wtorek, 18 lutego 2014

Sprawy narodowe cz. 1 - luty 1912


    Przechodząc od gospodarki do rywalizacji pomiędzy Polakami i Niemcami warto przyjrzeć się perypetiom z utrzymaniem Domu Polskiego, który był ostoją polskości w Bielsku. Sprawa stawała się bardzo pilna, gdyż zbliżała się kolejna rata spłaty kredytu. Kiedy środowiska krakowskie, związane zarówno ze „stańczykami” jak i „puzyniakami” pozostały głuche na wezwanie o pomoc, to Polska Liga Narodowa we Lwowie zaczęła działać. Bardzo energicznie podjął się misji ratowania Domu Polskiego Jan Zamorski, którego „Nowy Czas” zaliczył do religijnych fanatyków ziejących nienawiścią do ewangelików. Wspomniany tygodnik jako dowód przytaczał obszernie tekst Zamorskiego, jaki ten zamieścił w „Słowie Polskim” pt. „Przednia straż niemiecka”. Czytam w nim: Ostoją Niemczyzny są tak w Bielsku, jak i w Białej, Niemcy protestanci. Mniej liczni od katolików niemieckich czy zniemczonych, umieją sztucznie panować nad nimi, a przy ich pomocy nad nielicznymi Polakami. Protestanci prawie wyłącznie są właścicielami wielkich fabryk a więc przedstawiają nieprzepartą się pieniądza, przed którym ugina się wszystko. Sama jednak siła kapitału i niechęć do katolicyzmu „polskiego” nie wystarczyłaby, żeby im zapewnić panowanie. Zaptrzeni w Berlin, nie w Wiedeń, wzięli sobie do pomocy myśl narodową niem. I w imię teutonizmu zaprzęgli w swój rydwan wszystkich Niemców. Na idei narodowej robią protestanci z Bielska znakomity interes, któremu rząd aust. pomaga. O Białej pisze Zamorski: Na czoło miejscowej Rady szkolnej postanowiono ewangelika p. Bartlinga, kantora i nauczyciela z prywatnej szkoły ewang. Ten między zgłaszającymi się Niemcami (o posadę nauczycielską) wybiera najpewniejszych. Z 4476 Niemców bialskich jest tylko 1066 protestantów, a przecież właśnie tym protestantom daje się 12 mandatów do rady miejskiej i popełnia się nadużycia z dobroczynnemmi subwencyami, aby im dać możność mianowania nauczycieli w szkole publicznej. Czy to jest w interesie 2540 Polaków czy 1274 Żydów, czy też nawet 3410 niem. Katolików? Bynajmniej. Jest to interes panowania kliki protest. Fabrykantów; odbierającej rozkazy z Bielska i na te fantazye panowania kliki wciska się kupców, właścicieli i rzemieślników kat. niem. Polskich i żydowskich. A gdy się na ewang. znakomicie uposażoną szkołę, wydaję krwawe tysiące, to na polskie szkoły nie ma ani grosza subwencji. Należy Białą chronić od upadku, od zupełnego wyssania przez Bielsko i przez klikę prot. Fabrykantów. Można spodziewać, że katolicy niemieccy, zwłaszcza kupcy i rzemieślnicy zobaczą, jak pod płaszczykiem narodowości są wyzyskiwani i na rzecz Bielska i na rzecz kliki ewang. i że w przyszłości bronić będą swoich interesów narodowych. Tyle cytatu za „Słowem Polskim”, dalej redakcja stwierdza, że od Galicji i polskich katolików nie można się niczego więcej spodziewać. I dziwi się, że są silne środowiska ewangelików Polaków na Śląsku Cieszyńskim, którzy współpracują z nimi.
   W tym samym czasie, gdy wspomniany tygodnik wyśmiewał polskie dążenia narodowe „Poseł Ewangelicki” przekonywał, że: Pielęgnowania ojczystej mowy, zwyczaju, stroju, zapatrywania, literatury, przywiązania do ojczystej ziemi i do swoich instytucyi należy bezpośrednio do naszych chrześcijańsko - obyczajowych zadań.  „Nowy Czas” w swoich publikacjach często stawia się jako wzór wyczucia religijnego i tolerancji. Równocześnie jednak z uporem lepszej sprawy propaguje schematy wedle, których nie tylko Niemiec to ewangelik, a Polak to Katolik, ale dokłada i jeszcze jeden wedle którego pijak to katolik. A oto jeden z przykładów, który dzisiaj zaliczylibyśmy do urazy uczuć religijnych.

Oto redakcja ułożyła satyrę o pijaku i nie było by w tym nic zdrożnego, gdyby nie to, że ułożono to na melodię katolickiej pieśni pt. Kiedy ranne wstają zorze!
A oto wspomniany tekst:

Kiedy ranne wstają zorze
Do domu wracasz mi nieboże!
Już kogucia brzmi pobudka,
Tobie jeszcze pachnie wódka.
Żona płacze, lamentuje:
Bój się Boga! Bój się Pana,
W karczmie siedzi, aż do rana!

Wielu w sen śmierci popadli,
Co się w Łóżko spać pokładli,
My się w rowie obudzili,
Byśmy jeszcze wódkę pili,
Jeszczeby nie było sromu,
Gdybym wracał sam do domu.
To się tylko raz trafiło,

Bo wódki w karczmie nie było.
Zwyczajnie tak się dzieje,
Inne są pijaka dzieję.
Gdy w sobotę po wypłacie,
Już twój kamrat czeka na cię,
By się wódeczką posilić,
Chociaż chwilkę życie umilić.
Szczęśliwi, że w karczmie siedzą,
 O biedzie żadnej nie wiedzą,
Ni o dzieciach, ni o żonie,
Co ma wisieć, nie utonie.
Gdy w kieszeniach nic nie mają,
Do domu się zabierają.
Lecz co się dzieje, dla Boga!
Nie chce słuchać żadna noga.
Jednak po niewielkiej chwili,
Z karczmy się wygramolili,
Jak po dwóch iść nie zdołali,
Na czworakach próbowali.
Chociaż z trudem, z wielką biedą,
Wesoło do domu idą.
Nawet sobie podśpiewują,
Co kamień to podskakują.
Kamracie, co się stało?
Wszystko się powywracało!
Drzewa do góry nogami,
Stoją tu nad przekopami!
To, co wczoraj z prawej było,
Dziś się w lewo obróciło!
Nawet księżyc co nad nami,
Świeci, jakby był pijany!
Do domu pewnie nie trafimy,
W rowie nocować musimy!
Jeszcze trochę próbowali,
Jakby kaczki zaganiali,
To padli, to wstali,
Nosem po błocie pisali.
Gdy już nareszcie ustali,
Do rowu się powtaczali.
Teraz wracajmy do żony.
Jakie cierpliwe są ony!
Gdy duchów bije godzina,
Już męża szukać zaczyna.
Szukać go nie potrzebuje,
Wie, gdzie zwyczajnie nocuje.
Różnie już wypróbowała,
Nieraz jej siła ustała.
Dziś umie zaradzić biedzie,
Po męża tragaczem jedzie.
Aby się nie pomyliła,
W Światło się przysposobiła,
Bo się jej już tak trafiło,
Co nie bardzo miłem było,
Że zamiast męża swojego,
Przywiozła całkiem innego.
Wprawdzie nie jest nic lekkiego,
Z rowu wywlec pijanego,
Lecz miłości siły dodaje
W przedsięwzięciu nie ustaje.
Gdy go z trudem wydostała
I na targacz wpakowała,
Jakże szczęśliwa się czuje,
Aż się jej serce raduje!
W swojej wielkiej przezorności,
By mu nie połamać kości,
Nogi i ręce związała,
Jak mogła przymocowała,
Szczęśliwa, że do dom jedzie,
Myśląc, że już jakoś będzie;
Bo przecież jeszcze nie było,
Żeby jakoś nie było.
W domu inna procedura!
Śmiałaby się nawet kura.
Wreszcie ubranie zdejmuje
I do łóżka go pakuje.
Co za rozkosz, co za życie.
Tego nie pozazdrościcie.
Lecz wiedzcie, że taka żona,
Co tak żyć przyzwyczajona,
Jest jej i z pijakim miło,
Z innymi by się przykrzyło.
Z tem życiem tak się oswoi,
O inne nawet nie stoi.
Robak, co siedzi w pietruszce,
Nie zazdrości temu w gruszce;
Nie wie jak gruszka smakuje,
W pietruszce się szczęśliwy czuje.
Nawet nie wie żona taka,
Jakie szczęście bez pijaka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz