piątek, 31 października 2014

Pierwsze oceny memoriału dwu cesarzy




    Sta­nisław Tarnowski na łamach krakowskiego „Czasu” tak skomentował akt 5 listopada: Ogłoszenie niepodległości Polski! Dziwnemi drogami prowadzi Bóg dzieje świata i nas. Niech będzie pochwalone święte imię Jego! Austrja i Prusy przy­wracają Polskę. One jej potrzebują, one jej chcą: a jakiekol­wiek są pobudki tej ich woli, nie można nie widzieć i nie uznać, że robią coś niebywałego, coś dobrego, coś pięknego.,, Do dawnych obowiązków przybywa nam jeden nowy: obo­wiązek wdzięczności dla tych cesarzy, co tworzą niepodległą Polskę, Ktoby był powiedział naszym starszym i nam sa­mym jeszcze, że tę wdzięczność będziemy czuli dla Austrji i dla Prus? Że ją w sercu chować mamy szczerze i wiernie!.., A teraz z tem postanowieniem, w tem uczuciu szczęścia i wdzięczności, mówmy Te Deum laudamus!.
  
    Te radosne uniesienia i powszechnie powtarzane stwierdzenie nareszcie sprawiły, że uśpiona została zupełnie czujność Polaków. Tym bardziej, że nie wiedzieli oni o tym, jaki naprawdę los szykują im państwa centralne. Oto na kilka miesięcy przed tym aktem, w dniach 11 i 12 sierpnia 1916 został zawarty tzw. układ wiedeński. W nim to Niemcy i Austria zawarły w sprawie polskiej szereg szczegółowych rozwiązań, które w zasadniczy sposób ograniczały suwerenność przyszłego państwa polskiego. Jednak najważniejszym i co ważne tajnym uzgodnieniem było to, że: Oba mocarstwa centralne gwarantują sobie wzajemnie spe­cjalnym układem, że żadna część dotychczasowych ich ziem pol­skich nie może przypaść nowemu państwu polskiemu. Oznacza to, że nowa Polska ma powstać tylko z części dawnego zaboru rosyjskiego, a Galicja i Poznańskie ma nadal stanowić integralną część państw centralnych. O tych ustaleniach jednak nic nie wiedzieli ani polscy politycy, ani tym bardziej legioniści...

czwartek, 30 października 2014

Akt 5 listopada 1916 roku



Wreszcie nadszedł długo oczekiwany dzień oficjalnego ogłoszenia proklamacji państw centralnych w stosunku do Polaków.
    Do mieszkańców Warszawskiego  Generał-Gubernatorstwa.
Przejęci niezłomną ufnością w ostateczne zwycięstwo ich broni i życzeniem powodowani, by ziemie polskie przez waleczne ich wojska ciężkiemi ofiarami rosyjskiemu panowaniu wydarte do szczęśliwej przywieść przyszłości, Jego Cesarska Mość Ce­sarz Niemiecki, oraz Jego Cesarska i Królewska Mość Cesarz Austrji i Apostolski Król Węgier postanowili z ziem tych utwo­rzyć państwo samodzielne z dziedziczną monarchiją i konstytu­cyjnym ustrojem. Dokładniejsze oznaczenie granic Królestwa Polskiego zastrzega się. Nowe Królestwo znajdzie w łączności z obu sprzymierzonemi mocarstwami rękojmię potrzebną do swo­bodnego sił swych rozwoju. We własnej armji nadal żyć będą pełne sławy tradycje wojsk polskich dawniejszych czasów i pa­mięć walecznych polskich towarzyszy broni w wielkiej obecnej wojnie. Jej organizacja, wykształcenie i kierownictwo uregulo­wane będą we wspólnem porozumieniu.
Sprzymierzeni monarchowie, biorąc należny wzgląd na ogólne warunki polityczne Europy, jako też na dobro i bezpieczeństwa własnych krajów i ludów, żywią niezłomną nadzieję, że obecnie spełnią się życzenia państwowego i narodowego rozwoju Króle­stwa Polskiego.
Wielkie zaś, od zachodu z Królestwem Polskiem sąsiadujące mocarstwa z radością ujrzą u swych granic wschodnich wskrze­szenie wolnego, szczęśliwego i własnem narodowem życiem cie­szącego się państwa.
Z najwyższego rozkazu Jego Cesarskiej Mości Cesarza Nie­mieckiego.
Generał-gubernator v.  Beseler.



Piątego listopada ogłoszono akt dwóch cesarzy o utwo­rzeniu na części ziem zaboru rosyjskiego Królestwa Polskie­go, a cztery dni później generał-gubernatorzy niemiecki i austriacki wezwali jego mieszkańców, aby wstępowali do wojska. Był to moment przełomowy w historii sprawy polskiej w okresie pierwszej wojny światowej. Po raz pierwszy dwaj szefowie państw uczestniczących w konflikcie zadeklarowali publicznie, że w wyniku wojny ma powstać niezależne i żadnym węzłem z państwami sąsiedzkimi nie związane państwo polskie. Nie było w tym momencie ważne, jakie będą jego granice i jaki ustrój wewnętrzny. Przełamana bowiem została zasada, od roku 1815 uważana za podstawową, iż jakiekolwiek państwo polskie może istnieć tylko w związku federacyjnym z Rosją, lub choćby (jak nieobowiązujące w XIX wieku rozważano) z Austrią; związki z Prusami lub później z Rzeszą Niemiecką nigdy nie były sugerowane. Od 5 listopada 1916 roku stało się jasne, że przyszłe państwo polskie - choćby terytorialnie najmniejsze, choćby praktycznie z ograniczoną suwerennością (...) będzie jednak formalnie udzielne i niepodległe.
    W obozie w Baranowiczach radość była wielka. Legioniści świętowali z okazji prokla­macji przyszłego Królestwa Polskiego, uroczystość odbyła się 5 listopada po południu. Z tej okazji pułkownik Józef Haller wydał okolicznościowe pismo i pierwszy raz podczas odegrania hymnu niemieckiego nikt nie protestował, że brzmi on razem z austriackim, a po nim Ma­zurek Dąbrowskiego. Po Mszy świętej odbyła się defilada. Wieczorem zaś wszyscy świętowali: Uf... Paskudny katzenjammer przechodzą dzisiaj Legiony. Jak sięgnąć pamię­cią - nigdy podobnego pijaństwa nie było, jak wczoraj. Ale też chłopcy mieli powód się wstawić. Wreszcie cel osiągnięty, po przeszło dwuletniej ciężkiej pracy - można się rozra­dować.

środa, 29 października 2014

Polski Korpus Posiłkowy



    Plan był dobry i wiele wskazywało na to, że i tym razem Wiedeń i Berlin,  niechęt­nie, ale jednak spełnią te postulaty. Już 20 września 1916 roku ogłoszono rozkaz AOK, zapowiada­jący tworzenie szerszej formacji wojskowej, gdyż zapowiedziano przeformowanie legionów w Polski Korpus Posiłkowy. Tu jednak Niemcy postanowili, idąc za ra­dą Austriaków, pozbyć się jednocześnie z szeregów Piłsudskiego, wiedząc, że przy następnym rozdaniu będzie on licytował jeszcze wyżej. Legiony cofnięto na tyły, a komendantowi wręczono dymisję. Józef Haller został mianowano dowód­cą obozu w Baranowiczach, po to, aby przeprowadzić zmiany organiza­cyjne tworzące fundamenty Polskiego Korpusu Posiłkowego. Jak również liczono na zmianę nastrojów, które były zdecydowanie wrogie Komendzie, AOK i NKN. W rozkazie Kwatery Głównej wojsk z 20 września informuje się legionistów, że jego Cesarska i Królewska Mość udzieliła błogosławieństwa do powstania Polskiego Korpusu Posiłkowego w sile dwóch dywizji piechoty. Dodatkowo, co ważne, oddziały miały otrzymać sztandary, na jednej stronie z orłem polskim, na drugiej stronie z wizerunkiem Matki Boskiej, wzorowane na histo­rycznych sztandarach polskich.
Ostateczne ustalenia dotyczące PKP zostały dokonane 18 października 1916 roku podczas konferencji austriackich i niemieckich polityków oraz wojskowych w Pszczynie. Tam też powierzono organizację wojsk polskich Niemcom i przekazanie ich generałowi Hansowi von Beselerowi. Od tego momentu, ku zaskoczeniu wielu sprawa polska została związana z Rzeszą. Istnienie NKN-u przestało mieć uzasadnienie, a słabnąca militarnie, nękana kryzy­sem wewnętrznym Austria, z żalem pozbywała się legionistów. 

poniedziałek, 27 października 2014

Piłsudski i Rada Pułkowników górą cz, 2


    Kwiecień i maj roku 1916 przeszedł właściwie bez walk. Komenda wojsk sprzymierzonych nabrała złudnego przekonana, iż rozbudowywane przez zimę i wiosnę umocnienia polowe są nie do zdobycia. Dodatkowo panowało powszechne przekonanie, że ar­mia rosyjska jest słaba. Z tego też powodu znaczną ilość wojsk niemieckich przeniesiono na zachód. Dlatego czerwcowa ofensywa generała Aleksieja Brusiłowa zaskoczyła zarówno żołnierzy państw centralnych, jak i legionistów. W tej sytuacji II Brygadę ściągnięto z Liszniówki i Karasina w rejon Hruziatyna i Hołuzji. W stoczo­nych tam walkach „Karpatczycy” ponieśli znaczne straty, gdyż doszło do odsłonięcia skrzydeł polskich oddziałów przez cofających się Austriaków. Dużą rolę w tym miały również oddziały czeskie, które mając dużo sympatii do Rosjan jako Słowian poddawały się przy lada sposobności lub schodziły z linii frontu w trakcie bitwy nikogo o tym nie informując. Tam też w czasie walk w okolicy Polskiej Góry, Alojzy Tracz, „Sokół” z Łodygowic 5 lipca dostał się do niewoli.

    Sytuacja na tym odcinku unormowała się początkiem lipca. W tym też miesiącu 15-tego odbył się specjalny pokaz pułków legionowych, który odebrali wspólnie niemiecki generał Fryderyk von Bernhardi, Józef Piłsudski i Józef Haller, któremu powierzono dowództwo nad II Brygadą. Zaraz po tym wydarzeniu 28 lipca Żelazna Brygada biła się pod Dubniakami, a 2 sierpnia pod Sitowiczami. Do ciężkiego boju doszło 3 sierpnia pod Rudką Miryńską. Legioniści odbili wówczas utracone przez oddziały wojsk austro-węgierskich pozycje nad Stochodem. Ta bitwa kończy okres bojowy II Brygady na Wołyniu.
Podczas wojny zdarzały się i tragikomiczne sytuacje. Po zdobyciu folwarku K. Jeden z naszych wybrał się na przegląd pobojowiska, obficie pokrytego zwłokami prawosławnych; a nuż uda się któremuś ściągnąć dobre buty, bez których przecie nieboszczyk i tak znajdzie pomieszczenie na kwaterze u św. Piotra. Jak pomyśłał, tak i zrobił. Na wzgórku spostrzegł leżącego sałdata, na którego buty natychmiast „poleciał”. W trakcie ściągania  butów głowa trupa, oparta o kretowisko, zaczęła kiwać się w miarę szarpnięcia w tył i naprzód. Zobaczył to legionista, a sądząc, że Moskal żyje rzekł: - Przepraszam, ale myślał, że obywatel już zabity – i nie tracąc kontenansu poszedł szukać innej ofiary. Innym razem podczas walk nad Styrem nieprzyjaciel od kilku godzin zasypywał nasze pozycje gradem granatów i szrapleli, wśród których nie brak było i najcięższych „kuferków”. W pobliżu naszej kompanii wybuchł pocisk nieprzyjacielski, zabijając na miejscu kaprala, przyczem najbliższemu legioniście urwało nogę. Nie mogąć znieść dotkliwego bólu, zaczął głośno jęczeć, gdy sanitariusz bandażował mu ranę. Na to jeden z towarzyszy broni zwraca się do niego z wurzutem: - Cichobyś był; to kapralowi głowę urwało i nic nie gada, a ty o głupią nogę robisz tyle krzyku.
    Innym razem legioniści wspominają, jak pod wieczór od strony rosyjskich okopów zbliżała się do nich postać. Kiedy znalazła się w odległości ok. 30 kroków rosyjski żołnierz zaczął głośno krzyczeć: Niech będzie pochwalony Jezus! I z tym okrzykiem na ustach zbliżał się do nich. Również będą już w okopach radośnie chwalił Jezusa Chrystusa: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystua, Chwała Bogu, wojna skończona! Jakież było zdziwienie legionistów, kiedy się okazało, że ich jeniec jest prawowiernym żydem...


    W tym samym czasie Piłsudski zachęcony niedawną wygraną z NKN postanowił kolejny raz zagrać i tym razem zalicytować wysoko. Jego Rada Pułkowników zażądała utworzenia tymczasowego Rządu Narodowe­go, natychmiastowego wycofania legionów z frontu, aby na ich szkielecie budować nowe Wojsko Polskie, tym razem bez oficerów austriackich.  Równocześnie, Piłsudski 29 lipca 1916 roku, ze względu na konflikt z Puchalskim złożył prośbę o dymisję, którą poparł faktem, że nie ma politycznych rezultatów walk legionów. Równocześnie, aby wygrać tego pokera, wydał dyspozycję, by  legioniści obywatele rosyjscy idąc za jego śladem również wnieśli prośby o dymisję, a poddanych austriac­kich prosił, aby pisali o przeniesienie do wojsk austro-węgierskich. Była to akcja polityczna nastawiona na samolikwidację  legionów. Jednak jak wiadomo w II Brygadzie Zieliński sprzeciwiał się wszelkiemu politykowaniu i nieraz przywoływał Hallera, aby ten również nie mieszał się do spraw politycznych.
Teraz jednak zarysowuje się bolesny rozłam w Legjonach. C. i k. Komenda Legjonów widząc, że ruch dymisyjny przyjął charakter masowy, stara się przynajmniej rozbić jedność Legjonów. Uwagę swą zwraca przede wszystkiem na najbardziej lojalną zawsze II Brygadę. Oficerowie tej brygady przeciwstawiają się ruchowi dymisyjnemu, traktując go jako politykę w wojsku. Temu stanowisku przeciw­stawiamy nasze stanowisko. Zgadzamy się z oficerami II. Brygady że żołnierz politykować nie powinien- wspomina Roman Starzyński. Jednak inny zwolennik Piłsudskiego Kazimierz Kierkowski, tak tłumaczył to politykowanie: Niechaj nikogo nie dziwi i - gorszy, że żołnierz się buntował i politykował, bo przecież - musiał to czynić dla obrony polskości Wojska. W tych ciężkich chwilach Legjoniści byli nie tylko woj­skiem, ale i niejako Rządem własnym: buntowano się przeciw najezdnikom!.


    Jednak wątpliwym wydaje się, aby te rozgrywki polityczne dochodziły do szerszego ogółu. Ludność Podbeskidzia emocjonowała się innym wydarzeniem. Najważniejszą informacją jaka obiegła region we wrześniu 1916 roku była wizyta Cesarza Wilhelma II w Żywcu. 20 września w poniedziałek popołudniu przybył do Żywca cesarz niemiecki wraz ze swoją świtą w celu złożenia wizyty arcyksięcu Karolowi Stefanowi. Cesarz zabawił około godziny w zamku arcyksiążęcym. Gminy Zapłocie, Isep i Żywiec przybrały świąteczny wygląd i udekorowały ulice chorągwiami. Młodzież szkolna i rzesze publiczności zgotowały cesarzowi w przejeździe gorące owacye. Ta wizyta jest bardzo ważna, chociaż z informacji prasowej niewiele można wyczytać, to jednak pojawienie się Cesarza Niemiec w niewielkim miasteczku Żywiec musi budzić pytania o cel tej wizyty. Tym bardziej, że kilka dni wcześniej 13 września do miasta nad Sołą i Koszarawą przybył również marszałek polny, naczelny komendant armii arcyksiąże Fryderyk. Takie nagromadzenie osób z pierwszej ligi politycznej u Karola Stefana, który przecież nie pełnił żadnych funkcji publicznych musi budzić pytanie: dlaczego? Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać, gdyż kilka tygodni później cenzura pruska pozwala pisać, że przyszłym królem Polski będzie nie kto inny tylko arcyksiąże Karol Stefan.

piątek, 24 października 2014

Podbeskidzie będzie częścią NIEMIEC!!!

    Kiedy na frontach walczyli żołnierze równie intensywnie toczyła się walka wewnętrzna w Austro - Węgrach, o kształt powojenny. Związek Niemców w C.K. zażądał, aby jeszcze ściślej powiązać się politycznie i gospodarczo z Niemcami, co miałoby ostatecznie doprowadzić do zlania się obu państw w jedną całość! W okresie przejściowym chciano zmienić konstytucje, aby nadać Austrii niemiecki charakter przy jednoczesnym rugowaniu języków słowiańskich. Odbiciem tego kierunku są dwa wydarzenia. Pierwszym to ciąg artykułów w niemieckiej prasie udawadniające, że Warszawa nie jest wcale Polskim miastem, bowiem zamieszkuje je niemiecko-żydowska większość!!! Te artykuły miały przygotować grunt, pod koncepcje wedle, której Prusy miałyby wschodnią granice na rzece Wiśle.

    Natomiast na lokalnym podwórku pojawia się bardzo niepokojąca i kuriozalna zarazem informacja. Oto deputacja posłów bielskich wsparta lokalnymi działaczami nacjonalistycznymi udała się do namiestnika Collarda, aby złożyć petycje. W memoriale żądają oni, aby miasta Biała i Żywiec wraz z powiatami przyłączyć do Śląska Cieszyńskiego! Namiestnik przyjął petycje, uznał ją na razie za nieaktualną. Natomiast „Wiener Zeitung” i „Neue Freis Presse”, przedstawiając sprawę ubolewali nie nad pomysłem, tylko nad tym, że został on za wcześnie ogłoszony. Natomiast „Breslauer General-Anzeiger” posuwa się krok dalej i proponuje, aby poszerzony o Żywiecczyznę i Białą Śląsk Cieszyński włączyć do Prus, dzięki czemu Węgry zyskałby bezpośrednią granicę z Prusami!!! Takie informacje musiały budzić trwogę u mieszkańców Podbeskidzia i Żywiecczyzny, a równocześnie konsternacje u legionistów, którzy poszli na wojnę, aby powstała Polska, a teraz okazuję się, że walczą, po to by ich ziemie zostały włączone do znienawidzonych Prus...
Podbeskidzie i Żywiecczyzna ze względu na swoje położenie i dogodne drogi transportu oraz doskonałą kadrę medyczną były wykorzystywane jako dogodne miejsca na szpitale dla żołnierzy. Stan chorych w pojedynczych szpitalach wojskowych z końcem kwietnia b.r. był następujący: W głównym szpitalu rezerwowym: 1 oficer i 280 żołnierzy, w c.k. szpitalu obserwacyjnycm (baraki): 897 żołnierzy. W szpitalu Franciszka Józefa: 3 oficerów i 49 żołnierzy, w powszechnym szpitalu w Białej: 54 żołnierzy, w szpitalu pomieszczonym w bursie „Nordmarku”: 2 oficerowie i 69 żołnierzy, w kat. Domu sierot 43 żołnierzy, w szpitalu w alumnacie: 62 żołnierzy, w szpitalu miejskiej szkoły w Białej: 154 żołnierzy, w powszechnym szpitalu w żywcu: 6 żołnierzy, w szpitalu oficerskim w Bystrej: 27 oficerów, razem 33 oficerów i 1614 żołnierzy. Nie obłożonych jest 76 łóżek oficerskich i 1316 łóżek żołnierskich.

    Warto pamiętać, że: Ranni i chorzy Legioniści, przebywający po szpitalach Bielska i Białej, otaczani byli opieką miejscowego społeczeństwa, a w szczególności przez miejscową Ligę Kobiet. Nie brakło im książek i polepszonego wiktu, urządzano im „ Wigilie" i „Święcone". (...) Szpitale w Bielsku i Białej taką miały wyrobioną opinie wśród Legionistów, że przebywający w innych szpitalach pisywali zbiorowe prośby do Ligi Kobiet o interwencje, aby ich przenoszono do Szpitali w Bielsku i Białej.
    Pozostając przy szpitalnictwie, trzeba odnotować kolejną wizytę arcyksięcia Karola Stefana u legionistów. I tym razem będąc w Wiedniu udał się tam do schroniska legionowego. Wielkie zainteresowanie objawił arcyksiąże legionistami pochodzącymi z okolic Żywca, gdzie ma swoje posiadłości. Trzy godziny bawił dostojny gość w gościnie u legionistów, rozmawiając ze wszystkimi w ich ojczystym języku i zdobywając ich serca. Zakończenie zaimprowizowanego święta stanowiło zdjęcie fotograficzne arcyksięcia przed koszarami legionów, w otoczeniu oficerów legionowych i legionistów. Wyrażając uznanie za wzorowy porządek i czystość stacyi zbornej, pożegnał dostojny Gość schronisko, żegnając serdecznie młodych bojowników.  

czwartek, 23 października 2014

Piłsudski i Rada Pułkowników górą


     W lutym 1916 roku naczelne dowództwo odwołało generała Trzaskę-Durskiego, a jego miejsce zajął austriacki generał Stanisław Puchalski, co było ewidentnym gestem w stronę Piłsudskiego, czym potwierdzili w tym pokerowym rozdaniu zwycięstwo brygadiera nad NKN.  Wtedy też powstała satyryczna tzw. Modlitwa, odda­jąca stosunek strzelców do byłego dowódcy i NKN: Wierzę w ekscelencję Durskiego, twórcę Legionów, i w kapitana Zagórskiego, przyjaciela jego jedynego, który się począł w Na­czelnej Komendzie Armii, narodził się w Komendzie Legio­nów, umęczon tamże przez Puchalskiego, jednak nie umarł i dotąd nie pogrzebion. Nastąpił do Krakowa, trzeciego dnia wrócił z głową plastrem zalepioną. Wstąpił do AOK, siedział na prawicy Hraniłowicza, stamtąd poszedł w lipcu na front włoski. Wierzę w pana Lea, w Św. Demokrację Skonfederowaną, w wielkich ludzi obcowanie, gwiazdek rozdawanie, pierwszej brygady rozparcelowanie, sprzedajność wiecz­ną.
    Wtedy też oficjalnie pojawiają się uchwały Rady Pułkowników. Ogła­szane przez Radę dokumenty często kwestionowały rolę Komendy Legionów oraz Departamentu Wojskowego, jak również wyrażały pełny brak zaufania do polityki NKN.
    Przeciągająca się wojna dawała się mocno we znaki walczącym na dwóch frontach Niemcom. Z tego też powodu rozpoczęto powoli korygowanie swoich celów strategicznych tej wojny, uwzględniając jej realia. O pewnej zmianie nastrojów najlepiej świadczy mowa wygłoszona w parlamencie Rzeszy w dniu 5 kwietnia 1916 roku przez kanclerza Bethamanna Hollwega: Wyruszyliśmy dla własnej obrony, lecz tego, co było, już niema, -  historja spiżowym krokiem posunęła się naprzód, - żadnego wstecz być już nie może. Niemcy i Austro-Węgry nie miały zamiaru wytaczać sprawę polską, wytoczył ją los bitew. I oto jest ona przed nami i oczekuje rozwiązania. Niemcy i Au­stro-Węgry muszą ją rozwiązać, to też ją rozwiążą. Historja nie zna status quo ante po takich wstrząśnieniach. Belgja powojenna będzie nową; Polska, którą opuścił rosyjski czynownik, wymu­szając jeszcze gorączkowo łapówki, a kozak, niosąc pożogę i ra­bując, już nie istnieje. Nawet posłowie do dumy otwarcie przy­znali, że nie mogą sobie już wyobrazić powrotu czynownika tam, gdzie dla nieszczęśliwego kraju pracowali uczciwie Niemcy, Austrjacy i Polacy. Także p.  Asauith mówi przecież o zasadzie na­rodowości. Czy może on, robiąc to i stawiając się w położenie niezwyciężonego i niezwyciężalnego przeciwnika, przypuścić istotnie, że Niemcy wydadzą zpowrotem panowaniu reakcyjnej Rosji wyzwolone przez siebie i swych sprzymierzeńców ludy mię­dzy Morzem Bałtyckiem a błotami wołyńskiemi, czy są to Po­lacy, Litwini, Bałtowie, czy Łotysze? Nie, panowie, Rosji nie wolno powtórnie wmaszerować wojskami swemi w niezabezpie­czone granice Prus Wschodnich i Zachodnich, nie wolno jej raz jeszcze użyć kraju nad Wisłą, przy pomocy francuskich pieniędzy, jako wrót wypadowych do niezasłoniętych Niemiec.

środa, 22 października 2014

Karty na stół - Kto tu kogo przetrzyma w legionach

   Wreszcie 15 września Trzaska-Durski nie wytrzymał nerwowo i kiedy Piłsudski po raz kolejny zlekceważył jego rozkaz, wystąpił do dowództwa 4 armii: Stawiam przeto ka­tegoryczny wniosek o zwolnienie brygadiera Piłsudskiego z dowództwa z powodu niesubordynacji, niedozwolonych podróży na tyłach, obejścia drogi służbowej i niezdyscypli­nowanego zachowania się. Jego zastępcą może być podpuł­kownik Sosnkowski.  Jednak ani w AOK, ani w 4. armii nie zamierzano pozby­wać się Piłsudskiego. Popularność komendanta i otaczająca go tajemniczość stanowiła o jego sile. Licząca wtedy ok. trzech tysięcy żołnierzy I Brygada była niewielką formacją, którą sto­sunkowo łatwo byłoby zastąpić na froncie, jednak jej znaczenie polityczne i propagandowe dla zaborców było bardzo wielkie. AOK wiedziało, że zdymisjonowanie Piłsudskiego wywoła reakcję w polskim społeczeństwie i w efekcie wydatnie utrudni im, a być może nawet uniemożliwi, korzystanie z polskiej karty w przedłużającej się, wyniszczającej siły i zaso­by państwa wojnie. Z tych względów żądanie Trzaski-Durskiego nie zostało spełnione, jednak spór między Piłsudskim a Trzaską-Durskim trwał i doprowadził do podzielenia Brygady. U Komendanta pozostawały 4 i 5 pułk piechoty, na­tomiast Trzaska-Durski dowodził pułkami 1, 7 i 6.
  
   Pod koniec października na Wołyniu znalazły się długo oczekiwane ostatnie pułki II Brygady, przetransportowane drogą kolejową do stacji Maniewicze. Pomiędzy 20 a 24 października „na ziemie poleską przybyła radośnie powitana karpacka II-ga Brygada”.  I tutaj kolejny raz powtórzył się los tułaczy, którzy niemal bezpośrednio po wyładowaniu z wagonów zostali skierowani na pobliski front, aby ratować oddziały austro-węgierskie z XXI brygady, stojące pod Kostiuchnówką.


 W tej sytuacji Komenda Legionów przygotowała kontr-uderzenie. Oddziały legionowe razem ze wspierającymi je węgierskimi, austriackimi i niemieckimi, ponosząc znaczne straty, odbiły część utraconych pozycji. Rosjanie utrzymali jednak Kostiuchnówkę i pobliskie wzgórze 195,45. Rozkaz zdobycia ich rankiem 5 listopada odebrały kompanie z 2 i 3 pułków piechoty. Przeciwko wysyłaniu żołnierzy, którym nie zapewniono wsparcia artylerii, na umocnione pozycje wroga protestował komendant 3 pułku podpułkownik Henryk Minkiewicz. Jednak Komenda, zobowiązana przez dowództwo austriackie, potwierdziła rozkaz szturmu. „Karpadczycy” w trudnych warunkach pogodowych, nie znając terenu, ruszyli w stronę nieprzyjaciela, korzystając z mroku i mgły. Kiedy od okopów przeciwnika dzieliło ich zaledwie 150 metrów mgła się rozproszyła i tyraliera legionistów idących przez otwarte pole, stała się wymarzonym celem dla Rosjan. Idący na czele por. Łysek poderwał ludzi do ataku, a podchor. Lejczak dobył szabli i krzyknął: Naprzód! Niech psiekrwie wiedzą, że idą polskie oficery!. Chwilę później on i jego pluton opuścili na zawsze swoich towarzyszy.

Jak łatwo się domyślić bez odpowiedniego wsparcia żołnierze legionowi zostali podczas tej bitwy zdziesiątkowani. Jednak ich męstwo, wola walki i profesjonalizm zostały zauważone przez niemieckich „towarzyszy broni”, którzy pobliskie wzgórze koło Kostiuchnówki nazwali Polską Górą, a pobliski lasek Polskim Laskiem. Posypał się też cały deszcz wysokich bojowych odznacze­ń od państw centralnych dla legionistów. Nastąpiła rów­nież wyraźnie wyczuwalna zmiana stosunku wyższych do­wództw austro-węgierskich i niemieckich do legionów. W dokumentach, rozkazach zaczęto używać powszechnie, i co ważne oddolnie, bez rozkazu, określenia Wojsko Polskie!!! Szczególnie Niemcy widzieli jak na korzyść wyróżniali się Polacy na tle wielonarodowej armii C.K. Gdy wojna i oku­pacja Królestwa się przeciągała, a równocześnie próby po­zyskania Rosji dla pokoju odrębnego spełzły na niczym, dobro Niemiec wymagało pozyskania narodu polskiego, a w szczególności społeczeństwa Królestwa Polskiego, by ono dostarczyło Niemcom żołnierza na kontynuowanie wojny, a po wojnie stanowiło dla Niemiec wał ochronny w stosunku do Rosji. Z tego też powodu rozpoczynają się pertraktacje z Austro-Węgrami, dotyczące przekazania legionów pod dowództwo niemieckie. Podczas walk pod Kostiuchnówką legionista z Żywca Jan Urbaniec trafia do niewoli rosyjskiej, z której udaje się mu uciec. O jego ucieczce z niewoli krąży legenda, że aby nie zostać schwytanym, podróżował z wędrownym cyrkiem. Nie mając zaś żadnego popisowego numeru występował jako dyrygent cyrkowej orkiestry.

Po tych walkach front na tym odcinku zastygł. Jedynie w nocy z 7 na 8 listopada 1915 roku II Brygada toczy cię­żki bój pod Bielgowem z nieprzyjacielem, który wdarł się na jego tyły. Pułki II i III Brygad spędzały zimę na pozycjach nad rzeczką Garbach w rejonie Kostiuchnówki, Optowej oraz Kołodja.  Zimujące oddziały intensywnie szkolono, poza tym prowadzono wśród żołnierzy szeroko zakrojoną akcję oświatową, otwarto szkoły podoficer­skie i kursy oficerskie. W działaniu na polu edukacyjnym wyróżniał się porucznik Józef Kustroń. Dopiero teraz można było w całej krasie zobaczyć, jak poszczególne Brygady się różnią, gdy chodzi o mundury, krój i kolor, odznaczenia stopni. Dodatkowo ofi­cerowie, którzy przeszli do legionów z armii austro-węgierskiej, musieli zachować swoje dotychczasowe mundury z różnych formacji, co powodowało, że obozowisko legionistów przypominało bardziej jakiś zlot wojskowych, a nie regularne oddziały. Wszelkie próby ujednolicenia wyglądu napotykały na wielki opór. Nawet próba ujednolicenia odznaki legionowej na wzór II Brygady się nie udała.

    Podczas walk pozycyjnych legioniści postarali się nawet o to, aby zorganizować zaledwie dwa kilometry od linii frontu prawdziwe kino. Uzyskali stosowne pozwolenia, zdobyli sprzęt i zaadaptowali pobliską szopę, od które zapożyczyli nazwę dla swojego Iluzjonu. Kinoteatr „Szopa” stał się miejscem wielu spotkań, gdzie oficerowie i lekarze przekazywali legionistą swoją wiedzę z dziedziny wojskowości i sanitarnej. Legioniści wystąpili do stosownych władz o przysłanie filmów szkoleniowych. Na razie, nim nadejdą tamte, kino dające przedstawienia już od kilku dni, poświęcone jest wyłącznie rozrywce, z której legioniści korzystają masowo i w wojskowym porządku...  Przedstawienie odbywały się trzy razy dziennie, a jedyne kino na całym froncie wschodnim budziło zachwyt i zazdrość innych oddziałów. Na przedstawienia przyjechał nawet niemiecki komendant korpusu. 
    To zamiłowanie do „X” muzy legionistów docenili szybko filmowcy, którzy przygotowali specjalny film dotyczący II Brygady. 10 kwietnia 1916 roku w kinoteatrze Hötzendorf w Wiedniu odbyła się premiera filmu, na którą przybyła między innymi Arcyksiężna Izabella. Przesunęły się przed widzami rozmaite epizody z dziejów 2-giej brygady na polach bessarabskich. (...) Były tam sceny z walk – odparcie Moskali zbliżających się nagłym atakiem, artyleria legionów w ogniu, schytanie jeńca. (...) Były i sceny z życia obozów, ranna toaleta w źródełku przed pozycyą, „menaż” z kuchni polowej, koncert legionistów- muzykantów z instrumentami własnej prodykcyi, transport rannych itp. Autorem tych oryginalnych i pięknych zdjęć jest chor. Legionów polskich Maksymilian Staransky.

Pod koniec 1915 roku arcyksiąże Karol Stefan z Żywca razem z rodziną przebywał w Wiedniu. Dowiedziawszy się, że w „Allgemeines Krankenhaus” przebywają ranni legioniści udał się do nich 28 grudnia. Arcyksiąże przywiózł ze sobą opłatek z żywca i łamał się nim z dzielnym polskim żołnierzem, składając mu życzenia szybkiego wyzdrowienia i zwycięstwa przez nas wszystkich tak upragnionego. Obdarzył go również wybornymi piernikami z żywieckiej kuchni pałacowej, a wśród dłuższej rozmowy wypytywał troskliwie o rany i przebieg leczenia.

poniedziałek, 20 października 2014

Niemieckie „wspieranie” Polaków

    Dodatkowo w samych legionach coraz częś­ciej padały pytania, już nie tylko powtarzane od początku wojny przez „Sokoły” z II Brygady, ale teraz również w pozostałych brygadach, czy wobec wyparcia wojsk rosyjskich z większości ziem polskich i złej kondycji imperium Romanowów dalsza walka nie będzie się toczyła jedynie w imię inte­resów państw centralnych. Tym bardziej, że żołnierze II Brygady wchodząc na teren Królestwa, dowiadują się o prowadzonych kontrybucjach, wywłaszczeniach i wywózkach na roboty przymusowe do Rzeszy. Pod pozorem kontrybucji na rzecz potrzeb wojennych Niemcy wywozili z terenu Królestwa nie tylko maszyny i gotowe tkaniny, ale wszystko co przedstawiało jakąś wartość, łącznie z materiałami bezspornie nie nadającymi się do użytku armii, np. tkaniny na bieliznę i podszewki kobiece, oraz tkaniny deseniowe męskie, przedmioty zbytku, np. plusz itp. Wysokość szkód, wyrządzonych samemu Towarzystwu Łowickiemu przez rekwizycje władz niemieckich wynosi około 900.000 rubli, ogólna zaś suma strat wskutek gospodarki władz okupacyjnych i bezpośrednich działań wojennych dochodziła blisko 2.000.000 rubli.

    Ocenia się, że na przymusowe roboty w ramach tzw. zwalczania wstrętu do pracy wywieziono do Rzeszy ponad 80 tysięcy robotników. Takie zachowanie sojusznika, przy ciągłym braku jasnych deklaracji, prowadziło w szeregach legionowych do ciągłych napięć, na które nakładały się waśnie wewnętrzne i rywalizacja polityczna. 

piątek, 17 października 2014

Pierwsze rozdanie, czyli polityka w legionach


    W połowie wrześ­nia Piłsudski przygotowując się do rozgrywki, zapowiedział swoim oficerom, że powinni się liczyć z możliwością rozwiązania oddziałów lub złożenia przez niego dymisji. Konsternacja piłsudczyków była wielka, lecz wiara w to, że brygadier wie co robi, jeszcze większa, dlatego komendant mógł być pewien lojalności swoich. Inaczej było z Komendą Legionów i „Żelazną Brygadą”, w której miał wielu przeciwników politycznych jeszcze sprzed wybuchu wojny.
    Rozpoczęła się swoista walka o władzę. Oficerowie I i III Brygady sabotowali lub lekceważyli rozkazy i zarządzenia Komendy i Departamentu Wojskowego NKN. nie ukrywając przy tym faktu, że te działania mają charakter antyaustriacki. Piłsudski prowadził grę nie tylko przeciw NKN, ale również po to, aby uwolnić się z kurateli Austrii i przejść bezpośrednio pod skrzydła niemieckie. Na tę grę mógł sobie śmiało pozwolić, gdyż to legioniści pochodzący z Królestwa byli z każdym dniem wojny coraz cenniejsi dla obu armii centralnych. Natomiast NKN złożony z bądź co bądź polskich polityków, ale obywateli C.K. jak również II Brygada w ponad 90% utworzona z galicjan nie miała dla Generalnego Dowództwa żadnej wartości, a tylko i wyłącznie kłopot, bowiem wszyscy oni jako obywatele C.K. mogli być zgodnie z prawem w każdej chwili powołani pod broń i zasilić wielonarodową armię C.K.

Podwójna licytacja

    Dlatego też, aby wzmocnić w tej rozgrywce swoje karty, dodatkowo zalicytował na pod stoliku „niemieckim”. Podporządkowany jemu Komitet Naczelny Zjednoczonych Stronnictw Niepodległościowych postanowił odroczyć dalszy werbunek do... legionów! To była mocna karta, prawdziwy JOKER, bowiem Niemcom bardzo zależało na pozyskaniu nowych żołnierzy. Za jednym posunięciem upiekł dwie pieczenie. Jak się okazuje, na terenie Królestwa niewielu wstępowało do legionów, a przecież brygadier zapowiadał, że ochotników może być i milion. Z tego powodu groziła mu kompromitacja i tu kolejny raz Piłsudski pokazał, jest doskonałym graczem, ze swej klęski uczynił triumf. Kiedy okazało się, że odzew „królewiaków” jest marny sam, ogłosił... bojkot werbunku z przyczyn politycznych.  Bowiem dla niego polityka była grą: Podnośmy stale grę; ale trzymajmy się, na miły Bóg, obowiązku, że ten, co najwyżej licytuje, ten gra, ten gra i temu pomagają. Polska mimo, ze nie o Polskę wojowano, zaczynała być czymś w grze polityczno-wojskowej pomiędzy zaborcami. Jadę natychmiast do Warszawy, jak tylko będzie wzięta, bez względu na przepustki, jadę zaraz do Warszawy, spróbuję, aż mi się bridge uda urządzić. W bridge'a grać nie umiem, bridge mi się nie udał najzupełniej i musiałem z niego zrezygnować. Zasłużyłem tylko wówczas na manifestację, przed moim mieszkaniem i natychmiast wyrzuco­no mniej przez Niemców z Warszawy. Bridge mi się nie udał.
Wówczas powziąłem moją nową decyzję, decyzję zatrzymania Legionów. O nas powinni się dobijać, starać, jak o kapryśną pannę, bądźmy kapryśnymi. Wobec tego, też byłem jeden, zdecydowałem grać sam, podbijając do góry te czy inne wymagania, te czy inne rzeczy, które były związane z Polską.

czwartek, 16 października 2014

Razem na Wołyniu

  
Połączone legiony działały w ramach austro-węgierskiej 4 armii. Wysyła­jąc wszystkie polskie oddziały w jeden rejon frontu, Austriacy spełniali postulaty Naczelnego Komitetu Narodowego. Liczyli, że w ten sposób zniwelują rosnące w polskich szere­gach rozczarowanie dotychczasową postawą Wiednia i naczelnego dowództwa. Jednak to, co mogło wywrzeć pozytywny skutek jesienią 1914 roku, obecnie było daleko niewystarczające. Teraz legioni­stów interesował przede wszystkim los Królestwa Polskiego, znajdującego się pod okupacją wojsk państw centralnych, oraz możliwości związania z nim polskich formacji zbroj­nych. Oczekiwali połączenia ziem zaborów rosyjskiego i au­striackiego, powołania na nich polskiej administracji i usamo­dzielnienia się Legionów.

    Józef Piłsudski, korzystając z okazji połączenia legionów, postanowił rozegrać kolejną partię pokerową. Postanowił zalicytować, gdyż nabrał przekonania, że już czas, aby jasno okreś­lić przyszłość Polski i legionów, jak również zawalczyć ze słabnącym NKN o przywództwo polityczne. Czas wydawał się odpowiedni, tym bardziej, że I Brygadzie groziło podporządkowanie się Komendzie Legionów. Do tej pory zwierzchnictwo to było czysto teoretyczne, a jego I Brygada cieszyła się znaczną autonomią. Teraz, gdy jednostki znalazły się obok siebie, ingerencja komendy była pewna. W związku z tym podjęto cały szereg działań, aby na każdym kroku podkreślać swoją odrębność i autonomię. Ostatecznie zaczęło to skutkować dorabianiem czarnej legendy „Żelaznej Brygadzie”, o której wszędzie, gdzie było można, mówiono: ck brygada. Było o tyle łatwiejsze, że legiony już samym wyglądem różniły się. Żołnierz II brygady pozdrawia całą ręką, na kołnierzu nosi gwiazdki typu austrjackiego, również nakrycie głowy różni go od żołnie­rza I brygady, gdyż II brygada nosi miękkie rogatywki, miast przyjętych w oddziałach Piłsudskiego maciejówek.

Teatr i jego ludzie cz. 3




środa, 15 października 2014

Pod austriackim dowództwem

   

   W połowie marca 1915 II Brygada, czyli grupy Hallera i Zielińskiego, połączyły się w Kołomyi. Niestety, w ich szeregach znajdowało się wówczas tyl­ko 5173 żołnierzy. W czasie postoju przystąpiono do zapowiedzianych już wcześniej prac organizacyjnych, mających na celu połączenie wszystkich oddziałów w II Brygadę. Dowództwo powierzono Austriakowi pułkownikowi Ferdynandowi Küttnerowi, nieznającemu w ogóle języka  polskiego. Do­wództwa II brygady nie obejmuje ani Haller, ani zżyty z brygadą dziadek Zieliński, obydwaj zostają właściwie bez przydziałów.

Dla legionistów był do dotkliwy policzek, gdyż liczyli na połączenie się z I Brygadą i posiadanie polskiego dowódcy, a tymczasem pojawił się Küttner, który z sobą przyprowadził wielu austriackich oficerów. Dodatkowo ze względu na potężne straty doszło do kolejnej reorganizacji brygady.

     W II Brygadzie, po tych zmianach, nie było dobrej atmosfery. Generał Karol Trzaska-Durski nie cieszył się nigdy szczególnym szacunkiem i wielu oskarżało go obrak umiejętności dowodzenia, które miały doprowadzić do wysokich strat poniesionych w bitwie pod Mołotkowem. Liczono, że dowodzenie obejmie cieszący się dużą popularnością pułkownik Zygmunt Zieliński, zwany popularnie przez podwładnych Dziadkiem. Zdecydowanie stronił on od polityki, podkreślając, że on jest żołnierzem i dowodzi żołnierzami, natomiast od polityki są politycy. Ta postawa bardzo jasna była doceniana przez NKN, natomiast krytykowana przez tzw. Radę Pułkowników, skupioną wokół Józefa Piłsudskiego. Zielińskiego ceniono za jego zimną krew, odwagę, a także rozległą wiedzę wojskową i troskę o żołnie­rzy. Walcząc o lepszy sprzęt i warunki służby legionistów często wchodził w spory ze swoimi przełożonymi. 

    Osobą, która miała niesamowitą charyzmę, był Józef Haller, który potrafił sprawić, że podwładni go kochali. Jasno precyzował swoje poglądy polityczne i co ważne ostro występował w obronie legionistów i nie wahał się przeciwstawić swoich poglądów opiniom wyż­szych oficerów armii austro-węgierskiej. Z dowódców batalionów znajomością wojennego rze­miosła, odwagą i ambicją wyróżniali się: Henryk Minkiewicz, Marian Januszajtis i Bolesław Roja. Jednak pierwszemu pamiętano bardzo ostry zatarg z Piłsudskim, a Bolesław Roja, i Januszajtis zasłużyli sobie na opinię łatwo szafujących krwią swoją i żołnierzy.
W połowie kwietnia legioniści zostali wysłani na Bukowinę w okolice Dobronowiec. 13 maja 1915 roku skutkiem odwrotu Au­striaków i II Brygada zmuszona była do opuszczenia zajmowanych pozycji. W czasie tego odwrotu część pułku zaata­kowana przez przeważające siły rosyj­skie, poniosła dość dotkliwe straty. Pod­jęta jednak parę tygodni później ofensywa doprowadziła do zdobycia Rarańczy, gdzie legioniści zdobyli karabiny maszynowe.

    Do historii II Brygady i chwały „Sokołów” przeszła słynna szarża pod Rokitną. Posłuszny rozkazowi drugi szwadron, sformowany głównie z „Sokołów” jeszcze w Krakowie pod dowództwem Zbigniewa Dunina-Wąsowicza dokonuje szarży na potrójne, kryte okopy rosyjskie.  Polacy zdobyli je, niestety po tej szarży kawalerzystów pozostało tylko już 6.

    Kampania besarabsko-bukowińska zakończyła się porażką wojsk państw centralnych. Jednak na terenie Galicji państwom centralnym udało się odbić zajęte wcześniej przez Rosjan Przemyśl i Lwów. Od tego momentu przez cały rok 1915 pojawiają się próby po­zyskania Rosji dla pokoju odrębnego. Taki pokój mógłby być zawarty jedynie kosztem ziem polskich, które mogłyby stanowić teren do podziałów, dlatego też legioniści na próżno w tym czasie czekają na proklamację państwa polskiego. 

    II Brygada trwała na swoich posterunkach w rejonie Rokitna - Rarańcza.  Po pierwszym roku wojny żołnierzom II Brygady towarzyszyło rozgoryczenie spowodowane ciągłym milczeniem cesarzy w sprawie polskiej oraz świadomość, że za marzenia płacą własną krwią. Tej zaś polało się dużo za dużo. Jak wynika z szacunków Departamentu Wojskowego NKN, dokonanego w lipcu 1915 roku, ponad 7 tysięcy legionistów poległo, odniosło rany, dostało się do niewoli lub zaginęło. Wiele budynków na terenie Podbeskidzia zamieniono na szpitale. W samym tylko budynku Szkoły Przemysłowej w Bielsku do stycznia przebywało 3 400 rannych.
    Na tych terenach walczą do połowy października, czyli aż do odwołania w nowy teren bojów, na Wołyń - gdzie na jakiś czas po­łączone zostały wszystkie bry­gady legionowe.  W między czasie 5 sierpnia 1915 roku lakoniczny komunikat „Warschau gefallen” poinformował wszystkich, że Niemcy zdobyli Warszawę. Dowództwo niemieckie ze względów politycznych nie pozwoliło legionistom brać udziału w zajęciu Warszawy.

poniedziałek, 13 października 2014

Kontakty z Rosjanami i dylematy polityczne legionistów



    Wigilia 1914 roku, pierwsza z dala od rodziny w niegościnnych Karpatach, miała wyjątkowy charakter. Szczególnie wesoło było w tzw.  Rzecz­pospolitej  Rafajłowskiej, jak nazwano system umocnień grupy Hallera. Tam to w miejsce rygoru i karności wojskowej, panował bardziej duch braterski. Tym bardziej, że w tej grupie przewagę bezwzględną mieli żołnierze wywodzący się z „Sokołów”. Tam Haller organizował regularnie pogadanki polityczne, wesołe zabawy na przemian z obchodami świąt narodowych. 
Kiedy zbliżały się święta, a walki trwały pułkownik Zieliński zapowiedział, że „jeżeli Mo­skale nie dadzą nam we święta spokoju, to my im odpłacimy, ale nie we wigilię, tylko po niej, gdy już dobrze będą pijani.
Stało się jednak inaczej. W wieczór wigilijny major Roja ubrane drzewko zaniósł uroczyście w towarzystwie oficerów i żołnierzy na pierwszą linię, a żołnierze w głos zaczęli śpiewać kolędy. Tego wieczora nie padł ani jeden wystrzał. Rosjanie na tym odcinku nie atakowali. Nie był to przypadek, bowiem naprzeciw stali także Polacy, choć w mundurach rosyjskich, a na ich czele Polak, sztabskapitan Kwieciński. 

W liście do rodziny tak wspomina tę wigilię  Jan Kubica:  „Kochani! Tę kartkę piszę po obiedzie wigilijnym przy śpiewie innych... (...) Pocieszyli nas, że Warszawa wzięta, ale zdaje mi się, że to blaga. Rano byliśmy na Roratach, wieczerzę mieliśmy o 5. Drzewko obciążone nabojami i końcami z granatów. Łamaliśmy się opłatkiem, jedli ryż z figami, dostali po woreczku orzechów, jabłek, czekolady, fig, flaszce cognacu, strucli, herbaty z winem, czystą bieliznę. Wszyscy weseli śpiewają kolędy. Bawią się. O północy pójdziemy na jutrznię, a jutro na placówki. Bądźcie weseli, nie starajcie się o nic”.
     Po świętach nastąpił dłuższy spokój. Rosjanie tylko pozorowali walki, podobnie robili legioniści, nie chcąc doprowadzić do bratobójczych walk, bowiem na czele poszczegól­nych rosyjskich baonów stali Polacy. Jednym baonem pułku 283. dowodził Polak, kapitan Taborski, a baonem pułku 281. również Polak, kapitan Kwieciński. Często bowiem zdarzało się wcześniej, że: Brat oto szedł na brata, wróg konający z ręki przeciwnika, przerażał tamtego polskim okrzykiem w chwili skonu Jezus Marya!Rodziny z dwu kordonów, spokrewnione węzłami najbliższymi, nagle pod wpływem wojny z konieczności stanąły we wrogich obozach i musiały krew przelewać bratobójczą.  Przykładem takiego obrotu sprawy jest historia braci Dembowskich. Stanisław i Józef mieszkali na terenie Galicji, jednak ich matka pochodziła z zaboru rosyjskiego. Po jej śmierci duży majątek pod Częstochową przypadł im w spadku. Bracia doszli do porozumienia i młodszy Józef objął folwark w posiadanie przyjmując jednocześnie obywatelstwo rosyjskie. Gdy wybuchła wojna Stanisław jako porucznik ułanów walczył na terenie Karpat. Pewnego dnia dostał za zadanie, zdobyć budynek kolejowy, z którego Rosjanie zrobili sobie fortece. Po kilku atakach, ułani podeszli blisko. Stanisław celnie rzucił dynamit i wysadził w powietrze drzwi. Po chwili z prowizorycznego bunkra wyniesiono zakrwawionych nieprzytomnych żołnierzy. Jakież było zdziwienie Stanisława, gdy w oficerze rosyjskim poznał swojego brata Józefa...

    Wtedy też wspomniani wcześniej Polacy z rosyjskiej armii próbowali nawiązać kontakty z rodakami i zachęcali ich, aby nie wspierali germańskiego wroga, który dąży do kolejnego rozbioru Polski. Te słowa legionistów bolały, gdyż mieli ciągle świadomość, że car przynajmniej zapowiedział powstanie bliżej nieokreślonego państwa polskiego, a cesarz austriacki uparcie milczał. Swego rodzaju komentarzem do tych rozterek jest piosenka ułożona przez poetę -kawalerzystę Józefa Mączkę:

Jedzie pan Jenerał
Jedzie samym przodem,
Raz to na koniku,
A raz samochodem.
A za Jenerałem
Cały sztab w ordynku,
Przejechali Węgry
Prawie bez spoczynku.
Prowadzą, prowadzą,
Do Polski nas wiodą,
Tylko, że nie wiedzą
Którą by to drogą...

   Powyższy wiersz można potraktować jak literacką formę ukazania rozterek, jakie towarzyszyły „Sokołom” w legionach. Oto po pierwszym „sezonie” walk wykrwawione oddziały nie mają dobrego samopoczucia. Przez sojuszników czują się lekceważeni i traktowani jako „mięso armatnie”. Równocześnie zwolennicy orientacji prorosyjskiej o NKN i legionach wyrażają się najogólniej mówiąc, jako o zdrajcach sprawy narodowej. W swoich pismach przedstawiają ich jako pomocników Niemców w kolejnym rozbiorze Polski. Te określenia bolą, ale równocześnie zmuszają do myślenia tym bardziej, że dochodzi do nich nie tylko agitacja narodowych demokratów, ale i informacje z Prus, które budzą kolejne rozterki. Oto raz po raz od początku 1915 roku w parlamencie Rzeszy pojawiają się rezolucje aneksyjne pod wspólnym wezwaniem: Nach Ostland wollen wir reiten! (Pojedziemy na wschód! - JK). Połączone z żądaniem: „Land ohne Leute"(ziemia bez ludzi - JK ).  Oznaczało to plan wypędzenia Polaków z zajętych terenów zaboru rosyjskiego „oczyszczenie gruntu” dla kolonistów niemieckich. Postulaty takie były wysuwane od pierwszego miesiąca wojny, najpierw były one w poufnych memoriałach, a później jawnie w prasie i publicystyce. Przykładem na to niech będzie petycja z 20 czerwca 1915 roku na zgromadzeniu w berlińskim Kunstlerhausie, w której czytamy: o ile chodzi o przesunięcie granicy wschodniej Poznańskiego i Śląska, jako też granicy południowej Prus Wschodnich, musi być stworzony pas graniczny, możliwie wolny od właścicieli ziemi i dostępny niemieckiej kolonizacji. Wspomniana deklaracja była jedną z wielu, autor wybrał ją z tego powodu, że tę petycję podpisało 352 profesorów uniwersy­tetów, 158 nauczycieli i duchownych, 145 wyższych urzędników administracyjnych, 148 sędziów i adwokatów, 40 posłów, 18 generałów, 182 przedstawicieli przemysłu, handlu i świata bankowego, 52 rolników i 252 artystów, powieściopisarzy i publicystów. Łatwo zauważyć, że powyższe żądanie było powszechnie akceptowane jako dążenie narodu niemieckiego. Trzeba przyznać, że po takich informacjach, połączonych z brakiem jakichkolwiek deklaracji ze strony cesarzy w sprawie polskiej, legioniści mieli dużo powodów do rozmyślań. Bowiem w świetle tych faktów rola „Sokołów” jako sojuszników tych, którzy pojadą na wschód, aby uzyskać ziemie bez ludzi, była niezbyt miła i jednoznaczna. O tych  konsekwencjach orientacji austriacko-niemieckiej pisał obszernie w czasie I wojny światowej w miesięczniku Rok Polski jego naczelny Roman Rybarski, pochodzący z Żywca. Tenże Rybarski później reprezentował delegację polską na konferencji pokojowej w 1919. Stał na czele wydziału ekonomicznego. 
    W tym samym czasie przedstawiciele orientacji prorosyjskiej moralnie triumfowali, bowiem po raz kolejny otrzymali słowne zapewnienia: Dzisiaj Cesarz raczył mnie upoważnić do oświadczenia panom członkom dumy cesarskiej, że rozkazał radzie ministrów wypra­cować projekty ustaw, przyznające Polsce, po skończonej wojnie, prawo urządzenia swobodnie własnego życia narodowego, kultu­ralnego i ekonomicznego, na podstawach autonomji pod berłem monarchów Rosji i z zachowaniem jedności państwowej.... Były to tylko słowa, za którymi nie szły żadne większe działania, jednak na takie słowa na próżno do tej pory czekali Polacy walczący po stronie Austro-Węgier i Niemiec.

piątek, 10 października 2014

Teatr i jego ludzie cz. 1.

    W przyszłym roku Teatr w Bielsku-Białej będzie obchodził 125 lat od swojego otwarcia. Z tej okazji już od 5 lat przygotowuje materiał prezentujący jego działalność. Szczególnie w latach 1890-1914, które są mało opisane. Jeżeli Drogi Czytelniku masz jakieś materiały na ten temat, to proszę podziel się!!!
    Ja tym czasem dzięki życzliwości Pani Czesławy Pszczolińskiej, emerytowanej aktorki teatru będę w najbliższym czasie publikował jej zdjęcia z różnych przedstawień jakie zagrano na scenie w Bielsku-Białej.
                                                                        

                                                        Bielsko-Biała  1961 Dzieje Grzechu

czwartek, 9 października 2014

Honor legionisty i poczucie humoru



    Zanim przejdziemy do omawiania dalszych losów legionistów, trzeba by pokazać pojedyncze epizody, które z czasem przeszły do legendy II Brygady i które w sposób zasadniczy pokazują, że legionista idący na wojnę nie był najemnikiem, ale w pełni świadomym, myślącym patriotą, dbającym o swój honor nade wszystko. Wpojone w TG „Sokół” poczucie przyzwoitości i prawości odzywało się nawet na wojnie, gdzie ludzkie uczucia i przyzwoite zachowania nie należą do normy.
    W czasie uciążliwych walk, które trwały aż do wigilii roku 1914 roku w rejonie wsi Csuszkę i Kispatak, doszło do niecodziennego zdarzenia. W dzień przed wigilią dano rozkaz do wzięcia sztur­mem okopów moskiewskich, co też legioniści uczynili, a sanitariusz Suffczyński, który wpadł do okopów, opatrzył tam w pierwszej kolejności dwu ciężko rannych... Moskali.   
    Podczas walk w Bystrzycy końcem stycznia 1915 roku w czasie jednej z bitew do niewoli wzięto 138 żołnierzy rosyjskich, w tym 2 oficerów. Równocześnie przeszło 100 Rosjan było zabitych, a wśród nich poru­cznik rosyjski Zalotin i sztabowy kapitan Jastrebow, obdarzony przez cara złotą szablą za waleczność w bieżącej kampanii. Legioniści zwłoki por. Zalotina wydali z honorami wojskowymi nieprzyjacielowi.


    Również podczas jednej z bitew, jak wspomina Antoni Cierniak z Buczkowic, członkowie jego rodziny Jan i Józef Wałęgowie zginęli na froncie w dość niecodziennych okolicznościach. Kiedy jeden z braci padł od kuli nieprzyjaciela, drug rzucił się, by wynieść ciało z pola bitwy. Wtedy, gdy ciało brata wynosił, został również trafiony. Padł martwy. Po ustaniu ostrzału splecione ciała braci złożono w zbiorowej mogile.
    Kiedy wojskom austro-węgierskim udało się wejść na teren Galicji, natychmiast podjęły z niezrozumiałym sadyzmem wielką akcję czyszczenia ludności przy pomocy... szubienic. Nie wahano się wieszać przed kościołami w czasie mszy, święcąc jedynie własną mściwość za po­przednie niepowodzenia. Według obliczeń powie­szono, pod zarzutem zdrady i za inne przekro­czenia, przeszło siedemdziesiąt tysięcy osób. Polacy starali się nie uczestniczyć w tych praktykach. Austrjackie uprzedzenie do moskalofilów oburzyło mnie i zrobiłem uwagę pułkownikowi (Hallerowi – przyp. JK), że legjony mogą te katowskie praktyki pozostawić Austrjakom i nie ściągać nienawiści na nas, którzy walczymy o naszą niepodległość. Krwawym rządom przewodził sam naczelny wódz, arcyksiążę Fryderyk, który zdobył sobie miano „wieszatela", oraz szef sztabu generalnego, Conrad von Hötzendorff.



    Tam też w okolicach Maksymca doszło do dwóch śmiesznych sytuacji. Podczas jednej z nich do budynku, w którym znajdowało się kilku oficerów legionowych, Rosjanie wrzucili granat. Na szczęście jego wybuch spowodował tylko utratę zęba przez jednego z legionistów. W tragikomicznej sytuacji  znalazł się również ordynans kapitana, Murmyło. Znany ze swej odwagi, goniąc za jednym Bośniakiem, który postanowił przejść na stronę nieprzyjacielską, pognał za nim w stronę linii nieprzyja­cielskiej. Było już ciemno, więc nie widział dobrze, a po kilku krokach stanął przed nim jakiś oficer. Zgodnie z regulaminem jednym tchem zameldował o ucieczce Bośniaka - i w tej chwili stwierdził, że stoi przed nim... oficer rosyjski. Tylko szybki refleks i dobre nogi uratowały go od śmierci.



    Na koniec jedna w wielu piosenek humorystycznych, która na Węgrzech robiła furorę, a powstała jeszcze przed mobilizacją:

Ksiądz mi zakazował żebym nie całował
Za wiele (3 razy)
A ja sobie muszę rozradować duszę
W niedzielę (3 razy)
Stały ten schemat zmienia się w następnych zwrotkach tylko przez wersach powtarzalnych i brzmiała następująco:
w rozdziałek - w poniedziałek
aktorek - we wtorek                   
pod brodę - we środę
mężatek - we czwartek
dziewczątek - choć w piątek
kokotę - w sobotę
w popielec - bom strzelec
dwóch naraz - bom malarz  

Wszystkie te wydarzenia pokazują, iż „Sokoły” nawet w niesprzyjającym czasie, potrafiły zachować nie tylko ludzkie odruchy, ale co równie ważne, poczucie humoru.