wtorek, 31 lipca 2018

Selma Kurz Słowik z Bielska i Białej cz. 18.



Porywy serc i pies ogrodnika,
czyli jak to z miłością bliźniego w kręgach opery bywało...

   Tyle sukcesów i słów uznania dla jednej osoby było nie do zniesienia dla środowiska opery dworskiej. Znawcy branży podkreślali, że trudno o hipokryzję i zazdrość równą tej, jaka ówcześnie tam panowała. W powietrzu więcej niż tlenu było ludzkiej zawiści. Początkowo próbowano Selmie podkładać kłody pod nogi, używając do tego „zaprzyjaźnionych” recenzentów, którzy pisali np., że stoi ona na scenie jak kołek, a tembr jej głosu jest nie do zniesienia. Krytycy jednak musieli dbać o wiarygodność i po pierwszych złośliwościach, nie mogąc się przyczepić do jej śpiewu i gry, zaczęli ulubienicę publiczności chwalić. Gdy złe recenzje nie pomogły, zawistne środowisko postanowiło zniszczyć ją medialnie. Pojawiły się plotki dotyczące jej wyznania, humorystyczne pisma pytały, czy modli się w synagodze, czy w kościele, a dobre recenzje tłumaczono tym, że dyrektor Mahler przynosi je do redakcji gotowe jeszcze przed występem swojej protegowanej.

   Te złośliwości nie mogły jednak artystce zaszkodzić, bo jej śpiew bronił się sam. Przy tym żaden poważny krytyk nie powoływałby się na plotkarską prasę, której oficjalnie nikt z towarzystwa nie czytał. Była jednak drobna sprawa natury etycznej, która mogła wysadzić w powietrze dobrze zapowiadającą się karierę Selmy. Tym dynamitem była jej bardzo zażyła znajomość z Gustavem Mahlerem. To, o czym huczały korytarze opery, za sprawą prasy zaczęła powtarzać ulica, a to już stawało się niebezpieczne. Uliczne szepty zapoczątkował artykuł w „Wiener Tagblatt” pod wymownym tytułem „Zaskakująca pozycja panny Selmy Kurz!”. Dziennik pytał, czy błyskawiczna kariera „dziewczyny znikąd”, która gra wszystkie główne role w sezonie, nie ma przypadkiem drugiego dna.

W tym samym czasie humorystyczny tygodnik „Der Floh” opublikował rysunek z podpisem: Selma Kurz: Panie dyrektorze, proszę mnie tak nie trącać. Jesteśmy obserwowani.
Wszystkie te insynuacje sugerowały, że młoda śpiewaczka i dyrektor mają romans. Czy były prawdziwe? Oczywiście, że tak! Proszę przypomnieć sobie historię przesłuchań wstępnych. Selma była chora, nie zdołała dokończyć śpiewu, a mimo to została przyjęta. Mahler kojarzył ją jeszcze z czasów studenckich, teraz wypiękniała, no i umiała śpiewać. Nic dziwnego, że wpadła w oko dyrektorowi, który był koneserem kobiecej urody.

Szczególnie intensywnie ich romans rozkwitł wiosną 1900 roku. We wspomnieniach rodzinnych zachowała się opowieść o romantycznym wypadzie do Wenecji. Jednak po kilku miesiącach żar namiętności się wypalił i para przestała się spotykać. Oficjalnie oboje poszli po rozum do głowy i postanowili zostać przyjaciółmi – prawo zabraniało bowiem intymnych relacji pomiędzy dyrektorem a podwładną. Czy w grę wchodziło małżeństwo? Moim zdaniem raczej nie, Selma musiałaby zrezygnować z kariery, a przecież jej marzenia dopiero zaczęły się spełniać. Jeżeli chodzi o dyrektora, Selma była dla niego kolejną z lansowanych śpiewaczek operowych. To on zerwał znajomość. Trudniej jednoznacznie ocenić, jaki charakter miał ten romans dla niej – na ile był porywem serca, a na ile – akceptowaną ceną sukcesu. Adorowanie przez wpływowego, dużo starszego mężczyznę było zapewne miłe, jednak musiała sobie doskonale zdawać sprawę ze wszystkich uwarunkowań. Tym bardziej że opinia, jaką cieszył się dyrektor Mahler, znana była w całej monarchii. W tych okolicznościach sprawne przejście od miłości do przyjaźni może sugerować, że obie strony uznały ten układ za korzystny...

Ich rozstanie nie zostało zauważone, bo Selma dostawała kolejne role, a dyrektora zaczęto widywać z nową artystką. Na dodatek księżna Paulina Metternich-Sandor poprosiła, aby w towarzystwie nie powtarzać tych okropnych plotek. Życzenie tak wpływowej osoby zostało spełnione.
Selma odniosła kolejny sukces w operze Piotra Czajkowskiego pt. „Jolanta”. W tym samym czasie sprowadziła do Wiednia matkę, z którą zamieszkała. Stała się częścią najlepszego wiedeńskiego towarzystwa, czego dobrym przykładem było zaproszenie jej do udziału w oficjalnych obchodach powitania wiosny.

Uroczystość odbywała się w tzw. pawilonie szampańskim. Została również zaproszona do Klubu Kobiet – wspierającej kobiety organizacji charytatywnej. Jako sukces Stowarzyszenia Kobiet do Pomocy Socjalnej należy uznać zorganizowanie koncertu, który odbędzie się 24 lutego w Boesendorfsaal, a w którym udział wezmą śpiewaczka Opery Dworskiej panna Selma Kurz oraz panowie Ignaz Bruel oraz koncertmistrz Carl Prill. Z wielkim zainteresowaniem oczekuje się na ten koncert.

piątek, 27 lipca 2018

Żołnierze z I wojny światowej cz. 15.

Serdecznie pozdrawiam i zachęcam kolejny raz Państwa do wysyłania zdjęć uczestników I wojny światowej z naszego regionu. Przygotowuje na tę okoliczność publikacje. Jeżeli chcieliby Państwo, aby wasz dziadek się w niej znalazł to proszę prześlijcie, a ja nie tylko zamieszczę w książce, ale w miarę posiadanych informacji, powiem, gdzie wasz przodek służy, czy był ranny i jaki miał stopień.

  J. Korzus 2 rąd drugi od lewej z Jasienicy

czwartek, 26 lipca 2018

Selma Kurz Słowik z Bielska i Białej cz. 17.




    Warto – w grudniu 1899 roku – na chwilę zawitać do Bielska. Tam już stała się podczas Święta Chanuka osobą symbolem. Prasa wiedeńska przy okazji tej uroczystości w swej relacji nakreśliła niełatwą sytuacje Żydów w c.k. Austrii. Oto ta relacja.

Bielsko. (Święto Chanuka). To chwytające za serce i umysł święto obchodzono 3 grudnia w dużej sali Izraelickiej Szkoły Ludowej od godz. 16, w obecności licznych gości, wśród których było wielu członków zarządu gminy wyznaniowej. Świętowanie rozpoczęto wraz z zapaleniem chanukowego świecznika przez jednego z uczniów szkoły, po czym Jego Wielebność pan dr M. Steiner w celnych słowach i prostym tokiem myśli wygłosił do gromady dzieci krótką przemowę, w której z szacunkiem wspominał zmarłego w tym roku dyrektora szkoły Leopolda Blüha. Następnie na podium wstąpił nowo wybrany dyrektor szkoły pan Jacob Goldberg, aby wszystkim dobroczyńcom w pięknych i starannie dobranych słowach przekazać podziękowania dzieci za dostarczenie ubrań, co umożliwiło dyrekcji szkoły zaopatrzenie prawie 50 dzieci w kompletną odzież i obuwie. Szczególne podziękowania przekazał obecnej prezes Towarzystwa Dobroczynności pani Fanny Brüll, która ze środków stowarzyszenia zaopatrzyła w kompletne ubrania 18 uczniów i nakarmiła ich w swoim mieszkaniu. To piękne święto zakończyło urocze przedstawienie z towarzyszeniem orkiestry i z deklamacjami, które przyniosło zacnemu gronu pedagogicznemu gromkie brawa.

– Tego wieczora tutejsze syjonistyczne stowarzyszenie „Haschachar” zorganizowało w sali hotelu Kaiserhof Święto Machabeuszy, które przybrało dostojny przebieg. Przewodniczący pan dr Günzig, nauczyciel religii z Białej, najpierw powitał obecnego prezesa gminy bielskiej pana Salomona Pollaka, jak też bardzo licznie zgromadzone audytorium, w szczególności pana dr. Leopolda Kahna z Wiednia. Tenże, przy gromkich powitalnych brawach, zabrał głos w uroczystej przemowie, zajmując się szczegółowo czynami Machabeuszy i syjonizmem. Święto Machabeuszy nie oznacza jedynie gloryfikacji ich bohaterskich czynów, powinno być także świętem edukacyjnym. Tak jak w czasach Machabeuszy asymilacja była w pełnym rozkwicie, kiedy to bogaci Żydzi przez kontakt narodu z etyką i estetyką hellenistyczną próbowali zasymilować się z nią, tak jest i obecnie. Jednak asymilacja tylko Żydom zaszkodziła. Syjonizm powinien być, tak jak czyn Machabeuszy, tylko aktem samodzielności. „Strzeżonego Pan Bóg strzeże”, tę sentencję Żydzi powinni obrać jako hasło wyborcze, gdyż nie oczekiwaliby niczego od żadnej partii. Nikt nie chce tolerować Żydów, ani liberałowie, czy to niemieccy czy to czescy, ani socjaldemokraci, którzy pod pretekstem, że nie chcą tworzyć „Żydowskich oddziałów obronnych”, wyzbyli się ustanowionych przez siebie pryncypiów wolności, równości i braterstwa. W debacie parlamentarnej na temat ekscesów na Morawach nie znalazło się ani jedno słowo dla Żydów, tym samym deptano prawo. Z tego wynika dla Żydów nauka, że ani Niemcy, ani Czesi, ani Francuzi itd. nie są wyznania żydowskiego, lecz raczej Żydzi są tegoż wyznania i za takich powinni się uważać. Gdy pan dr Kahn zakończył swój porywający wykład, wygłoszony z młodzieńczym zapałem, publiczność, która przysłuchiwała się jego słowom, wyładowała swój entuzjazm gromkimi brawami. 


W części muzycznej szczególnie wyróżniły się śpiewacze występy panny Dory Goldmann i pana Armina Goldmanna, dwójki dzieci naszego ulubionego kantora. Panna Goldmann, której wirtuozerska gra fortepianowa podczas jej ostatniego koncertu wywołała tu sensację, tym razem dała się poznać jako par excellence pieśniarka, dysponująca dźwięcznym, czarującym mezzosopranem, który po mistrzowsku potrafi modulować. Obie pieśni: „Lied der Braut” („Pieśń Panny Młodej”) Schumanna oraz „Im Herbst” („Jesienią”) Franza (Schuberta) wywołały burzliwy aplauz. U pana Goldmanna jun., który wykonał pieśni „Am Meer” („Nad morzem”) Schuberta i „Lockruf” („Wabiący głos”) Rückaufa, można było podziwiać dobrą szkołę jego ojca, jak wiadomo odkrywcy i pierwszego nauczyciela śpiewu panny Selmy Kurz, obecnie cieszącej się dużą popularnością primadonny wiedeńskiej opery. Na koniec pan Richard, aktor tutejszego teatru miejskiego zadeklamował „Sulamith” i „Wachauf”, zbierając wielkie brawa za swój dramatycznie urozmaicony występ. O akompaniament fortepianowy z wyczuciem zadbali panna Dora Goldmann i pan Arthur Polatschek.

W tym samym czasie nad pięknym modrym Dunajem rozpoczęły się próby do prapremiery bajkowej opery Alexandra Zemlinsky’ego pt. „Był sobie raz”, w której powierzono jej główną rolę. Na początku roku 1890 ogłoszono, że i w kolejnej wielkiej produkcji – „Jolancie” Czajkowskiego – młoda gwiazda będzie grała główną rolę. Panna Kurz przeżywała pierwszy okres popularności. Rozpoznawano ją na ulicy, a sukces w bajce Zemlinsky’ego pokazał jej wszechstronność. Jakby tego było mało, podczas styczniowego koncertu filharmonii to również ona śpiewała najważniejsze utwory. I to o niej w samych superlatywach pisała prasa. Tym bardziej że 5 lutego wzięła udział w koncercie charytatywnym i znowu zebrała komplementy.

wtorek, 24 lipca 2018

Żołnierze z I wojny światowej cz. 14.

   Serdecznie pozdrawiam i zachęcam kolejny raz Państwa do wysyłania zdjęć uczestników I wojny światowej z naszego regionu. Przygotowuje na tę okoliczność publikacje. Jeżeli chcieliby Państwo, aby wasz dziadek się w niej znalazł to proszę prześlijcie, a ja nie tylko zamieszczę w książce, ale w miarę posiadanych informacji, powiem, gdzie wasz przodek służy, czy był ranny i jaki miał stopień.




Odjazd "beliniaków" sprzed karczmy w Kozach 28 luty 1915 r.

poniedziałek, 23 lipca 2018

Selma Kurz Słowik z Bielska i Białej cz. 16.



Marzenia się spełniają,
czyli warto być wytrwałym

   Powrót z Frankfurtu do stolicy był niezwykle radosny. Selma nareszcie dostała szansę spełnienia marzeń. Nie tylko wracała do ukochanego Wiednia, ale miała oficjalnie stanąć na scenie cesarsko-królewskiej opery. W prasie spekulowano na temat jej udziału w obsadzie spektakli zaplanowanych na nowy sezon. Ostatecznie Mahler zadecydował, że nie będą ryzykować i podczas pierwszego występu na wiedeńskiej scenie Selma zaśpiewa to, co już dobrze przećwiczyła we Frankfurcie, czyli „Mignon”. Trema i niepewność, jak przyjmą ją widzowie, były duże, jednak śpiewaczka i tym razem oczarowała publiczność. Również krytycy, zazwyczaj niezadowoleni, dali jej duży kredyt zaufania.

   Recenzent „Neues Wiener Journal” w artykule pt. „Udany wczorajszy debiut” napisał, że panna Kurz śpiewała świeżo i ma zadatki na wielką sopranistkę koloraturową. „Wiener Zeitung” stwierdził, że ma bardzo piękne oczy, miły głos i technikę, lecz jej gra aktorska przypomina co najwyżej nieśmiały ruch sceniczny. Komentator zapowiedział, że z nadzieją będzie się przyglądał jej dalszemu rozwojowi. „Wiener Bilder” tylko odnotował jej występ.

   Natomiast bezlitośnie potraktował Selmę autor recenzji w „Deutsches Volksblatt”: Zaprezentowano nam wczoraj nową gwiazdę, którą odkryto we Frankfurcie. (...) Naszym zdaniem, w trosce o jakość naszej sceny powinna ona wrócić tam jak najszybciej. (...) Panna Kurz nigdy nie zastąpi nam naszej Marie Renard. (...) Ma wysoki, nieprzyjemny dla ucha głos.(...) O jej grze trudno jest powiedzieć cokolwiek, bowiem ograniczyła się tylko do ruchów ramion, uśmiechu i wywracania oczu, co nawet było zabawne (...).

   Takie opinie na starcie nie były na pewno miłe. Trzeba jednak pamiętać, że Słowik z Bielska wchodził w świat hierarchicznie poukładany. Każdy miał w nim swoje miejsce, co oznaczało, że aby Selma mogła zaistnieć na scenie, ktoś musiał z niej zejść. Dziennikarz z „Deutsches Volksblatt” na pewno dobrze znał i cenił utytułowaną Marie Renard i nie podobało mu się, że młoda gwiazdeczka może zepchnąć w cień dotychczasową primadonnę.
   30 września 1899 roku nasza bohaterka miał swoją kolejną premierę. Tym razem Selma śpiewała partię Małgorzaty w „Fauście”, partnerował jej Erik Schmedes. Prasa zgodnie chwaliła spektakl. Pismo „Österreichische Illustrierte Zeitung” napisało, że główni wykonawcy - oboje – odnieśli triumf. „Neue Freie Presse” chwaliło harmonię, intonację i wrażliwość oraz ruch sceniczny Selmy. „Neues Wiener Tagblatt” przepowiadało, że jest ona na najlepszej drodze do stania się wielką artystką. Natomiast „Neues Wiener Journal” uznał, że panna Kurz porwała publiczność i błysnęła próbką swojego talentu, dokładając przy okazji, że debiutantka dużo zawdzięcza dyrektorowi Mahlerowi i że jeszcze dużo musi się nauczyć.

   Jesienne wieczory w Wiedniu upływały Selmie szybko. Próby, występy, spotkania towarzyskie zajmowały dużo czasu, a do starych znajomych doszli nowi. Najbardziej znaczącą znajomością z tego okresu była księżniczka Paulina Metternich-Sandor.

Obdarzona władczym charakterem, była znanym mecenasem sztuki. Artysta, którego uznała i objęła opieką, automatycznie stawał się znaczącą postacią. Nasza bohaterka również miała to szczęście. Szczególnie przydała się jej ta znajomość w 1900 roku, ale o tym kilka akapitów później.

czwartek, 19 lipca 2018

Żołnierze z I wojny światowej cz. 13.

Serdecznie pozdrawiam i zachęcam kolejny raz Państwa do wysyłania zdjęć uczestników I wojny światowej z naszego regionu. Przygotowuje na tę okoliczność publikacje. Jeżeli chcieliby Państwo, aby wasz dziadek się w niej znalazł to proszę prześlijcie, a ja nie tylko zamieszczę w książce, ale w miarę posiadanych informacji, powiem, gdzie wasz przodek służy, czy był ranny i jaki miał stopień.

 Piotr Maga - Janowice, jako "Hallerczyk" i żołnierz 56 pułku piechoty

środa, 18 lipca 2018

Selma Kurz Słowik z Bielska i Białej cz. 15.



Różne oblicza przesłuchań,
czyli o pozamerytorycznych walorach

Dostrzegały Selmę nie tylko media – wschodząca gwiazda ponownie przyciągnęła uwagę poznanego wcześniej Gustava Mahlera. Ten doświadczony już człowiek wzorem króla Francji Henryka IV stwierdził, że Wiedeń wart jest mszy i, mając 37 lat, postanowił się ochrzcić (23 lutego 1897 roku przyjął chrzest katolicki w Hamburgu). Dzięki temu stał się pierwszym w arcykatolickiej c.k. Austrii dyrygentem, a następnie dyrektorem cesarsko-królewskiej opery, pochodzenia żydowskiego. Wiosną 1898 roku dyrektor Mahler zaprosił Selmę na przesłuchanie.

Na umówiony termin śpiewaczka dotarła chora, miała zaczerwienione migdałki. Zaczęła śpiewać, ale głos odmówił jej posłuszeństwa. W tych okolicznościach zazwyczaj dziękuje się kandydatce, używając powszechnie przyjętego zwrotu odezwiemy się do pani. W tym wypadku stało się inaczej. Dyrektor zamiast grzecznego pożegnania zaproponował Selmie... szampana i umowę opiewającą na 5000 guldenów miesięcznie!
Dzisiaj byśmy o takim wyniku przesłuchania powiedzieli dyplomatycznie, że zadecydowały względy pozamerytoryczne (o tym napiszemy szerzej, gdy nasza bohaterka stanie się śpiewaczką wiedeńskiej sceny operowej). Niewtajemniczone media bez pikantnych szczegółów informowały, że jest to ostatni sezon panny Kurz we Frankfurcie nad Menem, gdyż od jesieni 1899 roku będzie ona już śpiewała w operze nad Dunajem. Opiniotwórczy „Neues Wiener Journal” potwierdził tę wiadomość.
Na razie jednak artystka realizowała kontrakt we Frankfurcie, choć miasto już dawno przestało się jej podobać. Zagrała tam ostatni swój „wymuszony” sezon, nie oszczędzając się, lecz ku zadowoleniu publiczności dając z siebie wszystko, aby nabyte doświadczenie mogło procentować w Wiedniu. Dyrektor Claar nie myślał o tym, by jej skrócić kontrakt, chciał go nawet przedłużyć o dwa lata. Jej wiedeńskie zamiary uznał za zdradę i ostentacyjnie nie pojawił się na pożegnalnym występie Selmy 1 lipca 1899 roku. Natomiast publiczność wypełniła salę po brzegi i zgotowała artystce owację na stojąco. To jeszcze bardziej zdenerwowało dyrektora; zapowiedział, że panna Kurz może pojawić się w nowym miejscu pracy nie wcześniej niż 15 września, gdyż do tego dnia ma kontrakt we Frankfurcie. Tylko bezpośrednie zaangażowanie się baronowej Rothschild sprawiło, że 1 września nasza bohaterka mogła pojawić się w Operze Wiedeńskiej.

piątek, 13 lipca 2018

Żołnierze z I wojny światowej cz. 12.

     Serdecznie pozdrawiam i zachęcam kolejny raz Państwa do wysyłania zdjęć uczestników I wojny światowej z naszego regionu. Przygotowuje na tę okoliczność publikacje. Jeżeli chcieliby Państwo, aby wasz dziadek się w niej znalazł to proszę prześlijcie, a ja nie tylko zamieszczę w książce, ale w miarę posiadanych informacji, powiem, gdzie wasz przodek służy, czy był ranny i jaki miał stopień.
Ludwik Tyc- Dziedzice

czwartek, 12 lipca 2018

Selma Kurz Słowik z Bielska i Białej cz. 14.



Śpiewak śpiewakowi wilkiem,
czyli pierwsze pojawienie się zawistników

W ślad za sukcesami pojawiło się nowe zjawisko, które do tej pory panna Kurz znała tylko z opowiadań. Chodzi o zazdrość i zawiść środowiskową. W drugim sezonie we Frankfurcie szczególnie mocno swoją niechęć okazywała jej Hedwig Schackos. Ta bezapelacyjna gwiazda frankfurckiej opery początkowo przyjęła Słowika z Bielska neutralnie – w końcu co roku pojawiała się jakaś „nowalijka”, by równie szybko zniknąć. Tymczasem gwiazdeczka Selmy nie tylko nie chciała zgasnąć, ale świeciła coraz jaśniej na operowym firmamencie. W drugim sezonie Hedwig, czy może lepiej po polsku Jadwiga, utraciła sporo ważnych ról na rzecz Selmy. Ze łzami w oczach żaliła się na niewdzięczność publiczności i dyrekcji, która powierzyła młodziutkiej śpiewaczce rolę Mignon. Od tego właśnie momentu intrygi, złośliwości i plotki stały się orężem pani Schackos. Gdy nie mogła wykazać jej braków warsztatowych, rozpuszczała wici, wedle których jej powodzenie to sprawa lobby żydowskiego.
Wyciągnęła też najpotężniejszą w świecie artystycznym broń, a mianowicie prasę. Dziwnym zbiegiem okoliczności recenzenci zaprzyjaźnieni z primadonną występy jej młodej konkurentki pomijali całkowitym milczeniem albo kwitowali krótką kronikarską notką, że w roli tej i tej wystąpiła panna Kurz. Sytuacja była trudna. W 1897 roku prasa tylko z rzadka informowała o jej występach.
Na szczęście zamiast się rozczulać nad sobą, nasza bohaterka postanowiła iść do przodu i zapisała się na prywatne lekcje do Marie Hanfstängl, nauczycielki śpiewu w Hoch Konserwatorium. Jej profesorka miała piękny, znakomicie wyszkolony głos z wyjątkową koloraturą. Warto zwrócić uwagę na ten fakt, gdyż właśnie koloratura stanie się w przyszłości znakiem rozpoznawczym Słowika z Bielska.
Rok 1898 nie przyniósł zmian. Stare pokolenie artystów trzymało się mocno na swoich pozycjach, młodzi artyści przebijali się samotnie. Ta rywalizacja powodowała, że opera we Frankfurcie utrzymywała wysoki poziom, a dobrze poinformowana prasa donosiła, że dyrekcja, zadowolona z panny Kurz, chce przedłużyć jej kontrakt na następne 5 lat. „Wiener Montags-Journal” dostrzegał w niej duży potencjał i widział ją na scenach stolicy cesarstwa.
Podczas gdy frankfurckie gazety pisały na temat Selmy niewiele, pisma wiedeńskie zawsze zauważały jej osobę.

wtorek, 10 lipca 2018

Żołnierze z I wojny światowej cz. 11.

  Serdecznie pozdrawiam i zachęcam kolejny raz Państwa do wysyłania zdjęć uczestników I wojny światowej z naszego regionu. Przygotowuje na tę okoliczność publikacje. Jeżeli chcieliby Państwo, aby wasz dziadek się w niej znalazł to proszę prześlijcie, a ja nie tylko zamieszczę w książce, ale w miarę posiadanych informacji, powiem, gdzie wasz przodek służy, czy był ranny i jaki miał stopień.
 Piotr Paweł Czauderna - Kozy


poniedziałek, 9 lipca 2018

Selma Kurz Słowik z Bielska i Białej cz. 13.





Szlifowanie diamentu,
czyli pierwszy poważny angaż

    W 1896 roku po raz pierwszy Selma poczuła się ważna. Niemieckie sceny operowe rywalizowały o to, kto ją zatrudni. Zwyciężył Frankfurt nad Menem, głównie ze względu na swoją dobrą reputację. Co ciekawe, ofertę sceny wrocławskiej odrzuciła od razu sama Selma, gdyż uznała ją za prowincjonalną... Kontraktowe szczegóły dopinali prof. Ress i dr Julius Baum. Ostatecznie Słowik z Bielska podpisał umowę z dyrektorem frankfurckiej opery Emilem Claarem. Kontrakt opiewał na trzy lata, począwszy od 16 września 1896 roku. W pierwszym sezonie śpiewaczka miała zarabiać 3500 marek, w drugim 4500, a w trzecim 5500. Dla Selmy było to prawdziwe zrządzenie losu, bo po raz pierwszy w życiu mogła liczyć na niezależność.

   Miasto nam Menem bardzo przypadło jej do gustu, jego atmosfera i schludność sprawiły, że czuła się tutaj dobrze. Jednak na poznanie Frankfurtu miała niedużo czasu, bo już 19 września odbyło się jej pierwsze przedstawienie. Nowa publiczność zobaczyła ją jako Elisabeth w operze Wagnera „Tannhäuser”. Recenzje były dobre, a zachwyty w stylu jasny dzwon, organy rzadkiej świeżości, potężny metaliczny i uduchowiony głos przeważały nad ubolewaniami, że aktorka była sparaliżowana ruchowo. Dużo lepiej ruchowo Selma sprawdziła się 24 września jako Carmen w operze Bizeta.
   Podwójny debiut na frankfurckiej scenie okazał się sukcesem głównie dlatego, że widzowie dostrzegli w Selmie osobowość sceniczną. Od tego momentu zaczęła się liczyć jako wiodący głos tamtejszej opery. 4 grudnia była już Rosalindą w „Zemście nietoperza” Straussa, a koniec roku żegnała rolą w operze komicznej Bizeta pt. „Djamileh”.
   Sukcesy śpiewaczki potwierdzone relacjami krytyków nie umknęły uwadze Bernarda Polliniego, który pospieszył z przypomnieniem o umowie z operą hamburską. Jednak wiedząc, że przymuszony pracownik źle pracuje, doświadczony dyrektor zgodził się, by swoje zobowiązania w Hamburgu śpiewaczka wypełniła po zakończeniu kontraktu we Frankfurcie.
   Pod koniec pierwszego sezonu na etacie Selma po raz pierwszy w życiu poczuła stabilizację finansową. Nie tylko miała za co żyć, ale mogła wspomóc rodzinę i oszczędzać w banku.

wtorek, 3 lipca 2018

Żołnierze z I wojny światowej cz. 10.

  Serdecznie pozdrawiam i zachęcam kolejny raz Państwa do wysyłania zdjęć uczestników I wojny światowej z naszego regionu. Przygotowuje na tę okoliczność publikacje. Jeżeli chcieliby Państwo, aby wasz dziadek się w niej znalazł to proszę prześlijcie, a ja nie tylko zamieszczę w książce, ale w miarę posiadanych informacji, powiem, gdzie wasz przodek służy, czy był ranny i jaki miał stopień.
Józef Gajdzica - Dziedzice

poniedziałek, 2 lipca 2018

Selma Kurz Słowik z Bielska i Białej cz. 12.



Niemieckie miasta zapraszają,
czyli jak wywinąć się z hamburskiej umowy

Kiedy Selma wróciła do Wiednia, po raz kolejny stanęła przed dylematem hamburskim. Rok temu Hamburg był dla niej ziemią obiecaną, teraz stał się smutnym zobowiązaniem, zwłaszcza że pojawiły ciekawsze propozycje z teatrów Berlina, Stuttgartu, Monachium i Lipska. Pisała więc listy do swojego niedoszłego pracodawcy z prośbą o rozwiązanie umowy. Dyrektor Bernard Pollini najpierw grzecznie odpisywał, że liczy na wywiązanie się z umowy, a później zamilkł. Tymczasem profesor Ress załatwił Selmie przesłuchania i występy w kilku miastach Niemiec. 5 czerwca była już w Berlinie. Jej profesor tę właśnie scenę widział jako najwłaściwszą dla swojej uczennicy. Niestety, chociaż artystka oczarowała berlińczyków swoim śpiewem, cesarska opera nie mogła jej zaoferować etatu ze względu na wcześniej podpisane kontrakty z innymi śpiewakami.

Kusili natomiast przedstawiciele innych miast. Na dodatek pojawiła się propozycja zza wielkiej wody. Podczas jednego z koncertów wypatrzył Selmę amerykański muzyk i łowca talentów Walter Damrosch i zaproponował jej karierę w USA. Oferta była bajeczna, jednak niepewność i brak doświadczenia jeszcze większe. Po przejściach z hamburskim kontraktem Selma obawiała się działać pod wpływem impulsu. Schlebiała jej ta oferta, a równocześnie przerażała ją. Marzenia o ziemi obiecanej odłożyła na przyszłość.