piątek, 29 listopada 2013

Na taśmie filmowej świat, czyli repertuarowy zawrót głowy

    4 listopada w kinie w Białej wyświetlono pięcioaktowy film pt. „Dwóch sierżantów”, później humoreskę pt. „Silniejszy niż Sherlock Holmes” i wspaniałe fotografie natury „San Martino di Castrozza”. Od soboty 8 do poniedziałku 10 włącznie, kino miejskie wystawiało filmy: „Panna Flederwisch”, i „Brat”. Również i program uzupełniający jest znakomity. Widzowie z dwu miasta obejrzeli dramat pt. „Boski ogień” oraz fotografie natury „Gondolą przez Wenecję”.

    Jednak prawdziwym hitem listopada w Białej był pięcioaktowy film pt. „Winny”, w którym główną rolę grał Richard Voss. Korzystając z bezpłatnej reklamy, Zenker z Bielska w tym samym czasie sprowadził do „Kaiserhofu”  detektywistyczny film o tym samym tytule, w którym zagrał Harry Liedtke. W tych okolicznościach po raz kolejny podjęto decyzję, aby w bialskim kinie ten kolosalny film, którego produkcja pociągnęła ogromne koszty, pokazywać w zwykłych cenach.

Film Richarda Vossa stał się jedną z większych sensacji tegorocznego repertuaru kinowego. Dzieło o głębokim dramatycznym efekcie, poetycko ukazane, jest tym, co pozostawił dla kina Richard Voss. Z mało osiągalną dotąd siłą twórczą z poematem Vossa „Winny” mierzy się film, co z trudem osiągało słowo, ten wędrowny film wywołuje potężny efekt, który widza wzrusza i wstrząsa. Można prawie stwierdzić, że film tu mocniej działa, niż przedstawienie na scenie. Postacie, które poeta uformował tak jak w swoim poemacie, wydają się dwa razy prawdziwsze w filmie i ze wzrastającym napięciem śledzi się cały ciąg epizodów, które w skończonej całości ukazują nam straszliwy dramat zniszczonego ludzkiego życia. Wielkim poetyckim ideom, które leżą u podstaw sztuki Vossa „Winny”, bardzo przychodzi tu z pomocą reżyseria i gra aktorska. W uczuciach i gestach osoby dramatu wyraźnie przemawiają językiem poety, zapomina się o braku słów i bezwiednie narzuca się przekonanie, że także niemy obraz filmowy, o ile tylko pracuje prawdziwy artysta, jest w stanie przekazać nam prawdziwą sztukę, umożliwiając  poecie przekazanie masom swoich idei.
Niemiecki aktor Winterstein, który gra tu rolę Thomasa Lehra, niewinnego a potem winnego, dokonał wspaniałego osiągnięcia, które ledwo mogą prześcignąć artyści na scenie
.
To, co sugeruje w niemej sztuce, dźwięczy wręcz w naszych uszach. W ostatniej scenie myślimy, że słyszymy, jak uciśnionej duszy wyrywa się słowo „winny”. Także reżyser, dr Hans Oberländer, okazał się w tym dziele genialnym mistrzem inscenizacji filmowej. Film „Winny” pozyska dla kina nowych miłośników, a otworzy jeszcze oczy kilku sceptykom, którzy może jeszcze istnieją i są przekonani, że sztuka i film są to dwie trudne do pogodzenia rzeczy. 

    W bialskim kinie miejskim film ten, którego nabycie pociągnęło ogromne koszty, był prezentowany od 22 do 28 listopada 1913 r. Mimo wielkich kosztów, film był wyświetlany po zwykłych cenach. Idąc na rękę klientowi postanowiono nawet, aby w sobotę i niedzielę i następną środę bilety kosztowały tyle samo.
W drugiej połowie miesiąca widzowie w Białej oglądali film pt. „Człowiek o siedmiu twarzach”, a  18 listopada gościła ponownie dobrze wspominana para artystów Treumann-Larsen w pokazie pt. „Cyrkowy diabeł”. Ten wybitny przebój wytwórni „Monopol” ze swoimi przepysznymi scenami z lwami nadzwyczajnie trzyma w napięciu. Program dodatkowy, starannie dobrany, jest autentycznie śmieszny. Mimo tej bogatej oferty, program zawiera jeszcze najnowszą paryską modę, aktualne wiadomości z tygodnia i dwa wspaniałe zdjęcia natury. W bialskim kinie każdy znajdzie coś dla siebie.

    Natomiast od 29 listopada wystawiana była awanturnicza historia miłosna z czasów Ludwika XVI pt. „Przygoda kawalera von Faublas”  oraz szlagier komediowy pt. „Porwanie sześciu cylindrów”.  
Przy następnym omówieniu programu tygodniowego kina w Białej redakcja w sposób szczególny podkreślała przestronność nowej sali i wentylację, dzięki której w sali nie było duszno. Chwalono też, zastosowane tam wymogi bezpieczeństwa i wygodne siedzenia.
    Kino w Białej wspomagane kampanią prasową prowadziło propagandę sukcesu i z wielką pompą informowało o wprowadzeniu do kina filmu pt. „Dysonanse życia” oraz „Śpiew zamilkł”. Oba te filmy, jak prawie każde biorąc pod uwagę notatki prasowe, były dziełami wiekopomnymi, a dodatkowo, aby podgrzać atmosferę prasa informuje, że do tej pory filmy te był wyświetlane tylko w 4- 5 kinach na terenie c.k. Austrii.

Sprawy edukacyjne cz. 2 – listopad 1913

    Polacy czując wszechobecną niechęć ze strony władz nie poddawali się dalej robili swoje koło TSL w Białej im. króla Władysława Jagiełły, rozpoczęło całą serie wykładów. 6 listopada Zygmunt Podgórski wygłosił wykład pt. „Walki Słowian z Germanami przed r. 1000”; 10 list. Dr Antoni Mikulski „Szkolnictwo zawodowe”; a 13. list. p. Adam Wodziczko „Stanisław Szczepanowski”; 17. list. Natomiast Dr Kazimierz Woliński „Urządzenie ksiąg gruntowych” (hipoteka); 20. list. p. Szczęsny Krzyżanowski „Książę Józef Poniatowski”; 24.
list. p. Adolf Jaślar „Węgiel kamienny i jego znaczenie”; 21. list. Dr Jakób Rodwin .,0 naruszeniu w posiadaniu”.
    Natomiast w Żywcu koło TSL zorganizowało odczyt prof. Radwańskiego pt. Z przyrody Tatr i Pienin. O powstaniu listopadowym opowiadał prof. Feli, a o kinomatografie wygłosił wykład prof. Michejda, którego wcześniejszy wykład o telegrafie bez drutu cieszył się wielką popularnością. Jedynym zgrzytem kulturalnym był fakt, że przygotowane przez TG „Sokół” przedstawienie Fredry nie mogło się odbyć w umówionym terminie, gdyż Sokolnia żywiecka nie mogła użyczyć im własnej sali, gdyż zajęło ją kino, któremu wydzierżawiono obiekt.
Bez przeszkód odbyły się wykłady p. Olecha w Kamienicy 16. listopada, i Matłosza w Aleksandrowicach mówiące na temat narodowej oświaty.

    Polacy bardzo dbali o poziom wykładów i organizowali również wykłady uniwersyteckie profesoró z Uniwersytetu Jagiellońskiego. W niedzielę 16. listopada, Początki krytyki literackiej w Polsce, wypowie prof. Uniw. Jagiell. Dr. Tadeusz Grabowski. 2.) w niedzielę 23. listopada, Geograficzne podstawy naszego życia gospodarczego, wypowie doc. Uniw. Jagiell., Dr. Ludomir Sawicki. 3.) w niedzielę 30. listopada, Zdobycze chemii organicznej i ich znaczenie dla biologii, wypowie doc. Dr. Antoni Korczyński. (...) Wykłady odbywać się będą w auli Seminaryurn To w. Szkoły ludowej. Początek zawsze o godzinie 6 wieczorem. Wstęp na wykład 20 h., dla uczniów i uczenie 10 h.

czwartek, 28 listopada 2013

Sprawy osobiste - listopad 1913

    
    Najważniejszą informacją, gdy chodzi o sprawy osobiste w listopadzie 1913 roku był jubileusz 50 urodzin Rudolfa Hoffmanna, burmistrza Bielska. „Silesia” z tej okazji zamieszcza portret Hoffmanna oraz poświęca przypomnieniu jego działań duży artykuł. Jednak dla kościoła ewangelickiego najważniejszym dniem był 9 listopada, gdy uroczyście świętowano na bielskiej strzelnicy w sali balowej święto reformacji.  Wielka sala zapełniona była gośćmi, a główną mowę wygłosił ks. dr Otto Gühloff proboszcz z Raciborza. 
Natomiast w Komorowicach Prezente na tejsze probostwo otrzymał ks. Schneider, dotychczasowy katecheta z niemieckiej szkoły, utrzymywanej kosztem miasta Białej. Poparcia udzielił mu arcyksiążę z Żywca, który nie chciał poprzednio zatwierdzić przyjętej już przez księcia biskupa Sapiehę kandydatury ks. Putka, proboszcza z Porąbki, jako zanadto dla polskości zaangażowanego.
    Prezydent galicyjskiej dyrekcji poczty przeniósł Aleksandra Koperskiego z Żywca do Wadowic, a asystenta Stefana Tyca z Białej do Żywca.
    Do wielce oryginalnych imprez, szczególnie dla nas dzisiaj, wiążących sprawy osobisto-towarzyskie należała zorganizowana przez Polskie Towarzystwo gimnastyczne w Białej w dniu 9 listopada 1913 w sali hotelu pod „Czarnym Orłem” spożywczą loterie fantową, połączoną z koncertem i zabawą ludową. Wybór fantów w liczbie przeszło 600 sztuk, jest następujący: zające, rasowe króliki, tłuste indyki,, kury. gęsi, kaczki i gołębie, z innych dziedzin są ziemniaki, jarzyny, wyroby czekoladowe, konfitury, miody, wina
szampańskie, reńskie i austryackie, wódki, likery, szynki, kiełbasy w końcu przedmioty artystyczne, obrazy, różne cacka salonowe. Wstęp na loteryę,. koncert i zabawę taneczną 40 h. Dzieci i uczniowie mają wstęp wolny na loteryę, koncert. Początek loteryi o godzinie 2 giej po południu. Czysty dochód przeznacznony jest na budowę własnej Sokolni kresowej. Po skończonej loteryi odbędzie się zabawa taneczna.

 
    W Bielsku ks. proboszcz Marcin Modl oddał pismo pt. „Poseł” wydawane przez stowarzyszenie Gustawa Adolfa swojemu zięciowi ks. Fryderykowi Kirchschlagerowi. Pismo ma być wydawane w drukarni w Białej. Dużym zainteresowaniem cieszyły się odczyty o pracy misyjnej w Surinami jakie wygłosił misjonarz Edmund Dahl. Misjonarz wyświetlał „obrazy świetlne” i opowiadał o swojej pracy w Bielsku, Mikuszowicach, Komorowicach, Dziedzicach i Starym Bielsku. Będąc przy sprawach kościoła ewangelickiego warto wspomnieć, że w Bielsku został rozpisany konkurs na posadę proboszcza.  
Namiestnik przeniósł Maksymiliana Bittnera z Żywca do Lwowa.  Natomiast PSL powiatu żywieckiego wzywał, aby w wyborach uzupełniających do sejmu po wygaśnięciu mandatu posła Szweda, wybrać na jego miejsce Franciszka Mazgaja ze Ślemienia.

Sprawy edukacyjne cz. 1 – listopad 1913

    Najbardziej zapalnym tematem w stosunkach polsko-niemieckich na naszym terenie były tematy dotyczące oświaty. Warto po raz kolejny przypomnieć, że Polacy z roku na rok rozbudowują swoją sieć szkół, co powodowało, że ilość dzieci uczęszczających do szkół niemieckich raptownie spada. Nie tylko, że nauczyciela nie mieli kogo uczyć, to jeszcze Polacy zaczęli sięgać po dotacje rządowe, które do tej pory były zarezerwowane dla niemieckich placówek. Z tego powodu prasa niemiecka przeprowadziła wzmożony atak.

„Ostschlesische Deutsche Zeitung” zamieściła artykuł wstępny pod tytułem „Polacy u żłóbka rządowego”, w którym pieni się od złości z powodu tego, że w preliminarzu na rok przyszły figuruje pozycya 62.000 K na gimnazyum realne w Białej i 25.000 K na seminaryum polskie w Białej. Nie rozumie tego „Ostschles”, a to tembardziej, że Bielsko i Biała cieszą się przecież wysoko zorganizowanem szkolnictwem niemieckiem. Rozsądni rodzice powinni chętnie oddawać swych synów do szkół niemieckich, bo naliczą się tam języka niemieckiego, co na narodowość ucznia z pewnością nie wpłynie (!), wobec czego zakłady polskie są niepotrzebne. Dziękujemy za tak naiwne rady, które „Ostschlesische powinna sobie kazać opatentować. My nie mamy dzieci polskich od tego, by zapełniały szkoły niemieckie, w których przygotowane być muszą na tratowanie ze strony niemieckich kolegów i wydrwiwane przez samych profesorów za pochodzenie polskie. Niemieckim lokalnym gazetom pomaga również będący na nacjonalistycznym niemieckim pasku polskojęzyczny „Ślązak”, który stwierdza, że kwoty na polskie szkoły potrzebne są jak w moście dziura!!! I tak to uzasadnia: Ogółem wypłaci zatem rząd w jednym tylko roku na wszechpolskie kuźnice bialskie 43.700 kor. Rząd wiedeński, który na wszelkie inne niezbędne potrzeby gospodarcze nie ma pieniędzy, sypie obfitymi strugami złota, skoro tego zażądają wszechpolscy posłowie na utrzymanie rozsadników swojej polityki. Musicie państwo sami przyznać, iż taki komentarz w polskiej (?-JK) gazecie dotyczący Galicji, gdzie językiem urzędowym był język polski jest wielce zastanawiający.

środa, 27 listopada 2013

Moda listopad 1912


    Listopad 1912 roku świat mody powitał z wielkim napięciem, gdyż końcem października pięć państw na południu Europy znalazło się w stanie wojny. Odczuły to mocno wielkie domy handlowe, natomiast w detalu nikt początkowo nie robił z tego dramatu, uznając zasadę, że „przedstawienie musi trwać dalej”. Z tego też powodu zalecano, aby mufka była równocześnie torebką. Z przodu urządza się torebkę, a pod spodem mufek. Podobnie praktycznie zalecano treny nosić oddzielnie od sukien, tak aby można je było zdjęć idąc do tańca. Zauważyć jeszcze trzeba, że od obowiązku noszenia trenu przy sukniach balowych wyłączone są tylko młode panny lub bardzo młode mężatki. Natomiast w Paryżu pojawiła się moda, aby modna pani na rękach nosiła... małego pieska.


    W kolejnej relacji stylistka przypominała: Wraca znowu do swoich praw fryzura tzw. turbanowa, o tyle różniąca się od dawniejszych swych poprzedniczek, że turban upinany jest znacznie wyżej, a nie na tyle głowy jak dawniej. Inną nowością jest fryzura w rodzaju hełmu. Ta jednak jest dość oryginalna, a przez to mało znadzie zwolenniczek. Włosy upina się wstążkami i sprzączkami w rodzaj hełmu, a z przodu zakończa się całość egretą, która zastępuję kokardę.


    Wojna, wojną, a karnawał się zbliżał, dlatego styliści proponowali na ten sezon suknie z dużym wycięciem koło szyi i obszyciami z futra. Wyłonił się też zupełnie nowy fason sukni, który spowijał kobietę w kilku „okręceniach”, tworząc w ostatnim „okręceniu” bardzo wąskie ujęcie nóg. Suknie obecnie są lekkie, nie ścisną ramion, dzięki czemu przetańczona noc balowa nie da się tak we znaki paniom, jak to było w przeszłym karnawale. Zarazem w myśl ogólnej zasady, jakiej hołduje tegoroczna moda, suknie karnawałowe stały się mniej kosztowne, nie mniej jednak pełne wdzięku i powabu.



    Warto, też odnotować, że w Paryżu wśród nowości pojawiła się suknia z materiału...szklanego. Materia ta robiona jest ze specjalnie preparowanych nici szklanych nie łamiących się i bardzo miękkich, oraz ma kilka odmian barw. Podobno są już panie, które noszą takie suknie.



    Patrząc na przegląd mody sprzed wieku można stwierdzić z całą stanowczością i uśmiechem, że mężczyźni byli dyskryminowani, bowiem ofert dla nich prawie, że nie ma. Lepiej jest, gdy chodzi o milusińskich, ale i tutaj rzadko pojawia się coś dla chłopców. Podobnie też było i w listopadzie, gdzie pisząc o modzie dla milusińskich informują: Ten sezon przyniósł dla dziewczynek modę aksamitów. Jako najmodniejsze uchodzą czarne i popielate czarne sukienki aksamitne. (...) Płaszczyki sukienne robi się w kolorze jasnobrązowym. Mają one krój szeroki, a przybrane są kołnierzem i manszecikami ze skunksów lub innego futerka. Troszeczkę starsze panienki mogą nosić także modne dla starszych „rusze” wiązane z boku drugą aksamitką. Komentatorka mody bardzo edukacyjnie zaleca ubierać dzieci stosownie do wieku i przestrzega: aby z dziewcząt nie robić laleczek pięknie wystrojonych ku uciesze mamy, taty i cioci.




Sprawy gospodarcze cz. 2 – listopad 1913

    Gdy mówimy o gospodarce trzeba przypomnieć, że Rada powiatowa bialska odbyła dnia 15. b. m. posiedzenie, na którym uchwaliła budżet na rok 1914. Zgodnie z nim wydatki administracyjne wynoszą, 67.645 kor. wydatki na budowę i utrzymanie dróg powiatowych przedstawiają sumę 324.547 kor. Rada powiatowa udzieliła subwencji dla szkoły polskiej w Białej 500 K, dla stacji ratunkowej bialskiej 500 K, na gwiazdkę dla ubogiej młodzieży szkolnej 700 K i inne. Radca powiatowy Ledwoń wychwalał na posiedzeniu działalność obecnego marszałka powiatowego dra Łazarskiego, a ganił jego poprzednika br. Czecza. Na. wniosek posła Dobiji uchwalono subwencję dla ochronki w kwocie 500 K i po odczytaniu różnych orzeczeń i rozstrzygnięń Wydziału powiatowego posiedzenie zamknięto.


wtorek, 26 listopada 2013

Sprawy gospodarcze – listopad 1913

    Od półtora miesiąca na terenie Żywca uruchomiono specjalny „omnibus automobilowy”, który jeździł na trasie Rynek stacja kolejowa w Zabłociu. Nowy środek komunikacji został dobrze przyjęty, użytkujący wnioskowali o wprowadzenie racjonalnej taryfy i modyfikacje rozkładu jazdy.


    W listopadzie 1913 roku „Dziennik Cieszyński” poinformował o walnym zgromadzenie członków Kółka rolniczego i udziałowców Składnicy towarowej w Białej, które odbyło się w niedzielę 20 października przy współudziale około 200 osób. Najpierw dokonano wyboru przewodniczącego którym jodnomyślnie  został - profesor Podgórski, nasiępnie- zatwierdzono zarządzenie wydziału, który z początku września, gdy zabrakło członków dotychczasowej dyrekcyi powołał dwóch profesorów szkoły handlowej świeżo w Białej otwartej do dyrekcyi, przyczem wyrażono radość wdzięczność, że znaleźli się panowie, którzy tak trudnego lecz z drugiej strony wdzięcznego zadania się podjęli. Z kolei nastąpił referat prof. Podgórskiego o ostatniej łustracyi dokonanej przez Zarząd Główna Kółek rolniczych we Lwowie za pośrednictwem lustratora p. Wojadyńskiego.
Lustracya obejmowała okres prawie sześcio miesięczny od 6 lutego do 20 lipca 1913. Stan Składnicy jest pomyślny, pewne braki spowodowane przez byłego kierownika zostały wyrównane, a obecnie wobec podnoszenia się utargów zapowiadają się należyte zyski. W dyskusyi bardzo ożywionej zabierarali głos p. Jasiczek, Barcik, Kliś, Urbaniec, Dzień. O stanie składnicy w miesiącach wrześniu i październiku zdał sprawozdanie prof. Bieniek — w dyskusyi zaś przemawiali prof. Krzyżanowski, Matuszewski, dr Palichleb.
Na ostatni punkt porządku dziennego złożyła się dyskusya na temat utworzenia, czytelni publicznej z ramienia Kółka dla swych kilkuset członków. Proponowano wynajęcie lokalu, na któryby członkowie dawali osobne wkładki miesięczne, na sprawienie gazet, sprzętów niezbędnych, przyczem utworzonoby bufet dla członków, a ten z czasem mógłby się przemienić w tanią kuchnię, która tak bardzo przydałaby się robotnikom, pozbawionym ciepłego jedzenia w południe! Przemawiali w tej sprawie pp. Dr Woliński. Podgórski, Janiczek, Matuszewski, Barcik, przyczem wyłoniła się myśl, czyby takiej czytelni, a z czasem taniej kuchni, nie urządziły wszystkie bialskie towarzystwa, a nie samo Kółko rolnicze, by nie wszczynać na ten temat sporów, oddano wniosek o utworzenie tych rzeczy zarządowi do rozpatrzenia i załatwienia. P. Sobocińska poruszyła przy tej okazyi kwestyę zajęcia się robotnicami, które pozostają bez żadnej opieki i wałęsają się po ulicy — szkoła żeńska im. Królowej Jadwigi zaopiekowała się niemi w poniedziałki, ale na inne wieczory niema odpowiedniego lokalu, bo 90 robotnic nic może się w salce szkolnej pomieścić; zaapelowała p. dyrektorka do zebranych, żeby nietylko o mężczyzn się trudzono, ale jeszcze bardziej o kobiety, bo od matek całe społeczeństwo zależy. Poparli tę sprawę p. Iżewski i Podgórski, proponując urządzenie osobnego zebrania z z udziałowczyń Składnicy i innych pań dla omówienia i zrealizowania tej sprawy.

    Również w Żywcu odbyło się walne zebranie składnicy Kółka Rolniczego. Przewodniczącym po raz kolejny został dr W. Idziński, a jego zastępcą ks. Satke. Składnica liczyła 118 udziałowców, którzy wpłacili 21.211 kor, i 8 gr. Udziałów. Czysty zysk uzyskany to 3,367 kor. 49 gr.

Kronika Kryminalna cz. 2 - listopad 1913

    Jednak prawdziwą sensacją regionu była przeprowadzona rewizja  w biurze emigracyjnym „Olma”.  Rewizya trwała do późnej nocy. Większą część korespondencji zabrano i oddano prokuratoryi. Na podstawie tej korespondencyi wykryto różne nadużycia tego biura. Biuro wywoziło masami za morze popisowych i wogóle należących do wojska. Biuro zamknięto i właścicielkę p. Olma i jej wspólnika agenta Gizę aresztowano. Dwaj inni agenci zniknęli. W całej tej sprawie mają być skompromitowane liczne wpływowe osobistości na Śląsku. Kornelię Olmę, oraz agentów Gize i Schönguta aresztowano, natomiast syn właścicielki Oskar zbiegł. Jak się okazuję firma ta specjalizowała się w nielegalnym wysyłaniu w świat młodzieńców w wieku poborowym. Roczny dochód tej agencji obliczany był na 25 tysięcy koron. W ostatnim roku ułatwiło ono emigracje co najmniej 1200 osobą.

    Tłumy zalegały formalnie drogę koło biura w czasie rewizyi, która pono zdołała wykryć cały szereg listów kompromitujących i stwierdzających, że biuro ułatwiało wywóz popisowym i wojskowym. Dużo miejsca tej aferze poświęca „Silesia”.
    Jak się jednak okazało ta lokalna afera ściśle wiązała się z opisywaną w poprzednim miesiącu sprawą biura „Canada Pacific”, którego głównym udziałowcem była Jan Satpiński, kończący właśnie swoją wielką historie w PSL. Policja zamknęła wszystkie biura, a w portach wprowadziła dokładną kontrolę.
 „Polnische Nachrichten” donosiła wprawdzie, że poseł Stapinski zrezygnował ze stanowiska przewodniczącego klubu parlamentarnego PSL i z funkcji wiceprezesa Koła Polskiego.
    Jednak nie obyło się to bez walki. Na łamach swojej prasy Stapiński nie tylko broni się mówiąc o oszczerstwach, ale również przechodzi do ataku, tym bardziej że już nawet jego dawni koledzy z partii uznali, że przebrała się miarka i wykluczyli go. Niemniej „Nowości Ilustrowane” znając ówczesne realia pisząc o tym spektakularnym upadku Stapińskiego dodał: To też nie jest wykluczoną że na swoje stanowisko jeszcze powróci. Zdegustowany tym wszystkim Zamorski na Łamach „Wieńca i Pszczółki” napisał: W Galicyi naród tak do szubrawstwa przywyknął, tak się w niem oswoił, że niema już siły nawet na oburzenie i należytą pogardę i skuteczne potępienie. Jak my Polacy śmiemy żądać od Boga sprawiedliwości dla nas, skoro tej sprawiedliwości w nas nie ma? Jekiemże prawem wołamy do Boga o sprawiedliwość dla naszej ojczyzny, skoro ojczyzna to także i my wszyscy a między mani większość zatruta niesprawiedliwością, fałszem i krzywdą? Bóg czyni sprawiedliwość przez to, że zatrutych nieprawością trzyma w obcej niewoli. Myśmy na lepszą dolę nie zasłużyli”. Podobne artykuły zamieszczają „Kurier Lwowski”, „Naprzód”, a „Ślązak” z upodobaniem cytował: Tylu świństw, takiej korupcji, tylu wchrzeń i intryg, tyle warcholstwa, ile zogniskowało się w Kole Polskim , nie ma chyba w w żadnej korporacji politycznej. Cicho jest zwykle o tem, bo ręka rękę myje, a jeden członek Koła wie coś zazwyczaj o drugim i na odwrót, zdarzają się jednak sprawy, a racyi których wychodzi wszystko na jaw, kałuża się przelewa i brudnemi strugami przesącza się do życia publicznego.
    Dla przypomnienia państwu ja ciągle piszę o polityce z roku 1913, jakiekolwiek podobieństwa do czasów współczesnych są całkowicie ...przypadkowe.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Kronika Kryminalna - listopad 1913

    Tym razem kronikę kryminalną rozpoczniemy od serię pożarów jaką dotknęła Podbeskidzie. Najpierw 5 listopada przy ulicy dworcowej w hotelu „Norbahn” cały dach stanął w płomieniach. Przybyła na miejsce straż dzielnie się spisała nie pozwalając się rozprzestrzenić pożarowi, niemniej z powodu dużej ilości wody zalane zostały poniższe mieszkania.
    W Aleksandrowicach spaliła się stodoła pana Cienciały. W stodole były nagromadzone wielkie masy zboża, paszy i słomy. Spaliły się również 4 świnie i jeden pies. Stodoła ta miała 137 lat i była 30 m długa. Pożar miał miejsce z 5 na 6 listopada i ugasiła go miejscowa ochotnicza straż pożarna.  Końcem miesiąca spłonęła stodoła, a w niej maszyna do młócenia, której właścicielem był Rudolf Schädla. Ogień szalał przy ulicy Gizeli i wyrządził szkody na 12 tyś koron. Spalony obiekt był ostatnią stodołą jaka przechowała się do naszych czasów.   Pożar ugaszono również u majstra ślusarskiego Pilarzego.  Bielsko dotknęły też pożary sklepowe. W ostatnim czasie wybuchł pożar w handlu papieru Silberberga, i w sklepie bławatnym Marienstraussa w Białej. Ogień powstał każdym razem tuż po zamknięciu sklepu i miał spowodować wielkie szkody w nagromadzonych materyałach. Widocznie ciężkie nastały, dla kupców żydowskich czasy, jeżeli zbyt towarów na większą skalę tylko ogień może spowodować.

    Biała w jednym ze sklepów przy ulicy głównej odbywa się obecnie wysprzedaż towarów jakie ocalały po pożarze. Przy tej okazyi zaszedł we środę 26. b. m. wypadek charakteryzujący bezczelność kupca, któremu w dodatku przyszedł policyant z pomocą. Chłopak, robotnik fabryczny targował materyę na spodnie, Rupieć żydowski żądał 5'60, następnie opuścił na 3 korony i odcinał dany kawałek, tymczasem ludzie będący w sklepie zwrócili chłopcu uwagę, że ta materya trzech koron nie warta, gdy tenże oświadczył, że nie da trzech koron bo tyle niema, kupiec narobił gwałtu, szarpał chłopaka, sprowadził policyanta i razem odebrali wszystkie pieniądze jakie miał. Działo się to przy paru świadkach.


    Samobójstwo defraudanta. W Przerowie zastrzelił się 28-letni Wiktor Rosenbaum z Bielska, który jako przedstawiciel pewnej firmy miał wyjechać do Ameryki i otrzymał na podróż 3.000 K. Rosenbeum jednak pieniądze przetrwenił i obecnie z rozpaczy z powodu tego porwał się na swe życie.
    Również tragiczny finał miał dwa wesela w regionie. Listopadowa prasa informowała, że 28. października odbyło się w Starej Wsi wesele pewnego Hałcnowianina. Do gospody, gdzie była zabawa weselna, przyszła gromada Hałcnowianów. Gdy ci chcieli z dziewczętami ze Starej Wsi tańczyć, nie pozwolili na to chłopacy starowiejscy. Hałcnowianie zaczęli bójkę i pchnęli nożami 19- i 28-letnich braci Pierońskich. Młodszy upadł na ziemię i natychmiast wyzionął ducha, starszy zaś brat po kilku minutach z powodu wielkiego upływu krwi zmarł. Nadto zostało jeszcze kilku uczestników zabawy poranionych. Dwóch morderców, Rosnera i Olmę z Hałcnowa, natychmiast aresztowano, inni uciekli. Żandarmeryi jednak udało się Zemanka i Schulkowskiego, którzy również brali udział w bójce, w lesie w Podlasach obok Kęt aresztować.
    Równie tragiczny finał miało wesele w Lipniku które odbywało się, 11. listopada.  Podczas wesela u Jana Krywulta, który żenił swego syna, zdarzył się tragiczny wypadek. Podczas obiadu, przy drugiej potrawie, udławił się kością Franciszek Biłek.- Gdy upadł na ziemię po połknięciu kości, goście weselni myśleli, że chwilowo omdlał i nie przyszli z doraźną pomocą, nie ratowali nieszczęśliwego, skoro zaś opuściła ich bezradność i wydobyli mu kość z gardła, było już zapóźno. Biłek już nie żył. Zmarły osierocił żonę i sześcioro dzieci; tego roku na wiosnę, wystawił sobie nowe domostwo. Przed dwudziestu laty w- tej samej rodzinie zdarzył się podobny tragiczny wypadek.
    Duże komentarzy zebrała też ucieczka przed dłużnikami Karola Piescha, właściciel realności w Dolnej Olszówce. Uciekł on za granicę, pozostawiwszy długów wekslowych 90,000 do 120.000 koron. Poszkodowanymi byli przeważnie rolnicy z niemieckich kolonii przy Bielsku.

piątek, 22 listopada 2013

Sprawy kulturalne cz. 2 – listopad 1913

    Kiedy tzw. wielka kultura miała problemy by chciał ją oglądać widź sztuka tworzona przez amatorów cieszyła się wielkim powodzeniem. „Nowy Czas” chwalił doskonale przygotowany spektakl upamiętniający zwycięstwo koalicji nad Napoleonem pod Lipskiem. Impreza 18 października 1913 roku odbyła się w Ewangelickim Seminarium Nauczycielski. Zgromadzonych powitał prof. Mösbacher, śpiew i deklamacje przyczyniły się niemało do pięknego przebiegu tej uroczystości.  Dom Polski natomiast zorganizował 16 listopada uroczysty obchód, dla uczczeniu rocznicy śmierci Tadeusza Kościuszki i 100 - letniej rocznicy bohaterskiej śmierci księcia Józefa Poniatowskiego. Słowo wstępne wypowiedział prof. Podgórski Zygmunt; wystąpił też chór męski, były deklamacje oraz ćwiczenia wolne druhów w czterech obrazach. Mniej wtajemniczonym przypominam, że książę Poniatowski zginął właśni pod Lipskiem osłaniając odwrót Napoleona. Co po raz kolejny pokazuję, że te same daty miały dla mieszkających tu ludzi zupełnie inne znaczenia.
    Również miasto Kęty zorganizował bogate obchody ku czci Józefa Poniatowskiego.


    Równie udanie zakończył się w Żywcu wieczorek literacki poświęcony Marii Konopnickiej. Oprócz prelekcji pt. O kobiecie w poezji polskiej, były deklamacje w wykonaniu Zaofii Łodygowskiej i Z. Stabrawy oraz śpiewał dr Rosenberg z akop. Panny St. Rosenberg. Imprezę zorganizował Uniwersytet Ludowy, który dzięki zorganizowanej kweście uzyskał dodatkowe środki na zakup nowych książek do swojej biblioteczki.
W Mikuszowicach w niedzielę, 23. b. m., urządziło Koło Towarzystwa chórów i teatrów włościańskich, pod przewodnictwem kierownika szkoły, p. Kalety, przedstawienie, a następną niedzielę „Sokół” miejscowy zorganizował obchód ku uczczeniu pamiątki roku 1830/31.

Miasto, którego już nie ma cz. 4. Spacer koło zamku w Bielsku













czwartek, 21 listopada 2013

Sprawy kulturalne – listopad 1913


    Co najmniej od początku XX wieku niemiecka gospodarka w Białej i w Bielsku prowadzona była pod znakiem zaciekłego "hakatyzmu". Zarządy obu miast opanowane przez niemiecko - narodowe żywioły, rugowały wszystko co polskie. Jednym z takich przykładów który miały służyć wyłącznie „niemieckiej kulturze” należał teatr miejski w Bielsku, pod którego kamieniem węgielnym złożono dokument, w którym zaznaczono, że ze sceny tego niemieckiego teatru nie może paść ani jedno polskie słowo.  W roku 1913 sytuacja ekonomiczna tej instytucji kultury była opłakana. Szczegółowo o tym mówił Gustaw Josephy podczas Rady Miejskiej w Bielsku, a co dokładnie odnotowała „Silesia”.

    Zespół teatralny składa się z 24 osób, wydatki na utrzymanie tegoż wynoszą 13.000 kor. miesięcznie. Inne wydatki z prowadzeniem teatru połączone przewyższają kwotę 5.000 kor. miesięcznie. Potrzeba więc 18.000 kor. na miesiąc, czyli 600 kor. dziennie, aby można pokryć wszelkie wydatki. Tymczasem abonament na bilety teatralne wypadł w tym roku bardzo skąpo, gdyż wynosi tylko 3.100 kor. Jeżeli się doda do tej sumy subweneyę miejską 10.000 kor. to suma zapewniająca byt teatru wynosi tylko 13.100 kor., a więc kwotę, która nie wystarcza na pokrycie wydatków jednego miesiąca. Ale nie tylko abonenci, lecz i szersza publiczność unika teatru. Z 25 przedstawień w obecnym sezonie, były jedynie 4 takie, na które bilety w całości rozsprzedano, z 7 lub 8 przedstawień uzyskano dochód wystarczający na zaspokojenie kosztów, reszta przedstawień wykazała niedobór. Gdy tak dalej pójdzie, trzeba będzie budę zamknąć. (...)
Również i kino bialskie zbudowano z pobudek hakatystycznych, aby mianowicie uzyskać fundusze na cele hakatystyczne. Kino stoi pustką, mimo niezwykłych usiłowań zarządu kina, aby ściągnąć publiczność na przedstawienia. I tu zapach trupi rozchodzi się coraz szerzej, zapach mający swe źródło w hakatyźmie kliki! Kino kosztuje obecnie przeszło ćwierć miliona koron. Straty będą zapewne również wielkie. Wszystko spadnie na barki ludności miejscowej, już i tak ponad wszelką miarę dodatkami do podatków obciążonej. Winę wyłączną tych klęsk ponosi hakata, która się nie liczy z potrzebami ludności, która się nie stara o otwarcie nowych źródeł zarobku dla niej, ale ma na względzie jedynie walkę z kulturalnemi dążeniami Polaków, która stara się tylko ich zgnębić i unicestwić. Nie baczy przytem że Polacy mają dość siły i wpływów, aby zakusy hakatystyczne od siebie odeprzeć, nie baczy też, że przez swoje działania doprowadza gospodarkę miejską do ruiny i że kopie grób dla swoich własnych obywateli tyle razy rozchodzi się o stworzenie instytucyi, któreby przyczyniły się do rozwoju miasta, jak naprzykład o założenie szkół polskich, lub sądu obwodowego w Białej, tyle razy hakatystyczna klika przeciwdziała temu, rzekomo dlatego, że Biała przez to się spolszczy. Stwarza zaś hakata instytucye, które tylko nowe wkładają ciężary na mieszkańców, a mają rzekomo służyć niemczyźnie.  Wobec nabytych doświadczeń, czas już hakato zawrócić ze złej drogi.

    Te wezwania były z punktu widzenia ekonomi niezwykle ważne, gdyż coraz częściej zdarzało się miejskiemu kinu w Białej wyświetlać film dla kilku osób.

Sto lat temu w Bielsku i Białej odc. 23


środa, 20 listopada 2013

Sprawy narodowe cz. 5 - listopad 1913

    W tym samym czasie Niemcy zaatakowali sędziego Dra Wolińskiego za odrzucenie podania magistrackiego o „zaintabulowanie’ (wpisanie na własność do księgi wieczytej – JK)  kina na rzecz miasta. Jak się okazało adwokat, który sporządził kontrakt kupna zapomniał, że wydziałowi krajowemu należy przedkładać do zatwierdzenia wszelkie kontrakty gmin, które mają więcej długów, aniżeli wynoszą dochody roczne. Miasto Biała miało rocznych dochodów około 230.000 K, a jego długi wynosiły półtora miliona koron, czyli, co oznaczało, że długi przewyższają sześciokrotnie roczne dochody!!! Ponieważ kontrakt, nie zawierający zatwierdzenia był z punktu widzenia prawa nie ważny to też sędzia odrzucił wniosek, za co został odsądzony od czci i wiary.
    Dochodzenie wniosków na drodze prawnej było w owym czasie dla Polaków, bardzo uciążliwe, gdyż burmistrz Franciszek Wencelis w Białej był równocześnie wicemarszałkiem powiatu. Zarządzał on nie tylko gminą, ale i powiatem, gdyż marszałek Dr Stanisław Łazarski jako poseł bardzo rzadko bywał w Białej. Z połączenia owych dwu godności w jednem roku, wypływają szkodliwe dla życia autonomicznego skutki. Bo gdy od zarządzenia p. burmistrza żali się poszkodowany do wydziału powiatowego, to ten sam człowiek, na którego wniosło się zażalenie, rozstrzyga go i ó niem orzeka. Naturalnie, że w tej samej sprawie będzie miał burmistrz i wicemarszałek jedno zdanie, gdyż tego wymaga powaga burmistrza, której sobie nie da samemu sobie jako marszałkowi odebrać! Cierpi jednak na tem sprawa publiczna. Niedawno mieliśmy jaskrawy przykład tego rodzaju.
Radni polscy żalili się na zarządzenie burmistrza, którem udzielił sobie za pośrednictwem rady miejskiej absolutoryum z wydatków gminnych w r. 1912, dlatego że jeszcze budżet nie jest prawomocnym, tudzież polecił obrócić na budowę kinoteatru 150.000 K, z funduszów ubogich. Burmistrz jako wicemarszałek odrzucił powyższe zupełnie słuszne i uzasadnione zażalenie przy pomocy wiceburmistrza i jeszcze jednego radnego,, którzy zasiadają również w Wydziale powiatowym. Biednaś ty autonomio bialska przez to dzielne połączenie godności miejskich i powiatowych w jednych osobach.



    Walka narodowa toczyła się na wszystkich frontach, o czym po raz kolejny przypomniał Gustaw Josephy, który końcem poprzedniego miesiąca po raz kolejny  przypomniał, że Polska nazwa stacji kolejowej »Żywiec« jest mu kością w gardle i dlatego wzywał, że trzeba niebo i ziemię poruszyć, by niemiecka nazwa »Saybusch« została znowu przywróconą. Pisząc o tej sprawie „Gwiazdka Cieszyńska” stwierdziła: P. Josephy, to człowiek, który trzęsie całem Bielskiem i jego radą gminną. Polakożerca co się zowie, nie wstydzi się jednak być akcyonaryuszem polskiej fabryki cementu w Szczakowej i dostawcą galicyjskiego wydziału krajowego. Że wieczorne pociągi, jadące od Dziedzic w stronę Bielska, we wszystkich stacyach na tej przestrzeni się zatrzymują, również p. Josephyemu nie jest w nos.
    Zaapelował on do rady gminnej, by ta postarała się, ażeby pociąg taki jechał wprost z Dziedzic do Bielska. P. Josephyemu widocznie jest to długo, jeżeli o parę minut później do Bielska przyjedzie. I tu chciałby on biednej ludności połączenie kolejowe zniszczyć, by ona całemi godzinami w Dziedzicach czekać musiała. P. Josephy lepiej zrobi, jeżeli swój krzywy nos nie będzie wtykał w nieswoje rzeczy, a całą swoją uwagę zwróci, na ulice bielskie. Rzeczywiście wstydem to jest, że takie miasto, jak Bielsko, ma ulice, na których można sobie nogi połamać. I to jeszcze ulicę główną.

    Kończąc omawianie spraw narodowych warto po raz kolejny zajrzeć do polskojęzycznego „Ślązaka”, który na pierwszej stronie potępia rozwój „Sokołów”, „Strzelców” czy też „Drużyn Bartoszowych”. Oceniając ich drużyny jako podwaliny wojska polskiego wzywa do kontroli, gdyż dążą one do odzyskania niepodległości, zamiast trwać w strukturach c.k. Austrii. Ten kolejny fragment wyraźnie pokazuje, że gazeta ta poza językiem niewiele miała wspólnego z Polską...


Sprawy narodowe cz. 4 - listopad 1913

    W tych okolicznościach Polacy podjęli akcję „scaleniową”  tym bardziej, że liczne polskie organizacje nie mają swojego miejsca na działanie, a Dom Polski w Bielsku nie dość że jest ciasny, to jest jeszcze obciążony hipoteką.  Jak obliczano pięć organizacji polskich liczących w sumie 1200 członków, nie mogło się dotychczas zdobyć na własny dom w Białej.
    Przed trzema laty miała Czytelnia polska swój dom, lecz go sprzedała, a choć ma przeszło 50.000 koron w kasie, to nie może się obecnie zdobyć na kupno nowego domu, albo na przystąpienie do budowy odpowiedniego budynku. Dzięki takiemu zwlekaniu popełnia powolne samobójstwo, bo odstrasza ludzi, na dziesięciu nowych ludzi wpisuje się do Czytelni najwyżej dwóch, a i ci widząc przerażające pustki o każdej porze dnia w Czytelni, żałują swego kroku. (...)
Dom polski w Białej musi skupić w swych murach wszystkich Polaków. Można w nim będzie zostawić kącik dla inteligencyi urzędniczej w formie kasyna, jakich tyle mamy po miastach galicyjskich, przedewszystkiem jednak pomyśleć o stworzeniu wielkiej czytelni ludowej. Czytelnię taką mogą utworzyć wszystkie towarzystwa razem wzięte, przyczem książki z biblioteki TSL.,-. i część książek Czytelni dotychczasowej, utworzyłyby zawiązek publicznej biblioteki dla wszystkich. Towarzystwo gimnastyczne „Sokół” uzyskałoby w takim domu potrzebną sale do ćwiczeń i zyskałoby warunki należytego wszechstronnego rozwoju, mogłoby w swe szeregi wciągnąć masy ludowe i robotnicze,
miałoby miejsce odpowiednie na wojskowe wyćwiczenie druhów. Towarzystwo katolickie rękodzielników wyszłoby z dotychczasowej izolacyi, rzemieślnicy mając swój własny kąt mogliby korzystać i ze wspólnej biblioteki, czytelni i z wielkiej sali sokolej. W domu takim możnaby urządzić lokal dla Składnicy towarowej Kółek rolniczych, odpowiadający warunkom, jakich taki sklep wymaga, przez to zaś unikłoby kółko rolnicze kłopotów połączonych z wynajmowaniem lokalu w obcych starych kamienicach zmieniania tego lokalu. Członkowie udziałowcy kółka rolniczego mogliby korzystać za pewną opłatą z Czytelni ludowej. Mając budować taki dom, możnaby pomyśleć również o stworzeniu wielkiej restauracyi o dwóch oddziałach, z których główne miejsce zajmowałaby część, którą najwłaściwiej należałoby nazwać tanią kuchnią ludową. W ten sposób przyszłoby się w pomoc ludności robotniczej, która często pozbawiona jest ciepłej strawy. (...)
Jeżeli szczerze, ochotnie zabierzemy się do pracy, jeżeli pozbędziemy się uprzedzeń, a przestaniemy uprawiać bierny opór, który woli zagwoździć największe dzieło, byle ktoś inny przy tej okazyi nie miał możności coś zrobić. (...) Szukajmy podniety we wzajemnych zawodach, kto więcej zrobi, unikajmy zaś wzajemnych adoracyi, która energii nie budzi, lecz owszem usypia. Zgoda, życzliwa wyrozumiałość i zachłanność na pracę, zbudują wielkie dzieło.


    Jednak te apele na niewiele się zdały, gdyż od paru miesięcy panowały w Białej bardzo przykre stosunki wśród nielicznej polskiej inteligencji. Doszło do wzajemnych zarzutów zdrady narodowej i działania na rękę hakacie, co z góry skazywało akcje scaleniową na niepowodzenie. Tym bardziej, że PSL Stapińskiego atakuje Zamorskiego, iż to on, chce zawłaszczyć wszystkie polskie środowiska. W podobnym tonie socjaldemokratyczny „Naprzód” zaatakował profesorów TSL. W ogóle sytuacja w środowiska polskich była bardzo nieciekawe. Gazety toczyły wzajemne walki i trzeba uczciwie przyznać, że coraz częściej sprawdzało się powiedzenie, że gdzie trzech Polaków, tam cztery opinie. Wszechpolacy pod wodzą Jana Zamorskiego rośli w siłę, a inne środowiska spychane były na margines sceny politycznej, z czym się nie godziły. Zamorskiemu się to udawało, gdyż szukał wspólnej płaszczyzny współpracy z różnymi środowiskami, a równocześnie, gdy trzeba potrafił podjąć męskie decyzje i zdecydować się na włączenie niedochodowego czasopisma „Ojczyzna” do poczytnego tygodnika „Wieńca i Pszczółki”. Oczywiście czytelnicy „Ojczyzny” mieli mu to za złe, jednak on kierując się rachunkiem ekonomicznym uważał, że jej wydawanie jest marnowaniem środków, tak potrzebnych na inne działania. Jednak patrząc na jakość dyskusji można dojść do wniosku, że był to bardziej osobisty konflikt zasadzony na podłożu prywatnych ambicji, a nie programu czy też sposobu działania. Pawie wszystkie środowiska polskie zgodnie twierdziły, że dzieci należy posyłać, do polskich ochronek i szkół, a pieniądze składać w narodowych instytucjach publicznych. Przestano już pytać, czy utworzenie składnicy towarowej było dobrym posunięciem, jak również o sens prowadzenia kółek rolniczych, czytelni i role Domu Polskiego. Podsumowując te rozliczne spory „Dziennik Cieszyński” napisał: Bez krytyki bowiem w prasie nie zmienią się przestarzałe poglądy na sprawy narodowe. Na sprawy poruszone patrzymy dziś prawie jednakowo, jeżeli zaś walkę w imię takiego polskiego poglądu na sprawy podjęli wszechpolacy, to widocznie nie są oni tym rozkładczym, rozbijającym opinię czynnikiem, niema racyi nazywać ich odrębnie, wystarczy nazwać ich Polakami, bo robią to, co do Polaków na kresach należy. Gdybyśmy bowiem chcieli logicznie rozumować, to doszlibyśmy do zbyt ciężkich słów pod adresem przeciwników i zbyt rażące musielibyśmy im wystawić świadectwo ubóstwa.
    Czy reasumpeya ta wszystkim się spodoba, trudno ocenić, a tembardziej trapić się o to, jeżeli mimo unikania nazwisk, ktoś poczuje się dotkniętym, bo trudno z taką zakutą głową, dyskutować. Kończymy wezwaniem do współpracy w tem wyrabianiu opinii na kresach, im więcej ludzi weźmie w niem udział, tem prędzej pismo nasze dogodzi szerokim warstwom ludności polskiej.
A w innym artykule ta sama gazeta wzywa do współdziałania i nie szukania wroga tam gdzie go niema. Nasza wspólna praca w obronie bytu i praw narodowych, oraz w zdobyciu lepszej przyszłości, walczyć musi na każdym kroku z siłą zorganizowaną naszych wrogów — z siłą, zmierzającą świadomie i celowo do osłabienia naszej żywotności i odporności narodowej. Wrogowie z którymi walczymy rozporządzają całym aparatem różnorodnych środków godziwych lub nawet niegodziwych. My zaś tej sile zorganizowanej popartej przez państwo, przeciwstawiać umiemy tylko naszą żywotność przyrodzoną, nasze poczucie narodowe, które wypływać powinno już samo dyktowane instynktem samozachowawczym. Bronimy się nieraz dzielnie, odpieramy skutecznie zamachy na naszą odrębność narodową, ale zawsze działamy w rozsypkę, bez stałego planu i właściwej organizacyi. Ten brak skupienia i organizacyi sprawia, że wiele sił marnuje się i ginie, że rezultaty nie odpowiadają zużytej energii, że działania nasze plączą się i krzyżują, powtarzają często bez potrzeby lub też nie dochodzą do skutku wtedy wławspominać ani dowodzić, że sile zorganizo - wspominać ani dowodnie, że sile zorganizowanej wrogów należy przeciwstawić zorganizowaną siłę własną, że dotychczasowa praca prowadzenia w pojedynką bez ogólnego planu, bez organizacyi wspólnej ale celowe, będzie tylko utrzymaniem się na dotychczasowem stanowisku, ale nie będzie walką skuteczną i dostateczną, na jaką by nas stać mogło i powinno. — Takie to jasne! A jednak, to, co się dzieje obecnie w naszych stosunkach czy to w kraju czy w pojedynczych miastach i to jeszcze na kresach, przypomina ciągle zasady polityki szlacheckiej, że „Polska nierządem stoi”.! Mamy tyle towarzystw, mamy mimo ciężkich warunków i Walk wzajemnych nawet i obecnie na tyle środków, by módz nie tylko, czy to odpierać ataki, by się utrzymać na stanowisku, ale zdobywać powinniśmy nowe pozycye. —
Niepostępowanie naprzód, jest powolnem cofaniem. — Ale zadaniem naszem powinna być praca nietylko zaczepna wobec wroga, czy w danym wypadku obronna, ale myśmy, powinni także wejść w siebie i tu budować fundamenty, utrwalać siebie, hartować i tak dopiero zwarci iść w jednym szeregu. Lecz, żeby w tych warunkach po tych przejściach mogliśmy się znaleźć i odszukać, potrzeba nam uprzytomnić sobie to, że tu na kresach mamy być nietyi ko strażnikami ale i tymi co posuwają się na przód po wydarte nam skarby narodowe.
    Precz z sobkostwem i samolubstwem, tu nie osób należących do tego lub owego zawodu czy stanu nam potrzeba, ale Polaków, stojących na jednej linii w wspólnym szeregu.
Chciejmy tylko chcieć a znajdziemy się i zrozumiemy. Nie targów ale porozumienia a raczej chęci służenia wspólnemu celowi, a temu służyć można tylko w zgodzie.

wtorek, 19 listopada 2013

Sprawy narodowe cz. 3 - listopad 1913

    Również Niemcy nie zasypiali i natychmiast, gdy tylko ustąpił ze względu na stan zdrowia naczelnik poczty, a władze nie wyznaczyły następcy panowie Citron i Kleist, zaprowadzili wewnętrzne urzędowanie w języku niemieckim wbrew temu, że w Galicji językiem urzędowym był język polski. Ich działania związane były z faktem, iż podobno w ramach porozumienia z Klubem Polskim to stanowisko zostało obiecane pan Reschka z Krakowa, który jest hakatystą. Niemiecki radny Rosner z polecenia fabrykanta Josephy'ego zażądał, aby jego sprawę karną o obrazę czci posła Dra Łazarskiego odebrać sądowi w Białej i przekazać do załatwienia sądowi poza obrębem Galicji położonemu! Głównym motywem tego żądania jest twierdzenie, że Polak nie powinien sądzić Niemca, jeżeli ma on odpowiadać za obrazę Polaka. Jeżeliby to twierdzenie miało być słuszne, to musianoby sądowi w Białej odjąć jedną trzecią część wszystkich spraw i oddać innym sadom. Twierdzenie to jednak jest bezpodstawne i niesłuszne, gdyż każdy sędzia, Polak, czy Niemiec, załatwia sprawy wedle tych samych ustaw, a mą je załatwić bezstronnie więc bez względu na przynależność narodową podsądnych. Twierdzenie to jest nadto niesłuszne z tego powodu, ponieważ wedle tegoż tylko Niemiec może sądzić Niemca. Jestto zasada szowinistyczna, która z wymiarem sprawiedliwości niema i nie może mieć nic wspólnego.  
O takich podwójnych standardach można się było spotkać co jakiś czas na posiedzeniach Rady Miasta Bielska. Tam na przykład bez żadnego problemu rada uchwaliła pokryć z funduszów miejskich deficyt, który powstał z powodu urządzenia wszechniemieckiego zlotu, który urządziły miejscowe »Nordmarki« i »Schulvereiny«, a na mówcę zaprosiły one radykała niemieckiego posła Sommera z Opawy. Pomimo, że kasa miejska świeci pustkami, że ulice główne w Bielsku są w gorszym stanie, niż w jakiejkolwiek żydowskiej mieścinie galicyjskiej, Rada gminna znalazła pieniądze i 700 K znowu wyrzuciła na cele wszechniemiecko-pruskie. Na tem samem posiedzeniu osławiony aranżer awantur antypolskich prof. Piesch interpelował burmistrza, dlaczego władze państwowe wysyłają do stron w Bielsku formularze w dwóch językach. Tu rzeczywiście nie widzieć, co podziwiać, czy bezczelność, czy też głupotę wszechniemiecką. Polska ludność w Bielsku nie żyje w Prusiech i nie pozwoli, by obce przybłędy deptały prawa państwowe, gwarantujące równouprawnienie wszystkich narodowości.


Sprawy narodowe cz. 2 - listopad 1913

Atmosfera stawał się coraz trudniejsza, gdyż z każdym rokiem, Polacy rośli w siłę przybywało polskiej inteligencji, a dodatkowo demografia pokazywał, że tylko kwestią czasu jest przejęcie podczas demokratycznych wyborów władzy nie tylko w Białej, ale w całym regionie. Z tych powodów do Białej został z namiestnictwa wysłany były tutejszy starosta Maciej Biesiadecki, aby wymyślić taki miejski okręg wyborczy, aby nadal mógł mieć posła narodowości niemieckiej w sejmie krajowym we Lwowie. Działanie namiestnictwa wiązało się z tzw. wielką polityką, którą rozgrywało Koło Polskie w Wiedniu, dla którego mandat dla Niemca w Białej, był kartą przetargową do ugrania swoich planów. Oczywiście taki stan rzeczy był całkowicie niezrozumiały dla polskich patriotów, którzy walczyli tu o zdobycie każdego przyczółka. Z tego powodu zorganizowano w Leszczyna i Lipniku wiece przeciwko sztucznemu tworzeniu okręgów wyborczych. Protestujących wsparli poseł Zamorski i Dobija. 

    W tych okolicznościach w niemieckich gazeta pojawiają się pełne lamentu artykuły z pytaniem w tytule: Co będzie z Niemcami galicyjskimi?
Pod takim tytułem ogłaszają bielskie gazety niemieckie artykuły wstępne, poświęcone galicyjskiej reformie wyborczej i upominają się bezczelnie o utworzenie kuryi niemieckiej z 3 mandatami, a mianowicie z Białej, ze zachodniej Galicyi i ze wschodniej Galicyi. Na poparcie tego żądania wzywają i powołują się na zasady logiki, na prawa zdrowego rozsądku, na wymogi sprawiedliwości i słuszności. Dalej bezrozumnie rozumują, że jeżeli Niemcy galicyjscy nie otrzymają tych trzech mandatów, to wyrządzi się im nie tylko wielką krzywdę, ale całej niemczyźnie austryackiej da się haniebny policzek. Winę tego ponoszą niemieccy ministrowie i związek posłów niemieckich, którzy zupełnie nie starają się o Niemców austryackich (!!). — Wreszcie podnoszą bielskie organki hakatystycane, że nawet bialski mandat nie jest pewny, dopóki niema niemieckiego katastru narodowego, gdyż Biała jest wydaną bez ratunku na łup polskiej nawale, której Niemcy bialscy nawet słabo się opierają. Dotychczasowi poseł niemiecki z Białej nie odpowiedział zresztą oczekiwaniom, gdyż niemczyzną galicyjską wcale się nie zajmuje i niemieckie kolonie galicyjskie wcale go nie obchodzą. (Za cóż go więc mianowano obywatelem honorowym miasta Białej? Przyp. Red.)
Te badania niemieckich pisemek są bardzo harakterystyczne dla poglądów bielskich Niemców. Oni to u siebie w Bielsku! odmawiają Polakom wszelkich praw, nie dają im szkół polskich, nie dają. im zastępców w Radzie miejskiej, starają się wszędzie i na każdem miejscu o popieranie swoich, a gnębią i uciskają ludność polską, aczkolwiek) stanowi ona wedle spisu magistrackiego jedną piątą część całej ludności w Bielsku, natomiast dla kilkudziesięciu tysięcy niemieckich żydów i kolonistów z Galicyi, rozproszonych po całym kraju, żądają zastępstwa w sejmie galicyjskim. To już chyba obłęd! hakatystyczny i arogancya niesłychana! Zresztą coby ci trzej niemieccy reprezentanci robili we Lwowie? Założyliby chyba „Mannergesangverein" i chodzili i katarynką po ulicach; bo nie znając kraju i nie rozumiejąc po polsku, nie mogliby brać udziału w obradach sejmowych.


Księga pochowanych żołnierzy ZSRR cz. 4