W obu tych grupach znajdują się „Sokoły” z Podbeskidzia. Z tego powodu warto nakreślić kilka zdań o tych walkach, gdyż to jest ich historia, chociaż anonimowa. 2 grudnia „Sokoły” służące do tej pory pod bezpośrednim dowództwem pułkownika Zielińskiego, zostają czasowo wraz z kpt. Kazimierzem Fabrycym przesunięci do grupy Hallera.
10 stycznia 1915 r. znowu pułk przerzucony został w Alpy Rodniańskie i rozpoczął nowe walki, których rezultatem było zdobycie Kirlibaby, a stąd zwycięski pochód aż do Niżninowa nad Dniestrem. Ten pierwszy, bardzo ciężki okres bojów, zwany okresem karpackim, kończy się na Bortnikach i tym, że na stałe do Brygady przylega określenie Karpacka i Żelazna. Pułk zupełnie wyczerpany tylu przejściami, udał się na wypoczynek parotygodniowy do Kołomyi. Warto przypomnieć, że gdy 27 lutego 1915 roku z rozkazu Komendy Armii maszeruje on ku Nadwornej, znowu pod Mołotków i Sołotwinę, przypominali oni bardziej szpital przemęczonych żołnierzy niż batalion. Z całego baonu zdolnych do służby jest 45 ludzi. 14 marca z 2 batalionu godnie reprezentował na pozycjach już tylko... jeden szeregowiec. W tym też dniu zachorował nawet żelazny pułkownik Zieliński.
Żołnierze II Brygady, broniąc Węgier przed rosyjską inwazją, uważali, iż służą polskiej sprawie. Z każdym kilometrem szlaku bojowego rosła ich wola wytrwania i przekonanie, że dopóki istnieją legiony i póki biją się, idea niepodległości żyje. Boleśnie przy tym odczuwali skupienie uwagi społeczeństwa oraz NKN na I Brygadzie oraz fakt dorabiania im „czarnej historii” jako ślepego narzędzia w ręku austriackiego zaborcy.
W tym czasie oficjalna polityka Austro-Węgier steruje pod znakiem połączenia całego Królestwa z całą Galicją w jeden organizm państwowy w ramach monarchji, pod znakiem austrjackiego rozwiązania zagadnienia polskiego. Odpowiadało ono ambicjom Habsburgów, przynajmniej panującego monarchy, Franciszka Józefa, oraz polonofilskiego arcyksięcia Karola Stefana, podczas kiedy notorycznym faktem było, że następca tronu, arcyksiążę Karol, stawiał na kartę ruską i usposobiony był nieżyczliwie do narodu polskiego, podobnie jak jeden z synów Karola Stefana, arcyksiążę Wilhelm.
Śmiertelnym wrogiem takiego rozwiązania i myśli trialistycznej był Tisza, wszechpotężny w monarchii prezes ministrów węgierskich, który miał tzw. węgierski globus, wedle którego każdą rzecz oceniał pod kątem, co jest korzystne dla Węgrów. Dlatego był on bardzo wdzięczny legionistom za ich walkę i krew przelaną dla obrony swego kraju, a równocześnie chciał, aby Polska, jeżeli w ogóle ma powstać, była najwyżej prowincją austriacką z dużą autonomią, tak aby nie naruszyć dualistycznej struktury monarchii. Był to kolejny powód, dla którego nie ogłaszano żadnych deklaracji w sprawie polskiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz