piątek, 28 listopada 2014

Budowa Mostu w Łodygowicach

Budowa mostu do Kubin – Łodygowice Górne – zima 1935 rok. Fotografia ze zbiorów Józefa Klinowskiego z Puścin.
Zdjęcie od strony ulicy głównej na Kubiny. Za mostem istniejący dom Loranców, dalej po lewo nieistniejący dom Burmana.
Osoby zidentyfikował Jan Klinowski z Zabrzega ur.1927r u Kubinów, oraz Stanisław Loranc z Kępki i jego sąsiedzi Loranc Włodek wraz z matką.

Poniżej prezentuje te osoby, które udało się zidentyfikować przez Józefa Klinowskiego

01.     Pilarz Józef– kowal – kuźnia była za widocznym domem Loranców.

03.     Grabski Józef (jego żona ?? i córka Antosia ur.1927r. często odwiedzały moją babcię Agnieszkę Klinowską) Józef zaginął bez śladu pod koniec wojny.
06.     wg Teresy Klinowskiej – Duraj Michał
07.     Przybyła Antoni – (starszy od wujka Janka ur.1927)
14.     Karolek Grabski syn Kuśki, zginął na torach – jego syn to Adam
15.     Pawełek Józef – handlował końmi (bywał po wojnie również w Zabrzegu)
16.     Kania Jasiu – z domu Kaniów naprzeciwko mostka do Kubin. Tam było dużo chłopaków. Spokrewnieni z Klinowskimi poprzez małżeństwo Michała Kani z Marysią Faber, zamieszkali na Starym Bielsku, Dzieci ich to Marysia, Kasia, Gienia, Agnieszka, Elżbieta. Był jeszcze Franek, Jedrek co ożenił się z córką brata kowala – też zamieszkali na Starym Bielsku.
17.     nierozpoznany
18.     Pawełek Genowefa (żona Józefa)
24    Burman Władysław ur.1928r. u Kubiny. Ojciec był szewcem, było ubogo u nich w domu. Latem chodzili na borówki i inne leśne owoce i sprzedawali. Wujek Janek chodził z jego bratem do szkoły. Miał córkę Władysławę po mężu Pękala, a ta córkę Alę – która mieszka u Kubin

26     Klinowski Józef ur.1896r. legionista, cieśla, kolejarz -mój dziadek. Pochodził z Hucisk, ożenił się u Kubiny z Agnieszką Cendry. Mieli 6 dzieci: Jana, Józefa, Marynę, Stefana, Cecylię, Teresę.
27.     Przybyła Jan -  ojciec Antoniega (7), bliski i serdeczny sąsiad Józefa Klinowskiego.

32.     Duraj Franciszek mieszkaniec Kubin, mąż Katarzyny – nie pamięta nazwiska (od rolnicka)

34.     prawdopodobnie córka kowala (1) Maria Pilarz

37.     wg. wujka prawdopodobnie jest to ojciec Katarzyny od rolnicka - żony (32)
38.     Krysta – miał gospodę w Łodygowicach Górnych przy głównej drodze (po prawej) – w stronę Łodyg.Dolnych
42. znany wujkowi- chyba Suchanek ??. Mieszkał w pobliżu mostku po prawej. W Puścinach wybudowany jest jego syn, lub córka.

wtorek, 25 listopada 2014

Zapora w Wapienicy

    21 października 1933 roku z wielką fetą otwarto zapore wodną w Wapienicy. Symbolicznego jej otwarcia dokonał prezydent Rzeczpospolitej prof. Ignacy Mościcki. Poniżej kilka fotografii z tego wydarzenia. Za zdjęcia (te i wszystkie pozostałe) raz jeszcze dziękuję Pani prof. Jadwidze Pieczonce.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Poszli walczyć o wolną Polskę



    Podsumowując działania „Sokołów” w II Brygadzie nasuwa się kilka spostrzeżeń. Pierwsze to fakt, że przez cały czas, pomimo tego, że wojna wypacza charaktery, legioniści pamiętali, że poszli walczyć o Polskę.

    Z tego też powodu mają ogromne problemy, gdy przychodzi im złożyć przysięgę na wierność cesarzowi, w której nie ma ani słowa o Polsce. Pomimo milczenia cesarza, co ich bardzo nurtowało, zaufali politykom, że walcząc wspólnie z Austriakami, walczą o wolną Polskę. Dlatego też, kiedy cesarz swoim aktem zapowiada wolną Polskę, oni nie bawią się w manifestacje polityczne i bez szemrania składają kolejny raz przysięgę, bowiem poszli walczyć o wolną Polskę.


    Paradoksalnie też ich udział w buncie po Traktacie Brzeskim i przejście pod Rarańczą wynikało z faktu, że poszli oni do legionów walczyć o Polskę.  Dziwnym zrządzeniem losu „Sokoły”, które wyszły z Podbeskidzia w ciągu I wojny światowej walczyły ze wszystkimi trzema państwami zabor­czymi. A wszystko po to, aby Polska była wolna i niepodległa.

piątek, 21 listopada 2014

Szkic włoski



    Do pełnego obrazu dziejów sokołów z Podbeskidzia służących w legionach brakuję jeszcze dodania epizodu włoskiego. Wysłani na front włoski legioniści nie mieli motywacji do walki, dlatego też przy pierwszej nadarzającej się okazji oddawali się do niewoli włoskiej. Wkrótce obozy włoskie zaroiły się od Polaków. Dzięki niezmożonej energii prof. Macieja Lorenta oraz posła Jana Zamorskiego działającego na terenie Włoch, udało się uzyskać od władz zezwolenie na formowanie oddzielnych polskich obozów jenieckich.

     Dla przypomnienia poseł do parlamentu wiedeńskiego Jan Zamorski, znany nam przyjaciel „Sokołów”, uczestnik bitwy nad Białą, został za nieprawomyślność najpierw aresztowany, a później wcielony do szeregów austriackich. On również przeszedł przez obozy i w kwietniu 1917 roku wspólnie z prof. Lorentą zakładają  Comitato Polaco in Italia. Chcą budować w oparciu o ochotników i Polaków z obozów legion włoski. 20 września 1918 przy­była do Włoch misja wojskowa gen. Hallera z ks. Leonem Radziwiłłem i Marianem Dienstal-Dąbrową, przystępując do przeprowadzenia rekrutacji. Ostatecznie jednak Włosi nie zdecydowali się na taki krok.

    Równie ciekawe losy w ostatnim okresie wojny spotkały niezapomnianego Tadeusza Jänicha, prowadzącego ochotników z Żywca do legionów. Jako politycznie niepewny zostaje najpierw przez Austriaków internowany do obozu Huszt-Marmarasziget, a później w kwietniu 1918 roku zostaje wcielonym do armii austriackiej. Podczas walk trafia do obozu jenieckiego, skąd w listopadzie udaje mu się z niego uciec.



wtorek, 18 listopada 2014

Pamięć o bohaterach ciągle żywa...

                                                                  Katyń pamiętamy

14 listopada br. w Domu Kultury Włókniarzy w Bielsku-Białej odbył się specjalny program edukacyjny pt. Katyń nie zapomnimy, którego organizatorem było Stowarzyszenie Rodzina Katyńska.
Najciekawszą szczególnie dla historyków częścią spotkania był referat pt. Bielscy Policjanci w 20-leciu międzywojennym i tragedia katyńska z ich udziałem, który wygłosił Michał Pudło, przewodniczący Stowarzyszenia Rodzina Policyjna 1939, oddział Bielsko-Biała.

Prelegent informował, że: Policjanci pełniący służbę na terenie Bielska i powiatu bielskiego byli funkcjonariuszami Policji Województwa Śląskiego, która wobec autonomii tego regionu istniała równolegle do pełniącej służbę na pozostałych terenach Rzeczpospolitej - Policji Państwowej.  W naszym mieście w roku 1922 istniały dwa komisariaty – w Bielsku i Dziedzicach oraz 14 posterunków, a od  grudnia 1925 roku 1 komisariat i od 10 do 11 posterunków.
Komisariatem kierował komisarz, który miał swego zastępcę, również oficera, przodownik był instruktorem, kolejnymi stanowiskami były sekcyjni, obchodowi od roku 1927 dzielnicowi. Każdy komisariat miał oczywiście dyżurnego.
Podstawową służbę pełnili posterunkowi. Oprócz odpowiedzialności za stan porządku w obchodzie, posterunkowi odpowiadali za bezpieczeństwo i porządek w całym rejonie służbowym.  Musieli pełnić służbę w zależności od potrzeb, jednak nie mniej niż osiem godzin na dobę i 240 godzin miesięcznie. Posterunkowi i komendanci posterunków zajmowali się także pracą dochodzeniową w przypadkach przestępstw mniejszej wagi, prowadzili także sprawy dotyczące wypadków i innych przestępstw. Natomiast podstawowym obowiązkiem  policjanta służby mundurowej  było takie działanie, które zapobiegało  naruszeniom prawa.
Teren tej Komendy graniczył z powiatem cieszyńskim oraz pszczyńskim.
Komenda Powiatowa liczyła 12 etatów, w tym jednego oficera, 2 przodowników, instruktora oraz 1 woźnicę. Siedziba Komisariatu i Komendy to kamienica na dzisiejszym starym Rynku na północnej pierzei. W pobliskich kamienicach były mieszkania służbowe.
 Posterunki istniały w Mikuszowicach, Wapienicy, Jasienicy, Jaworzu, Międzyrzeczu Górnym, Grodźcu, Ligocie, Czechowicach, Żebraczach, Zabrzegu, Chybiu, Strumieniu, Drogomyślu,  Zarzeczu i Rudzicy.


Nie należy także nie wspomnieć faktu, iż bezpieczeństwa w Białej, nie wchodzącej w skład województwa śląskiego chronili policjanci z Komisariatu w Białej, który wchodził w skład jednostek Policji Państwowej.
 We wrześniu 1939 los policjantów zależał od barw narodowościowych okupanta pod niewolą którego zostali zatrzymani.  Na ziemiach będących pod okupacją sowiecką znalazło się około 12 tysięcy polskich policjantów, pod okupacja niemiecką około 10 tys. funkcjonariuszy.  Większość z nich trafiła do łagrów i obozów.
Szczególnie obfite żniwo, zebrało NKWD w Tarnopolu, gdzie we wzorowym porządku ewakuowali się funkcjonariusze Policji Województwa Śląskiego, w tym policjanci z Bielska. Od tego momentu los wszystkich jeńców leżał w rękach funkcjonariuszy NKWD.
Policjantów zgromadzono w obozie w Ostaszkowie, na wysepce Stołbnyj na jeziorze Seliger.
Więżniów Ostaszkowa rozstrzelano w budynku Zarządu Obwodowego NKWD w Kalininie, obecnie Twerze, ok. 300 km od Moskwy.
W Twerze rozstrzelano 6288 osób. Zostali oni pogrzebani w Miednoje, a ślady tej zbrodni ukryło 25 dołów śmierci-
mówił nadkomisarz Michał Pudło.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Przez front i do Kaniowa

  
    Z 15 na 16 pod osłoną nocy ruszyły długie kolum­ny w kierunku Rarańczy. Austrjacy nie orjentowali się w podjętym planie. Chrzęst taborów zwró­cił uwagę na nieprawdopodobny ruch Korpusu Polskiego. Zniszczone połączenia telefoniczne powie­działy resztę. Padły pierwsze strzały i rozpo­częło się forsowanie przejścia pod Rarańczą...

    Przed samą północą legioniści rozbili dwa ba­taliony austriackiego 53. pułku piechoty. Nad ranem 100 oficerów z Jó­zefem Hallerem na czele oraz około 1500 żoł­nierzy otworzyło sobie przejście bagnetem. Oni w marcu połączyli się w Sorokach nad Dniestrem z II Korpusem Polskim. Niestety, większości ta sztuka się nie udała. Z około 5500 ludzi, połowa po przesłuchaniach została wcielona do wojsk austro-węgierskich i wysłana na front włoski. Natomiast resztę internowano w obozach w Hust, Marmaros-Sziget, Busty-haza, Dulfalva, Szeklencze. Natomiast 91 oficerów i 25 podoficerów i spora grupa ok. 250 szeregowych stanęło przed sądem.  Postawiono im najcięższe zarzuty - zbiorowy spisek i bunt oraz dezercję. Złapani przeżywali prawdziwe piekło i ich los ważył się aż do 24 września 1918 roku, kiedy aktem łaski cesarza Ka­rola postępowanie zostało umorzone. Wszystkich oficerów w drodze łaski zde­gradowano na sierżantów, a podoficerów na szeregowców oraz wyznaczono im front włoski jako miejsce pokuty.


    W tym samym czasie, gdy toczył się proces, żołnierze Hallera połączeni z II Korpusem Polskim prowadzili nierówne walki przeciw swoim niedawnym sojusznikom. 18 kwietnia hallerowcy na rozkaz generała Osińskiego, świeżo mianowanego przez Radę Regencyjną dowódcy wojsk polskich na Ukrainie, zatrzymali się w okolicach Masłówki niedaleko Kaniowa. Osiński zaklinał Hallera, aby nie bił się z Niemcami i czekał na rozwój wypadków. Pod presją tego rozkazu Haller istotnie zatrzymał swój marsz i rozpoczął rokowania z Ukraińcami. To jednak pozwoliło Niemcom na przegrupowanie sił i przygotowanie manewru oskrzydlającego. 8 maja skierowali do Polaków ultimatum nie do spełnienia, a później dla fortelu, aby doprowadzić do wyjścia Polaków z Masłówki, gdzie byli oni przygotowani do obrony, wycofali się. 11 maja Polacy ruszyli w stronę Kaniowa, tam jednak w nocy z 11 na 12 maja zostali znienacka zaatakowani. Ostatecznie II Korpus Polski dowodzony przez generała Hallera, po kil­kugodzinnej zaciętej bitwie, stoczonej 12 maja 1918 roku pod Kaniowem, przestał istnieć. Z 7 tysięcy żołnierzy korpusu Niemcy ujęli 250 oficerów i niespełna 3000 szeregowych.  Jednym z nich był sierżant Aleksander Koutny z Żywca, któremu w trakcie transportu do obozu udało się mu uciec. Reszta z Hallerem przez tereny Rosji dociera do Francji i tam formuje się jako „błękitna armia”.

piątek, 14 listopada 2014

Zdrada, a więc przysięga nie obowiązuje



     13 lutego 1918 roku oficerowie 2. pułku piechoty wspólnie z gen. Hallerem uznali, że poprzez układ brzeski C.K. nie tylko zdradziło ich, ale zerwało współpracę, co oznacza, że złożone przysięgi i braterstwo broni przeszło do historii. Podobne rezolucje zapadły w pozostałych oddziałach. Zastanawiano się, co w obecnej sytuacji uczynić należy. Projektów było kilka. Proponowano zbrojny marsz na Lwów i zajęcie galicyjskiego zagłębia nafto­wego. Jednak ten wariant szybko odrzucono, gdyż osamotnieni legioniści bez dostaw i z taki marnym ekwipunkiem, szybko staliby się łatwym łupem dla sił państw centralnych. Z tego też powodu uznano, że w tej beznadziejnej sytuacji najlepszym rozwiązaniem będzie przejście na drugą stronę frontu i połączenie się z organizującymi się tam oddziałami polskimi.
Decyzja zapadła szybko. Przygotowania trwały krótko. Dla uśpie­nia czujności, zostały zarządzone przez gen. Hallera nocne ćwiczenia, których właściwym celem było: - przedarcie się pod Rarańczą w pełnym skła­dzie Korpusu. Wiadomość przekazana drogą pou­fną, wśród żołnierzy Korpusu wywołała ogólną ra­dość. (...)  Pod wieczór, 15 lu­tego rozpoczęto stopniowe przygotowania.

Generale, mój generale....

Sprawa nie była prosta, bowiem żołnierze mieli do pokonania ok. 30 kilometrów do linii frontu i musieli do swojej akcji przekonać generała Zielińskiego, który znany był ze swej surowości, umiłowania munduru i honoru. Oni zaś chcieli, aby on stanął na czele „sprawiedliwego buntu”. Roman Górecki, któremu nakazano „zneutralizować” generała, tak wspomina tamten wieczór:

Wszedłem więc do pokoju gen. Zielińskiego, gdzie był zebrany cały sztab korpusu. Generał stał przy stole, wpatrując się we mnie swemi zmrużonemi, jakby w głąb czaszki zapadłemi oczyma.
W tym krótkim momencie przeżyłem całą tragedję bezpańskiego żołnierza. Oto stałem wobec mego generała-dowódcy, którego kocha­łem i czciłem, jak ojca i któremu miałem meldować, że jego pułki . zbuntowały się wobec swej dotychczasowej władzy i że za go­dzinę, dwie ruszą na wschód, by sobie nowych dróg szukać i o Polskę dalej walczyć. Chciałem mu przeciwstawić jakiś autorytet, na czyjś rozkaz się powołać, nie mogłem poprostu powiedzieć: „oficerowie II-ej Brygady idąc za wolą całego żołnierstwa postanowili wypowie­dzieć posłuszeństwo Naczelnej Komendzie armji austrjackiej".
Te rozważania jednak i refleksje, to była kwestja sekundy. Sta­nąwszy przed generałem meldowałem, salutując: Panie Generale, melduję posłusznie, że z rozkazu Naczelnego Komitetu Polskich Organizacyj Wojskowych wypowiedzieliśmy posłuszeństwo armji au­strjackiej.., Generał mi przerwał: Z czyjego rozkazu?! Z rozkazu Polskiej Organizacji Wojskowej. I dalej jednym tchem meldowałem o całym planie i wszystkich jego szczegółach (...) w końcu prosiłem Generała, by szedł z nami, że to jest jedyna nasza odpowiedź dana państwom centralnym za czwarty rozbiór Polski!
Generał, wsparty o krzesło, słuchał uważnie mego meldunku w pewnych momentach żądał uzupełnienia, utkwił we mnie swoje siwe, stroskane oczy...; widziałem przed sobą człowieka, pod którym ziemia się zapadała.
Wtedy powiedziałem: Panie Generale! Zapytuję posłusznie, czy Pan Generał pójdzie z nami, czy nie?
Generał jakby z odrętwienia się obudził, machinalnie ręką do kie­szeni sięgnął, a potem mierząc mię swym złamanym wzrokiem po­wiedział: To wy mnie tutaj zabijcie!. Wtedy oświadczyłem: Biorę Pana Generała pod przymus wojskowy - nie chciałem, nie mogłem powiedzieć: Aresztuję Pana, Panie Generale! - potem zawołałem do sieni: Sierżant! jeden posterunek do mnie!. I wszedł do pokoju żołnierz; stanął z bronią u nogi, na karabinie osadzony miał bagnet. Wskazałem ręką generała; żołnierz stanął za nim w odległości 2 kro­ków.
Generał spojrzał po obecnych; do mnie powiedział: Jestem do Pańskiej dyspozycji' i usiadł na krześle.(...)
Po wyjściu z pokoju, w którym został aresztowany Sztab, zostałem tam ponownie wezwany przez generała Zielińskiego.
Generał starał się mnie przekonać, że go niepotrzebnie biorę ze sobą, że on po tamtej stronie frontu dowództwa nad nami z powrotem nie obejmie, cudzych laurów zbierać nie będzie, a wobec tego, że jest stary i schorowany, więc pożytku z niego żadnego nie będzie. Wresz­cie zaproponował mi, bym go zostawił na miejscu, a on ręczy słowem oficerskiem, że do przyjścia Austrjaków z miejsca się nie ruszy. Nie mogłem odmówić dużej słuszności argumentacji generała. W drugim pokoju natknąłem się na rotmistrza Okołowicza i podpułkownika Ro-galskieg, którzy, gdy im zakomunikowałem prośbę generała, zaczęli mi radzić, bym się na pozostawienie go nie godził i zabrał go z nami i obejmie z powrotem dowództwo Korpusu. Najbardziej zaś przekony­wającym był ich argument, że po naszem przejściu odbierze sobie życie.
Dość było zresztą spojrzeć na niego, by się upewnić w tem przeko­naniu.
Wróciłem więc i zameldowałem generałowi, że jego prośbie za­dośćuczynić nie mogę, co tenże przyjął z rezygnacją do wiadomości. Obaj nie tracili jednak nadziei, że poprzejściu da się przebłagać. (...)
Udałem się do generała i zapytałem go, z kim chce je­chać w samochodzie w czasie marszu. Zburczał mię za to, mówiąc: Poneś tutaj komendantem! Z kim pon każesz, z tym pojadę. — Wtedy oświadczyłem: Pojedzie Pan Generał z ppłk. Rogalskim, a rotmistrz Okołowicz pojedzie z Panami, jako eskorta . Generał od­powiedział: Widzisz Pon. Tak to rozumiem! Jestem do Pańskiej dyspozycji.  
Załatwiwszy się w ten sposób ze sztabem i z gen. Zielińskim, Górecki uprzytomnił sobie, w jakiej sytuacji znajdą się rodziny aresztowanych za­wodowych oficerów austriackich. Legioniści byli ochotnikami, w razie niepowodzenia akcji mogą liczyć na taryfę ulgowa, natomiast zawodowych oficerów czeka śmierć, a ich rodziny skarze na biedę i różne szykany. Przecież nikt nie uwierzy, że Polak z krwi i kości, generał Zieliński, nawet w takich okolicznościach zachowa się zgodnie z tym, jak mu honor i przysięga żołnierska nakazują. Możemy tylko się domyślać, co działo się wewnątrz Zielińskiego. Jego serce i uczucia podpowiadały mu, by iść solidarnie ze swoimi legionistami. Jednak jego zasady i to, w co wierzył i czemu służył przez całe życie, nakazywały trwać, nawet wbrew sobie, zgodnie ze złożoną przysięgą. Z tego też powodu Górecki postanowił wystosować do Naczelnej Komendy protokół, z którego by wynikało, że protestując przeciw IV rozbiorowi Polski wypowiadamy Austrii posłuszeństwo, a następnie, że sztab cały poszedł z nami pod przy­musem.

„Dowództwo Polskiego Korpusu Posiłkowego.
Protokół
Dnia 15 lutego 1918 o godzinie 6.30 wieczór z rozkazu mej chwilowej bez­pośredniej władzy przełożonej przedstawiłem generałowi Zielińskiemu w formie służbowego raportu, że drugi i trzeci pułk piechoty, I pułk artylerji
kompanja saperska i inne oddziały podległe bazpośrednio Dowództwu Pol­skiego Korpusu Posiłkowego zakwaterowane na Bukowinie w ciągu dzi­siejszej nocy wypowiadają posłuszeństwo c. i k. armji austrjackiej, jako pro­test przeciwko IV rozbiorowi Polski, a następnie przechodzą celem połą­czenia się z Naczelnem Dowództwem Wojsk Polskich, t.j. z generałem Muśnickim. Gdy na zapytanie moje, czy generał Zieliński, ppłk. Rogalski, mjr. Ganczarski, mjr. wet. Postolka i kpt. Pomazański decydują się pójść z nami oświadczyli odmownie, zameldowałem, że z tą chwilą wszyscy wy­żej wymienieni oficerowie zostają zmuszeni do tego przemocą wojskową. Następnie oddałem ich wszystkich pod straż.
 Łużany, dnia 15 lutego 1918 r. godz. 7 po pół.
Jako świadek: Wykonawca rozkazu: N. Okołowicz rtm. Dr. Górecki Roman kpt. Int“.

    Protokół ten zostawiono kpt. Lewartowskiemu dla doręczenia władzom austriackim, a samochód wiozący generała ruszył w stronę frontu.

środa, 12 listopada 2014

Gra Uliczna 2014

GRA ULICZNA „W GRANICACH ODRODZONEJ RZECZYPOSPOLITEJ – ŚLADAMI    DZIEDZICTWA BIELSKA I BIAŁEJ OKRESU MIĘDZYWOJENNEGO”

    11 listopada 2014 roku Bielsko-Bialskie Towarzystwo Historyczne zorganizowało po raz kolejny Grę  Uliczną. Tym razem jej tematem było dziedzictwo II Rzeczypospolitej w architekturze i urbanistyce obu miast. Akcja gry umieszczona była  w okresie międzywojennym (1918-1939).
   Tej wyprawy w przeszłość  Bielska i Białej nie moglibyśmy zrealizować bez pomocy wielu organizacji i podmiotów działających na terenie naszego miasta. Są to: I Liceum Ogólnokształcące im. M. Kopernika, Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej, Związek Harcerstwa Polskiego, Militarny Instytut Historyczny, Związek Strzelecki „Strzelec”, Komenda Miejska Straży Pożarnej, Okręg Beskidzki Polskiego Związku Filatelistów oraz restauracja „Wieniawa” przy ul. Barlickiego 19. Organizatorzy gry składają serdeczne podziękowania kierownictwu i pracownikom tych placówek i organizacji.  A oto foto relacja z tej imprezy.


poniedziałek, 10 listopada 2014

Traktat Brzeski i ostatni akt dramatu legionistów

  

 Aby przejść do omówienia ostatnich dni legionów w przymierzu z Austrią, trzeba nakreślić kilka zdań o sytuacji politycznej. Po rewolucji bolszewickiej w październiku 1917 roku i obaleniu w Petersburgu władzy Rządu Tymczasowego rządy przejęli bolszewicy i natychmiast wezwali Niemcy i Austro-Węgry do bezzwłocznego zawarcia pokoju. Ogłoszono zawieszenie broni na froncie, a 22 grudnia 1917 roku w Brześciu nad Bugiem rozpoczęły się rokowania pokojowe między rządem sowieckiej Rosji a Berlinem i Wiedniem. Układające się strony odmówiły dopuszczenia do rokowań przedstawiciel­stwa polskich władz Jana Kucharzewskiego, a równocześnie na konferencje zaprosiły delegację ukraińską. Kiedy Niemcy zażądali od Rosjan rezygnacji z ziem Polski, Litwy i Kurlandii, prowadzący negocjacje w imieniu Sowietów Lew Trocki odmówił, a w końcu zerwał rokowania. Armia niemiecka wznowiła działania wojenne, zadając Rosjanom znaczne straty i posuwając się na całym froncie jeszcze bardziej na wschód.


W tej sytuacji Niemcy i Austria postanowiły załatwić doraźnie sprawę ukraiń­ską. Utworzona w Kijowie, po rewolucji lutowej 1917 roku, Centralna Rada Ukraińska po rewolucji bolszewickiej proklamowała zupełną niepodległość Ukraińskiej Republiki Ludowej. Z powodu okupacji Kijowa przez sowieckie wojska rosyjskie Ukraińcy zwrócili się o pomoc do mocarstw centralnych, a ich delegacja wysłana do Brześcia zawarła, 9 lutego 1918 roku, traktat pokojowy z Niemcami, Austro-Węgrami, Bułgarią i Turcją, w którym zachodnią i północną granicę Ukrainy określono tak, że miała ona odciąć od Polski całą Ziemię Chełmską i Podlasie; osobny tajny protokół zapewniał Ukrainie wydzielenie w Galicji części wschodniej tego obszaru w osobny „kraj koronny" Austrii.


    Rzecz szczególna - o Polsce nie było w Traktacie Brzeskim żadnej wzmianki. Niemcy i Austriacy uznali, że jest to wewnętrzna sprawa tych państw. Na wiadomość, że Wiedeń traktatem pokojowym w Brześciu oddał Ukrainie Chełmszczyznę nastąpiły w całej Galicji, nie wyłączając powiatu żywieckiego, ostre antyaustriackie manifestacje. W całej Galicji przestano obchodzić austriackie święta narodowe, rozpoczęły się strajki kolejarzy i urzęd­ników państwowych oraz spontaniczne akcje odsyłania do Wiednia odznaczeń austriackich.
Po wielkiej manifestacji antyaustriackiej z powodu pokoju brzeskiego, na początku 1918 r. w Żywcu zawiązano tajną organizację wojskową pod nazwą Polska Organizacja Wojskowa (POW). Na ziemiach polskich zapanowało wzburzenie - którego wyrazem były demonstracje, strajki. Równie wielka manifestacja odbyła się na żywieckim rynku. 


    Podobnie było w Białej. Tam to pozamykano fabryki, sklepy, a wszyscy zgromadzili się w kościele. Podczas kazania ks. Mączyński w podnisłych słowach skierował skargę przed tron Najwyższego. Mszę za ojczyznę odprawił ks. kanonik Rychlik. Po odśpiewaniu pieśni patriotycznych pochód ruszył ulicami miasta. Porządek utrzymywała straż obywatelska. Za serce porywał ten orszak okazały. Człowiek czuł się jakby odrodzonym, widząc, jak wszystko razem stanęło, chłop obok urzędnika, robotnik obok księdza, jak wszyscy zgodnie bez względu na przynależność partyjną, wyruszyli i podążali ulicami z pieśnią na ustach, głosząc miastu i światu wspólną krzywdę. Tłum okrążył oba rynki i przyjął wzniosłą rezolucje, zaś wszyscy Polacy, którzy do tej pory mieli swoje dzieci w szkołach niemieckich zadeklarowali, że natychmiast przeniosą je do szkół polskich. Uchwalono bojkot kina i teatru w Bielsk i w Białej, bowiem są one wrogie narodowi polskiemu instytucje, a na dodatek wspierają one nacjonalistyczne miejscowe niemieckie organizacje. Ostatnim przyjętym apelem, było wezwanie, aby Polki na znak „żałoby” w najbliższym czasie ubierały się skromnie, bez piór i atłasów.


12 lutego 1918 roku hiobowa wieść o ustaleniach brzeskich dotarła do korpusu. In­formacja o warunkach traktatu zrobiła na legionistach piorunujące wrażenie. Legioniści, którzy do tej pory, pomimo gierek państw centralnych, trwali honorowo na swoich pozycjach, poczuli się kolejny raz oszukani i co ważne, zdradzeni. Przecież oni nie po to przez ponad trzy lata przelewali krew, aby teraz z dawnych ziem Rzeczypospolitej powstało państwo ukraińskie. Cesarz Karol nie lubił, w przeciwieństwie do swojego ojca, Polaków. Jeszcze przed wojną Wiedeń grał kartą ukraińską z Polakami i antagonizował obie nacje, w myśl fundamentu swojej polityki wewnętrznej „dziel i rządź”. Liczono na to, że powstanie państwa ukraińskiego w ramach C.K. skutecznie zneutralizuje i osłabi dobrze zorganizowanych Polaków. W całej rozciągłości sprawdziły się słowa Romana Dmowskiego, który o takim zagrożeniu mówił już w 1912 roku: Politycy polscy w Wiedniu, mający styczność z rządem, nie są wcale łudzeni przez jego przedstawicieli, jakoby Austrja w razie zwycięskiej wojny z Rosją dążyła do aneksji Królestwa Polskiego albo przynajmniej do przyłączenia znacznego obszaru ziemi z ludnością polską. Wszelkie dane przemawiają raczej za tem, że Austrja myśli o zagarnięciu ziem ruskich, że, o ileby na­wet była zmuszona anektować część obszaru czysto polskiego, to jednocześnie chciałaby swój obszar ruski rozszerzyć, ażeby zorganizowane na nim siły polityczne narodowo-ukraińskie były dostateczne do sparaliżowania wpływu polskiego w monarchji.