czyli od manufaktury do wielkiego przemysłu
Strażacki falstart,
czyli chęć szczera nie zawsze wystarczy
Przez zimę 1864 roku nic się nie działo w kwestii nowej organizacji, gdyż uchwalono podjęcie pierwszych ćwiczeń w maju tego roku. Wówczas też okazało się, że zapał ochotników z jesieni 1863 roku bardzo zmalał i na ćwiczenia stawiło się mniej niż 100 mężczyzn. Ćwiczenia te były bardzo ogólne, zabrakło solidnych podstaw i wzorów, w rezultacie ochotnicy na strażaków reprezentowali więcej chęci niż rzeczywistych umiejętności. Takich też „strażaków” rzucono latem 1864 roku do pierwszych akcji przeciwpożarowych. Ich udział zakończył się zupełną klęską. W czasie akcji, przy oczywistym braku komendy, panował kompletny chaos i zamieszanie, a tłum ciekawskich, jak dawniej przeszkadzał „strażakom”, którzy dysponując marnym sprzętem, owymi starymi sikawkami, niewiele mogli zdziałać. Szczególną tragedią okazał się pożar przędzalni wełny Ferdynanda Brücka na Żywieckim Przedmieściu w dniu 7 sierpnia 1864 roku, w którym nie tylko, że obiekt uległ całkowitemu zniszczeniu, ale jeszcze doszło do jego plądrowania przez tłum mieszkańców, którzy pobili „strażaków”.
Po tej kompromitacji ochotniczej organizacji strażackiej władze Bielska chciały ją rozwiązać. W tej sytuacji inicjatorzy jej założenia z Turnvereinu zwrócili się z gorącym apelem do mieszkańców i władz miejskich z hasłem „Aus nichts wird nichts! („Z niczego będzie nic”), w którym wyjaśniono, iż bez odpowiedniego wyposażenia i bazy materialnej strażacy - ochotnicy nie są w stanie się wyszkolić i zapewnić obrony przeciwpożarowej mieszkańcom obu miast. Szczegółowo te wydarzenia opisał „Silesia” prezentując pierwsze roczne sprawozdanie z działalności straży. Jednak już na gorąco opisując historie tej interwencji zwraca uwagę na kilka faktów. Po pierwsze, że o gaszeniu pożarów najwięcej wypowiadają się ci, którzy o tym nic nie wiedzą i nigdy w takiej akcji nie brali udziału, a wracając do wypadków z 7 sierpnia i pożaru w fabryce Brücka zwrócono uwagę na całkowicie bierną postawę policji. To co strażacy uratowali, to natychmiast miejscowa pijana hołota ukradła. Na uwagi strażaków, o to, by policja pilnowała uratowanego mienia, stróże prawa odpowiadali, że nie mają dyspozycji, a ich zadania są zupełnie inne!? W tych okolicznościach gazeta pisała kąśliwie, czy w to oznacza, że za każdym razem, gdy wybuchnie pożar, trzeba wydać Policji rozkaz pilnowania mienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz