piątek, 31 stycznia 2014

Z teatrem bielskim krucho, czyli gorzkie owoce nacjonalizmu. (Styczeń 1914)

    W styczniu 1914 roku po raz kolejny zawieszono wystawianie sztuk teatralnych, ze względu na brak funduszy. Szukając wyjścia zwołano zgodnie z uchwałą Rady Gminy na piątek 30 stycznia 1914 roku otwarte (ogólnodostępne) zebranie w dużej sali strzeleckiej, na którym zostanie przedyskutowana sprawa Teatru. Zapraszam też mieszkańców naszych siostrzanych miast – mężczyzn i kobiet do licznego przybycia na to zebranie. Wypowiedzenie się w tym przedmiocie szerokiego kręgu obywateli jest nieodzownie konieczne, bowiem jedynie poprzez współdziałanie z przedstawicielami Gminy przyszłość naszego teatru można zagwarantować i tym samym nasze dwa miasta będą mogły go utrzymać.Zebranie rozpocznie się o 8 wieczorem, zapowiadał Rudolf Hoffman, burmistrz.

    Polska prasa informowała, że dyrektor niemieckiego teatru w Bielsku zwrócił się do magistratu ze smutnym, pełnym skarg listem, w którym donosi, że od początku sezonu dotychczas dopłacił już z własnej kieszeni 7000 K. Ponieważ w czasie karnawałowym — jak słusznie sądzi — frekwencya bardziej jeszcze zmaleje, zarząd niemieckiego teatru w Bielsku stanął wobec alternatywy: Albo Magistrat da wydatną subwencyę na teatr, albo też teatr trzeba będzie na dłuższy czas zamknąć. „Gwiazdka Cieszyńska” podkreślała: Tutejszy teatr niemiecki znajduje się w ustawicznych kłopotach finansowych. Historya ta powtarza się corocznie. Obecnie w bieżącym sezonie deficyt wynosi już 20 tysięcy koron.  Wielkość zadłużenia potwierdzał również „Poseł Ewangelicki”.  W tych okolicznościach gazety spekulowały: Wtajemniczeni twierdzą, że i to zgromadzenie teatru nie uratuje i że zapewne w najbliższym czasie teatr zostanie zamknięty. Dyrektor teatru Richter wniósł już dymisyę.
    Aby w pełni zobaczyć przed jaki wyzwaniem stanęła społeczność miasta warto zobaczyć w całości obraz niemieckiego teatru nakreślony przez niemiecką „Silesie”:  Niemiecki teatr w Bielsku z powodu małego nim zainteresowania społeczeństwa stoi przed upadkiem. (...) Podczas tygodnia straszy pustostanem i nie rzadko liczba przychodzących waha się poniżej 100. Winę za to ponosi całkowicie wadliwie ustalony publiczny abonament. Abonament jest tak ograniczony, że nawet szkoda mówić. (...)Zamożni ludzie z niewielkim wyjątkiem nie chodzą do teatru, argumentując to tym, że mają oni wiele różnych innych możliwości bywać w teatrach wielkomiejskich i nie chcą potem niweczyć swoich wrażeń oglądając prowincjonalne spektakle.
Jak zatem wyglądał wówczas teatr, myślę, że dla wielu dalszy opis będzie szokiem. Nie wymagam od gminy zbyt wysokich nakładów, są jednak w teatrze takie niedogodności i mankamenty które muszą być usunięte tak np. odgłosy szurania butami na drewnianej podłodze wywołując dużo hałasu, tak że utrudnia zrozumienie co się mówi na scenie. Konieczne są też nowe krzesła bowiem obecne stare są niestabile i nawet przy słabym ruchu grożą wywróceniem. Występuję to podczas spektaklu dość często, wywołując rezonans podobny do systemu alarmowego przeciwpożarowego.
Duża troską naszą jest również dekoracja sceny i jej oprawa wymagające wymiany wyposażenia. Zasłony są w wielu miejscach podarte, poplamione i zniszczone. Antyczne meble winny być poddane renowacji, ich pokrycia są wybladłe i stare.  

    Natomiast jako pierwszy pomysł na wyjście z sytuacji gazeta proponował: Ze wszystkich propozycji uzdrowień stosunków w teatrze jeden z nich wygląda się być godny rozważenia. Powołanie do życia Towarzystwa Teatralnego do wspierania potrzeb materialnych Bielskiego miejskiego teatru. Ten organ dysponowałby pewnymi funduszami, a gromadząc je na przyszłość – z biegiem czasu- zaistniała by możliwość utworzenia i teatralnej orkiestry. By naraz zgromadzić na ten cel tak dużych pieniędzy – musiało by w Białce wiele wody upłynąć. Nasz teatr potrzebuje pilnej i wydatnej pomocy, którą samo społeczeństwa uzyskać może z abonamentów. Jest to jedyna droga, którą należałoby iść, a każda inna byłaby chybiona i nieefektywna. W zbiórce z abonamentów w pierwszej kolejności widzieć trzeba tych, którzy zaangażują się w udział w Towarzystwie Teatralnym.  
    Kończąc zaś ten alarmistyczny tekst gazeta stwierdza: Jeżeli to wszystko się nie powiedzie, to przyjdzie nam jubileusz ćwierćwiecza istnienia teatru bielskiego połączyć z jego zamknięciem. I dodaje na koniec nie zapominając o Polakach i innych oponentach dodała: Jak bardzo przez to Bielsko i z nim Biała stracą na znaczeniu i w jakim świetle, w szczególności nasza niemieckość spostrzegana będzie oraz jaką satysfakcje będą mieli kpiarze i nasi oponenci nie potrzebuje tu chyba szczególnie akcentować.
    Jak potoczyło się spotkanie 30 stycznia w strzelnicy w Bielsku, przedstawię za miesiąc, gdyż opisał to już prasa, która ukazała się w lutym 1914 roku.


czwartek, 30 stycznia 2014

Kronika kryminalna i osobliwych wydarzeń - styczeń 1913


    Nie wszyscy pamiętają, że 2 października 1909 roku w Teatrze Miejskim w Bielsku doszło do zawalenia się sufitu z powodu odpadnięcia dekoracji i runięcia pająka. Ucierpiało prawie 50 osób na szczęście niegroźnie. Teraz nastąpił finał sądowy tej sprawy. Osoby te zażądały odszkodowania na drodze sądowej. Wszczęty jednak proces karny nie dowiódł winy żadnego z czynników, pociągniętych do odpowiedzialności. W procesie zaś cywilnym przyszedł do skutku kompromis w tym kierunku, że poszkodowane owe osoby uwolnione zostały przynajmniej od kosztów procesowych.
    Dużo mniej szczęścia miała trzy letnia Hilda Ledmeyer córka praczki z Hotelu Kaiserhof. Wystarczyła chwila nieuwagi matki, by jej córka doznała ciężki poparzeń, gdy wpadła do gorącego szaflika.
    Jeszcze bardziej tragiczny finał miał powrót do domu 57 letniej Ewy Schubert. Wspomniana idąc w Bielsku wieczorową porą drogą na Aleksandrowice, została potrącona przez dostawcę piwa z Bielskiego browaru. Woźnica nie udzielił poszkodowanej pomocy lecz odjechał...

Sprawy gospodarcze - styczeń 1913


 
    Gazety informowały, że uruchomiona niedawno za staraniem ks. proboszcza Józefa Kopijasza w Straconce Kasa Raiffeisena, cieszy się dużym powodzeniem. Patronat Kas Raiffeisena wahał się czas jakiś, czy założyć kasę w tak nielicznej stosunkowo gminie jak Straconka. Tymczasem dziś jak słyszymy, każda niedziela przynosi kasie tamtejszej po parę tysięcy wkładek, przeważnie z pieniędzy wyjętych w kasach niemieckich.
    Sąd Handlowy wpisał do rejestru w Bielsku nową firmę handlującą drzewem Schmetz & Reich.
„Dziennik Cieszyński” w styczniu przypomniał o ważnym rozstrzygnięcie dla robotników. C. k. Trybunał administracyjny we Wiedniu rozstrzygnął 18. grudnia 1912 r., iż pod żadnym pozorem nie przysługuje władzom politycznym prawo decydowania, czy robotnik łamiący kontrakt ma wrócić do pracy, czy nie.
Prawo rozstrzygania o tem przysługuje raczej sądom przemysłowym, a gdzie takowych niema, c. k. sądom zwyczajnym.
Powyższy wyrok Trybunału administracyjnego okaże się bardzo korzystnym dla robotników, którzy w wielu wypadkach przez władze polityczne, jak n. p. w Bielsku byli sądzeni zawsze na korzyść fabrykantów niemieckich.
„Ślązak” natomiast informował, że w dworze Wieszczętach należących pod powiat Bielski wybuchła zaraza pyskowo-racicowa i wzywano do ostrożności. 
W niedzielę 26. stycznia br. zapowiedziano zgromadzenie roczne tutejszego Katolickiego Stowarzyszenie Rękodzielników w Białej.
Na marginesie tych lokalnych informacji c.k. starostwo w Bielsku informowało o zmianie adresu konsulatu generalnego Austrii w Londynie. Bardzo istotną informacją dla regionu było kolejne potwierdzenie przez sejm krajowy budowy kolei Łodygowice- Buczkowice, która awansowała na 2 pozycję pod względem pilności i przygotowania do realizacji. Co ciekawe, posłowie w ogóle nie wspominali o nowej linii Żywiec – Oświęcim przez Porąbkę. Jest to jasny sygnał, że została ona odesłana do prac koncepcyjnych czyli do lamusa.  

środa, 29 stycznia 2014

Sprawy samorządowe - styczeń 1913

    Najważniejszą informacją w styczniu 1913 roku, gdy chodzi o sprawy samorządowe był wybór nowego starego burmistrza w Bielsku. Na posiedzeniu pełnej Rady miejskiej pod przewodnictwem najstarszego radcy p. Salomona Pollaka został wybrany prawie jednomyślnie, bo 29 głosami na 30 głosujących burmistrzem Bielska dotychczasowy burmistrz p. Rudolf Hoffmann.

   W tym czasie Rada Powiatowa w Żywcu przyjęła budżet, w którym na drogi przeznaczono 2.3.977 K. Na utrzymanie biur pracy 2.200 k, subwencje dla TSL 200 K, Uniwersytet Ludowy 400, a na stypendia 320 K. „Przyjaciel Ludu” nie tylko szczegółowo rozpisuje powyższe kwoty i dodaje nowe, jak na przykład 4000 koron na budowę kolei Żywiec – Oświęcim, ale szeroko przedstawia sytuacje wewnętrzną w radzie. Szczepański charakteryzuje: Marszałek wykazuje dużo dobrej woli, nawet gdy słucha podszeptów z „boku” i „ulega miastu” zachodzi jednak odpowiedni łokieć, którym i chłopom odmierzy coś więcej niż dawniej chłopom mierzyli. Ks. Dziekan Miodoński, chłopski pleban, popiera gorliwie stronę chłopską, p. Schrötter „zwyczajnie” nie zły człek i choć przedstawiciel przemysłowców, wójtem jest na wsi, „nie psuje chłopom”, nasz zaś p. Kania i poseł Szwed, dość zabiega o chłopskie sprawy, choć często posła „zęby bolą”, a zdrowie nie dopisuje, a i p. Bielewicz „byle Żywcowi dobrze był, to niech się i chłopi przytem pożywią, chłopom „odpuszcza”...
    Tymczasem w Białej „Dziennik Cieszyński” informował, że: Moritz Kohn był swego czasu wielkim opozycyonistą magistrackim; psioczył na fabrykantów, gdy chodziło o popularność u wyborców III. koła, a były chwile, że p. Kohn przedstawiał się nawet za przyjaciela Polaków i apostoła równouprawnienia narodowego w Białej.

    Dziś robi się p. Moritz wielką osobą w hakatystycznym „Burgerereinie" i gra rolę Ludgera (!) — Zapałał wielką miłością dla „Kleingewerbe", bo — jak twierdził na ostatniem zehraniu „Bürgervereinu” - zabraknie Niemcom głosów przy wyborach z III. koła.
Nam się zaś zdaje, że tych głosów zabraknie przedewszystkiern p. Kohnowi, bo Polacy pamiętają dobrze, że p. Kohn deklamował na zebraniach przedwyborczych sympatye dla Polaków, a zostawszy radcą przy poparciu głosów polskich — w Radzie miejskiej występował zawsze przeciw polskim postulatom kulturalnym i ekonomicznym. Tak robi tajny agent hakatystów. Jak swego czasu fabrykanci uczynili z pana Kohna polonofila, tak obecnie odkomenderowali go, aby urabiał sympatye dla ,,bürgervereinu”' wśród drobnych przemysłowców.
P. Moritz będzie teraz „potrzebował organizować" rękodzielników przeciwko lichwiarzom żydowskim (!) i wyzyskowi gospodarczemu kliki magistrackiej.
Ładny projekt, tylko spóźniony; bo rękodzielnicy głównie Polacy znają dobrze życzliwość bialskiego magistratu, filii „Bürgervereinu”, a p. Moritzowi wcale nie do twarzy przywdziewać kostyum Luegara.
Z dużą też ulgą odetchnięto w Zabłociu. Tam po prawie rocznych zawirowaniach samorządowych udało się zlikwidować bałagan prawny i wybrać wójtem Jana Sanetrę, właściciela cegielni, a jego zastępcą Stanisława Szczepańskiego, aptekarza. Asesorami zostali dr Blumenfeld i dr Junger.
Triumfalnie o tych wyborach pisał „Przyjaciel Ludu”, który bardzo szczegółowo opisuję jak przez 7 godzin wybierano zarząd. Stanisław Szczepański opisuje drogi do tego zwycięstwa i podkreśla: Jeżeli każda gmina powiatu żywieckiego da się „zludowcować”, to staniemy wysoko ponad każdym względem, a powiat żywiecki, wprawdzie ostatni w kalendarzu, ale pod względem narodowym, kulturalnym i ekonomicznym – wysoko podniesie się, odrodzi i zbogaci.
    Ofensywa PSL dotarła również do Pietrzykowic. Prasa partyjna pisała: Niedawno jeszcze, to gmina prócz niemowy Macieja Fijaka i kupy pijaków i bitników po karczmach, nic poza tem nie miała. (...) W sobotę 4 styczna br. odbyły się wybory Zwierzchności gminnej. Wójta Cendrego wyprawiliśmy na zieloną paszę, bo ani do Rady tego lizunia nie wpuściliśmy, a wójtem został wybrany 18 głosami  ludowiec Józef Pietraszko, zastępcą wójta obrano dawnego wójta Tomasz Kulca, asesorami wybrani: Józef Pytlik, Józef Ząbek, Józef Baron, Maciej Białek, Józef Adaś i Ludwik Piątek. Całą zwierzchność gminna w rękach naszych ludzi. Macieja Fijaka do Rady wzięliśmy, bo się prosił, że nie pasowało mu, jakoby jako były poseł i radca powiatowy do Rady nie należał, ale do Zwierzchności gminnej nie wszedł. Organ PSL bardzo mocno skrytykował również stosunki w Sporyszu i osobę Reimschüssla, który sprawował tam funkcje wójta. Równie mocno oberwało się od „Przyjaciela Ludu” posłowi Ludwikowi Dobiji, którego mieszkańcy Bielan od momentu wyboru na posła nie widzieli. Za to w samych superlatywach, zgodnie z definicją polityczną swój dobry inny zły, piszą o pośle PSL Janie Kubiku, którego pomimo antyklerykalnych wystąpień nawet ks. kanonik pochwalił.

Lipnik złączony bezpośrednio z Białą i stanowiący dalsze jej przedłużenie, jak gdyby w celu ujemnego odróżnienia się od niej posiada chodniki szczególnie porą słotną i zimową, zagrażające wprost bezpieczeństwu mieszkańców. Spodziewać się należy, że nowo obrana Rada gminna (choćby ze względu na przejezdnych) w najbliższym czasie zajmie się uporządkowaniem chodników bodaj w ulicy Głównej ( w okolicy synagogi), w której obecnie różnica między Lipnikiem, Białą i Bielskiem jest najbardziej rażącą.

Sprawy oświatowe - styczeń 1913


  Przechodząc od spraw narodowych do oświatowych, warto na chwilę zobaczyć do „Ślązaka”. Przypominam, iż była to koncesjonowana gazeta, której sponsorami byli fabrykanci niemieccy. W relacji tego tygodnika czytamy o przyjeździe do Białej jakiegoś bliżej nieokreślonego artysty, który miałby bardzo negatywnie wypowiadać się o tutejszych Polakach, którzy przybyli na jego wieczorek w liczbie 11. Gazeta nazywa go „sprawiedliwym Polakiem” i podkreśla, nic na Niemców nie mówił, tylko o swoich rodakach nieprzyjemnie się wyrażał. Oczywiście można by nad tą maleńką informacją przejść do porządku dziennego bez komentarza, ale jest ona wymownym przykładem budowania klimatu nieprzychylnego Polakom. Przy okazji zastosowano tu cały ciąg machinacji, co wyraźnie ukazuje, iż postać jest fikcją literacką, a nie realną postacią. W pseudo informacji dowiadujemy się, że Jakiś (!) Polak, gdzieś (!) w Białej miał bliżej nieokreślony występ (!). Pada jedynie konkretna data - 2 stycznia. Autor zadał sobie trud i sprawdził wszystkie zapowiedzi i niestety nie udało się mu natrafić na żadną imprezę organizowaną 2 stycznia. Ten drobny „błąd” pokazuję, iż w relacjach „Ślązaka” trzeba uważać nie tylko na komentarze, ale nawet na podawane fakty...
   Pomimo jednak takich działań życie kulturalno oświatowe kwitło i tak przedstawiało się kilka wybranych: Koło TSL we wtorek 7. stycznia zapraszało na wykład dr. Kazimierza Niżyńskiego, naczelnika Ekspozytury Banku Krajowego na odczyt w Domu Polskim w Bielsku na temat: „Dlaczego dziś trudno o pieniądze”.
TSL w Białej zorganizowało uroczyste obchody 50. rocznicy powstania styczniowego. W auli seminarium prof. Mikułowski omówił i odczytał cudowne „Echa leśne”, nowelę Stefana Żeromskiego. Stanisław Szczepański w Żywcu również zapraszała na powstaniowe obchody, które urządziło TG „Sokół” w tamtejszej sokolni. O rocznicy pamiętali także sokoli z Białej oraz uczniowie gimnazjum i seminarium TSL. Natomiast w Kozach przy okazji świętowania narodził się pomysł przygotowania na tę okoliczność pomnika.  
    20. bm. prof. Matuszewski opowiadał o Mieczysławie Romanowskim, poecie-żołnierzu, który poległ w powstaniu. W styczniu również wykłady mieli: prof. Podgórski o historii walki narodowej. Prof. Adolfa Jaślara, odczyt pt. „Dziwy mikroskopu”.
    W Komorowicach pan Sierakowski poprowadził odczyt na temat: „Niedola chłopskiej emigracyi”. Natomiast w Rudzicy odczyt „O słońcu” wygłosił p. Chowaniec.

    Również życie kulturalne kwitło. I tak na przykład „Dziennik Cieszyński” odnotował przedstawienie teatralne w Rybarzowicach. Wieś polska w powiecie bialskim w ostatnich latach szybko postępuje. To samo da się powiedzieć o Rybarzowicach, które są w tem szczęśliwszem położeniu, że cieszą się troskliwą opieką posła Ludwika Dobiji, tamże zamieszkałego. Dzięki tej opiece mają Rybarzowice od kilku lat piękną czteroklasową szkołę, nowy kościółek, straż ogniową i czytelnię, a instytucye te pracują bardzo skutecznie. Ostatni dał Rybarzowicom rodzinny teatr włościański, który pod dzielnem kierownictwem kierownika szkoły p. Józefa Kostyrki zapowiada świetną przyszłość.
W sali gospody p. Kapy ustawiono zgrabną i gustownie pomalowaną scenkę, a amatorzy wioskowi z niezwykłą gorliwością odbywają na niej próby sztuk ludowych Anczyca i śpiewu narodowych pieśni. Lud, który ongiś przed dziesięciu laty byłby kijami wyrzucił amatorów ze wsi, dziś sam gra i śpiewa udatnie na scenie, a tłum wypełnia salę z zapartym oddechem, połykając ojczyste słowo.
W ostatnim tygodniu odegrali miejscowi amatorzy sztukę pt. „Chłopi arystokraci” z powodzeniem. Ostatni raz grali w Nowy Rok przy szczelnie wypełnionej sali. Były to pierwsze próby tego rodzaju w Rybarzowicach, a jednak próby te wypadły świetnie. Naturalnie byłoby się niesprawiedliwem, gdyby się nie zaznaczyło, że w każdym gieście, w każdym kroku wioskowego amatora znać było ogrom umiejętnej pracy reżysera p. Kostyrki.

Również w Komorowicach 12 stycznia  odegrano w gospodzie gminnej sztukę Wł. Anczyca pt. „Chłopi arystokraci”. Natomiast w Szczyrku odegrano  „Betleem polskie”. W tym czasie dzieci z polskiej ochronki w Białej przygotowały „Jasełka”.
    Jeżeli chodzi o sprawy oświatowe to upaństwowienie gimnazjum realnego TSL w Białej było głównym tematem prasowym. Jak informował „Kurier Lwowski” Klub Polski w Parlamencie Wiedeńskim otrzymał oficjalne potwierdzenie decyzji. „Dziennik Cieszyński” i „Przyjaciel Ludu” zamieszczają prawie taką samą notkę: Prezes Koła polskiego dr. Juliusz Leo otrzymał oficyalne zawiadomienie, że ministerstwo oświaty postanowiło upaństwowić gimnazyum realne T. S. L. w Białej z rokiem szkoln. 1913/14, czyli (z dniem ii. września b. r. Rada szkolna krajowa otrzyma w tych dniach reskrypt ministeryalny, polecającym przeprowadzenie rokowań z Towarzystwem Szkoły Ludowej, celem dopełnienia wymaganych przy upaństwowieniu przez rząd formalności co ido odebrania budynku szkolnego. Lokalne środowiska dziękując za efekty starań przypominają, iż kolejne zakłady naukowe czekają na upaństwowienie.
Jak łatwo się domyśleć dla „Ostschlesische Deutsche Zeitung” i innych gazet niemieckich ta sama informacja była okazją do tego, aby nie tylko wyrazić swoje niezadowolenie, ale skrytykować rząd, który jak utrzymywały faworyzuje Polaków względem Niemców!? O tym jakie są efekty tego faworyzowania, które sprawia, że na Żywiecczyznie cięgle dużo jest analfabetów pisał „Przyjaciel Ludu”.
    „Kurier Lwowski” informował, że Maria Obłazówna z Łodygowic uzyskała mianowanie od Rady Szkolnej Krajowej na nauczycielkę w szkole dwuklasowej. Prasa zapraszała naczelników w Bielsku na egzamin przed rządową komisją egzaminacyjną, który zapowiedziano na niedzielę, 2. lutego b. r. Wiadomości bliższych udzielał przewodniczący komisji Maks Erber, c. k. profesor państw, szkoły przemysłowej. Zachęcano również nauczycieli do podnoszenia kwalifikacji. Kurs naukowy dla nauczycieli. Przy państwowej szkole przemysłowej (niemieckiej) w Bielsku odbędzie się w terminie od 15-go kwietnia do 15-go lipca 1913. Kurs rysunkowy dla przyszłych nauczycieli uzupełniających szkół przemysłowych. O przyjęcie na kurs mogą ubiegać się wszyscy nauczyciele, nawet z poza Śląska. Podania zaopatrzone w świadectwa i dekrety nominacyjne należy wnosić drogą urzędową do Dyrekcyi c. k. Państwowej szkoły przemysłowej w Bielsku najdalej do 15. lutego b. r.
    Aby ktoś jednak nie pomyślał, że ówczesna rzeczywistość była taka klarowna warto przytoczyć informacje o Żywiecczyźnie. Publicyści zwracają na duże różnice w poziomie uświadomienia i życia poszczególnych wiosek. Doceniają wkład TSL i wykładów poszczególnych profesorów w poszerzanie horyzontów, ale równocześnie zwracają uwagę, że brak liderów, organizacji politycznych i ekonomicznych nie pozwala się rozwijać. Jak łatwo się domyślić „Przyjaciel Ludu” doceniał tych chłopów, którzy należeli lub współpracowali z PSL, natomiast o zwolennikach śp. ks. Stojałowskiego piszą: Biedne ofiary fanatyzmu polityczno-klerykalnego, stracone dla idei postępu i wiedzy!

wtorek, 28 stycznia 2014

Sprawy narodowe - styczeń 1913


    Nowy rok i nowy miesiąc, a równocześnie stare problemy tak niestety trzeba rozpocząć kolejny rozdział poświęcony sprawom narodowym, bowiem w Bielsku toczyła się kolejna batalia o utrzymanie Domu Polskiego. „Gwiazdka Cieszyńska” pisała: Dom polski w Bielsku, stanowiący dwie sąsiadujące ze sobą realności, t. zw. stary Dom Polski i nowy, łącznej wartości około 120.000 K, był obciążony długami hipotecznymi w kwocie 70.000 K. Wierzyciele chcąc zrujnować Dom polski, zażądali na nowy rok złożenia 25.000 K- Wołanie o ratunek dla zagrożonej placówki odbiło się głośnem echem w prasie, ale w obecnych trudnych warunkach finansowych nie łatwo było o tak poważną kwotę. Dom polski mógł przejść na licytacyi w obce ręce, gdyby nie znana już dziś całemu społeczeństwu ofiarność obywatelska wspaniałomyślnej patryotki p. z Sidorowiczów Bronisławy hrabiny Starzeńskiej ze Lwowa, która na spłacenie wierzycieli Niemców ofiarowała całe 25.000 K, polecając kwotę powyższą zahipotekować na Zarząd Główny Towarzystwa Szkoły Ludowej w Krakowie. Tem samem TSL będzie zobowiązane wziąć w pewną opiekę Dom polski w Bielsku.
    Chodzi tu mianowicie głównie o opiekę moralną, bo finansowa przyszłość Domu Polskiego jest dziś już stanowczo uratowana mimo pozostałych jeszcze 45.000 K długu.  „Dziennik Cieszyński” obszernie jak zwykle relacjonując te problemy podkreśla role posła Jana Zamorskiego. Jak również pokazuje dary serca złożone przez zwykłych obywateli na przykład z Międzybrodzia Lipnickiego, gdzie składkę na ten cel zorganizowali Zontek i Culak, którym udało się zebrać 150 K. 
    Kolejnym orężem do walki z żywiołem polskim w mieście i regionie miały być powstałe nowe gazety niemieckie w Bielsku. Od nowego roku zaczęły się ukazywać dwie nowe gazety niemieckie: „Bielitz-Bialaer-Zeitung” tygodnik i „Bielitz-Bialaer-Volksblatt”. Pozostając przy temacie prasy warto wspomnieć o polemice jaka wywiązała się pomiędzy niemiecką „Silesią” a polskim „Wieńcem i Pszczółką”. Polska gazeta zwróciła uwagę, że Bialska Kasa Oszczędności, działająca przeważnie wśród Polaków i mająca większość wkładek polskich, powinna przy rozdziale zysków w odpowiednim procencie wspierać także i polskie cele dobroczynne i użyteczne. Co oczywiście nie znalazło zrozumienia....  Można przypuszczać, że na wielkość oburzenia „Silesi” duży wpływ miało zamieszczenie w niej dużej reklamy miejskiej Kasy Oszczędności.

   Walka o język polski trwała nie tylko na poczcie, ale i w centrali telefonicznej, która dla całego tego terenu znajdowała się w Bielsku. Centralą telefoniczną dla Białej i okolicy jest Bielsko. Ponieważ dzięki polityce germanizacyjnej nasyłali i nasyłają do Bielska na pocztę urzędników Niemców przeto utarła się opinia bezpodstawna, że z pocztą bielską należy rozmawiać po niemiecku. Tymczasem c. k. urzędy pocztowe na Śląsku cieszyńskim są zobowiązane urzędować z publicznością w obu językach krajowych t j. po polsku i po niemiecku. To samo rozporządzenie odnosi się i do telefonu. Zwracamy więc uwagę polskiej publiczności, ażeby telefonując, używała języka polskiego. W razie odmowy centrali, należy wnosić zażalenia do c. k. Dyrekcyi poczt w Opawie.
    O klimacie, jaki panował w dwu mieście najlepiej świadczy relacja prasowa „Silesi” z wizyty posła z niemieckiej partii liberalnej. We środę dnia 15 stycznia 1912 zjechał do Bielska poseł do parlamentu wiedeńskiego i wysoki urzędnik ministerstwa budownictwa p. Günther. Jego przyjazd połączony ze sprawozdaniem poselskim zmienił się w antysłowiańską manifestację.  Prelegent informował, że zmniejszenie się wpływu niemieckiej party liberalnej na arenie parlamentarnej spowodowane jest tym, że rząd, nie dławi dostatecznie ludów- słowiańskich, które przyczyniają się do zwiększania kryzysu ekonomicznego w Austrii. Kreślił również niebezpieczną sytuację jak pojawiła się na Bałkanach, gdzie aktywność Rosji wyraźnie się wzmogła. Z tego powodu wzywał, aby Słowian jako niepewnych obywateli dokładnie obserwować. Przekonywał że: Wyborcy oczekują od rządu, że ten siłę państwową Niemców uzna i oceni i zaniecha wszystkiego, coby szkodziło niemczyźnie na korzyść Słowian. Na tym spotkaniu radca Josephy krytycznie odniósł się do  projektu upaństwowienia gimnazjum polskiego w Białej i założenia akademii górniczej w Krakowie. Josephy sądził: że tam tak potrzebną jest, jak n. p. uniwersytet w Kamienicy (!), a gimnazyum polskie w Białej założono tylko dla polityki i ku zduszeniu niemczyzny.
O tym, że większość Słowian, a w szczególności Polaków myślało zupełnie inaczej niż przedstawiał to poseł, świadczy między innemu relacja z „Przyjaciela Ludu”, który wspomina w styczniu jak to 18 grudnia 1912 roku w Białej zebrani włościanie przystąpili ochotniczo do założenia pierwszego w powiecie Związku Strzeleckiego, a referat wygłoszony przez Kaźimierczyka o sytuacji politycznej i konieczności poparcia walki z caratem przyjęto z wielkim aplauzem!  5 stycznia 1913 ten sam prelegent dał zaczyn „Strzelecki” w Zawoi.

sprawy oświatowe cz. 2 - styczeń 1912

W szkole polskiej im. T. Kościu­szki w Białej przygotowano „Kurs buchalteryczny dla rękodzielników wszelkich zawodów”. Jak informowali organizatorzy na kursie wykładane będą następujące przedmioty: „Rachunki przemysłowe, styli­styka i buchalterya”. Nauka jest bezpłatna i odbywać się będzie w godzinach wieczor­nych. Na kurs mogą być przyjęci oprócz majstrów także czeladnicy. Wpisy na kurs trwać będą do 20 sty­cznia 1912 r.
Bliższych wyjaśnień udziela dyrektor Bobak ze Szkoły Polskiej. im. T. Kościuszki w Białej. „Dziennik Cieszyński” podsumowując akcje naboru pisał, że przyjęto 25 chętnych i że nauka odbywać się będzie sześć razy w tygodniu po 2 godziny wieczorami.

Zaplanowano również kolejne bezpłatne odczyty w auli Seminarium polskiego w Białej. 16 stycznia Zygmunt Podgórski będzie mówił o nowym rozbiorze Polski (chełmszczyźnie), a 23 Tadeusz Mikułowski o legionach polskich.  23 stycznia we wtorek, prof. W. Sierakowski wygłosi odczyt „z obrazami świetlnymi” z serii z naszych dziejów porozbiorowych pt. Powstanie styczniowe. Natomiast 25 stycznia we czwartek, p. Alfred Horodyski wygłosi pogadankę: O rasach i rozmieszczeniu ludności na kuli ziemskiej, z obrazami świetlnymi. Początek o»godz. 6 ½ wieczorem.  Natomiast jak donosił „Wieniec i Pszczółka”: 30 stycz. we wtorek p. Sta­nisław Pszon: Zygmunt Krasiński, z obrazami świetlnymi. — D. 1 lutego, we czwartek Dr. Maciej Kwiecinski: Pierwsza pomoc w nagłych wypadkach, część I. — Początek n godz. 6 i pół wie­czorem.
Bardzo ciekawą relację dotyczącą oświaty zamieszcza „Dziennik Cieszyński”. Oto przypomina, że Towarzystwo Szkoły Ludowej w Krakowie wniosło w październiku 1911 r. do Rady miasta Białej prośbę o udzielenie subwencji na szkoły polskie w Białej, które do tej pory TSL własnym kosztem utrzy­muje.
26 stycznia odbyło się specjalne posiedzenie Rady miasta Białej, na którym komisja finansowa zażądała odrzucenia powyż­szej prośby. Z tego też powodu
dr Kazimierz Woliński, c. k. sędzia z Białej, popierając usilnie prośbę Towarzystwa, przemó­wił w sposób następujący: Nikczemny Jest naród, który nie dba o swo­ją cześć. Te słowa niemieckiego poety, skiero­wane do narodu niemieckiego, zastosować mo­żna również do narodu polskiego, i rzeczywiście należałoby uznać naród polski za nikczemny gdyby nie dbając o swoją cześć, nie starał się o utrzymanie swego bytu i o zaspokojenie swych potrzeb kulturalnych. Do najważniejszych potrzeb kulturalnych narodu należy pielęgnowa­nie języka ojczystego, tudzież wychowanie mło­dego pokolenia w duchu narodowym. Potrzeby te dadzą się zaspokoić przy pomocy szkół odpowiednie urządzonych. Naród polski staja się wedle sił o zaspokojenie potrzeb wymienionych, a żaden uczciwy Niemiec nie może tego ganić i potępiać. Każda gmina ma obowiązek budować i utrzymywać szkoły dla dzieci -w niej przeby­wających. Gmina miasta Białej spełniła ten swój obowiązek, jednakowoż tylko względem dzieci niemieckich, gdyż zbudowała i utrzymuje niemiecką szkołę gminną, a nadto subwencyonuje większą kwotą niemiecką szkołę ewangelicką. Względem dzieci polskich Biała nie tylko że obowiązku na niej ciążącego nie spełniła, lecz owszem działała zawsze na szkodę dzieci polskich, zmuszając je do uczęszczania do szkół  niemieckich i do wynaradawiania, się w tych szkołach. Okoliczność ta jest dla Niemców bial­skich po prostu haniebną, gdyż pogwałcili oni swojem postępowaniem ustawy zasadnicze, wedle których każdy naród ma równe prawa i jednakowo powinien być traktowany, a nadto ponieważ funduszów gminnych używali tylko na swoje własne cele narodowe, a pomijali zupełnie ludność polską, która lwią część funduszów gminnych z własnej kieszeni gminie dawała. To bezwzględne postępowanie Niemców bialskich z ludnością polską sprzeciwia się nadto zasadom sprawiedliwości, które nakazują oddać każdemu, to co mu się należy. Zasady sprawiedliwości mają pełne znaczenie również w sali posiedzeń Rady miejskiej, a okoliczność tę stwierdza choćby fakt umieszczenia symbolu sprawiedliwości pośród malowideł zdobiących salę posiedzeń. To też wzywam was panowie do zmiany swego dotychczasowego postępowania względem ludności polskiej w Białej, a mianowicie w duchu ustaw zasadniczych i sprawiedliwości. W tej myśli proszę was o przychylne załatwienie prośby Towarzystwa Szkół Ludowych o subwencje na szkoły polskie, a zarazem uzupełniam tę prośbę w ten sposób, byście tytułem subwencyi udzielili kwotę 10.000 koron na rok bieżący. Prośba o subwencyę jest uzasadnioną, gdyż wedle ostatniego spisu ludności mieszka w Białej przeszło 2500 Polaków. Odliczając 10% na dzieci obowiązane do uczęszczania do szkoły, okazuje się, że takich dzieci polskich jest w Białej 250. Wedle ustawy szkolnej należy zbudować i utrzymywać szkołę dla 40 dzieci.
Wobec tego nie da się zaprzeczyć, że dla 250 dzieci polskich jest gmina Biała obowiązaną do zbudowania i utrzymywania szkoły polskiej. Po­nieważ gmina obowiązku tego nie spełnia, win­na co najmniej dać odszkodowanie Towarzystwu Szkoły Ludowej, które gminę, w dopełnie­niu tego obowiązku wyręcza. Nadto musze za­uważyć, że Biała oprócz niemieckiej szkoły gminnej posiada jeszcze drugą szkołę niemiecką, a to szkołę ewangelicką, której udziela corocznie subwencyi w kwocie 7545 K. Szkoła ewangelic­ka istnieje dla 1000 ewangelickich Niemców: a więc dla 100 dzieci szkolnych ewangelickich w Białej zamieszkałych. Jeżeli się uwzględni to niezwykle uprzywilejowanie Niemców ewange­lickich w Białej i porówna ze zupełnem pomijaniem praw ludności polskiej ze strony gminy, to krzywda ludności polskiej uderza w oczy. Krzywdę Polaków bialskich w dziedzinie szkol­nictwa powinniście panowie usunąć, lub. co naj­mniej złagodzić przez udzielenie żądanej sub­wencji.
Co do zarzutów, podnoszonych przeciw szkołom polskim w Białej, to stwierdzam, że w szkołach tych przykłada się szczególna wagę, aby dzieci wyuczyć dokładnie języka niemiec­kiego, gdyż wszyscy wiemy dobrze, że wśród stosunków narodowościowych w Białej znajo­mość języka niemieckiego jest dla nas potrzebną i konieczną. Wprawdzie wysyłacie dzieci pol­skie do niemieckiej szkoły rzekomo w celu wy­uczenia się języka niemieckiego, jednakowoż my wiemy, że dzieci polskie w szkole niemieckiej, stają się tamże Niemcami i największymi wrogami ludności polskiej. My chcemy dzieci -polskie zachować dla narodu pol­skiego i dlatego żądamy polskiej szkoły. Nadto dzieci polskie, nie znając języka niemieckiego, nie rozwijają się należycie w szkole niemieckiej i nie postępują w nauce, w szkole zaś polskiej dzieci, ucząc się w języku ojczystym, rozwijają się i uczą prawidłowo, przytem zaś poznają tak­że dokładnie język niemiecki
Mówicie, że szkoła polska jest w Białej nie­potrzebną i że ludność polska nie domagała się szkoły polskiej. Twierdzenie to jest nie prawdziwem,  a już sam fakt, że szkoły polskie istnieją tutaj -od lat 14 świadczy wymownie, że takie są potrzebne i że ludność polska potrzebę tę odczuwa. W szkołach polskich wydziałowych i ludowych tutejszych uczy się obecnie 660 dzie­ci wyłącznie polskich, a z tych pochodzi 141 z Białej, reszta zaś z najbliższej okolicy. Ta wiel­ka liczba dzieci starczy sama za dowód, że Pol­skie szkoły są tu potrzebne i że się ich ludność polska domaga. Powiadacie, że szkoły polskie otrzymują subwencye z Wydziału powiatowe­go i krajowego, że zatem od gminy żadna im się subwencya nic należy. Na -to odpowiadam, że koszta utrzymania polskich szkól wydziałowych ludowych wynoszą rocznie 76.000 K a subwencye nie osiągają nawet połowy tej kwoty. Brakującą sumę dokładać musi społeczeństwa pol­skie, aczkolwiek miasto Biała ma ustawowy obowiązek do utrzymywania szkoły polskiej.

    Powołujecie się wreszcie na niekorzystne stosunki majątkowe gminy, które nie pozwalają na udzielenie subwencyi. Jest to jednak wykrę­canie się sianem, gdyż gmina łożąc na szkoły niemieckie przeszło 83. 000 K rocznie, może je­szcze bez żadnego prawie uszczerbku dać rocznie 10.000 K na szkoły polskie.                   
Wkońcu zwracam panom uwagę, że u ludno­ści polskiej w Białej i okolicy  dokonuje od dłuższego czasu ewolucya w duchu narodowym polskim. W Białej znajdują się obecnie polskie gimnazyum i seminaryim nauczycielskie połą­czone z wzorową szkołą ćwiczeń, polskie wydziałowe męskie i żeńskie, tudzież sokoła uzupełniająca przemysłowa . Rozwoju tego wstrzymać nie zdołacie skutkiem czego dla dobra gminy i całego powiatu powinniście zejść z dotychczasowej drogi i zamiast dbać tylko siebie i cele narodowe niemieckie, dbać w równej mierze o potrzeby ludności polskiej. W ten sposób dacie dowód swojej dojrzałości politycznej i zapobiegniecie rozdrażnieniu i nieprzyjazności u ludności polskiej, ta zaś zmiana postępowania waszego uchroni was od szkód, które byście ponieśli w razie dalszego trwania przy dotychczasowem postępowaniu, proszę was, panowie, głosujcie: za udzieleniem subwencji dla Towarzystwa szkół Ludowych.

    Po tej wypowiedzi odczytano uchwałę Bürgervereinu, oświadczającą, że szkoły polskie są niepotrzebne, że tylko ci rodzi­ce polscy posyłają swoje dzieci do szkół pol­skich, którzy dali się uwieść agitatorom polskim i że w szkołach galicyjskich zmusza się Niemców do nauki w języku polskim. Głosowanie doskonale pokazuje ówczesne stosunki w radzie. Jest też odbiciem cichej wojny polsko niemieckiej. Oto 4 radnych głosowało za, a przeciw 29. Nie trzeba być obdarzonym darem jasnowidzenia, aby wiedzieć, kto i jak głosował, gdy przypomnimy, że Polaków w radzie było...4.
Ciekawą relację z tego wydarzenia daje niemiecka „Silesia”, która oprócz faktów przedstawia również ciekawe uzasadnienie, z którego wynika, że za całą sprawę odpowiedzialni są wszechpolscy agitatorzy, którzy poprzez terror doprowadzili do tego, że 119 dzieci zaczęło uczęszczać do szkoły polskiej.
Prawdziwe jednak kuriozum odnajdujemy pod koniec: Niemcy nie przyszli sami od siebie do Galicji, ale na zawołanie od królów polskich, od cesarza Józefa II i od polskich wielkich właścicieli dóbr. Aż do roku 1867 miały te niemieckie kolonie swe swobody, ale gdy tego roku nadano Galicyi autonomię, t.j. samorząd szkolny, nastąpił ucisk i przeciwieństwo. Warto ten fragment zapamiętać, gdyż w następnym miesiącu dokładnie tych samych argumentów jako własnych użyje „Nowy Czas”.

    Aby zrozumieć, niechęć niemieckich rajców do wspomagania polskiej oświaty, trzeba przypomnieć, że obserwowali oni z roku na rok, jak coraz większa grupa dzieci zasilała szkoły polskie, co powodowało, że niemieckie szkoły się kurczyły, a nauczycielom w nich coraz trudniej było o posadę. Irytacja ich spowodowana była tym, że o upaństwowienie gimnazjum i seminarium w Białej ciągle dopominali się w sejmie krajowym posłowie. Coraz przychylniej na to patrzono również w Wiedniu, czego najlepszym przykładem jest decyzja Ministra Oświaty podana przez „Wiener Zeitung”, który nadał prawo publiczności I-IV klasie prywatnego Gimnazjum Realnego TSL w Białej. Te informacje potwierdzały tylko, że proces rozbudowy polskiej oświaty będzie postępował, dlatego rajcy chcieli go swoimi decyzjami jak najbardziej opóźnić. Tym bardziej, że z biegiem czasu, coraz bardziej zawężał się teren, na którym wymagano znajomości tylko języka niemieckiego. Obszar skurczył się właściwie tylko do Bielska i do Białej, w sąsiednich miastach wymagana była co najmniej dwujęzyczność o czym dobitnie świadczą reklamy zamieszczane nawet w niemieckiej „Silesi”.  

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Sprawy oświatowe - styczeń 1912 cz1.


    Wraz z nowym rokiem rozpoczęła się akcja odczytowa. Towarzystwo Szkół Ludowych w Bielsku zapowiedziało na 2 stycznia odczyt Jana Zamorskiego pt. Przemiany w życiu wewnętrznym Polski od r. 1848, a we wtorek 9. stycznia wykład Wincentego Sierakowskiego poświęcony największemu utworowi Maryi Konopnickiej p.t. „Pan Balcer w Brazylii”. Wstęp dla ka­żdego wolny. W tym samym czasie trudna sytuacja była w Żywcu. Jak donosił „Kurier Lwowski” powstał tam spór pomiędzy Feliksem Koczurem, który został wybrany delegatem z Żywca do Rady okręgowej, a inspektorem okręgowym Janem Widlarzem, który zwalczał delegata. Dodatkowym powodem do ataków było to, że Krajowa Rada Szkolna jeszcze tego wyboru nie potwierdziła. Jeżeli ustawa przewiduje instytucje delegatów nauczycielskich z wyboru do ck. Rady szk. Okręgowej to chyba nie po to, aby miesiącami oczekiwali zatwierdzenia swego trudnego i odpowiedzialnego mandatu, lecz na to, aby obowiązek swój mogli o ile możności w jak najkrótszym czasie spełniać na pożytek nauczycielstwa.
    W przewidywaniu, że p. Widlarz używać będzie wszelkich sposobów, aby powstrzymać tutejsze nauczycielstwo od uczestnictwa w wielkim wiecu krajowym, który odbędzie się 14. stycznia br. we Lwowie, odzywamy się tą drogą jeszcze raz do kolegów i koleżanek pow. Żywieckiego, aby pomni przyrzeczenia solennego złożonego na wiecu powiatowym w Żywcu w dniu 19 listopada 1911 r. stawili się solidarnie we Lwowie.


    W tym samym czasie, gdy nauczyciele z powiatu żywieckiego udali się do Lwowa, w Białej urządzono bal pod protektoratem księżnej Wilmy Radziwiłłowej i pani marszałkowej Marty Łazarskiej, oraz p.p. Macieja Biesiadeckiego i Juliana Fałata. Do komitetu balowego weszło kilkanaście znaczących osób, a dochód z niego miał zostać przekazany na działanie ochronki im. Andrzeja Potockiego w Białej. Początek balu, który miał się odbyć w hotelu pod „Czarnym Orłem” zaplanowano na 9 wieczór. Bilety były w cenie: osobowy 5 K, familijny 10 K, akademicki 2 K, loża na galerii 10 K, wstęp na galerie 2 K.
Również Towarzystwo rolni­cze okręgowe na pow. bialski wspólnie z Zarządem powiatowym Kółek rolniczych, zorganizowało kursy rolniczo-hodowlane. Kursa te w la­tach poprzednich trwały po 35 dni i były zastosowane dla szerszej okolicy. Obecnie gdy chęć do nauki rolnictwa niemal w ka­żdej gminie daje się zauważyć — wspo­mniane wyż. stowarzyszenia uznają za po­trzebne, aby przejść kolejno wszystkie wa­żniejsze wsi gdzie rolnicy okazują chęć do nauki. W miesiącu grudniu br. urządzono zatem 3 kursa tj. w Bielanach, Wilamowicach i Witkowicach.
    Wstępu nie wzbraniano nikomu, toteż na kurs uczęszczali mężczyźni, kobiety i po części młodzież dorosła.
Tematem kursów były najżywotniejsze sprawy z rolnictwa i hodowli, jako to: Wy­chów inwentarzy, żywienie i pielęgnowanie bydła, o mleczności u krów, o mleczar­stwie, pomoc w nagłych wypadkach cho­rób zwierzęcych, o zrzeszaniu się rolników w Towarzystwa i Spółki, nawozie stajen­nym i nawozach pomocniczych, o siewie i doborze ziarna do siewu.
Wykłady prowadzili: p. Adolf Poniński, dyrektor szkoły rolniczej w Kobiernicach. Zarazem prezes Zarządu powiatowe­go Kółek rolniczych i Towarzystwa rolni­czego okręgowego — p. Stanisław Kostka profesor szkoły rolniczej, zarazem dyrektor Spółki Skiby i p. Wiktor Tabeau, kierownik Biura Spółek przy Komitecie c. k. Towa­rzystwa rolniczego krakowskiego (jeden wykład).
Na te 3 kursa uczęszczało od 20—35 słuch, czy w przecięciu na każdy kurs; ilość to może niezbyt wielka, lecz jak na jedną gminę, trzeba przyznać, dostateczna, aby kursa warto urządzać.
Wykłady prowadzone były ze znajo­mością rzeczy, a szczególnie miejscowych stosunków gospodarskich, przytem pp. pre­legenci robili przerwy, by wykłady poddać pod dyskusyę, tym sposobem każdy przedmiot został dokładnie obrobiony.
Pożytek z kursów okaże się zapewne w niedalekiej przyszłości, a uznanie i po­dziękowanie wyrażone przez słuchaczy da­ją rękojmię, że praca podjęta wyda dobre owoce.
Już na miejscu podczas kursów znale­ziono korzyści z kursów rolniczych np. te, że rolnicy przychodzą do świadomości, iż przez stowarzyszenia rolnicze można przyjść do poprawy obecnych stosunków, bo w czasie kursu projektowali zakładanie Spó­łek mleczarskich, Spółek melioracyjnych i Spółek zbytu bydła i trzody, a przez omó­wienie tych kwesty na kursach przyjdą one niezadługo do urzeczywistnienia. L. Turakiewicz, sekretarz Tow. rolniczego.

Sto lat temu w Bielsku i Białej odc 26


piątek, 24 stycznia 2014

Kronika kryminalna - styczeń 1912

    Natomiast w Kronice kryminalnej odnajdujemy informacje o tym do czego może doprowadzić nadużywanie alkoholu. Wyrodny zięć. Nowy wypadek haniebnej zbrodni zaszedł w Pietrzykowicach. Niejaki Michał Rypij, gospodarz przed kilku lat ożeniony a mieszkający z żona i jej matka, lubił zaglądać do kieliszka za co nieraz od nich dostawał przygany. Ale się w ostatnich czasach odgrażał, że musi w domu zrobić jakiegoś figla. Na ten nieszczęsny figiel nie czekały długo. Dnia 8. stycznia. Rypij wróciwszy z jarmarku w Żywcu, w stanie bardzo nietrzeźwym zaczął w domu wyrabiać awantury. Kobiety rozżalone poczęły go łajić i wyrzekać, ale pijak chwyciwszy śruby wałek drewniany od tłuczenia ziemniaków dla trzody i przy­skoczywszy do teściowej, tak ją silnie uderzył kilkakroć w głowę, ze padła na zie­mię z rozbitą głową; potem również żonie zadał kilka ciosów w głowę. Matka po dwu dniach umarła; żona w konwulsyaeh walczy ze śmiercią. Zbrodniarz zaraz przy-aresztowany. — Oto nowy przykład strasznych skutków zalewania się alkoholem.
    W tym też roku, gazety informują, że Jan Tarnawa z Bystrej uczeń rzeźniczy przez przypadek wpadł do kotła z gorącą wodą. „Ślązak” natomiast odnotowuje, że: w Bielsku z powodu udaru zmarł 72 letni Karol Pauli. Jak również wspomina o zaczadzeniu się trzech młodych służących na folwarku w Kozach. Innych zaś kozian: Józefa Wróbla i Antoniego Paszka zatrzymano za kradzież w Grand Hotelu. Wspomniani zabrali ze sobą „fanty” na sumę 300 koron i schronili się u rodziny w Straconce. Policja mogła się pochwalić i kolejnym sukcesem. Zaledwie w kilka dni od tego jak Janowi Krebokowi z Kamienicy ukradziono worek owsa, stróże prawa ustalili, iż sprawcą był niejaki Antoni Kubisz z Bulowic, a w tym czasie mieszkający w Białej. Na konto policji trzeba również zapisać konfiskatę broni jaką dokonali oni na kilku nieletnich wyrostkach. Zgromadzili oni, cały arsenał różnorakiej broni, w tym 7 rewolwerów. Smaczku tej informacji dodaje fakt, iż na zakup takich „zabawek” posłużyły im pieniądze, które otrzymali na gwiazdkę! „Ślązak” na swoich łamach odnotowuje, że w Nowy Rok na ulicy Strzeleckiej w Bielsku zmarł na udar serca 72-letni Karol Pauli. Wspomina o trzech młodych służących w Kozach, które zaczadziły się i zmarły.
Zainteresowanych sprawami kryminalnymi odsyłam szczególnie do dziennika „Silesia”, który w numerze z 28 stycznia zamieszcza szczegółowy raport działań policji w 1911 roku na terenie Bielska. Czytamy tam między innymi, że wszystkich interwencji było 10 260, a w areszcie policyjnym przetrzymywano łącznie 3811 osób!!! Z ciekawszych warto wspomnieć, że wystawiono 31 mandatów dorożkarzom i 1 automobiliście. Ukarano też jedną osobę za przekroczenie prawa o ochronie ptaków.

czwartek, 23 stycznia 2014

Walka narodowa - styczeń 1912


Sytuacja narodowa w styczniu 1912 roku nie była łatwa, bowiem po raz kolejny Dom Polski w Bielsku znalazł się w niebezpieczeństwie z powodu zadłużenia. Z tego powodu zwołano na niedzielę, 7. stycznia br. na godz. 11 przed południem zebranie Spółki pomocy i ochrony narodowej.  O tym zebraniu pisał również „Głos Ludu Śląskiego”. Natomiast „Kurier Lwowski” poinformował, że w administracji pisma tamtejszy Korpus Straży Ochotniczej złożył 10 k i 53 h, na Dom Polski. Sumę tę zebrano podczas opłatka. Jak również zamieścił odezwę przygotowaną przez kierownictwo Spółki ochrony i pomocy narodowej w Bielsku, które wzywa do darowizn na ten cel. Chodziło o 10. 000 koron. Spółka zapraszała też ofiarodawców, aby wpisywali się na członków Spółki z roczną wkładką 24 korony.
    W tym samym czasie „Dziennik Cieszyński” po raz kolejny wraca do przeprowadzonego spisu, bowiem w kilkunastu przypadkach doszło do tego, że nauczyciele z okazji kontroli nakłaniają ludzi pod groźbą do zmiany swojego oświadczenia, co do języka. Nakazują również dostarczanie metryk parafialnych wystawianych w języku niemieckim. O presjach i naciskach gdy chodzi o używany język wspomniany dziennik pisał nie raz podając konkretne przykłady nadużyć. Sprawa języka była rzeczą istotną do tego stopnia, że magistrat Białej poszukując sekretarza do urzędu nie pozostawia złudzeń lecz informuje, że językiem urzędowym jest tylko język niemiecki! Znajomość języka polskiego jest tylko pożądana...
    14 stycznia 1912 roku przed południem, jak informuje „Poseł Ewangelicki”: Odbyło się w miejskim budynku policyjnym na rynku otwarcie muzeum miejskiego. Zbiory są dość pokaźne. Jak burmistrz Hoffmann zapowiedział we wstępnej przemowie, muzeum na zostać żywym świadkiem niemieckiej przeszłości wyspy językowej w Bielsku i okolicy. Zwiedzać je można było w każdą niedzielę w godzinach 10.00 – 12.00 oraz 13.30 – 14.30. W jego organizacje mocno włączył się Edward Schnack, który dzięki znajomości ludzi i dobrym stosunkom w mieście i okolicy, zebrał od prywatnych osób, zrzeszeń, cechów i urzędów liczne dary (szczególnie w okresie od stycznia 1911 do marca 1912) w postaci następujących zabytków: przedmioty związane z drukiem na tkaninach, malowana lada cechowa bielskich krawców z 1684 roku, lada postrzygaczy sukna z 1748 roku, katalog bielskich sukienników z 1836 roku, godło cechu piekarzy, dawne meble i zegary, miniatury i wyroby z wosku, starodruki. W depozyt przyjęte zostały dwa zegary antyczne, srebrne nakrycie stołowe i pamiątki bielskiego Towarzystwa Śpiewaczego. Zakupiono: dzwon z 1612 roku z rozebranego kościoła drewnianego w Kamienicy, polichromię absydy z 1547 roku z tegoż kościoła, rzeźby kościelne, młynek drewniany do mielenia farby z wieku XVII. Ponieważ dotychczasowe pomieszczenie muzealne stało się ciasne dla rozszerzonych zbiorów, Wydział Muzealny wyłoniony z Rady Miejskiej wystarał się o nowy lokal w budynku dawnego sądu na II piętrze - Rynek 9. Przyznano stałe subsydium roczne (1000 koron) na administrację i jednorazowy datek (2000 koron) na rozszerzenie i reorganizację Muzeum wedle kosztorysu sporządzonego przez kustosza Edwarda Schnacka. O tym wydarzeniu „Ślązak” doniósł dopiero w pierwszym numerze lutowym. Informując: Cenne okazy z przeszłości Bielska i jego niemieckiej kolonii są umieszczone w czterech salach, inny pokój, - pracownia drewnianego bielskiego tkacza, - zostanie w krótkości dla publiczności otwarty. W pierwszej sali między innemi jest kaplica z zabytkami starego drewnianego kościoła w Kamienicy i kościółka św. Stanisława w Starym Bielsku. Mamy ta przed sobą część średniowieczną. W drugiej sali można między innymi oglądać drzewo z czasów przedpotopowych, wykopane w Zarzeczu w powiecie bielskim; mamy tam także zbiór starodawnych zamków, zegarów, broni, chorągwi itp. W trzeciej sali na lewo są stare rękopisy, odnoszące się do Bielska, dalej ubiory, kostiumy itd. Interesujące są minerały z odciskami liści. W czwartej sali są umieszczone stare obrazy, książki i różne inne starożytności.
 Ciekawie też wygląda sprawa przeniesienia redakcji „Głos Ludu Śląskiego” do Bielska. Nastąpiło bowiem połączenie redakcji, która teraz 5 razy w tygodniu będzie wydawała „Dziennik Cieszyński” a raz tygodnik „Głos Ludu Śląskiego”.  Jak się okazało z tego wzmocnienia narodowej sprawy w mieście nie ucieszyła się „Gwiazdka Cieszyńska”. Ona bowiem widziała w niej konkurencję, która lepiej mogłaby dotrzeć szczególnie do Polaków ewangelików. O tym połączeniu pisała również niemiecka „Silesia”.
Również „Robotnik Śląski”, który dystansował się zazwyczaj od spraw narodowych komentując narodowe zapędy gazet stwierdził: My są ślązacy — precz z Polakami! Tak wołają Niemcy do ludności polskiej na Śląsku — takie hasło ogłasza „Ślązak”. Ale niech kto spróbuje krzyknąć nad uchem jakiemu śląskiemu Niemcowi: „precz z  Niemcami” ! — to go niemiecko-kapilalistyczna „Silesia” ogłosi za prowokatora niemieckiej ludności na Śląsku, a „Ślązak” napisze najczystszym  polskim językiem, Że trzeba Polakom pokazać, co  znaczy „twarda niemiecka pięść”.

sprawy polityczne cz. 2 - styczeń 1912


     Po raz kolejny na łamach tygodnika „Wieniec i Pszczółka”, pojawia się informacja z Łodygowic autorstwa Józefa Suchanka. Zanim jednak, drogi czytelniku zapoznasz się z jej zawartością warto przeczytać oświadczenie posła Jana Zamorskiego, który jednoznacznie stwierdza: Podczas mojej nieobecności z powodu wyjazdu  na święta umieszczono korespondencyę z Łodygowic p.t. Smutne stosunki w Łodygowicach mi­mo mej wiedzy i woli. Ponieważ tego ro­dzaju wiadomości nie nadają się do nasze­go pisma, nie umieszczę dalszego ciągu korespondencyi. Sam fakt, że redakcja dystansuje się od zamieszczonych informacji, jest najlepszym sygnałem, że wiarygodność tego artykułu / listu była mało przekonywująca. A oto jego treść: Odnośnie do artykułu umieszczonego w numerze z dnia 31. grudnia 1911 roku „Wieńca-Pszczółki”, podanego przez oby­wateli r. Łodygowic, dodaję do tegoż w uzupełnieniu od siebie co następuje:
Prawdą jest, że wójt nasz, to coś za­krawa na despotę, tak jak car rosyjski. On rządzi w Łodygowicach niepodzielnie, kto więc jemu się sprzeciwi, ten wnet po­czuje jego żelazno-bismarkowską rękę.
Tak było i jest właśnie ze mną. Za to, że nie chciałem głosować za Hallerem, zagroził mi, że go popamiętam i, że mnie musi zniszczyć.
Ponieważ jestem majstrem malarskim, tenże nietylko, że nie dał mi roboty w szkole miejscowej, którą byłbym wykonał prawie za darmo, lecz jeszcze przed bu­downiczym i p. baumistrzem obczernia mnie i namawia ich, by mnie żadnych robót nie dawali, wyrażając się o mnie tak ordynarnemi słowami — że ich tu powtó­rzyć mi nie wypada.
Tak postępuje wójt-ojciec gminy — który każdego, kto nie postępuje według jego woli, stara się zniszczyć, nie pomny na to, że w Starostwie zaprzysięgał usta­wy, — a w gminie daje roboty, jako przewodniczący Rady szkolnej, ludziom nieopodatkowanym — a mnie stara się utrącić, choć z tego nie tylko ja mam stratę, ale i skarb państwa.
Suchanek Józef z Łodygowic.

Sytuacja w tej gminie musiała być napięta, gdyż pojawiają się kolejne dwa artykuły opisujące ówczesne stosunki.
Numera pojedyncze naszej gazetki są do nabycia w gospodzie p. Wilhelma Jakubca, obok kościoła w Łodygowicach i tam je każdej niedzieli świeże dostać można.
Nie udało się p. Kani, wójtowi łodygowskiemu w sprawie z Wojciechem Suchankiem, którego zaskarżył do sądu za urojoną jakąś obrazę i gwałtownie pragnął go do biedy przyprowadzić. Na pierwszym terminie, d. 10 października, sprawa dobrze wypadła, bo świadkowie Suchanka sumiennie zeznawali, więc przysięgi wójta, oraz Rączki, Bergera i Hetnała nie zdołały go potępić. Więc gdy sąd w Wadowicach drugi termin na 19 grudnia naznaczył, mieli om nadzieję, że sprawę wygrają; ale wykazało się znów jasnymi wywodami świad­ków, że Suchanek mową swoją, ani wójta, ani Rączki, ani Bergera nie dotknął i obraził, a gdy p. sędzia przeczytał w świadectwie wójta Kani, że Suchanek jest stojałowczykiem (co według owego wójta miało być potępiającym dowodem!)
— p. sędzia rzekł: - „Boże kochany i ten człowiek jeszcze i w grobie spokoju nie ma!" — P. Kania spuścił nos na kwintę i odszedł jak zmyty, widząc, że Suchanek całkiem wolny z rozprawy wy­szedł; bo myślał już sobie, ze zagarnie je­go mienie i do ruiny go przyprowadzi z żoną i dziećmi. Przyjdzie i na ciebie kolej p. naczelniku, ze nie będziesz z taką pychą nosa do góry zadzierał; i tobie p. sekretarzu przyda się, gdy pomyślisz, że dopóty konewka nosi wodę, póki jej ucha nie oderwą. Może do tego jeszcze przyjdzie, ze z pejsaczem Bergerem będziesz za króliczemi skórkami po wsi chodził.
Daj wam Boże upamiętanie, aby jesz­cze wczas! Łodygowianin.
Oraz drugi opisujący niejakiego Rączkę. Pod wymownym tytułem: „Rączka jakich mało”. Chociaż nie chcemy robić ujmy naszemu pisemku i kalić go różnemi brudami, jakie się u nas dzieją, jednak musimy co następuje, zaznaczyć i prosić szanowną Redakccyę o umie­szczenie niniejszego ostrzeżenia dla reszty naszych przyjaciół w Łodygowicach, aby się nie bali pogróżek, jakie przeciwko nam tutaj się dają słyszeć. Co zaś do brudów, to te musimy w inny sposób publikować i zwalczać.
Naprzykład zasłużył na publikowanie taki Rączka, nasz sługa gminny, co dziesięciorakie geszefta od ognia i wody, bo od „Wisły” prowadzi i jest weterynarzem od chorego bydła nierogatego i oglądaczem umarłych ludzi, co nosi od rana do wieczora, zamiast pióra gminnego „gewehr” na ramieniu i chodzi z nim od karczmy do karczmy straszyć ludzi. Zamiast siać strachy na stojałowczyków, mógłby p. Rączka zdjąć swoją reklamę obłudną „Wisły” z murów naszego gminnego domu, powiesić ją sobie zamiast strzelby, na plecach i odganiać pryszczycę ze wsi, albo lepiej pilnować powierzonego sobie i dobrze płat­nego urzędowania w kancelaryi gminaej a nie karczmy i polowania na stojałowczyków. Bo straszyć się nie damy, a w za­mian za groźby przypominamy, że możesz jeszcze nosić zamiast gewehru i brauninga torbę i kij po wsi.
Dobrze Ci jest, to siedź cicho, bo go­spodarzowi wolno sługę swego ze służby wyrzucić.
Ciekawi jesteśmy, co też c. k. prokuratorya i c. k. Starostwo na wasze kawał­ki powie, gdy tego zażądamy. Boście z wójtem jednacy. Jedaym byłoby dobrze płoty grodzić, a drugiego na stracha z tabliczką od „Wisły” do chlewa wsadzić, by pryszczyca nie przyszła. Obywatele Stojałowczycy z Łodygowic.

    O tym, że powyższa korespondencja była tylko prywatną rozgrywką najlepiej świadczy to, że wspomniany w artykule sekretarz gminy w Łodygowicach Rączka, był polskim patriotą, manifestującym polskość nawet stro­jem (chodził w czamarze). Wychował on osieroconego Stanisława Kanika, późniejszego działacza narodowego. N­auczył go czytania i pisania, zachęcał do czytania polskich książek (historycznych), mówił o miłości ojczyzny, uświadamiał narodowo. Potem wyuczył chłopca szewstwa i tkactwa.

środa, 22 stycznia 2014

Sprawy gospodarcze- styczeń 1912

    Dobrą informacją szczególnie dla mieszkańców Wilkowic była wiadomość, że jak donosi naczelnik gminy, Józef Jachnicki, z dniem 1-go stycznia została tamże otwarta składnica pocztowa i dla gmin Huciska i Bory. 20 stycznia Bielsko zyskało nowe połączenie z Przemyślem, gdyż było ważnym węzłem komunikacyjnym na linii Kraków Przemyśl. Rozmowa kosztowała 3 k.
 Ważną informacją nie tylko gospodarczą, ale i dla zdrowia ogółu, było zakupienie za 10.000 Koron realności w Straconce położonej koło źródeł wodociągu, aby poprawić jej czystość. Teren ten ma zostać poddany zalesieniu.  Podobną sumę Sejm Śląski przekazał miastu Bielsku na pokrycie długów szpitala w nim funkcjonującego.

    Dobre wiadomości nadeszły ze Lwowa, tam zebrała się Komisja Regulacji Rzek w Galicji i na swoim XI posiedzeniu zadecydowała, że zostaną przeprowadzone regulacje miedzy innymi rzeki Żylicy w dorzeczu Soły, oraz górskich potoków w Cięcinie i Kocierzu. „Gwiazdka Cieszyńska” do tej listy dodała jeszcze regulacje rzeki Białej po stronie śląskiej i Galicyjskiej, co ma kosztować 300.000 K.

    Natomiast bardzo ciekawa sprawa nie tylko gospodarcza, ale i po trochu polityczna wytworzyła się gdy chodzi o funkcjonowanie Kino-Teatru w Bielsku. Ciekawie opisuje to „Silesia”. Oto końcem 1911 roku magistrat Bielska zakazał mu działalności ze względu na uchybienia formalno-prawne związane z przepisami przeciw pożarowymi i policyjnymi. Na właściciela Adolfa Zenkera została nałożona kara. On jednak odwołał się od tych zarzutów i kary. Zenker wniósł względem tego sprzeciw i dowiódł w nim, że zgoła nigdy w Bielsku nie roszczono sobie etycznych pretensji względem jego przedsięwzięcia, przeciwnie, wszystkie filmy z tzw. męskich wieczorków były wcześniej pokazywane policji i gminnej komisji, a jeśli chodzi o bezpieczeństwo pożarowe – to komisja krajowa która wizytowała jego przedstawienia, nie znalazła żadnego powodu do nagany. Wiedział bowiem doskonale, że straż i policja zainterweniowała, ze względu na to, że stał się on konkurencją dla dotowanego przez magistrat Bielska teatru miejskiego. Z tego też powodu właściciel kina postanowił przenieść swój biznes do Białej. Właściciel domu w Białej, Naftali Hermann, który w zeszłym roku nabył od dra Eisenberga dawną realność Szkoły Głównej przy Hauptstrasse (Nr. 28), sprzedał w tych dniach za 36 000 Koron dużą, wolną parcelę, przestronne podwórze – ogród, otoczone wkoło zabudową, właścicielowi bielskiego kinoteatru – Zenkerowi – który na tym gruncie chce wznieść budynek kina. Trudno powiedzieć, na ile ta sprawa pogorszyła relacje pomiędzy władzami Bielska i Białej, jednak na pewno była istotnym zgrzytem. Tym bardziej, że Komisja Krajowa do której odwołał się Zenker uznała, że nie było podstaw do jego ukarania i cofnięcia mu koncesji. Z tego też powodu, tysiąc plakatów na terenie obu miast informowało 19 stycznia 1912 roku o jego zwycięstwie w sporze z magistratem Bielska i zapraszało na dwa seanse filmowe do Kaiserhoffu, gdzie odbywały się przedstawienia.

Zarząd Kółka rolniczego w Białej zapowiedział ostatnie spotkanie w sprawie otwarcia Składnicy Towarowej w Białej. Natomiast „Wiener Zetung” informuje, że epidemia chorób zwierząt występuje między innymi w następujących miejscowościach w powiecie Biała: Bestwina, Buczkowice, Komorowice, Międzybrodzie, Komorowice, Porąbka, Rybarzowice i Stara Wieś. W powiecie bielskim: Stare Bielsko, Brenna, Czechowice, Dziedzice, Natomiast w powiecie żywieckim: Radziechowy, Stary Żywiec i Wieprz. Natomiast, w „Silesi” odnajdujemy ogłoszenie, że w Łodygowicach jest do wynajęcia młyn wodny znajdujący się 5 minut od dworca kolejowego, mający dużo odbiorców indywidualnych. Oferty przyjmuje Izydor Guttfreund w Buczkowicach.

Ten przegląd prasy kończymy informacjami sportowymi o tym, że Akademicki Związek Sportowy z Krakowa zrobił sobie przerwę w szusowaniu po beskidzkich stokach i wybrał się na wycieczkę za Bielsko. Natomiast Bielsko - Bialski Klub Sportów Zimowych bardzo się cieszył, że 13 stycznia spadł długo wyczekiwany śnieg, dzięki czemu można już było korzystać z toru saneczkarskiego. Jak również Galicyjski Klub Automobilowy szczegółowo ogłasza siódmy już z rzędu rajd samochodowy, którego finał nastąpi 20 lipca w Żywcu. Tam też zostaną rozdane nagrody, bowiem odbywać się będzie pod protektoratem arcyksięcia Karola Stefana.

„Czas” zamieścił również szczegółowy rozkład jazdy pociągów do sportowych miejscowości. Uwzględniono w nich między innymi: Żywiec, Milówkę, Sól. Natomiast „Silesia” w czterech kolejnych numerach opisuje uroki uprawiania zimowych sportów, które są opatrzone prezentowanymi tutaj obrazkami.

Sprawy polityczne cz1. - styczeń 1912


    Wprawdzie już od kilku miesięcy pracował nowy parlament w Wiedniu, jednak  echa wyborów, a właściwie nieprawidłowości przy ich przeprowadzaniu ciągle wracały. Jednym z pokrzywdzonych był poseł Maciej Fijak z Pietrzykowic. On to informował swoich wyborców: 
Słuchajcie ludzie!
Przy wyborach ukradli mi głosy i przepadłem. Zacząłem szukać spawiedliwości, bo znam przecież ustawę i widzę, że w Galicyi dla chłopa sprawiedliwości niema. A było tak:
W Rycerce powiatu żywieckiego ogło­sił Komisarz wyborczy dnia 28. czerwca 1911, że Maciej Fijak dostał głosów 17. Ja wniosłem do prokuratoryi w Wadowicach domiesienie o popełnionej kradzieży głosów i postawiłem 34 świadków którzy zobowiązali się pod przysięgą stwierdzić, że oddali głosy na Macieja Fijaka z Pietrzykowic. Macie galicyjskie wybory. Jak wrzucisz do urny 34 głosy na stojałowczyka, to wyjmą z mej 100 na stańczyka. I macie galicyj­ską sprawiedliwość. Pan prokurator przesłuchał członków komisji, która się dopu­ściła kradzieży głosów i zastanowił do­chodzenie.
Panie Prokuratorze! Podałem imiona 34 (wymienia wszystkich- JK)         Wszyscy są z Rycerki Dolnej powiat Żywiec. Może teraz, gdy ich w gazecie wy­mieniłem, Pan Prokurator będzie łaskaw ich przesłuchać.  Jeżeli Pan tego nie zrobi, to ja obrażę całą prokuratoryę, a jak mnie wtenczas będziecie skarżyć za obrazę wła­dzy, to może wtedy przynajmniej znajdę sposobność, żeby sądownie udowodnić kradzież głosów.
Zaskarżyłem po wyborach komisarza, który przeprowadzał wybory w Stryszawie i postawiłem tylko trzystu świadków. Pięć miesięcy mija od tego czasu, a o skardze, o terminach ani dudu. Podobno prokuratorya zażądała aktów z parlamentu. Komisya legitymacyjna w parlamencie uchwaliła, że przewodniczący ma prawo według uznania wydawać akta sądowi i prokuratoryi.
Przewodniczący komisyi legitymacyjnej jest poseł Daszyński, który tyle lat wołał, że szuka sprawiedliwości. Zobaczymy, czy akta wyda czy nie, czy jest pachołkiem Bobrzyńskiego, czy wolnym posłem, czy kłamał, czy, mówił prawdę, kiedy przez kilkadziesiąt lat zapewniał, że szuka i do­maga się sprawiedliwości... Panie Daszyński! Po tym postępku będziemy pana sądzić.
Mnie biednemu chłopu odmawiają spra­wiedliwości. Ale ja nie przestanę wołać, choćbym miał nie wiedzieć jaki skandal robić, póki sprawiedliwości nie dowałam. Nie chodzi mi o skradziony mandat. Ja chcę wiedzieć, czy w Galicyi są ustawy po to, aby ich wszyscy słuchali, czy też po to, żeby rozmaici komisarze mieli co przekraczać, wykrzywiać i gwałcić.
Wołam o sprawiedliwość.
Wasz zawsze
Maciej Fijak, były poseł.
Pietrzykowice 10  grudnia 1911.

    Na nieprawidłowości zwracał również uwagę „Przyjaciel Ludu”, który za skandaliczny obyczaj uznał kandydowanie urzędników państwowych do parlamentu.
To, że w polityce nie ma sentymentów przekonał się boleśnie końcem 1911 roku dr Stanisław Łazarski. Po wyborach nowa większość w Kole Polskim w Wiedniu bezceremonialnie wyrzuciła go z funkcji prezesa i oddała ją Leonowi Bilińskiemu, który w tym momencie był bez posady rządowej. W ramach rekompensaty środowiska polityczne z regionu Białej postanowiły poprzeć go w wyborach do Sejmu Krajowego. Tak o tym wydarzeniu pisał „Wieniec i Pszczółka”: Marszałek powiatu poseł Dr. Łazarski został dnia 19. grudnia wybrany posłem do Sejmu z powiatu bialskiego. Na oddanych 196 głosów otrzymał 176, a więc prawie jednomyślnie wyszedł. W ten sposób powiat bialski nagrodził krzywdę, wyrządzoną p. Łazarskiemu przez blok namiestnikowsk w Kole polskiem. Gdy wybrańcy narodu we Wiedniu w niegodny sposób poniżyli zacnego i zasłużonego człowieka w lipcu roku 1911, lud polski w powiecie bialskim dał zacnemu obywatelowi pełne zadośćuczy­nienie Lud chrześcijański naprawia krzywdy, wyrządzone przez zauszników namie­stnika, którzy udają wybranych posłów.
Jesteśmy pewni, że Dr. Łazarski będzie w Sejmie rzecznikiem potrzeb tutejszego po­wiatu i orędownikiem spraw ludu polskiego. Jesteśmy pewni, że na lep namiestnika, ani jego popleczników nie pójdzie że będzie posłem ludowym, a nie rządowym.
Jesteśmy tego pewni, ba swoiem dotychczasowem postępowaniem we Wiedniu daje nam niepodejrzaną rękojmię.
Stronnictwo nasze pokazało przy tych wyborach dobrą wolę — nie w słowach, obietnicach, przyrzeczeniach, które nic nie kosztują, ale w czynie. Mandat bialski był nasz. Ale dla utorowania zgody między polskiemi stronnictwami ludowemi, myśmy powiedzieli, iż gotowiśmy się na razie o ten mandat nie ubiegać, aby wszystkim lu­dziom dobrej woli dowodnie pokazać, że chcemy zgody, porozumienia i wspólnej pracy. Nasi stronnicy jak jeden mąż sta­nęli do wyborów i z prawdziwie chwalebną karnością oddali głosy kandydatowi bez­partyjnemu.
Nic tak postąpili ludowcy. Przez usta posła Kubika zapowiedzieli w Białej w so­botę 16 grudnia na zgromadzeniu wybor­ców, że kandydata nie stawiają i oddadzą swe głosy p. Łazarskiemu. Ale w ponie­działek 18. grudnia p. Kramarczyk nie za­stosował się w Kętach do postanowień stron­nictwa i ogłosił, że kandyduje. Nie wiemy, czy to była pułapka i dwulicowość tutej­szych ludowców, czy zwyczajne warcholstwo p. Kramarczyka. Myślimy, że p. Kramarczyk na własną ręką się zerwał, bo jest chory na pychę i kandyduje wiecznie jak płanetnik.
P. Kramarczyk w Kętach jątrzył prze­ciw wszystkim i wołał: „chłopy wybieraj­cie chłopa”, a gdy się pytano, którego chło­pa, odpowiedział: „macie mnie zawsze do dyspozycyi”. Gotów więc jest zawsze i wszędzie przyjąć mandat, jak podstarzała panna gotowa wiecznie za każdego wyjść za mąż.
Ale ci wyborcy, którzy p. Kramarczyka zblizka znają, powiedzieli mu porcyę gorz­kiej prawdy.
Stwierdzili, że Kramarczyk nie jest chło­pem, bo ma gospodarstwo folwarczne. Gdy więc mamy folwarczników wybierać, to już byśmy woleli wykształconego, a nie jakie­goś Kramarczyka, który ma z chłopem tyle wspólnego, że nie ukończył żadnych szkół.
Stwierdzili dalej, że p. Kramarczyk tylko w okresie wyborczym jest przyjacielem chłopstwa. Skoro tylko został wybrany, zawsze szedł z rządem stańczykowskim przeciw ludowi.
On referował w Sejmie zaprowa­dzenie dwutypowych szkół ludowych i seminaryów nauczycielskich, takich gdzie się więcej uczy dla miast i takich gdzie się nie uczy tylko dręczy dzieci dla wsi. Był to wniosek p. Bobrzyńskiego, któremu p. Kramarczyk nadał cechy niby to ludowca. Dziś ta dwutypowość jest nieszczęściem naszego szkolnictwa, które dużo kosztuje, a pożytku nie daje. Boże nas obroń od takich przy­jaciół ludu. My ciągle piszemy, że nie wystarczy nazywać siebie chrześcijaninem, ale że trzeba po chrześcijańsku żyć — a w od­niesieniu do p. Kramarczyka powiemy, że nie wystarczy siebie nazywać ludowcem, ale trzeba swoją miłość do ludu i -rozumienie potrzeb ludowych czynem okazywać Nie godzi się zaś pod dyktandem stańczyka Bobrzyńskiego wykrzywiać i udaremniać wykształcenia ludowego.
Ten więc „ludowiec” p. Kramarczyk, chory na nieustające kandydowanie, dostał aż 16 głosów. Ośmieszył się gruntownie, ale uratował powagę namiestnika, bo Dr. Łazarski postawiony przeciw namiestnikowi, nie wyszedł jednomyślnie. Nie można więc. mówić, że lud cały jak jeden mąż, bez względu na różnice partyjne, potępia dzisiejszy sposób rządzenia p. Bobrzyńskiego. Od tego uratować p. Bobrzyńskiego p. Kramarczyk, więc należy się spodziewać, że w nagrodę dostanie jaki krzyżyk lub medalik.
Przy tych wyborach stronnictwo nasze ukazało wartość i karność, która jest najlepszym sposobem do budzenia szacunku u przeciwników. Jest karność. Jest soli­darność, a więc jest i siła. Tej siły wkrótce będziemy potrzebowali
.
„Czas” pisząc o informacjach z Sejmu Krajowego podaje dwie ciekawe informacje. Pierwszą z nich to fakt, zaprzysiężenie nowego posła Stanisława Łazarskiego, który wszedł na początek do klubu demokratycznej lewicy, a drugą była niesamowita wypowiedź namiestnika Badeniego dotycząca śp. Ks. Stanisława Stojałowskiego.

Jest ona o tyle intrygująca, gdyż do tej pory namiestnik, jeżeli o nim wspominał, to używał wielu inwektyw, a „łajdak i zbir” nie były najmocniejszymi. Tym razem powiedział: Gdy mam przekazać pamięć tej Izby postać człowieka, którego działalności tak w Sejmie, jak i w kraju była przez całe życie jednym prawie ciągiem namiętnych walk ze stronnictwami i ludźmi, nie może być mojem zadaniem oceniać całości działalności politycznej i społecznej ks. Stojałowskiego, a pozostawić to pragnę tym, którzy kreślić będą kiedyś ze spokojem i bezstronnością dzieje polityczne tego kraju z ostatnich lat kilkudziesięciu, w których ks. Stojałowski wybitną odegrał rolę, a wtedy będzie czas spokojnego i sprawiedliwego ocenienia znaczenia i wartości tego wybitnego działacza politycznego.
    Dzisiaj pragnę dotknąć tylko tej strony jego działalności, która złączyć nas może wszystkim w jednolitem uczuciu. Był on szczerze i gorąco przywiązany do ludu polskiego, pragnął lud ten obudzić do życia, wskazać mu ścieżki kultury i dobrobytu i podnieść go do rzędu współczynnika społecznego i narodowego. Ta myśl, ta chęć pozostanie jego zasługą i wybitną cechą jego indywidualności. Żałować należy, że w pierwszych chwilach nie znalazł może dostatecznej pomocy w społeczeństwie, które też z tego powodu ponosi część odpowiedzialności za późniejszy kierunek jego działalności.

wtorek, 21 stycznia 2014

Sprawy osobiste - styczeń 1912

    Informacje osobiste, warto rozpocząć od informacji z Sejmu Krajowego, gdzie zmarłego ks. Stojałowskiego zastąpił dr Stanisław Łazarski. „Wiener Zetung” poinformował o przenosinach sędziów Mariana Wespera z Żywca do Żmigrodu, a dr Augusta Kwiecińskiego z Leżańska do Żywca. „Czas” natomiast przekazał, że kanonicy regularni przy kościele św. Krzyża w Żywcu podjęli obowiązki wikariuszy. W Żywcu też, Wydział Krajowy rozpisał konkurs na stanowisko sekundariusza w tamtejszym szpitalu powszechnym. „Silesia” informuje o śmierci żony dorożkarza Gluzy.


Sto lat temu w Bielsku i Białej odc 25


poniedziałek, 20 stycznia 2014

Sprawy nadzwyczajne - styczeń 1912

    Jednak informacją, która najbardziej przykuwała uwagę wszystkich, było wydarzenie z 18 stycznia, kiedy to arcyksiężna Maria Teresa uległa wypadkowi. „Nowości Ilustrowane” pisząc o tym wypadku artykuł zatytułowała „Ofiara Sportu”, a tekst rozpoczęła w następujący sposób: Zimowe sporty dostarczają wiele miłych wrażeń i przyjemności, mają jednak tę złą stronę, że łatwo o wypadek, który nieraz bywa dardzo bolesny i dotkliwy. Doświadczyła tego na sobie w tych dniach arcyksiężna Marya Teresa. O godzinie 4 po południu z synem Wilhelmem i córką Eleonorą w towarzystwie kapitana marynarki Kasnera wypadła z sanek na drodze prowadzącej ze Starego Żywca do Oczkowa. Na skręcie góry, gdy sanki uderzyły o kamień podśnieżny, wypadła ze saneczek i uległa bardzo silnym potłuczeniom. Wypadając, uderzyła silno o przydrożny słup telegraficzny, wskutek czego nastąpiło zmieżdżenie kości czołowej na przestrzeni pięciokoronówki, złamanie kości nosowej, rozcięcie wargi i pęknięcie dolnej szczęki. Arcyksiężną przewieziono bezzwłocznie do zamku żywieckiego, gdzie przez kilka godzin leżała bezprzytomna wskutek częściowego naruszenia mózgu. Pierwszego opatrunku lekarskiego udzielili miejscowi Lekarze. Byli to dr Idziński i dr Barański - fizyk powiatowy. Po wypadku zaraz telegrafowano do Wiednia do arcyksięcia Karola Stefana, który z Wiednia przywiózł ze sobą radcę dworu a zarazem profesora uniwersyteckiego dr. Eiselberga. Do Żywca przyjechał specjalnym pociągiem.  Przedsięwzięta oprecya wykazała rozległe wgniecenie kości obu jam nosowych i sklepień oczodołowych, otarcie przyskórka na nosie i ranę na wardze dolnej. Przy operacyi, dokonanej w narkozie, usunięto kilka drobnych i większych odłamków kostnych i wytamponowano rany operacyjne. Narkoza i operacya odbyły się szczęśliwie. Operację przeprowadził prof. Eiselberg razem z docentem Rancim oraz dr Idzińskim. Jak podkreślały gazety operacja przyniosła ulgę. Jest to nieszczęście, które bardzo boleśnie dotyka arcyksięcia Karola Stefana i jego całą rodzinę. Wiadomość smutną przyjmie z głębokim współczuciem dla arcyksiężnej całe nasze społeczeństwo, ceniące wysoko obywatelskie postępowanie arcyksięcia Karola Stefana, pełne życzliwości dla nas i naszego kraju, zaznaczyć na każdym kroku, przy każdej sposobności.
    Kontynuując wypadki nadzwyczajne trzeba powrócić do wydarzenia z Komorowic z końca 1911  roku, gdyż teraz pojawiło się do niego sprostowanie. W sprawie notatki zatytułowanej „Zwierzęcy żart" a zamieszczonej w kroni­ce nru 51 naszej gazetki, stawił się w re­dakcyi naszej p. Góralczyk, gospodzki z karczmy p. Rosnera w Komorowicach i oznajmił nam, iż fakt w notatce owej poda­ny jest przesadzony i niezgodny z prawdą. Mianowicie twierdzi, iż nie wywierano ża­dnego gwałtu nad owym przybyszem, zmu­szając go do picia i że jeśli umarł niedłu­go potem, to tylko wskutek tego, ii od dłuższego czasu był chory. Zamieszczamy chętnie to sprostowanie, w przekonaniu, iż wybryk ten wstrętny w istocie nie miał miejsca a podanie nam wiadomości o nim było tylko podyktowane jakąś osobistą nie­chęcią lub zawiścią.

Styczeń 1912


    Rozpoczął się nowy rok 1912. Podobnie jak i teraz, w styczniu organizowano jeszcze spotkania opłatkowe. Prawie 200 osób -sympatyków i członków stowarzyszenia „Przyjaźń”- spotkało się na takiej uroczystości w Cięcinie, koło Żywca. Zebranie rozpoczęło się piękną, ser­deczną przemową prof. Wolnego. Następnie przemawiał ks. Administrator wzywając jak przedmówca dojedności w imię chrześcijańskich i narodowych haseł. Potem p. Ruda w dłuższem  przemówieniu  wykazał,  że dla tych maluczkich gwiazdą prowadzącą do stajenki w Betleem są ci, którzy z poświęceniem pracują nad podniesieniem ludu wieśniaczego i robotniczego. W podobnym nastroju, aczkolwiek jak wynika z zapisków prasowych, „w dużej ciasnocie” swój opłatek miało Bialskie Towarzystwo Rękodzielników. Tam głównym prowadzącym spotkanie był prezes ks. Rosiewicz. Natomiast Towarzystwo Szkoły Ludowej i TG „Sokół” w Bielsku zaprosiło członków na 6 stycznia do Domu Polskiego. W programie po opłatku przewidziano wspólną zabawę przeplataną różnymi niespodziankami. Natomiast Jan Zamorski następca śp. Ks. Stanisława Stojałowskiego informuje: Bardzo wielu zacnych ludzi przysłało mnie i całej redakcyi życzenia wesołych świąt i szczęśliwego Nowego Roku. Bóg zapłać serdecznie. Ponieważ wszystkim tym zacnym ko­chanym przyjaciołom nie potrafiłbym listo­wnie podziękować, składam zamiast rozsy­łania powinszowań i podziękowań kwotę 10 koron na dom polski imienia ks. Stojałowskiego w Bielsku.

piątek, 17 stycznia 2014

prasa straszy i pokazuje ciekawostki - styczeń 1912


Najbardziej sensacyjną informacją, jak obiegła cała Europę, a którą odnotowały wszystkie media była wiadomość, o tajemniczych licznych zgonach w Berlinie.

Jak się okazało 71 osób zmarło, a prawie 200 zachorowało. Media zaczęły spekulować o nowej dżumie i siać powszechną panikę. Najwięcej zgonów dotknęło osób zamieszkujących schronisko dla bezdomnych. Z tego powodu podejrzewano zatrucie jadem kiełbasianym, jednak zachorowali nie tylko bezdomni, ale ludzie z całej okolicy.

Kiedy wprowadzono ostrą kwarantannę i sytuacja wyglądała beznadziejnie okazało się, że to nie dżuma, czy cholera, ale skażony alkohol, dostępny w trzech okolicznych szynkach, zebrał takie żniwo.

Równie sensacyjnie informowano o wszystkich nowinkach technicznych i wynalazkach. Jednak najbardziej przykuwały wzrok czytelników anomalia przyrodnicze jakie zmieścił „Winer Bilder” przedstawiające dwugłowe zwierzęta czy też wielkiego rozmiaru płody rolne.