poniedziałek, 30 maja 2016

Stadt Theater in Bielitz nr 67.

Twierdzą nam teatr,
czyli o kłopotliwej nadbudowie


   Czytając relacje prasowe w stylu: nigdy Bielsko nie miało tak doskonałego zespołu operetkowego, Wczorajszy występ był dużym i trwałym sukcesem, który rósł z aktu do aktu, a zakończył się gromkimi owacjami na stojąco czy też sala wypełniona była po brzegi , które pojawiały się regularnie po premierach, można by odnieść wrażenie, że teatr funkcjonuje jeżeli nie fantastycznie, to na pewno dobrze. Rzeczywistość jednak bardzo rozmijała się z „prasowymi faktami”. Były spektakle, na których pojawiało się 46 widzów. Ale dziennikarze mieli misję, tworzyli więc „równoległy świat”, by zachęcić ludzi do odwiedzenia teatru.
    Po dwóch miesiącach życia w gazetowej fikcji twarda prawda zaczęła się przebijać na powierzchnię, bo księgowy umiał liczyć, a obecni na przedstawieniach widzowie widzieli, że sala nie jest pełna. Prasa zaczęła więc zauważać, że z każdym występem liczba widzów w teatrze topnieje. Część populacji pozostaje z dala od teatru w niewytłumaczalny sposób.(...) Być może było to tylko chwilowe wahanie wizyt, następne dni pokażą, czy Bielsko to miasto sztuki, czy też nie.
Miłośnicy teatru nie chcieli zauważyć, że już dawno Stadt Theater in Bielitz przestał być jedyną i najlepszą ofertą na rynku.

Teraz, pomijając sale w „Kasierhofie” i „Pod Czarnym Orłem”, gdzie regularnie odbywały się różne występy, pojawiły się nad Białą dwa kina, które każdego wieczora z sukcesem walczyły o widza. Co jakiś czas w prasie pojawiały się ignorujące rzeczywistość artykuły pod wymownymi tytułami: „Gdzie Bielsko kochające sztukę!?” „Każde miasto ma teatr na jaki zasługuje”. Narzekano w nich na widzów, którzy nie chcą docenić starań artystów i szczelnie wypełniają tylko przedstawienia premierowe, by później omijać budynek teatru. Te artykuły, pouczenia, apele i połajanki ostrzegały, że niedocenianie artystów skończy się powrotem do kiepskiej rozrywki, a sztuka przez duże „SZ” zaniknie. Specom od marketingu pozostawiam ocenę tego typu zachęty... Zwłaszcza, że autorzy tych ostrzeżeń zwracali się do osób, które najpierw musiały zadbać o przetrwanie, a dopiero później, używając języka z minionej epoki – o potrzeby wyższe, wszystko to bowiem działo się w trudnym czasie kryzysu ekonomicznego.

    Warto również pamiętać, że teatr z założenia rezygnował z części potencjalnych widzów narodowości polskiej. Teatr nie był przecież samoistną wyspą, ale częścią ówczesnej tkanki społecznej. Gustaw Josephy, przedstawiając na posiedzeniu magistratu katastrofalne wyniki finansowe teatru, zakończył swoją przemowę apelem: To samorząd lokalny, który jest niemieckim (!) musi zadbać o teatr. Charakter naszych miast wymaga niemieckiej instytucji sztuki. Idąc naprzód musimy ramię w ramię pobudzać patriotyzm Bielska oraz siostrzanego miasta Biała. Stadtkino Biała i Kino Bielsko nie mają nic wspólnego z działaniami artystycznymi, a jedynie są przedsiębiorstwami zarobkowymi. W trosce o edukację, w interesie naszej niemieckiej twierdzy – teatru, w interesie naszych młodzieżowych kolegów, rad gmin i ludności musi trzymać się razem w celu umożliwienia dostatniej kontynuacji naszego teatru.

Najlepszą obroną jest atak,
czyli następne próby pozyskania widzów

    Trudna sytuacja finansowa zmobilizowała zespół teatralny, który przygotował ciekawe propozycje. 16 listopada zagrano „Prinzeß Gretl” (Księżniczka Gretl), operetkę w trzech aktach Heinricha Reinhardta z tekstem dr M. Willnera i Roberta Bodansky’ego. „Księżniczka Gretl” zdobyła w sobotę i niedzielę wielkie uznanie przy pełnej sali ze względu na bardzo przyjemną muzykę i piękne duety taneczne. (...) Panna Steiner jak księżniczka pięknie śpiewała i grała znakomicie. Pani Münzera jako Książę Max była zarówno teatralnie jak i wokalnie na najwyższym poziomie – po prostu piękna. Pan Fabro jak Walter von der Aue szczególnie dobrze został dobrany do roli. Pan Golda jako Couleurchargierter Hirschfeld nie przyczynił się do tego sukcesu. Pannna Neumeyer jako wykładowca uniwersytecki była doskonała. Pan Preiss jako książę Alojzy Baben-Baben genialnie zagrał arystokratę. Mniejsze role były zagrane perfekcyjnie, zwłaszcza docenić trzeba panie Illing, Frischler. (...) Można się spodziewać, że sztuka uzyska jeszcze wiele razy pełną widownię.
Dla jej lepszego wypełnienia w teatrze wprowadzono specjalne ulgi dla studentów.
W pasie lokalnej aż roiło się od zapowiedzi, zachęt i wielokrotnych omówień tych samych przedstawień. Schemat ich był podobny: najpierw streszczenie przedstawienia, potem „achy i ochy” zakończone zapewnieniem, że teatr był wypełniony po brzegi, a widzów od oklasków bolały ręce. Tak było między innymi po sztuce pt. „Das Märchen vom Wolf” (Opowieść o wilku).
Nienajlepszą propozycją była sztuka pt. „Parkettsitz Nr. 10”. „Anzeiger” tłumaczył, że sztuka cieszyła się dużym wzięciem w Berlinie, ale smak niemiecki różni się nieco od austriackiego. Tylko doskonała gra naszych aktorów, którzy od samego początku walczyli dla przegranej sprawy spowodowała, że spektakl zakończył się licznymi brawami, jednak tę propozycje musimy odrzucić.
Natomiast sztuki „Carmen”, „Hoheit tanzt Walzer” (Jej Wysokość tańczy walca) i „Alt-Wien” zebrały doskonałe recenzje. Gorące reakcje w mieście wzbudziło też przedstawienie pt. „Gänsehäufel”.

   Wiele scen tego spektaklu przykuwało wzrok widowni, zwłaszcza w drugim akcie, kiedy to wszyscy aktorzy i aktorki pojawili się w strojach kąpielowych na scenie!!! O tym się mówiło więcej, niż o perypetiach zazdrosnego męża.
Przed świętami Bożego Narodzenia wystawiono spektakl dla dzieci pt. „Jaś i Małgosia”.
Bardzo dobrą re-cenzję przedstawienia pt. „Los ojca” zamieściła gazeta „Anzeiger”: Aktorzy prześcigali się w szlachetnym graniu, które na pewno chwyta za serce widzów.
   Kolejna adaptacja sztuki „Maria Stuart” i inne grudniowe propozycje uzyskały, jeżeli oczywiście można wierzyć w tym względzie relacjom prasowym, wielki aplauz widowni, która licznie się zebrała w teatrze.
   Warto też odnotować, że bielski zespół dawał występy gościnne w Krakowie. W grudniu ustalono, że zostanie tam pokazanych co najmniej 8 spektakli.


piątek, 27 maja 2016

wtorek, 24 maja 2016

Stadt Theater in Bielitz nr 66.




Kino w Białej już działa,
czyli największy konkurent o widza wchodzi do gry



W niedzielę 12 października 1913 roku uroczyście otwarto miejskie kino w Białej. Wśród powszechnego aplauzu wyświetlono wiedeńską operetkę filmową Huberta i Ernesta Marischka „Girardi”. Budynek kina, tak z zewnątrz jak i wewnątrz jest jedną z najelegantszych i najpiękniejszych budowli tego rodzaju w całej monarchii i pod architektonicznym względem tworzy prawdziwą ozdobę miasta. Wygląda jak mały zameczek z nader ujmującą fasadą i przy całej przestronności jest niezwykle drobny. Projekt dostarczył pan architekt Artur Corazza z Igławy. Sala jest wysoka, zaopatrzona w sufit z nowoczesnym oświetleniem, podczas gdy na ścianach umocowane zostały nieduże lampy. W sumie dostępnych jest 550 miejsc siedzących, dalej 6 lóż na ścianach głównego wejścia i 8 lóż bocznych. Na widownię prowadzi gustownie utrzymany westybul. Koszty budowy opiewają na około 200.000 koron.

   „Bielitz-Bialaer Anzeiger” podkreślał, że kino powstało po to, by zdobyć środki na pomoc dla ubogich. I chociaż wszyscy oficjalnie w Bielsku się z tego cieszyli, to obiektywnie trzeba przyznać, że na rynku pojawił się nowy gracz, który walczył o tego samego widza, co teatr. Bardzo mocno to było widać po kinowych reklamach, które pojawiły się wszędzie.
W dniu otwarcia kina w teatrze grano „Der lachende Ehemann” – trzy-aktową operetka Juliusa Brammera i Alfreda Grunwalda z muzyką Eys-lera. 14 października grany był „Der Zigeunerprimas”, którego premiera odbyła się dziesięć dni wcześniej, ale z nieznanych powodów prasa zajęła się dopiero tym drugim wykonaniem, i to bardzo oszczędnie Inaczej było ze sztuką Curta Kraatza oraz Artura Hoffmanna pt. „Son Windhund” (Syn Windhund), która premierę miała 16 października. Wysiłki artystów zostały nagrodzone wspaniała recenzją.


   Podobnie było też z romantyczną operetką Franza Lehára pt. „Zigeu-nerliebe” (Cygańska miłość), której libretto napisali Alfred Willner i Robert Bodanzky. Premiera światowa odbyła się 8 stycznia 1910 Carltheater w Wiedniu. W recenzji, jak zwykle kwiecistej, niewielki przytyk dostał się Finchowi Sattlerowi (Joszi), który powinien śpiewać równie dobrze, jak to robi na próbach.
W październiku pojawiają się dwie ważne informacje, pierwsza zapowiadająca obchody 100-lecia urodzin Giuseppe Verdiego- oraz druga – że tutejsza gwiazda Gisa Steiner od następnego sezonu przechodzi do teatru w Brnie. Trzeba również odnotować, że 28 października po raz pierwszy dyrektor Josef Richter zaprezentował się jako aktor – zagrał w sztuce „Das grobe Hemd” (Gruba koszula) i zebrał dobre recenzje. Dyrektor Richter w sposób humorystyczny odgrywa charakter starego Scholl Hofera.
   Dużo dobrych recenzji zbierała opera „Madame Butterfly”. W każdej podkreślano, że tak dobrego zespołu jeszcze w Bielsku nie było. Szczególnie chwalono panią Leę Clemens.

poniedziałek, 23 maja 2016

Łodygowickie ślady nr 60.

          Darowizna na Czerwony krzyż od Idy Reich z Łodygowic.

 "Neue Freie Presse" nr 17986,  20.09.1914, s. 6

czwartek, 19 maja 2016

Stadt Theater in Bielitz nr 65.

Sezon 1913/1914

   Zanim rozpoczął się nowy sezon, z odezwą do mieszkańców zwrócił się komitet teatralny. W jego imieniu Gustav Josephy apelował: Jesteśmy na początku sezonu zimowego w naszym miejskim teatrze, który będą prowadzić dyrektorzy Charles i Joseph Richter. Dotychczasowa działalność jako szefów Państwowego Teatru w Klagenfurcie i niemieckiego teatru w Lublanie pokazała ich jako skutecznych profesjonalistów scenicznych, którzy gwarantują uporządkowanie sytuacji finansowej. (...) W ostatnich latach komitet teatru miał wiele okazji do obserwacji i przyjął wiele postulatów. Jest zatem oczywiste, że wielkie osiągnięcia artystyczne możliwe są na dłuższą metę tylko wtedy, gdy zarządzanie jest właściwe, a finansowanie wystarczające. Podstawowym warunkiem pomyślnego rozwoju teatru jest dobra subskrypcja abonamentu. Tylko na tej podstawie zabezpieczony nasz teatr, dla którego gmina poniosła przez lata tyle ofiar pieniężnych, stanie się miejscem sztuki szlachetnej, takiej, jakiej żądają nasi ludzie. Komisja teatralna uważa za swój obowiązek skierować pilną prośbę do kochających sztukę mieszkańców Bielska-Białej i okolic, aby zakupili subwencje. W ten sposób przyczynimy się wspólnie do tego, że nasz teatr, który pośrednio wpływa na sytuację ekonomiczną miasta, podniesie znaczenie i reputację naszego miasta na odpowiedni poziom artystyczny.
Jednocześnie aby pominąć denerwujące zakłócenia spowodowane przez spóźnienia przypomniano, że spóźnialscy mogą wejść na salę tylko pomiędzy poszczególnymi aktami.

   Działalność artystyczną rozpoczęto 27 września od sztuki pt. „Die Zari”. Gazety włączyły się żywo w promocję teatru i zamieszczały nie tylko tytuły, ale pełną obsadę sztuk oraz nad wyraz pochlebne recenzje. Rewelacyjny początek sezonu w teatrze. Obalono mit braku zrozumienia sztuki teatralnej przez publiczność w Bielsku. Bielszczanie wiedzą, czego chcą. Dobry zespół to podstawa. Nawet najlepszy gość nie może ukryć wad złego zespołu, więc publiczność unikała teatru. Z nowym reżyserem Richterem, pojawił się nowy duch i przeniósł nadzieje, które już zostały spełnione. Trzeba podziękować komisji teatralnej, że dokonała trafnego wyboru. Już w dwóch pierwszych występach Teatr Miejski wszedł na jasne ścieżki sukcesu. Burzliwe owacje, które zgotowała dyrektorowi zachwycona publiczność, pokazują, że wiemy, jak docenić prawdziwą sztukę w Bielsku. Można śmiało oczekiwać, że teatr będzie wspaniale grać. (...)Musimy przyznać, że jeszcze nigdy Bielsko nie miało tak doskonałego zespołu operetkowego.
    Dramat „Die Zarin” (Cesarzowa), dzieło Melchiora Lengyela i Ludwiga Biro, miał ogromne powodzenie, sala wypełniona była po brzegi. W rolę gówną znakomicie wcieliła się Gertruda Roos. Prasa zamieściła kolejny raz pełną obsadę spektaklu.

    28 września zaproponowano widzom sztukę pt. „Der Zigeunerprimas”. Jest to operetka w trzech aktach I. Wilhelma i F. Grünbauma, z muzyką Emericha Kalmana. Operetka „Zigeunerprimas” posiada melodyjną muzykę, która doskonale nadaje się do wywołania nastroju i potrafi wniknąć w najdalsze zakamarki ucha (...) Wczorajszy występ był dużym i trwałym sukcesem, który rósł z aktu do aktu, a zakończył się gromkimi owacjami na stojąco. (...) Po owacjach wyszedł na scenę dyrektor Richter i wyraźnie wzruszony powiedział: Panie i panowie! Dziękuję z serca za przyjęcie, jakie daliście mnie i mojemu zespołowi. Daję słowo, jesteśmy gotowi zapewnić, że mój zespół artystów będzie zawsze starał się wam oferować to, co jest najlepsze. Słowa te zostały potwierdzone kolejnymi owacjami. (...). „Silesia” zamieściła pełną obsadę spektaklu.

   1 października zaproszono na komedię pt. „Die Frau Präsidentin”, której autorami byli Maurice Hennequin i Pierre Veber. Wspomniany kawałek w środę w teatrze miejskim wywołał wielką wesołość. Z literackiego punktu widzenia, bez wątpienia, sztuka dobrze grana, wszędzie się przyjmie. Ciekawa fabuła i sploty przedziwnych wydarzeń sprawiły, że publiczność wyszła szalenie rozbawiona i nie przestaje się śmiać. Recenzent „Bielitz-Bialaer Anzeiger” pochwalił adaptację zwracając uwagę, że Willi Lichtenberg jest z pewnością bardzo utalentowany, ale musi nabrać większej pewności siebie. Gdy tylko wyeliminuję się drobne niedoskonałości, to przedstawienie będzie prawdziwym hitem. I tym razem możemy za prasą przestawić listę wykonawców sztuki.
8 października ambitny dyrektor Richter zaprosił na kolejną nową produkcję. Tym razem była to melodyjna operetka „Der Obersteiger” (Nie gniewaj się) Carla Zellera. Zespół aktorski oraz orkiestrę wychwalano pod niebiosa.
    W zupełnie innej konwencji była utrzymana premiera 9 października. Był to dramat pt. „Die Frau vor 40 Jahren” (Czterdziestoletnia kobieta) autora nazwiskiem Sil Wera. Sztukę tę reklamowano jako nie nadającą się dla młodych kobiet. Pani Roos wcieliła się w rolę zgorzkniałej „ryczącej czterdziestki”. Czas świetności, kiedy dobrze się bawiła, dawno już minął. Pozostała walka z upływającym czasem i rozpamiętywanie niewykorzystanych szans...

piątek, 13 maja 2016

Stadt Theater in Bielitz nr 64.

Dyrekcja Karla Richtera

Gdy w Bielsku następowała zmiana warty w teatrze, w Białej powstawał budynek kina miejskiego. Bielski magistrat, ten sam, który kilka miesięcy temu tak „nienawidził” kina, teraz – w ramach przeciwdziałania nowej konkurencji – postanowił skorzystać z udzielonej mu 19 lipca 1913 roku przez rząd krajowy koncesji na urządzenie kina.

Początkowo myślano o zorganizowaniu projekcji filmowych w teatrze. Wkrótce zdopingowani postępami prac w Białej bielszczanie postanowili wybudować u siebie nowy obiekt kinowy. Sprawę budowy powierzono firmie Herman Lindner i sp. Za najlepsze miejsce na kino uznano teren pomiędzy Miejską Kasą Oszczędności a hotelem Kaiserhof (w miejscu tzw. starego Klimczoka).

Postanowiono również, że bielskie kino musi przyćmić to powstające w Białej i pomieścić co najmniej 545 osób. Jednak szybko się okazało, że na taki luksus w trudnych czasach Bielska po prostu nie stać...

Jak było, tak było,
ale słuszność ma być po naszej stronie


   Miesiąc później, 21 sierpnia 1913 roku, lokalną społecznością wstrząsnął artykuł prasowy pod wymownym tytułem „Bielska rada miejska – Podejrzana afera kinowa”. Napisano w nim, że radni zebrali się pod przewodnictwem burmistrza Rudolfa Hoffmanna, aby zająć się skutkami plotki dziennikarskiej. Przyczyną całej afery były tajne negocjacje magistratu z właścicielem pełnej koncesji na kinoteatr Zenkerem, który prowadził kino w sali hotelu „Kaiserhof”.

Władze Bielska nieraz ubolewały, że popularność kina wywiera bardzo niekorzystny wpływ na frekwencję w teatrze miejskim i dlatego wystarały się o koncesję na przedstawienia kinowe w miejskim teatrze. Jednak teatr był dla nich miejscem wyjątkowym i nie bardzo chciały „kalać” filmami „świątyni sztuki”, wpadły więc na pomysł, aby koncesję odsprzedać Zenkerowi, dzięki czemu bez pracy i kosztów miasto uzyska stałe dochody na działalność teatru.
 Negocjacje z Zenkerem prowadziła komisja teatralna rady miejskiej. Osiągnięto ugodę, zgodnie z którą Zenker zobowiązał się płacić miastu rocznie 10.000 K na rzecz teatru, a miasto zrzekało się swojej koncesji. Tym sposobem właściciel kina w Kaiserhofie mógł nadal prowadzić jedyne kino w Bielsku.

Jednak radość Zenkera nie trwała długo, gdyż, jak ujawniła „B-B Deutschen Volksblatt”, został on przez magistrat brzydko nabrany. Gmina nie posiadała bowiem pełnej koncesji na kino, lecz tylko koncesję ograniczoną, którą wolno było wykorzystywać tylko w teatrze i tylko w dni powszednie! Zainteresowanych tym wątkiem odsyłam do książki „Bialski Ilusion”.