środa, 5 lutego 2014
Kronika kryminalna i wydarzeń nadzwyczajnych - styczeń 1914
Wyjątkowo spokojny był styczeń 1914 roku gdy chodzi o kronikę kryminalną. Wszystko wskazuję, że złoczyńców ostudziła pogoda, która to zachowywała się dziwnie. Początek stycznia przypominał spóźnioną jesień, a zima obudziła się ze snu jesiennego w połowie stycznia i zaczęła nadrabiać stracony czas. Nie tylko, że chwycił mróz, który w najcieplejszej porze wynosiła – 10 stopni poniżej zera, ale posypało śniegiem tak obficie, że 15 stycznia na Żywiecczyźnie pokrywa śniegu wynosiła w niektórych miejscach ponad 3 metry. W tym miejscu wszystkich zwolenników ocieplania czy też oziębiania się klimatu prosiłbym o trochę więcej pokory w ferowaniu swoich wyroków. Prawdą jest, że najstarsi górale nie pamiętają różnych dziwnych zachowań się pogody, ale wystarczy tylko poszerzyć czas okres „refleksji” pogodowych na przykład o 200 lat i dowiemy się, że anomalia pogodowe to nie specyfika naszych lat, ale przypadki zdarzające się co jakiś czas. I tak zwolennik oziębiania się klimatu powinien zdecydowanie cofnąć się do zim z lat 1887/8 , 1890/91, czy też do 1903, by dowiedzieć się o niespotykanych mrozach, śnieżycach. Natomiast piewcom ocieplania klimatu polecam zimę 1898/9, która była najbardziej łagodną w XIX wieku, a z początku XX wieku powinni zwrócić uwagę na zimę 1906/7, kiedy to w styczniu i do połowy lutego były burze i przeciągłe deszcze, a zima o sobie przypomniała dopiero w połowie marca!!! Jak widać każdy klimatolog znajdzie coś dla siebie... Ja jednak proponuję, aby do informacji historycznych nie podchodzić wybiórczo i uznać, że anomalia pogodowe to stały, chociaż rzadko występujący element naszego klimatu. Zainteresowanych informacjami, jak kształtowała się pogoda od 1719 roku na terenie Europy odsyłam do „Kuriera Lwowskiego” ze stycznia 1914 roku.
Od wydarzeń nadzwyczajnych, które okazują się zwyczajnymi przechodzimy do kryminalnych. Jak się okazuję pierwszym mordercą był „Czad”. W poranek noworoczny o 7 godz. rano znaleziono w nowym budynku Burkowskiego W Starem Bielsku dwóch uczniów i jednego nadziennika nieżywych. Lekarz miejski Dr. Wagner stwierdził u obóch terminatorów śmierć, podczas gdy ów nadziennik jeszcze słabo oddychał. Tegoż przewieziono do szpitala w Bielsku. Przyczyną śmierci było nadmierne zatopienie w piecu, który nie miał należytego przeciągu, tak że gazy w izbie się nazgromadzały.
Prasa informowała, że: W gospodzie Nietscha zastrzelił się onegdaj czeladnik szewski Fiedler. Przedtem zabawiał się wesoło z swymi kolegami. „Poseł Ewangelicki” wspominając o tym pisał: Onegdaj bawiła się wesoła grupka młodych ludzi w gospodzie Nietscha. Żywo udzielał się czeladnik szewski Fiedler. Poźniej wyszedł. Padł strzał. Koledzy wypadli do przedpokoju i znaleźli Fiedlera na ziemi z przestrzeloną głową, obok niego zaś rewolwer. Zabrano się do niego, by mu udzielić pomocy, lecz okazało się, że wyzionął on już ducha.
Odnotowano również, że: Przy koniach wojskowych oddziału strzelb maszynowych w Bielsku skonstatowano piersiową chorobę zaraźliwą.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz