poniedziałek, 13 października 2014

Kontakty z Rosjanami i dylematy polityczne legionistów



    Wigilia 1914 roku, pierwsza z dala od rodziny w niegościnnych Karpatach, miała wyjątkowy charakter. Szczególnie wesoło było w tzw.  Rzecz­pospolitej  Rafajłowskiej, jak nazwano system umocnień grupy Hallera. Tam to w miejsce rygoru i karności wojskowej, panował bardziej duch braterski. Tym bardziej, że w tej grupie przewagę bezwzględną mieli żołnierze wywodzący się z „Sokołów”. Tam Haller organizował regularnie pogadanki polityczne, wesołe zabawy na przemian z obchodami świąt narodowych. 
Kiedy zbliżały się święta, a walki trwały pułkownik Zieliński zapowiedział, że „jeżeli Mo­skale nie dadzą nam we święta spokoju, to my im odpłacimy, ale nie we wigilię, tylko po niej, gdy już dobrze będą pijani.
Stało się jednak inaczej. W wieczór wigilijny major Roja ubrane drzewko zaniósł uroczyście w towarzystwie oficerów i żołnierzy na pierwszą linię, a żołnierze w głos zaczęli śpiewać kolędy. Tego wieczora nie padł ani jeden wystrzał. Rosjanie na tym odcinku nie atakowali. Nie był to przypadek, bowiem naprzeciw stali także Polacy, choć w mundurach rosyjskich, a na ich czele Polak, sztabskapitan Kwieciński. 

W liście do rodziny tak wspomina tę wigilię  Jan Kubica:  „Kochani! Tę kartkę piszę po obiedzie wigilijnym przy śpiewie innych... (...) Pocieszyli nas, że Warszawa wzięta, ale zdaje mi się, że to blaga. Rano byliśmy na Roratach, wieczerzę mieliśmy o 5. Drzewko obciążone nabojami i końcami z granatów. Łamaliśmy się opłatkiem, jedli ryż z figami, dostali po woreczku orzechów, jabłek, czekolady, fig, flaszce cognacu, strucli, herbaty z winem, czystą bieliznę. Wszyscy weseli śpiewają kolędy. Bawią się. O północy pójdziemy na jutrznię, a jutro na placówki. Bądźcie weseli, nie starajcie się o nic”.
     Po świętach nastąpił dłuższy spokój. Rosjanie tylko pozorowali walki, podobnie robili legioniści, nie chcąc doprowadzić do bratobójczych walk, bowiem na czele poszczegól­nych rosyjskich baonów stali Polacy. Jednym baonem pułku 283. dowodził Polak, kapitan Taborski, a baonem pułku 281. również Polak, kapitan Kwieciński. Często bowiem zdarzało się wcześniej, że: Brat oto szedł na brata, wróg konający z ręki przeciwnika, przerażał tamtego polskim okrzykiem w chwili skonu Jezus Marya!Rodziny z dwu kordonów, spokrewnione węzłami najbliższymi, nagle pod wpływem wojny z konieczności stanąły we wrogich obozach i musiały krew przelewać bratobójczą.  Przykładem takiego obrotu sprawy jest historia braci Dembowskich. Stanisław i Józef mieszkali na terenie Galicji, jednak ich matka pochodziła z zaboru rosyjskiego. Po jej śmierci duży majątek pod Częstochową przypadł im w spadku. Bracia doszli do porozumienia i młodszy Józef objął folwark w posiadanie przyjmując jednocześnie obywatelstwo rosyjskie. Gdy wybuchła wojna Stanisław jako porucznik ułanów walczył na terenie Karpat. Pewnego dnia dostał za zadanie, zdobyć budynek kolejowy, z którego Rosjanie zrobili sobie fortece. Po kilku atakach, ułani podeszli blisko. Stanisław celnie rzucił dynamit i wysadził w powietrze drzwi. Po chwili z prowizorycznego bunkra wyniesiono zakrwawionych nieprzytomnych żołnierzy. Jakież było zdziwienie Stanisława, gdy w oficerze rosyjskim poznał swojego brata Józefa...

    Wtedy też wspomniani wcześniej Polacy z rosyjskiej armii próbowali nawiązać kontakty z rodakami i zachęcali ich, aby nie wspierali germańskiego wroga, który dąży do kolejnego rozbioru Polski. Te słowa legionistów bolały, gdyż mieli ciągle świadomość, że car przynajmniej zapowiedział powstanie bliżej nieokreślonego państwa polskiego, a cesarz austriacki uparcie milczał. Swego rodzaju komentarzem do tych rozterek jest piosenka ułożona przez poetę -kawalerzystę Józefa Mączkę:

Jedzie pan Jenerał
Jedzie samym przodem,
Raz to na koniku,
A raz samochodem.
A za Jenerałem
Cały sztab w ordynku,
Przejechali Węgry
Prawie bez spoczynku.
Prowadzą, prowadzą,
Do Polski nas wiodą,
Tylko, że nie wiedzą
Którą by to drogą...

   Powyższy wiersz można potraktować jak literacką formę ukazania rozterek, jakie towarzyszyły „Sokołom” w legionach. Oto po pierwszym „sezonie” walk wykrwawione oddziały nie mają dobrego samopoczucia. Przez sojuszników czują się lekceważeni i traktowani jako „mięso armatnie”. Równocześnie zwolennicy orientacji prorosyjskiej o NKN i legionach wyrażają się najogólniej mówiąc, jako o zdrajcach sprawy narodowej. W swoich pismach przedstawiają ich jako pomocników Niemców w kolejnym rozbiorze Polski. Te określenia bolą, ale równocześnie zmuszają do myślenia tym bardziej, że dochodzi do nich nie tylko agitacja narodowych demokratów, ale i informacje z Prus, które budzą kolejne rozterki. Oto raz po raz od początku 1915 roku w parlamencie Rzeszy pojawiają się rezolucje aneksyjne pod wspólnym wezwaniem: Nach Ostland wollen wir reiten! (Pojedziemy na wschód! - JK). Połączone z żądaniem: „Land ohne Leute"(ziemia bez ludzi - JK ).  Oznaczało to plan wypędzenia Polaków z zajętych terenów zaboru rosyjskiego „oczyszczenie gruntu” dla kolonistów niemieckich. Postulaty takie były wysuwane od pierwszego miesiąca wojny, najpierw były one w poufnych memoriałach, a później jawnie w prasie i publicystyce. Przykładem na to niech będzie petycja z 20 czerwca 1915 roku na zgromadzeniu w berlińskim Kunstlerhausie, w której czytamy: o ile chodzi o przesunięcie granicy wschodniej Poznańskiego i Śląska, jako też granicy południowej Prus Wschodnich, musi być stworzony pas graniczny, możliwie wolny od właścicieli ziemi i dostępny niemieckiej kolonizacji. Wspomniana deklaracja była jedną z wielu, autor wybrał ją z tego powodu, że tę petycję podpisało 352 profesorów uniwersy­tetów, 158 nauczycieli i duchownych, 145 wyższych urzędników administracyjnych, 148 sędziów i adwokatów, 40 posłów, 18 generałów, 182 przedstawicieli przemysłu, handlu i świata bankowego, 52 rolników i 252 artystów, powieściopisarzy i publicystów. Łatwo zauważyć, że powyższe żądanie było powszechnie akceptowane jako dążenie narodu niemieckiego. Trzeba przyznać, że po takich informacjach, połączonych z brakiem jakichkolwiek deklaracji ze strony cesarzy w sprawie polskiej, legioniści mieli dużo powodów do rozmyślań. Bowiem w świetle tych faktów rola „Sokołów” jako sojuszników tych, którzy pojadą na wschód, aby uzyskać ziemie bez ludzi, była niezbyt miła i jednoznaczna. O tych  konsekwencjach orientacji austriacko-niemieckiej pisał obszernie w czasie I wojny światowej w miesięczniku Rok Polski jego naczelny Roman Rybarski, pochodzący z Żywca. Tenże Rybarski później reprezentował delegację polską na konferencji pokojowej w 1919. Stał na czele wydziału ekonomicznego. 
    W tym samym czasie przedstawiciele orientacji prorosyjskiej moralnie triumfowali, bowiem po raz kolejny otrzymali słowne zapewnienia: Dzisiaj Cesarz raczył mnie upoważnić do oświadczenia panom członkom dumy cesarskiej, że rozkazał radzie ministrów wypra­cować projekty ustaw, przyznające Polsce, po skończonej wojnie, prawo urządzenia swobodnie własnego życia narodowego, kultu­ralnego i ekonomicznego, na podstawach autonomji pod berłem monarchów Rosji i z zachowaniem jedności państwowej.... Były to tylko słowa, za którymi nie szły żadne większe działania, jednak na takie słowa na próżno do tej pory czekali Polacy walczący po stronie Austro-Węgier i Niemiec.

1 komentarz:

  1. Z wielkim zainteresowaniem śledzę Pańskie wpisy. Mój dziadek był legionistą, ochotnikiem z Czechowic Dziedzic.Nazywał się Jan Łaszczok. Mało o nim wiem. Zginął we wrześniu 1939 roku. Dzięki Panu uzupełniam wiedzę. Natomiast zbierając materiały do dwóch książek o rodzinie odkryłam , że dziadek, ojciec mojej mamy, po okresie niewoli w Odessie znalazł się w Korpusie Polskim, w którym lekarzem był walczący wcześniej w armii rosyjskiej wuj mojego ojca.
    Nie jestem historykiem, jestem inżynierem, projektantem konstrukcji, lecz napisanie tych dwóch książek o rodzinie z dwóch zaborów sprawiło mi wielką satysfakcję. Historię Drogi Legionów opowiadam tym, którzy projekt stabilizacji osuwiska drogowego długości 50 metrów uzgadniają trzy lata. Pozdrawiam, Barbara Pasternak, Kraków

    OdpowiedzUsuń