadbać o odpowiednią oprawę muzyczną, tak aby wypoczynek na łyżwach gromadził całe rodziny. Dzięki zaangażowaniu „Pań Strażaczek” zyskano dodatkowe fanty i ciasta, które sprzedawano. Jak się okazało pomysł nie tylko przyniósł straży dochód, ale czciciele św. Floriana zyskali ogromną sympatie jeżdżących na łyżwach.

Legioniści – Przebierańcy


    Legionista Michał Waligóra z Łodygowic (drugi z lewej) i jego koledzy z żandarmerii II Brygady Karpackiej w mundurach żołnierzy austriackich

środa, 17 grudnia 2014

Czciciele św. Floriana w Bielsku i Białej cz. 6

    Od samego początku straż pożarna swoim zasięgiem organizacyjnym obejmowała zarówno Bielsko jak i Białą. Z tego też powodu po wybudowaniu remizy w Bielsku, straż podjęła działania, aby i taki budynek powstał w Białej. Właściwy klimat w Radzie Miejskiej w Białej pojawił się w 1889 roku, kiedy burmistrzem został fabrykant Karl Strzygowski. Wtedy to radni postanowili przeznaczyć na ten cel działkę nieopodal ratusza na tzw. Świńskim placu (Dzisiejszy Plac Ratuszowy). Nazwa ta wzięła się z tego, że na tym placu targowym sprzedawano „nierogaciznę” z której największą ilość stanowiły świnie. Później plac dzięki czcicielom św. Floriana nabrał bardziej reprezentacyjną nazwę Feuerwehrplatz – plac Straży Pożarnej.
Plany budowlane podobnie jak w Bielsku sporządził w 1890 roku Karol Korn, jednak wykonanie budynku powierzono Emanuelowi Rostowi juniorowi z Białej, który postawił budynek w 4 miesiące. Stan surowy budynek uzyskał 30 października 1890 roku. Całość kosztowała 30 880 florenów. Uroczystość otwarcia odbyła się 28 czerwca 1891 roku. 

- Strażnica była pierwotnie budynkiem dwukondygnacyjnym, o rzucie romboidalnym, w połowie podpiwniczonym, z fasadą od zachodu, od strony wspomnianego targowiska. Miała 507 m2 powierzchni zabudowy i utrzy­mana była w duchu późnego historyzmu. Pokrywał ją dwuspadowy dach kryty od frontu łupkiem azbestowym, a od tyłu papą, który posiadał od czoła 8 małych facjatek. Fasada o długości 31,70 m, 9-osiowa, otrzymała na środkowej osi lekko wysunięty ryzalit z arkadową sienią przejazdową o długości 10 m i szerokości 3 m, wyłożoną dębową kostką, obramowanym oknem na piętrze i przedłużeniem w partii dachu w postaci trójkątnego uskokowego szczytu, wyposażonego w okno i herb miasta. Bramę sieni w naświetlu ozdobiono kutą kratą.
Po bokach sieni znalazły się 4 duże, arkadowe bramy wyjazdowe o wy­miarach 2,30 x 2,85 m, z odbojnikami (2 bramy po lewej miały także charakter przejazdowy), zamknięte prześwietleniami z drewnianymi, maswerkowymi podziałami. Dwuskrzydłowe bramy wykonano z desek, o dekoracyjnych, kowalskich zawiasach. Między nimi, na murze, znala­zły się małe kamienne kartusze z emblematem strażackim (w sumie było ich 6 na elewacji). Partia piętra, oddzielonego linearnie kordonkowym gzymsem, wyposażona została w okna, obramowane w profilowanej ce­gle i dekorowane małymi gzymsami.
    Fasada zwieńczona została wydatnym, ceglanym gzymsem i miała fak­turę identyczną ze strażnicą bielską w postaci czerwono-żółtej cegły klin­kierowej, prócz piaskowcowych cokołów i filarów między bramami. Elewa­cje boczne były płaskie, z kilkoma oknami. Z tyłu budynku, z wciętą częścią środkową, w której wysunięto wieloboczną klatkę schodową, do narożni­ka północno-wschodniego dobudowane zostały stajnie na trzy pary koni.
W boksach parteru znajdowały się ceglane posadzki. Na piętrze mieściła się sypialnia strażacka na 6 łóżek, pokój z aparatami alarmowymi i mieszkanie dozorcy. Z tyłu umieszczono otwarte ganki prowadzące do ubikacji. Klat­ka z wolno wiszącymi, kamiennymi, krętymi schodami, wyposażonymi w żelazną balustradę kutą i laną, umieszczona została asymetrycznie w pra­wej części budynku i przystosowana także do suszenia węży strażackich. Kubatura budynku wynosiła 5399 m3. Linię elewacji frontowej strażnicy dostosowano do linii stojącej nieopodal, od strony północnej, fabryki sukna Franza Vogta. Strażnicę wyposażono w studnię oraz kanał łączący ją z rzeką Białą- informował dr Jerzy Polak. - Jej lokalizacja była znowu dobrze dobrana: blisko naturalnego cieku wodnego i fabryk włókienniczych z Białej i Lipnika (w odległości 500 m pracowało ich 5). Dla samego miasta, liczącego wówczas zaledwie 7,5 ty­siąca mieszkańców, remiza strażacka ze względu na swoją wielkość była obiektem wybudowanym nawet nieco na wyrost. Liczono jednak, że bę­dzie ją można zagospodarować także na inne cele. Ujemną stroną lokalizacji strażnicy była niebezpieczna z powodów powodziowych bliskość (zaledwie 30 m) rzeki Białej wówczas płynącej płytszym korytem. Zdarzało się bowiem co kilka lat, że w czasie powo­dzi (w okresach letnich), woda zalewała całkowicie plac i samą strażnicę
- informuje dr Polak.

wtorek, 16 grudnia 2014

Czciciele św. Floriana w Bielsku i Białej cz. 5

Tu jest moje miejsce,
czyli każda organizacja musi mieć swój dom

    Od samego początku dużą bolączkom strażaków był brak samodzielnego pomieszczenia. W miarę jak straż krzepła i zdobywała nowy sprzęt drewniany barak, który stał koło fabryki mydła Fiebera w Bielsku (obecnie ulica Listopadowa) okazywał się zbyt małym. Równie szybko drewniana remiza wybudowana w 1870 roku przestała wystarczać. Jednak na prawdziwą remizę przyszło strażakom długo poczekać. Dopiero energiczne starania komendanta Heinricha Reiske zostały zauważone przez Radę Miejską, która zgodziła się w 1883 roku oddać grunt przy ulicy Josefstrasse 6 (obecnie  u. Jana III Sobieskiego).   

Projektantem i budowniczym strażnicy był Karol Korn, który z budową uporał się szybko, tak że została ona otwarta 5 października 1884. Specjalny koncert na tę okoliczność wykonała orkiestra wojskowa 57 regimentu piechoty z Krakowa.  Prasa tak opisywała to wydarzenie: Uroczyste otwarcie nowej zajezdni naszej Ochotniczej Straży Pożarnej dokonało się dziś programowo, przy aurze, która tak dostosowała się do życzeń organizatorów, jak gdyby była na to umyślnie zamówiona. Koncert kompletnej orkiestry 57 c.k. regimentu piechoty z Krakowa, który wczoraj wieczorem, przy licznej frekwencji, na rachunek straży pożarnej odbył się w sali Pod Orłem, zadowolił gości nie tyle samymi dobrymi, ale też częściowo wirtuozerskimi wykonaniami muzycznymi. Tagreveille (koncert poranny) większość widzów mogła przespać. O 8 godzinie miało miejsce powitanie gości strażaków, przybyłych spoza miasta; jak delegacji z Cieszyna, Skoczowa Żywca, Strumienia, Opawy, Pszczyny i Rybnika na Pruskim Śląsku. O wpół do dziesiątej przed południem zgromadzona Straż przy akompaniamencie muzyki udała się do ogrodu Schilda (Schild’s Garten), gdzie miała miejsce degustacja wybornego piwa. Po godzinie pierwszej strażacy zebrali się koło remizy w Białej na uroczysty pochód do nowego budynku strażnicy w Bielsku. Na starym Rynku w Białej do pochodu strażaków przyłączyły się Towarzystwa Śpiewacze z Białej i Bielska pod swoimi sztandarami, Towarzystwo Gimnastyczne i Towarzystwo Weteranów, maszerując ulicą Główną (Hauptstrasse) i przez bielski Rynek na Górne Przedmieście, gdzie ustawiły się przed budynkiem zajezdni. Tam też w międzyczasie przybyli także obaj panowie burmistrzowie, członkowie rady miejskiej z Bielska oraz różni przedstawiciele stowarzyszeń i osobistości. Oba Towarzystwa Śpiewacze przy wtórze orkiestry wykonały uroczystą pieśń chóralną, po dźwiękach której, w trakcie krótkiej przemowy pan budowniczy Karl Korn przekazał klucz od budynku. Pan komendant Reiske przejął go wśród podziękowań wobec budowniczego, którego solidne i stosowne kierownictwo z satysfakcją wspomniał i na końcu w imieniu straży obu burmistrzom złożył ślubowanie stałej wierności obowiązkom i ofiarności, na co owi odpowiedzieli winszując w imieniu reprezentowanych przez nich mieszkańców. Na tym akt został zakończony i wszyscy zaproszeni udali się na zwiedzanie strażnicy do jej wnętrza. Po zwiedzaniu strażacy odmaszerowali na ćwiczenia na Plac Blichowy (Bleichplatz), dokąd towarzyszył im spory tłum ludzi.

    Drugi koncert, który odbył się o godzinie 6 zgromadził w salach Strzelnicy jeszcze liczniejsze towarzystwo, niż to z poprzedniego dnia; dziś jednak wśród widzów przeważały uniformy strażackie. Podczas gdy w dużej sali nadal trwał koncert, o 8 godzinie w sali gimnastycznej rozpoczął się elegancki bankiet pod przewodnictwem pana Reiske, trwający jeszcze długo po północy, na którym około godziny 9 pojawił się także poseł miasta Bielska pan dr Haase, witany oklaskami.
    Pan Reiske otworzył bankiet o 8.30 powitaniem gości i przedstawił ważniejsze etapy 20-letniego istnienia Ochotniczej Straży Pożarnej. Po odśpiewaniu pieśni „Stimmt an mit hellen, hohen klang” („Zaintonujcie czystym, wysokim dźwiękiem”), pan adiutant Leo Nidetzki wzniósł pierwszy toast na cześć jego Majestatu Cesarza z kolejnym odśpiewaniem hymnu przez ogół uczestników. Teraz przemawiali: pan profesor Kanamüller jako przewodniczący Towarzystwa Gimnastycznego, z którego inicjatywy i grona przed 20 laty wyrosło dzieło Ochotniczej Straży Pożarnej; mówca podkreślił z jednej strony skromność i bezpretensjonalność, z drugiej wielkie zasługi Ochotn. Straży Pożarnej i przedstawił energię, z którą zabrała się do tego, by stworzyć własny dom, innym tutejszym stowarzyszeniom jako wzór godny naśladowania; mówca przekazał życzenia w imieniu Towarzystwa Gimnastycznego, iż dziś może być dumny z tego, że mógł powołać instytucję, której istnieniu nasze miasta zawdzięczają brak katastrof, które wcześniej nierzadko je nawiedzały i zakończył entuzjastycznie wzniesionym toastem za Ochotn. Straż Pożarną.
    Pan burmistrz Hoffmann w swojej pierwszej przemowie powitał obecnych gościnnie, zamiejscowych strażaków, sławiąc zasługi pana komendanta Reiske dla obecnego stanu straży, która zamierza prześcignąć wszystkie pozostałe stowarzyszenia w Bielska-Białej a następnie omówił rozwój i dorastanie straży pożarnej przy współudziale gminy. Zastępca komendanta pan Max Förster zrobił zabawne porównanie między dzisiejszymi metodami zapobiegania pożarom, a tymi, jakie Schiller wspomniał w swojej „Pieśni o dzwonie”  („Glocke”) i zakończył toastem na cześć założycieli straży, szczególnie obecnego jeszcze pana Pateiskiego, po wręczeniu odpowiedniej dedykacji. Komendant skoczowskiej straży, pan Błahut, życzył tutejszej dalszego rozwoju i pomyślności. Pan M. Schneeweiss wzniósł toast za burmistrza jako przyjaciela i propagatora sprawy straży. Zastępca komendanta skoczowskiego za jedność i postęp w ochotniczych strażach pożarnych. Komendant Reiske za prezesów i mecenasów Towarzystwa, wcześniejszych komendantów i naczelników straży. Pan profesor Bräutigam podziękował w imieniu tych ostatnich i omówił, wśród narastającego aplauzu, warunki obecnego powodzenia straży. Silne reprezentowanie jej interesów w radzie miejskiej przez pana Reiske, którego najszczególniejszą zasługą jest to, że straż pożarna uznawana jest za pożyteczną instytucję nie tylko lokalnie, lecz także i poza miastem cieszy się dobrą sławą; szkolenie militarne i dyscyplina, które nie istniały za poprzednich komendantów, na których jedynie opierać się może pomyślna i trwała organizacja ochotniczego pożarnictwa; ta militarna dyscyplina która u pana Reiske, byłego wojskowego, weszła już w krew, szczęśliwe łączy się z innymi zaletami. Aby jeszcze długo działał a OSP pod nim rozwijała się, za to wznosi dziś swoją szklanicę (radosny aplauz i głośne wiwaty). Pan Ernst Arndt w zabawnym wystąpieniu opisał troski komendantów straży z lat poprzednich, którzy w miarę możliwości też wypełniali swoje obowiązki i zwrócił się na koniec do pana dr Haase, jako przyjaciela we wszystkich potrzebach, który wstawiał się także za OSP (bowiem w parlamencie przedłożył wniosek Bielsko-Bialskie OSP o zapomogę na koszty budowy remizy).
    Kapitan cieszyńskiej kompanii wspinaczy (Steigercompagnie) podkreślił zasługi obywateli Bielska w popieraniu spraw pożarnictwa, okazując swoje szczere uznanie i  przedstawiając jako godny naśladowania wzór dla Cieszyna. – Inżynier Lynzpaur wzniósł toast za obecnych przedstawicieli bielsko-bialskich stowarzyszeń; Pan Ad. Brüll jako „stary weteran” przybliżył reminiscencje i epizody w dawnych dni OSP, zwrot funduszy (Kreuzerfondes)  przez dobrowolne składki, dawną i obecną ofiarność mieszczan, ówczesne podniesienie straży przez pana prof. Bräutigama i zakończył z uznaniem przyjętym toastem na cześć tego ostatniego.
    Wśród dużego poruszenia głos zabrał poseł superintendent dr Haase, w następującym toaście: „Każda usłużność i poświęcenie w humanitarnej służbie jest piękna i godna szacunku; ale spieszenie z pomocą ratowania zdrowia i życia w momentach niebezpieczeństw, jak to czyni straż, jest wyższym działaniem humanitarnym niż jałmużna czy pisanie jakichkolwiek broszur. Zawód strażaka wymaga w razie potrzeby odwagi, przytomności umysłu, dzielności, szybkiego spojrzenia i silnej ręki. Te cechy Bielsko-Bialska OSP, która od swego zaistnienia dokonała już wiele dla ratowania i zachowania życia i majątku, w wielkim stopniu posiada; dlatego jest wyróżnieniem, być zaproszonym na ich święto i z potrzeby serca osobiście ofiarować Bielsko-Bialskiej OSP wyrazy czci i najlepsze życzenia. Na koniec swojego przemówienia dr. Hasse nie mógł się powstrzymać i dorzucił kilka słów o niemieckości i jej sile:
Istnieje jednak ogień, którego nie ugaszą dzielni ludzie ze straży, lecz wolą zostawić płonący i trzaskający, niemiecka wierność cesarzowi i państwu która nie jest  wytworem wyobraźni. Niemiecka wierność i siła powinna rządzić Austrią; Austria także nie inaczej może być rządzona jak przez niemiecką wierność i siłę. Austriaccy Niemcy nie są żadnymi Helotami, za jakich chętnie uważają ich nieprzyjaciele; nasza niemiecka świadomość, miłość do narodu niemieckiego gasi jak nie może żadna pompa strażacka, żaden wąż! Święty ogień zapału dla pomyślności obywateli obu miast, w który Niemcy nie mogą powątpiewać, powinien być miłością do Bielska-Białej, święty, zbawienny ogień, który unosi obywateli, inspiruje do duchowych celów ludzkości.” (długo trwające oklaski). 

    Następnie listy i telegramy, odczytał pan M. Förster, a spłynęły one od: pana C. Richtera z Brna, od czternastu rad delegatów straży morawsko-śląskiej w Brnie, od dr Karla Zenkera z Weimaru, od Komitetu Morawsko-Śląskiej Strażackiej Kasy Zapomogowej, od OSP z Ungarisch Brod (Uherskiego Brodu), Frydku, (Wagstadt) Bilowca, Opawy, (Prossnitz) Prościejowa, od Chr. Oczko z Cieszyna i Pataiskiego jun. ze Lwowa. Uczestnicy bankietu pozostali jeszcze razem długo po północy, zachęceni nastrojem, podczas gdy młodsi, wśród nich niemało zwinnych strażaków, niemal do wczesnego rana w małej sali Strzelnicy poświęcali się służbie Terpsychory.   
    Uroczystości z wielką pompą trwały dwa dni, wszyscy wypinali piersi po medale i bawili się dobrze, ale gdy przyszło do zamknięcia finansowego inwestycji okazało się, że nie ma kto uregulować ostatecznych faktur. Koszty budowy wzrosły w trakcie jej realizacji i osiągnęły sumę 21 167 guldenów. Ze zbiórek strażacy zebrali 7079 guldenów, własnych środków mieli 4277 guldenów, a brakującą kwotę 9500 guldenów miał dopłacić samorząd lokalny. Jak się jednak okazało samorząd niechętnie i na raty spłacał swoje zobowiązania przez ponad dwa lata. Chociaż budynek nie miał wielkiej kubatury, to jednak jego funkcjonalny charakter sprawiał, że przez długie lata spełniał swoje przeznaczenie. Warto dodać, że w jego wnętrzu mieściła się od 1885 roku nowoczesna centrala telefoniczna na 150 numerów, co pozwalało na szybką informacje o pożarach.  - Nowa strażnica w Bielsku została wzniesiona w charakterystycznej dla tamtej epoki manierze eklektycznej, stosowanej również przez Korna, z wy­korzystaniem elementów stylu neoromańskiego i neogotyckiego. Jednym z jej wyróżników było zastosowanie na elewacjach żółto-czerwonej ce­gły klinkierowej, używanej powszechnie w Austro-Węgrzech w wystroju budynków o funkcjach publicznych (m.in. dworców kolejowych, także w Bielsku). Budynek wzniesiono jako jednopiętrowy na rzucie prostokąta
0 wymiarach 21,05 x 12,42 m, wysokości 10 m i powierzchni zabudowy 371,5 m2. Przykryty został wielospadowym dachem, ukrytym za linią ma­łego krenelażu obiegającego elewacje.
Krótsza, południowa elewacja frontowa mieściła się w pierzei ulicy. Otrzy­mała ona formę trój osiową, przedzieloną gzymsem, z oknami na piętrze, obramowanymi w górnej części, oraz potężnymi, drewnianymi bramami wjazdowymi na parterze, poprzedzielanymi neoromańskimi kolumienkami
1 zakończonymi półkolistymi przeszkleniami. Przy bazach kolumn znajdowały się kamienne odbojniki. Boki fasady akcentowane były wąskim ryzalitem muru, ze stalowymi, ozdobnymi kotwami i latarniami. Ryzality te zwieńczono siarczynami. Oś fasady przyozdobiona została wydatnym, prostokątnym przyczółkiem z polichromowanym herbem miasta, zakończonym trójkąt­nym szczytem. Po bokach fasady znajdowały się dwie bramy wjazdowe (prawa większa) prowadzące na zaplecze, utrzymane w tej samej konwencji co bramy garażowe, zakończone wydatnym gzymsem i krenelażem.
Wschodnia elewacja boczna była zasadniczo 6-osiowa, ale tylko dwie osie zaopatrzone zostały w okna. Elewacja zachodnia była płaska, bez okien. Wejście z klatką schodową w formie dobudówki znajdowało się w tylnej, północnej partii budynku. Klatka ta, z kręconymi, kamiennymi schodami, służyła zarazem do suszenia węży strażackich, przy czym całe to pomiesz­czenie dogrzewano. Z kolei do klatki dobudowana była parterowa oficy­na pełniąca funkcję stajni dla koni. Od strony wschodniej i północnej do strażnicy przylegał mały dziedziniec
- informuje dr Jerzy Polak.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Czciciele św. Floriana w Bielsku i Białej cz. 4

Ogień to niepokorny żywioł,
czyli pierwsza ofiara służby u św. Floriana


    W czerwcu 1867 r. zginął w czasie akcji gaśniczej Edward Fussek pierwszy stra­żak z bielsko-bialskiej straży pożarnej. Jego pogrzeb był prawdziwą manifestacją, gdyż Fussek, dowódca sekcji „sikawkowych”, zginął podczas wykonywania swoich obowiązków. 25 czerwca w uroczystej asyście przemierzył ostatnią drogę. Koledzy z drużyny „sikawek” udekorowani białymi szarfami nieśli jego zwłoki, a członkowie korpusu szli z pochodniami po boku. Pochód zrobił imponujące wrażenie, tym bardziej, że w przeciwieństwie do pogrzebów wojskowych cechował się prostotą- pisała „Silesia” i podkreślała, że zmarły był człowiekiem harmonii, umiejący współpracować w grupie, z tego powodu do konduktu pogrzebowego dołączyły się liczne rzesze mieszkańców z obu miast. 

    Tragiczna śmierć podczas gaszenia pożaru Fusseka sprawiła, że przeanalizowano tamto zdarzenie i wyciągnięto wnioski. W notatce z gazety czytamy: Tutejsza straż jest dzieckiem wielce zasłużonego towarzystwa gimnastycznego. Każde miasto, które nie jest w stanie mieć w pełni zawodową straż korzysta z pomocy ochotniczej straż. Można pogratulować mieszkańcom obu miast, że tak wielu ochotników zorganizowało się w ochotnicze struktury, aby nie szczędząc sił i środków z narażeniem własnego życia ratować życie i dobytek współmieszkańców. Obowiązek dbania o straż i działanie ochotniczej straży pożarnej spoczywa na władzach miasta, które muszą dbać o porządek i bezpieczeństwo społeczeństwa jak i pojedynczych osób. Z tego powodu, powinny one zadbać, nie tylko o to, aby wstępowali tam najlepsi z najlepszych, dla których będzie to zaszczytne działanie, ale trzeba im zapewnić odpowiednie środki. Należy oczekiwać, że posiadanie hełmu, będzie obowiązkowe dla każdego strażaka. (...) Służba w OSP niesie duże niebezpieczeństwo, a wykonujący ją pełni ofiarności muszą dobrze rozumieć znaczenie tej służby. Strażak w życiu prywatnym powinien być uprzejmy i elegancki, natomiast na służbie musi „zdjęć eleganckie rękawiczki” i działać stanowczo nie zważając na swój wygląd. Obowiązek wymaga, aby swoje działania wykonywał z pełnym zaangażowaniem. Dla dobra sprawy musi wystrzegać się nieporządku i być gotowym zawsze do pełnienia służby. Do czego doprowadziła by sytuacja, gdyby wszyscy zachowywali się biernie i każdy patrzył by tylko jak pożar trawi miejsce pożaru. Z tego powodu osoby postronne nie powinny przeszkadzać w akcji ratunkowej, a strażacy ochotnicy powinni mieć odznaki, tak aby byli rozpoznawali i widoczni. Tutejsza straż pożarna za podstawowy warunek swoje pracy uznaje, że nikt z postronnych nie może mieszać się do prowadzonej akcji gaśniczej. Nikt nie może przeszkadzać strażakom w dojeździe na miejsce zdarzenia i wozy straży muszą mieć bezwzględne pierwszeństwo. Na miejscu akcji nie wolno przeszkadzać strażakom, w używaniu sikawek. Musi istnieć pełna współpraca pomiędzy zawodową strażą, a ochotnikami a dzielenie ich trzeba uznać za niewłaściwe, gdyż niesienie pomocy jest ich pierwszym obowiązkiem

czwartek, 11 grudnia 2014

Czciciele św. Floriana w Bielsku i Białej cz. 3


                                             Najważniejszy jednak drugi krok,
                                czyli o tym jak wyciągnięto wnioski z pierwszego

    W tych okolicznościach klimat dla czcicieli św. Floriana nie był początkowo zbyt przyjazny. Jednak ten nieporadny pierwszy krok uświadomił wszystkim, że bycie strażakiem nie jest łatwe i wymaga nie tylko chęci, ale dużych umiejętności.
9 sierpnia 1864 roku uchwalono nowe zasady funkcjonowania straży. „Bielitz-Bialaer Freiwillige Feuerwehr” czyli Bielsko-Bialska Ochotnicza Straż Pożarna z tą nazwą zaczęła funkcjonować i to właśnie ten dzień jest powszechnie uważany za oficjalną datę powstanie tej formacji. Pierwszym komendantem został Karl Bisswanger, który odpowiedzialny nie tylko za ćwiczenia, jak również za dowodzenie podczas pożaru. Korpus strażacki został podzielony na 3 oddziały: wspinaczy i toporników, sikawkowych, sanitarny. W pierwszym rocznym sprawozdaniu straży pożarnej czytamy, że harmonogram przyjętych ćwiczeń nie udało się zrealizować. Na przeszkodzie stanęła głównie przyroda, gdyż zima ciągnęła się, aż do maja. Dopiero 25 maja udało się wejść na plac ćwiczeń. Jednak ich przebieg nie napawał optymizmem, gdyż brakowało dobrego kierownictwa i co jakiś czas w szeregi ćwiczących wdzierał się chaos. Jak się okazuję mokre i deszczowe lato, które przyszło po długiej zimie było błogosławieństwem, gdyż młoda straż nie była często wykorzystywana.  W sprawozdaniu czytamy, że Gamina Bielsko dała strażakom 200 fl, w dwóch ratach, natomiast Biała...nic.   Nienajlepiej zapisała się w historii jedna z ich pierwszych interwencji. Oto 7 sierpnia 1864 roku doszło do pożaru w fabryce Brücka. To co strażacy.  

    Organizowane ćwiczenia i czytelny podział obowiązków połączony z jasnym systemem dowodzenia sprawiał, że formacja ta z każdym miesiącem stawała się strażą pożarną nie tylko z nazwy. Jednak tak naprawdę to kolejne akcje gaśnicze i nabywane podczas nich doświadczenie sprawiało, że mundur strażacki budził szacunek. Zanim jednak do tego doszło, za naukę trzeba było płacić, czasami najwyższą cenę...

środa, 10 grudnia 2014

O stosunkach politycznych to książka

                                                   Dzisiaj jest zapisane w przeszłości

    Historycy zawsze podkreślają, że aby zrozumieć postępowanie ludzi, trzeba poznać procesy jakie im towarzyszyły w przeszłości. Niedawno na rynku wydawniczym pojawiła się książka dr Grzegorza Wnętrzaka pt. Stosunki narodowościowe i polityczne na pograniczu Śląska Cieszyńskiego i Galicji Zachodniej 1897-1920.
- O tym, by pogranicze śląsko-galicyjskie potraktować jako jeden obszar ba­dawczy, zadecydowało kilka czynników. Najważniejszym z nich było znaczące podobieństwo obszaru wschodniej części Śląska Cieszyńskiego i sąsiadujące­go z nim fragmentu prowincji galicyjskiej pod względem etnicznym i narodo­wościowym, a także społecznym- informował dr Grzegorz Wnętrzak.  - Okres zamknięty w la­tach 1897-1920 został wybrany nieprzypadkowo. Jest to czas, kiedy w dużej mierze uległy wykrystalizowaniu się tożsamości narodowe i postawy poli­tyczne ludności omawianego obszaru. Organizacje o charakterze politycz­nym przekształciły się w zwarte partie polityczne, o jasnym i czytelnym dla głosującego programie w najważniejszych kwestiach społecznych i narodo­wych. Wreszcie, w 1897 roku odbyły się pierwsze całkowicie powszechne wybory do Rady Państwa w Wiedniu, których wyniki mogły dać pełniejszy obraz co do rzeczywistego znaczenia poszczególnych ugrupowań i popular­ności ich programów. Z wyżej podanych względów został wówczas zapo­czątkowany okres, w którym aktywność mieszkańców na polu politycznym, kulturalnym i społecznym wzrasta niepomiernie, w porównaniu do okresu poprzedniego- wyjaśnia Wnętrzak.
    Książka pełna jest zestawień, tabelek i mapek, które ilustrują jak zmieniały się preferencje i strefy wpływów poszczególnych partii politycznych. Jednak cały ten aparat badawczy nie zniechęca do czytania, gdyż autor w sposób jasny, a czasem dosadny przedstawia ówczesne realia, dzięki czemu książkę czyta się jak powieść historyczną. Jest to kolejna pozycja, która wzbogaca wiedze o jakże skomplikowanych dziejach naszego regionu.



wtorek, 9 grudnia 2014

Czciciele św. Floriana w Bielsku i Białej cz. 2

                                        Cechy to trochę za mało,
                         czyli od manufaktury do wielkiego przemysłu

    Sytuacja na terenie zarówno Bielska jak i Białej stawała się tym groźniejsza, iż w miarę jak gwałtownie rozwijał się przemysł na terenie obu miast, tym bardziej wzrastało niebezpieczeństwo pożaru. Żywioł zaś nie tylko trawił domostwa i niósł ze sobą zagrożenie życia ludzkiego, ale powodował ogromne straty materialne szczególnie w magazynach fabrycznych. Te wszystkie uwarunkowania powodowały, że podczas walnego zebrania towarzystwa gimnastycznego (Turnverein), które odbyło się 8 stycznia 1863 roku w Bielsku złożono wniosek o powołanie straży pożarnej (Freiwillige Feuerwehr).   Formalny wniosek w tej sprawie złożył Ryszard Zawadzki. Niemiecka gazeta „Silesia” informowała, że uchwałę poparli: Ernst Arndt (farbiarz), Karl Bissvanger, Otto Keler, Emil Kreuz (stolarz), Bernhard Nadler (nauczyciel tkactwa), Georg Putschek (kupiec), dr Josef Preissier (dyrektor gazowni miejskiej), Moritz Schimke (su­kiennik), Adolf Riedel i Karl Zenker (profesor).  Zebrani gimnastycy uchwalili, że zaproponują obu „siostrzanych miastom” jak nazywano wówczas Bielsko i Białą, by doprowadziło do utworzenia ochotni­czej straży pożarnej.

Strażacki falstart,
czyli chęć szczera nie zawsze wystarczy

Burmistrzowie: Karl Sennewaldt w Bielsku i Antoni Samesch w Białej wsparli mocą swych urzędów powsta­jącą organizację.  Od tego momentu sprawy potoczyły się szybko. 14 października 1863 roku na zebraniu gimnastyków (Turnvereinu) powołano formalnie, za zgodą burmistrzów obu miast, stowarzyszenie Freiwil­lige Feuerwehr („Ochotniczej Straży Pożarnej”). Wszystkich chętnych do wsparcia nowej inicjatywy zaproszono na 25 października 1863 roku do strzelnicy. Specjalną odezwę w tej sprawie wydali na łamach lokalnej prasy burmistrzowie obu miast. Na apel ten zgło­siło się 185 „dziarskich” mężczyzn, w tym 111 członków Turnvereinu.  Dr Jerzy Polak, autor wielu książek o historii regionu i straży pożarnych tak opisuję trudne jej początki: Nad całością takiej organizacji czuwać mieli -prezes Freiwillige Feuerwehr Adolf Riedel, zajmujący się na co dzień handlem wełną oraz wspomniany Julius Roth.
Przez zimę 1864 roku nic się nie działo w kwestii nowej organi­zacji, gdyż uchwalono podjęcie pierwszych ćwiczeń w maju tego roku. Wówczas też okazało się, że zapał ochotników z jesieni 1863 roku bardzo zmalał i na ćwiczenia stawiło się mniej niż 100 mężczyzn. Ćwiczenia te były bardzo ogólne, zabrakło solidnych podstaw i wzo­rów, w rezultacie ochotnicy na strażaków reprezentowali więcej chęci niż rzeczywistych umiejętności. Takich też „strażaków” rzucono la­tem 1864 roku do pierwszych akcji przeciwpożarowych. Ich udział zakończył się zupełną klęską. W czasie akcji, przy oczywistym bra­ku komendy, panował kompletny chaos i zamieszanie, a tłum ciekaw­skich, jak dawniej przeszkadzał „strażakom”, którzy dysponując marnym sprzętem, owymi starymi sikawkami, niewiele mogli zdzia­łać. Szczególną tragedią okazał się pożar przędzalni wełny Ferdy­nanda Brücka na Żywieckim Przedmieściu w dniu 7 sierpnia 1864 roku, w którym nie tylko, że obiekt uległ całkowitemu zniszczeniu, ale jeszcze doszło do jego plądrowania przez tłum mieszkańców, którzy pobili „strażaków”.

Po tej kompromitacji ochotniczej organizacji strażackiej władze Bielska chciały ją rozwiązać. W tej sytuacji inicjatorzy jej założenia z Turnvereinu zwrócili się z gorącym apelem do mieszkańców i władz miejskich z hasłem „Aus nichts wird nichts! („Z niczego będzie nic”), w którym wyjaśniono, iż bez odpowiedniego wyposażenia i bazy materialnej strażacy - ochotnicy nie są w stanie się wyszkolić i za­pewnić obrony przeciwpożarowej mieszkańcom obu miast. Szczegółowo te wydarzenia opisał „Silesia” prezentując pierwsze roczne sprawozdanie z działalności straży.   Jednak już na gorąco opisując historie tej interwencji zwraca uwagę na kilka faktów. Po pierwsze, że o gaszeniu pożarów najwięcej wypowiadają się ci, którzy o tym nic nie wiedzą i nigdy w takiej akcji nie brali udziału, a wracając do wypadków z 7 sierpnia i pożaru w fabryce Brücka zwrócono uwagę na całkowicie bierną postawę policji. To co strażacy uratowali, to natychmiast miejscowa pijana hołota ukradła. Na uwagi strażaków, o to, by policja pilnowała uratowanego mienia, stróże prawa odpowiadali, że nie mają dyspozycji, a ich zadania są zupełnie inne!? W tych okolicznościach gazeta pisała kąśliwie, czy w to oznacza, że za każdym razem, gdy wybuchnie pożar, trzeba wydać Policji rozkaz pilnowania mienia. 

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Czciciele św. Floriana w Bielsku i Białej cz. 1

Podaniem ręki ślubuję wiernie, sumiennie na podstawie zatwierdzo­nych statutów ustaw sprawować kierownictwo i obowiązki członków zarządów i komendy Bielsko-Bialskiej Ochotniczej Straży Pożarnej, obowiązki te każdocześnie według ich mocy i sił wypełniać oraz starać się o dokładne przestrzeganie statutu przez wszystkich człon­ków Bielsko-Bialskiej Ochotniczej Straży Pożarnej”. Z godnie z prawem, ślubowanie takiej treści, każdorazowo składał burmistrzom Bielska i Białej każdy nowy komendant straży ogniowej.


                                                            Bosakiem i wiadrem,
                                                     czyli funkcja pożarnicza cechów

    Zanim jednak powstały zręby nowoczesnej organizacji przeciwpożarowej prekursorami walki z tym żywiołem byli rzemieślnicy. To oni, gdy wybuchał pożar     tracili cały swój nie tylko dobytek, ale również warsztat pracy. Z tego właśnie powodu poszczególne cechy posiadały własny sprzęt pożarniczy. Były to głównie: wiadra skórzane, bosaki, drabiny oraz sikawki ręczne. Sprzęt ten przechowywany był w domu cechowym oraz u poszczególnych mistrzów.  - W mieście był wyznaczony komisarz pożarowy, który miał za zadanie kierowanie akcją gaszenia, a członkowie cechów przybywali ze sprzętem na miejsce wydarzenia dla ratowania mienia mieszkańców. Poszczególne cechy miały wyznaczone role podczas gaszenia pożarów. Obsługiwanie sikawek należało do młodszych mistrzów, głównie z cechu kowali i ślusarzy, którzy lepiej się na tym znali. – informuje dr Ewa Dąbrowska znawczyni dziejów cechów w Bielsku-Białej.
Przez wieki pożary często nawiedzały Bielsko. W jednej z ksiąg cechowych zapisano: Bóg zesłał na nasze Dolne Przedmieście straszliwy pożar w dniu 14 lipca 1753 r., który zamienił w popiół aż 100 domów, a w tym również farbiarnię cechowa. Została ona w całości spalona, jednak zdołano uratować 2 kotły. Cech postanowił ja odbudować. Ponieważ materiał budowlany i inne konieczne do budowy materiały są w tej chwili bardzo drogie, koszt całości wynosić będzie 180 talarów i 16 groszy śląskich. Boże, roztocz swoje łaskawe skrzydła nad nami i chroń nas i całe nasze miasto od podobnych nieszczęść. To wpisano do księgi dnia 9 stycznia 1754 r. wobec całego cechu.
W księdze bielskich sukienników pod datą 16 czerwca 1724 r. podano szczegółowy wykaz sprzętu przeciw pożarowego będącego w posiadaniu tego cechu, a to: 5 wiader skórzanych, 6 bosaków i 12 sikawek ręcznych, które to sikawki znajdują się mistrzów (tu ich nazwiska).  Kolejny zapis podaje, że dnia 11 lutego 1751 r. zakupiono 4 nowe wiadra oraz nowy bosak.    W szopie na podwórzu ówczesnego domu cechowego sukienników przy dzisiejszym placu Smolki przechowywano również dużą sikawkę. - Na zebraniu cechu w dniu 22 maja 1854 r. zapadła decyzja o przekazaniu jej do dyspozycji gminy miejskiej, pod warunkiem, że zawsze będzie ona nazywana sikawką cechu sukienników i ma służyć dobru miasta i być obsługiwana przez wyznaczonego do tego mistrza. Jej utrzymanie i naprawy mają być w gestii gminy miejskiej, lecz pozostanie ona na zawsze własnością cechu- dodaje dr Ewa Dąbrowska.



wtorek, 2 grudnia 2014

Kronika Kryminalna 1892 cz. 2.

    Zbrodnia, czy głupi kawał oraz handel żywym towarem, to tematy, które żywo zajmowały mieszkańców Bielska i Białej w drugiej połowie 1892 roku.


    Do prawdziwej tragedii doszło w Bielsku 21 lipca 1892 roku w fabryce sukna Förstera na Purcelbergu, w wyniku którego czterech robotników straciło życie. Przy czyszczeniu głównego kotła w niewiadomy sposób dostała się para z rezerwowego kotła do niego i oparzyła trzech robotników tak silnie, że zaraz w ogromnem gorącu przestali żyć. Czwarty znajdował się blisko otworu kotła, i mniej wprawdzie ucierpiał, lecz poparzenie było tak mocne, że w szpitalu umarł wśród okropnych boleści. W kotle zginęli; Andrzdj Kosiarz z Janowic, żonaty, mający 26 lat; Jerzy Kreis z Wapienicy, żonaty, mający 37 lat i Tomasz Nikiel z Mesznej, swobodny, mający 22 lata; w szpitalu zaś umarł 19-letni Michał Kaiser z Bystrej.  O tym wypadku mówiło się dużo, gdyż wszystko wskazywało, że para z rezerwowego kotła, bez działania osób trzecich nie mogła się przedostać. Pytanie pozostawało otwarte, czy to był głupi kawał z tragicznym finałem, czy też zbrodnia.

   Jesieniom do Bielska powróciły dziewczęta, które władzy konsularnej w Konstantynopolu udało się wydobyć z domów rozpusty. Jak się okazało kilkadziesiąt dziewcząt, w tym z naszego regionu, zostały podstępnym wywiezione do Turcji i tam sprzedane. W październiku przed trybunałem przysięgłych proces karny we Lwowie, a na ławie oskarżonych zasiadło 27 żydów i żydówek. Prasa informowała: Oskarżeni, — sami żydzi postępowali zwykle w ten sposób, że upatrzywszy odpowiednie biedne dziewczęta, obiecywali im według okoliczności dobre posady np. „kasyerek, albo służbę panien pokojowych” itp. w Ameryce lub w Rumunii, a sprowadziwszy je ostatecznie na kolej, oddawali jo oczekującym już na kolei ajentom, którzy nieświadome drogi dziewczęta odwozili do Konstantynopola i tam je sprzedawali.
    20 listopada po raz kolejny przypomniano sobie o nakazach dekalogu mówiących, aby dzień święty święcić. W fabryce Josephyego poszło 6 robotników do ogrodu p. Josephyego kopać piasek i osiewać na formy i modele. W ogrodzie tym jest głęboka jama, a gdy w niej dwaj robotnicy piasek kopali, czterech ten piasek wywoziło, nagle oberwały się brzegi, i zasypał ich piasek zupełnie. Po wydobyciu ich obaj już nie żyli. Jeden pozostawił wdowę i troje dzieci, drugi wdowę i jedno dziecko, pierwszy pochodził z polskiej Bystrej, drugi ze śląskich Mikuszowic.
    Natomiast w grudni ulica komentowała z dużym zaangażowaniem zawiedzioną miłość młodego rzemieślnik z Bielska. Niejaki Kapa 20-letni rzemieślnik z Białej usiłował otruć się fosforem z zapałek. Zamiar jego na szczęście spostrzeżono, i przywołany lekarz dr. Reich uratował niedoszłego samobójcę. Przyczyną samobójstwa miała być wzgardzona miłość.

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Kronika Kulturalna 1892 cz. 1.

    Przeglądając stare gazety z 1892 roku w rubryce zdarzeń nadzwyczajnych natrafiłem na kilka zdarzeń, które komentowali ówcześni.

    Stare porzekadło mówi, że: Co ma wisieć, nie utonie, jednak inna mądrość ludowa przekonuję, że: co komu pisane, to go spotka. W przykry sposób o tym fakcie przekonał się robotników Wojciech Kliszowic z Łodygowic, który w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia wracał pociągiem robotniczym do domu. Przechodząc podczas jazdy z wagonu do wagonu noga się mu osunęła i wypadł. Nie wpadł wprawdzie pod koła pociągu ale trudno w jego wypadku mówić o szczęściu, gdyż wpadłszy do głębokiej wody utonął... Nieszczęśliwego pochowano na katolickim cmentarzu w Lipniku. 
    W lutym szczególnie ubolewali miłośnicy orzeźwiającego napoju z chmielem. Lokalna prasa informowała: Spaliła się tu część browaru, należącego do Hollandera, Hübnela i Spółki. Przez 7 godzin pracowała bielsko-bialska ochotnicza straż pożarna, aby ugasić ogień, co się jej dopiero około wieczora udało. Szkoda wynosi około 130.000 złr. Ogień zniszczył 300.000 kilogramów słodu w wartości 60.000 złr. i 3000 do 4000 kilogramów chmielu. Browar ten jest asekurowany.
    Zapewne dużo też komentarzy wywoła desperacja niejakiego Józef Krawczyka, który siedział w kwietniu 1892 roku w areszcie śledczym sądu powiatowego w Białej, oskarżony o kradzież. D, 23 bm. rzucił się Krawczyk podczas rozdawania obiadu z nożem na dozorcę, pchnął do dwukrotnie w piersi, nie skaleczywszy go ciężko, ponieważ dozorca miał na sobie grubą odzież zimową. Następnie uciekł z więzienia i pobiegł w stronę ku Lipnikowi. Żandarmerya i policya udała się za nim w pogoń. Gdy Krawczyk widział, że zostanie złapany, poderżnął sobie gardło z taką siłą, że nóż doszedł aż do kości pacierzowej. Śmierć nastąpiła natychmiast.

    Końcem XIX wieku bardzo popularne wśród robotników były nowinki socjalistyczne. Nosicielami tych idei byli głównie przybysze z zaboru rosyjskiego. W czerwcu do Białej przybył komisarz policji Rostrzewski z Krakowa i aresztował w fabryce Schirna anarchistę Ignacego Popławskiego studenta z Warszawy, który jako robotnik miał krzewić zasady socjalistyczne.
Jak się jednak okazało: Popławski został niewinnie oskarżony przez szpiega moskiewskiego, nazwiskiem Hendigery, który wielu Polaków niewinnie denuncyował, i na  żądanie rządu rosyjskiego aresztowany przez policyę krakowską. Obecnie Popławski pracuje znowu w fabryce Schirna w Białej, bo się policya przekonała o jego niewinności, natomiast szpieg Hendigery został aresztowany i będzie mu wytoczony proces.

piątek, 28 listopada 2014

Budowa Mostu w Łodygowicach

Budowa mostu do Kubin – Łodygowice Górne – zima 1935 rok. Fotografia ze zbiorów Józefa Klinowskiego z Puścin.
Zdjęcie od strony ulicy głównej na Kubiny. Za mostem istniejący dom Loranców, dalej po lewo nieistniejący dom Burmana.
Osoby zidentyfikował Jan Klinowski z Zabrzega ur.1927r u Kubinów, oraz Stanisław Loranc z Kępki i jego sąsiedzi Loranc Włodek wraz z matką.

Poniżej prezentuje te osoby, które udało się zidentyfikować przez Józefa Klinowskiego

01.     Pilarz Józef– kowal – kuźnia była za widocznym domem Loranców.

03.     Grabski Józef (jego żona ?? i córka Antosia ur.1927r. często odwiedzały moją babcię Agnieszkę Klinowską) Józef zaginął bez śladu pod koniec wojny.
06.     wg Teresy Klinowskiej – Duraj Michał
07.     Przybyła Antoni – (starszy od wujka Janka ur.1927)
14.     Karolek Grabski syn Kuśki, zginął na torach – jego syn to Adam
15.     Pawełek Józef – handlował końmi (bywał po wojnie również w Zabrzegu)
16.     Kania Jasiu – z domu Kaniów naprzeciwko mostka do Kubin. Tam było dużo chłopaków. Spokrewnieni z Klinowskimi poprzez małżeństwo Michała Kani z Marysią Faber, zamieszkali na Starym Bielsku, Dzieci ich to Marysia, Kasia, Gienia, Agnieszka, Elżbieta. Był jeszcze Franek, Jedrek co ożenił się z córką brata kowala – też zamieszkali na Starym Bielsku.
17.     nierozpoznany
18.     Pawełek Genowefa (żona Józefa)
24    Burman Władysław ur.1928r. u Kubiny. Ojciec był szewcem, było ubogo u nich w domu. Latem chodzili na borówki i inne leśne owoce i sprzedawali. Wujek Janek chodził z jego bratem do szkoły. Miał córkę Władysławę po mężu Pękala, a ta córkę Alę – która mieszka u Kubin

26     Klinowski Józef ur.1896r. legionista, cieśla, kolejarz -mój dziadek. Pochodził z Hucisk, ożenił się u Kubiny z Agnieszką Cendry. Mieli 6 dzieci: Jana, Józefa, Marynę, Stefana, Cecylię, Teresę.
27.     Przybyła Jan -  ojciec Antoniega (7), bliski i serdeczny sąsiad Józefa Klinowskiego.

32.     Duraj Franciszek mieszkaniec Kubin, mąż Katarzyny – nie pamięta nazwiska (od rolnicka)

34.     prawdopodobnie córka kowala (1) Maria Pilarz

37.     wg. wujka prawdopodobnie jest to ojciec Katarzyny od rolnicka - żony (32)
38.     Krysta – miał gospodę w Łodygowicach Górnych przy głównej drodze (po prawej) – w stronę Łodyg.Dolnych
42. znany wujkowi- chyba Suchanek ??. Mieszkał w pobliżu mostku po prawej. W Puścinach wybudowany jest jego syn, lub córka.

wtorek, 25 listopada 2014

Zapora w Wapienicy

    21 października 1933 roku z wielką fetą otwarto zapore wodną w Wapienicy. Symbolicznego jej otwarcia dokonał prezydent Rzeczpospolitej prof. Ignacy Mościcki. Poniżej kilka fotografii z tego wydarzenia. Za zdjęcia (te i wszystkie pozostałe) raz jeszcze dziękuję Pani prof. Jadwidze Pieczonce.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Poszli walczyć o wolną Polskę



    Podsumowując działania „Sokołów” w II Brygadzie nasuwa się kilka spostrzeżeń. Pierwsze to fakt, że przez cały czas, pomimo tego, że wojna wypacza charaktery, legioniści pamiętali, że poszli walczyć o Polskę.

    Z tego też powodu mają ogromne problemy, gdy przychodzi im złożyć przysięgę na wierność cesarzowi, w której nie ma ani słowa o Polsce. Pomimo milczenia cesarza, co ich bardzo nurtowało, zaufali politykom, że walcząc wspólnie z Austriakami, walczą o wolną Polskę. Dlatego też, kiedy cesarz swoim aktem zapowiada wolną Polskę, oni nie bawią się w manifestacje polityczne i bez szemrania składają kolejny raz przysięgę, bowiem poszli walczyć o wolną Polskę.


    Paradoksalnie też ich udział w buncie po Traktacie Brzeskim i przejście pod Rarańczą wynikało z faktu, że poszli oni do legionów walczyć o Polskę.  Dziwnym zrządzeniem losu „Sokoły”, które wyszły z Podbeskidzia w ciągu I wojny światowej walczyły ze wszystkimi trzema państwami zabor­czymi. A wszystko po to, aby Polska była wolna i niepodległa.

piątek, 21 listopada 2014

Szkic włoski



    Do pełnego obrazu dziejów sokołów z Podbeskidzia służących w legionach brakuję jeszcze dodania epizodu włoskiego. Wysłani na front włoski legioniści nie mieli motywacji do walki, dlatego też przy pierwszej nadarzającej się okazji oddawali się do niewoli włoskiej. Wkrótce obozy włoskie zaroiły się od Polaków. Dzięki niezmożonej energii prof. Macieja Lorenta oraz posła Jana Zamorskiego działającego na terenie Włoch, udało się uzyskać od władz zezwolenie na formowanie oddzielnych polskich obozów jenieckich.

     Dla przypomnienia poseł do parlamentu wiedeńskiego Jan Zamorski, znany nam przyjaciel „Sokołów”, uczestnik bitwy nad Białą, został za nieprawomyślność najpierw aresztowany, a później wcielony do szeregów austriackich. On również przeszedł przez obozy i w kwietniu 1917 roku wspólnie z prof. Lorentą zakładają  Comitato Polaco in Italia. Chcą budować w oparciu o ochotników i Polaków z obozów legion włoski. 20 września 1918 przy­była do Włoch misja wojskowa gen. Hallera z ks. Leonem Radziwiłłem i Marianem Dienstal-Dąbrową, przystępując do przeprowadzenia rekrutacji. Ostatecznie jednak Włosi nie zdecydowali się na taki krok.

    Równie ciekawe losy w ostatnim okresie wojny spotkały niezapomnianego Tadeusza Jänicha, prowadzącego ochotników z Żywca do legionów. Jako politycznie niepewny zostaje najpierw przez Austriaków internowany do obozu Huszt-Marmarasziget, a później w kwietniu 1918 roku zostaje wcielonym do armii austriackiej. Podczas walk trafia do obozu jenieckiego, skąd w listopadzie udaje mu się z niego uciec.



wtorek, 18 listopada 2014

Pamięć o bohaterach ciągle żywa...

                                                                  Katyń pamiętamy

14 listopada br. w Domu Kultury Włókniarzy w Bielsku-Białej odbył się specjalny program edukacyjny pt. Katyń nie zapomnimy, którego organizatorem było Stowarzyszenie Rodzina Katyńska.
Najciekawszą szczególnie dla historyków częścią spotkania był referat pt. Bielscy Policjanci w 20-leciu międzywojennym i tragedia katyńska z ich udziałem, który wygłosił Michał Pudło, przewodniczący Stowarzyszenia Rodzina Policyjna 1939, oddział Bielsko-Biała.

Prelegent informował, że: Policjanci pełniący służbę na terenie Bielska i powiatu bielskiego byli funkcjonariuszami Policji Województwa Śląskiego, która wobec autonomii tego regionu istniała równolegle do pełniącej służbę na pozostałych terenach Rzeczpospolitej - Policji Państwowej.  W naszym mieście w roku 1922 istniały dwa komisariaty – w Bielsku i Dziedzicach oraz 14 posterunków, a od  grudnia 1925 roku 1 komisariat i od 10 do 11 posterunków.
Komisariatem kierował komisarz, który miał swego zastępcę, również oficera, przodownik był instruktorem, kolejnymi stanowiskami były sekcyjni, obchodowi od roku 1927 dzielnicowi. Każdy komisariat miał oczywiście dyżurnego.
Podstawową służbę pełnili posterunkowi. Oprócz odpowiedzialności za stan porządku w obchodzie, posterunkowi odpowiadali za bezpieczeństwo i porządek w całym rejonie służbowym.  Musieli pełnić służbę w zależności od potrzeb, jednak nie mniej niż osiem godzin na dobę i 240 godzin miesięcznie. Posterunkowi i komendanci posterunków zajmowali się także pracą dochodzeniową w przypadkach przestępstw mniejszej wagi, prowadzili także sprawy dotyczące wypadków i innych przestępstw. Natomiast podstawowym obowiązkiem  policjanta służby mundurowej  było takie działanie, które zapobiegało  naruszeniom prawa.
Teren tej Komendy graniczył z powiatem cieszyńskim oraz pszczyńskim.
Komenda Powiatowa liczyła 12 etatów, w tym jednego oficera, 2 przodowników, instruktora oraz 1 woźnicę. Siedziba Komisariatu i Komendy to kamienica na dzisiejszym starym Rynku na północnej pierzei. W pobliskich kamienicach były mieszkania służbowe.
 Posterunki istniały w Mikuszowicach, Wapienicy, Jasienicy, Jaworzu, Międzyrzeczu Górnym, Grodźcu, Ligocie, Czechowicach, Żebraczach, Zabrzegu, Chybiu, Strumieniu, Drogomyślu,  Zarzeczu i Rudzicy.


Nie należy także nie wspomnieć faktu, iż bezpieczeństwa w Białej, nie wchodzącej w skład województwa śląskiego chronili policjanci z Komisariatu w Białej, który wchodził w skład jednostek Policji Państwowej.
 We wrześniu 1939 los policjantów zależał od barw narodowościowych okupanta pod niewolą którego zostali zatrzymani.  Na ziemiach będących pod okupacją sowiecką znalazło się około 12 tysięcy polskich policjantów, pod okupacja niemiecką około 10 tys. funkcjonariuszy.  Większość z nich trafiła do łagrów i obozów.
Szczególnie obfite żniwo, zebrało NKWD w Tarnopolu, gdzie we wzorowym porządku ewakuowali się funkcjonariusze Policji Województwa Śląskiego, w tym policjanci z Bielska. Od tego momentu los wszystkich jeńców leżał w rękach funkcjonariuszy NKWD.
Policjantów zgromadzono w obozie w Ostaszkowie, na wysepce Stołbnyj na jeziorze Seliger.
Więżniów Ostaszkowa rozstrzelano w budynku Zarządu Obwodowego NKWD w Kalininie, obecnie Twerze, ok. 300 km od Moskwy.
W Twerze rozstrzelano 6288 osób. Zostali oni pogrzebani w Miednoje, a ślady tej zbrodni ukryło 25 dołów śmierci-
mówił nadkomisarz Michał Pudło.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Przez front i do Kaniowa

  
    Z 15 na 16 pod osłoną nocy ruszyły długie kolum­ny w kierunku Rarańczy. Austrjacy nie orjentowali się w podjętym planie. Chrzęst taborów zwró­cił uwagę na nieprawdopodobny ruch Korpusu Polskiego. Zniszczone połączenia telefoniczne powie­działy resztę. Padły pierwsze strzały i rozpo­częło się forsowanie przejścia pod Rarańczą...

    Przed samą północą legioniści rozbili dwa ba­taliony austriackiego 53. pułku piechoty. Nad ranem 100 oficerów z Jó­zefem Hallerem na czele oraz około 1500 żoł­nierzy otworzyło sobie przejście bagnetem. Oni w marcu połączyli się w Sorokach nad Dniestrem z II Korpusem Polskim. Niestety, większości ta sztuka się nie udała. Z około 5500 ludzi, połowa po przesłuchaniach została wcielona do wojsk austro-węgierskich i wysłana na front włoski. Natomiast resztę internowano w obozach w Hust, Marmaros-Sziget, Busty-haza, Dulfalva, Szeklencze. Natomiast 91 oficerów i 25 podoficerów i spora grupa ok. 250 szeregowych stanęło przed sądem.  Postawiono im najcięższe zarzuty - zbiorowy spisek i bunt oraz dezercję. Złapani przeżywali prawdziwe piekło i ich los ważył się aż do 24 września 1918 roku, kiedy aktem łaski cesarza Ka­rola postępowanie zostało umorzone. Wszystkich oficerów w drodze łaski zde­gradowano na sierżantów, a podoficerów na szeregowców oraz wyznaczono im front włoski jako miejsce pokuty.


    W tym samym czasie, gdy toczył się proces, żołnierze Hallera połączeni z II Korpusem Polskim prowadzili nierówne walki przeciw swoim niedawnym sojusznikom. 18 kwietnia hallerowcy na rozkaz generała Osińskiego, świeżo mianowanego przez Radę Regencyjną dowódcy wojsk polskich na Ukrainie, zatrzymali się w okolicach Masłówki niedaleko Kaniowa. Osiński zaklinał Hallera, aby nie bił się z Niemcami i czekał na rozwój wypadków. Pod presją tego rozkazu Haller istotnie zatrzymał swój marsz i rozpoczął rokowania z Ukraińcami. To jednak pozwoliło Niemcom na przegrupowanie sił i przygotowanie manewru oskrzydlającego. 8 maja skierowali do Polaków ultimatum nie do spełnienia, a później dla fortelu, aby doprowadzić do wyjścia Polaków z Masłówki, gdzie byli oni przygotowani do obrony, wycofali się. 11 maja Polacy ruszyli w stronę Kaniowa, tam jednak w nocy z 11 na 12 maja zostali znienacka zaatakowani. Ostatecznie II Korpus Polski dowodzony przez generała Hallera, po kil­kugodzinnej zaciętej bitwie, stoczonej 12 maja 1918 roku pod Kaniowem, przestał istnieć. Z 7 tysięcy żołnierzy korpusu Niemcy ujęli 250 oficerów i niespełna 3000 szeregowych.  Jednym z nich był sierżant Aleksander Koutny z Żywca, któremu w trakcie transportu do obozu udało się mu uciec. Reszta z Hallerem przez tereny Rosji dociera do Francji i tam formuje się jako „błękitna armia”.

piątek, 14 listopada 2014

Zdrada, a więc przysięga nie obowiązuje



     13 lutego 1918 roku oficerowie 2. pułku piechoty wspólnie z gen. Hallerem uznali, że poprzez układ brzeski C.K. nie tylko zdradziło ich, ale zerwało współpracę, co oznacza, że złożone przysięgi i braterstwo broni przeszło do historii. Podobne rezolucje zapadły w pozostałych oddziałach. Zastanawiano się, co w obecnej sytuacji uczynić należy. Projektów było kilka. Proponowano zbrojny marsz na Lwów i zajęcie galicyjskiego zagłębia nafto­wego. Jednak ten wariant szybko odrzucono, gdyż osamotnieni legioniści bez dostaw i z taki marnym ekwipunkiem, szybko staliby się łatwym łupem dla sił państw centralnych. Z tego też powodu uznano, że w tej beznadziejnej sytuacji najlepszym rozwiązaniem będzie przejście na drugą stronę frontu i połączenie się z organizującymi się tam oddziałami polskimi.
Decyzja zapadła szybko. Przygotowania trwały krótko. Dla uśpie­nia czujności, zostały zarządzone przez gen. Hallera nocne ćwiczenia, których właściwym celem było: - przedarcie się pod Rarańczą w pełnym skła­dzie Korpusu. Wiadomość przekazana drogą pou­fną, wśród żołnierzy Korpusu wywołała ogólną ra­dość. (...)  Pod wieczór, 15 lu­tego rozpoczęto stopniowe przygotowania.

Generale, mój generale....

Sprawa nie była prosta, bowiem żołnierze mieli do pokonania ok. 30 kilometrów do linii frontu i musieli do swojej akcji przekonać generała Zielińskiego, który znany był ze swej surowości, umiłowania munduru i honoru. Oni zaś chcieli, aby on stanął na czele „sprawiedliwego buntu”. Roman Górecki, któremu nakazano „zneutralizować” generała, tak wspomina tamten wieczór:

Wszedłem więc do pokoju gen. Zielińskiego, gdzie był zebrany cały sztab korpusu. Generał stał przy stole, wpatrując się we mnie swemi zmrużonemi, jakby w głąb czaszki zapadłemi oczyma.
W tym krótkim momencie przeżyłem całą tragedję bezpańskiego żołnierza. Oto stałem wobec mego generała-dowódcy, którego kocha­łem i czciłem, jak ojca i któremu miałem meldować, że jego pułki . zbuntowały się wobec swej dotychczasowej władzy i że za go­dzinę, dwie ruszą na wschód, by sobie nowych dróg szukać i o Polskę dalej walczyć. Chciałem mu przeciwstawić jakiś autorytet, na czyjś rozkaz się powołać, nie mogłem poprostu powiedzieć: „oficerowie II-ej Brygady idąc za wolą całego żołnierstwa postanowili wypowie­dzieć posłuszeństwo Naczelnej Komendzie armji austrjackiej".
Te rozważania jednak i refleksje, to była kwestja sekundy. Sta­nąwszy przed generałem meldowałem, salutując: Panie Generale, melduję posłusznie, że z rozkazu Naczelnego Komitetu Polskich Organizacyj Wojskowych wypowiedzieliśmy posłuszeństwo armji au­strjackiej.., Generał mi przerwał: Z czyjego rozkazu?! Z rozkazu Polskiej Organizacji Wojskowej. I dalej jednym tchem meldowałem o całym planie i wszystkich jego szczegółach (...) w końcu prosiłem Generała, by szedł z nami, że to jest jedyna nasza odpowiedź dana państwom centralnym za czwarty rozbiór Polski!
Generał, wsparty o krzesło, słuchał uważnie mego meldunku w pewnych momentach żądał uzupełnienia, utkwił we mnie swoje siwe, stroskane oczy...; widziałem przed sobą człowieka, pod którym ziemia się zapadała.
Wtedy powiedziałem: Panie Generale! Zapytuję posłusznie, czy Pan Generał pójdzie z nami, czy nie?
Generał jakby z odrętwienia się obudził, machinalnie ręką do kie­szeni sięgnął, a potem mierząc mię swym złamanym wzrokiem po­wiedział: To wy mnie tutaj zabijcie!. Wtedy oświadczyłem: Biorę Pana Generała pod przymus wojskowy - nie chciałem, nie mogłem powiedzieć: Aresztuję Pana, Panie Generale! - potem zawołałem do sieni: Sierżant! jeden posterunek do mnie!. I wszedł do pokoju żołnierz; stanął z bronią u nogi, na karabinie osadzony miał bagnet. Wskazałem ręką generała; żołnierz stanął za nim w odległości 2 kro­ków.
Generał spojrzał po obecnych; do mnie powiedział: Jestem do Pańskiej dyspozycji' i usiadł na krześle.(...)
Po wyjściu z pokoju, w którym został aresztowany Sztab, zostałem tam ponownie wezwany przez generała Zielińskiego.
Generał starał się mnie przekonać, że go niepotrzebnie biorę ze sobą, że on po tamtej stronie frontu dowództwa nad nami z powrotem nie obejmie, cudzych laurów zbierać nie będzie, a wobec tego, że jest stary i schorowany, więc pożytku z niego żadnego nie będzie. Wresz­cie zaproponował mi, bym go zostawił na miejscu, a on ręczy słowem oficerskiem, że do przyjścia Austrjaków z miejsca się nie ruszy. Nie mogłem odmówić dużej słuszności argumentacji generała. W drugim pokoju natknąłem się na rotmistrza Okołowicza i podpułkownika Ro-galskieg, którzy, gdy im zakomunikowałem prośbę generała, zaczęli mi radzić, bym się na pozostawienie go nie godził i zabrał go z nami i obejmie z powrotem dowództwo Korpusu. Najbardziej zaś przekony­wającym był ich argument, że po naszem przejściu odbierze sobie życie.
Dość było zresztą spojrzeć na niego, by się upewnić w tem przeko­naniu.
Wróciłem więc i zameldowałem generałowi, że jego prośbie za­dośćuczynić nie mogę, co tenże przyjął z rezygnacją do wiadomości. Obaj nie tracili jednak nadziei, że poprzejściu da się przebłagać. (...)
Udałem się do generała i zapytałem go, z kim chce je­chać w samochodzie w czasie marszu. Zburczał mię za to, mówiąc: Poneś tutaj komendantem! Z kim pon każesz, z tym pojadę. — Wtedy oświadczyłem: Pojedzie Pan Generał z ppłk. Rogalskim, a rotmistrz Okołowicz pojedzie z Panami, jako eskorta . Generał od­powiedział: Widzisz Pon. Tak to rozumiem! Jestem do Pańskiej dyspozycji.  
Załatwiwszy się w ten sposób ze sztabem i z gen. Zielińskim, Górecki uprzytomnił sobie, w jakiej sytuacji znajdą się rodziny aresztowanych za­wodowych oficerów austriackich. Legioniści byli ochotnikami, w razie niepowodzenia akcji mogą liczyć na taryfę ulgowa, natomiast zawodowych oficerów czeka śmierć, a ich rodziny skarze na biedę i różne szykany. Przecież nikt nie uwierzy, że Polak z krwi i kości, generał Zieliński, nawet w takich okolicznościach zachowa się zgodnie z tym, jak mu honor i przysięga żołnierska nakazują. Możemy tylko się domyślać, co działo się wewnątrz Zielińskiego. Jego serce i uczucia podpowiadały mu, by iść solidarnie ze swoimi legionistami. Jednak jego zasady i to, w co wierzył i czemu służył przez całe życie, nakazywały trwać, nawet wbrew sobie, zgodnie ze złożoną przysięgą. Z tego też powodu Górecki postanowił wystosować do Naczelnej Komendy protokół, z którego by wynikało, że protestując przeciw IV rozbiorowi Polski wypowiadamy Austrii posłuszeństwo, a następnie, że sztab cały poszedł z nami pod przy­musem.

„Dowództwo Polskiego Korpusu Posiłkowego.
Protokół
Dnia 15 lutego 1918 o godzinie 6.30 wieczór z rozkazu mej chwilowej bez­pośredniej władzy przełożonej przedstawiłem generałowi Zielińskiemu w formie służbowego raportu, że drugi i trzeci pułk piechoty, I pułk artylerji
kompanja saperska i inne oddziały podległe bazpośrednio Dowództwu Pol­skiego Korpusu Posiłkowego zakwaterowane na Bukowinie w ciągu dzi­siejszej nocy wypowiadają posłuszeństwo c. i k. armji austrjackiej, jako pro­test przeciwko IV rozbiorowi Polski, a następnie przechodzą celem połą­czenia się z Naczelnem Dowództwem Wojsk Polskich, t.j. z generałem Muśnickim. Gdy na zapytanie moje, czy generał Zieliński, ppłk. Rogalski, mjr. Ganczarski, mjr. wet. Postolka i kpt. Pomazański decydują się pójść z nami oświadczyli odmownie, zameldowałem, że z tą chwilą wszyscy wy­żej wymienieni oficerowie zostają zmuszeni do tego przemocą wojskową. Następnie oddałem ich wszystkich pod straż.
 Łużany, dnia 15 lutego 1918 r. godz. 7 po pół.
Jako świadek: Wykonawca rozkazu: N. Okołowicz rtm. Dr. Górecki Roman kpt. Int“.

    Protokół ten zostawiono kpt. Lewartowskiemu dla doręczenia władzom austriackim, a samochód wiozący generała ruszył w stronę frontu.