czyli o kłopotliwej nadbudowie
Czytając relacje prasowe w stylu: nigdy Bielsko nie miało tak doskonałego zespołu operetkowego, Wczorajszy występ był dużym i trwałym sukcesem, który rósł z aktu do aktu, a zakończył się gromkimi owacjami na stojąco czy też sala wypełniona była po brzegi , które pojawiały się regularnie po premierach, można by odnieść wrażenie, że teatr funkcjonuje jeżeli nie fantastycznie, to na pewno dobrze. Rzeczywistość jednak bardzo rozmijała się z „prasowymi faktami”. Były spektakle, na których pojawiało się 46 widzów. Ale dziennikarze mieli misję, tworzyli więc „równoległy świat”, by zachęcić ludzi do odwiedzenia teatru.
Po dwóch miesiącach życia w gazetowej fikcji twarda prawda zaczęła się przebijać na powierzchnię, bo księgowy umiał liczyć, a obecni na przedstawieniach widzowie widzieli, że sala nie jest pełna. Prasa zaczęła więc zauważać, że z każdym występem liczba widzów w teatrze topnieje. Część populacji pozostaje z dala od teatru w niewytłumaczalny sposób.(...) Być może było to tylko chwilowe wahanie wizyt, następne dni pokażą, czy Bielsko to miasto sztuki, czy też nie.
Miłośnicy teatru nie chcieli zauważyć, że już dawno Stadt Theater in Bielitz przestał być jedyną i najlepszą ofertą na rynku.
Teraz, pomijając sale w „Kasierhofie” i „Pod Czarnym Orłem”, gdzie regularnie odbywały się różne występy, pojawiły się nad Białą dwa kina, które każdego wieczora z sukcesem walczyły o widza. Co jakiś czas w prasie pojawiały się ignorujące rzeczywistość artykuły pod wymownymi tytułami: „Gdzie Bielsko kochające sztukę!?” „Każde miasto ma teatr na jaki zasługuje”. Narzekano w nich na widzów, którzy nie chcą docenić starań artystów i szczelnie wypełniają tylko przedstawienia premierowe, by później omijać budynek teatru. Te artykuły, pouczenia, apele i połajanki ostrzegały, że niedocenianie artystów skończy się powrotem do kiepskiej rozrywki, a sztuka przez duże „SZ” zaniknie. Specom od marketingu pozostawiam ocenę tego typu zachęty... Zwłaszcza, że autorzy tych ostrzeżeń zwracali się do osób, które najpierw musiały zadbać o przetrwanie, a dopiero później, używając języka z minionej epoki – o potrzeby wyższe, wszystko to bowiem działo się w trudnym czasie kryzysu ekonomicznego.
Warto również pamiętać, że teatr z założenia rezygnował z części potencjalnych widzów narodowości polskiej. Teatr nie był przecież samoistną wyspą, ale częścią ówczesnej tkanki społecznej. Gustaw Josephy, przedstawiając na posiedzeniu magistratu katastrofalne wyniki finansowe teatru, zakończył swoją przemowę apelem: To samorząd lokalny, który jest niemieckim (!) musi zadbać o teatr. Charakter naszych miast wymaga niemieckiej instytucji sztuki. Idąc naprzód musimy ramię w ramię pobudzać patriotyzm Bielska oraz siostrzanego miasta Biała. Stadtkino Biała i Kino Bielsko nie mają nic wspólnego z działaniami artystycznymi, a jedynie są przedsiębiorstwami zarobkowymi. W trosce o edukację, w interesie naszej niemieckiej twierdzy – teatru, w interesie naszych młodzieżowych kolegów, rad gmin i ludności musi trzymać się razem w celu umożliwienia dostatniej kontynuacji naszego teatru.
Najlepszą obroną jest atak,
czyli następne próby pozyskania widzów
Trudna sytuacja finansowa zmobilizowała zespół teatralny, który przygotował ciekawe propozycje. 16 listopada zagrano „Prinzeß Gretl” (Księżniczka Gretl), operetkę w trzech aktach Heinricha Reinhardta z tekstem dr M. Willnera i Roberta Bodansky’ego. „Księżniczka Gretl” zdobyła w sobotę i niedzielę wielkie uznanie przy pełnej sali ze względu na bardzo przyjemną muzykę i piękne duety taneczne. (...) Panna Steiner jak księżniczka pięknie śpiewała i grała znakomicie. Pani Münzera jako Książę Max była zarówno teatralnie jak i wokalnie na najwyższym poziomie – po prostu piękna. Pan Fabro jak Walter von der Aue szczególnie dobrze został dobrany do roli. Pan Golda jako Couleurchargierter Hirschfeld nie przyczynił się do tego sukcesu. Pannna Neumeyer jako wykładowca uniwersytecki była doskonała. Pan Preiss jako książę Alojzy Baben-Baben genialnie zagrał arystokratę. Mniejsze role były zagrane perfekcyjnie, zwłaszcza docenić trzeba panie Illing, Frischler. (...) Można się spodziewać, że sztuka uzyska jeszcze wiele razy pełną widownię.
Dla jej lepszego wypełnienia w teatrze wprowadzono specjalne ulgi dla studentów.
W pasie lokalnej aż roiło się od zapowiedzi, zachęt i wielokrotnych omówień tych samych przedstawień. Schemat ich był podobny: najpierw streszczenie przedstawienia, potem „achy i ochy” zakończone zapewnieniem, że teatr był wypełniony po brzegi, a widzów od oklasków bolały ręce. Tak było między innymi po sztuce pt. „Das Märchen vom Wolf” (Opowieść o wilku).
Nienajlepszą propozycją była sztuka pt. „Parkettsitz Nr. 10”. „Anzeiger” tłumaczył, że sztuka cieszyła się dużym wzięciem w Berlinie, ale smak niemiecki różni się nieco od austriackiego. Tylko doskonała gra naszych aktorów, którzy od samego początku walczyli dla przegranej sprawy spowodowała, że spektakl zakończył się licznymi brawami, jednak tę propozycje musimy odrzucić.
Natomiast sztuki „Carmen”, „Hoheit tanzt Walzer” (Jej Wysokość tańczy walca) i „Alt-Wien” zebrały doskonałe recenzje. Gorące reakcje w mieście wzbudziło też przedstawienie pt. „Gänsehäufel”.
Wiele scen tego spektaklu przykuwało wzrok widowni, zwłaszcza w drugim akcie, kiedy to wszyscy aktorzy i aktorki pojawili się w strojach kąpielowych na scenie!!! O tym się mówiło więcej, niż o perypetiach zazdrosnego męża.
Przed świętami Bożego Narodzenia wystawiono spektakl dla dzieci pt. „Jaś i Małgosia”.
Bardzo dobrą re-cenzję przedstawienia pt. „Los ojca” zamieściła gazeta „Anzeiger”: Aktorzy prześcigali się w szlachetnym graniu, które na pewno chwyta za serce widzów.
Kolejna adaptacja sztuki „Maria Stuart” i inne grudniowe propozycje uzyskały, jeżeli oczywiście można wierzyć w tym względzie relacjom prasowym, wielki aplauz widowni, która licznie się zebrała w teatrze.
Warto też odnotować, że bielski zespół dawał występy gościnne w Krakowie. W grudniu ustalono, że zostanie tam pokazanych co najmniej 8 spektakli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz