czwartek, 27 lutego 2014

Sprawy kryminalne i nadzwyczajne – luty 1913



    Luty 1913 roku nie był wspominany dobrze przez przywódcę socjaldemokratycznej partii w Bielsku Donnerkajla zwanego potocznie Arbajtlem. Nie dość, że szef Bielskiej Policji Bezdek wpakował go do więzienia na 14 dni, to zaraz po wyjściu z więzienia został on spoliczkowany w Grand hotelu przez pana Bauera. W tych okolicznościach przywódca socjaldemokratów wystąpił od magistratu w Bielsku o wydanie pozwolenia na noszenie broni. Urzędnicy jednak pozostali głusi na jego prośby. 12 lutego spotkało go kolejne niepowodzenie. Oto Unia Tkacka, której przewodził do tej pory podziękowała mu za przywództwo. Z 200 członków tylko 11 głosowało za nim, lista jego opozycjonistów uzyskała 148 głosów. Podobnie nie miło było na zebraniu partyjnym w Aleksandrowicach. Tam gdy chciał zabrać głos 29 towarzyszy wyszło z sali, a zostało ich tylko 11. Dużo światła na ten ciąg niepowodzeń rzuca informacja, iż w socjalistycznej spółce spożywczej wykryto manko w wysokości 10.000 K.
    Defraudacją zarzucono też inkasentowi handlarza w świń z Białej, który zabrał 2.500 K i ulotnił się... Na cudze połakomił się też Warczak z Lipnika, który ukradł rzeźnikowi Burkowskiemu kilka kawałków słoniny wartych 80 K. Amatorzy cudzej własności połakomili się też na zegar w poczekalni dworcowej w Bielsku i sprzedali go później zegarmistrzowi w Białej.
Do śmiertelnego potrącenia przez pociąg doszło w Bielsku. Tam 26 letniemu robotnikowi Józefowi Gawendor z Dziedzic, pociąg pospieszny odciął obie nogi i odrzucił je tak daleko, że nie można było ich odnaleźć. Na przystanku kolejowym Biała –Lipnik znaleziono zamarzniętego 97 letniego Wojciecha Bojdysa z Wilkowic.
    Żandarmeria  odnotował sukces, gdyż udało się jej pochwycić Schaudera, który trudnił się kłusownictwem między innymi w lasku fabrykanta Piescha.
    Na koniec kroniki kryminalnej szokująca informacja o małym samobójcy. Oto z jednopiętrowego domu przy ulicy parkowej skoczył z zamiarem samobójczym 10 letni chłopak. Doznał ciężkich obrażeń i został przewieziony do szpitala. Jak się okazuję, dziecko targnęło się na życie z powodu tego, że został srodze skarcony przez nauczyciela w szkole, za to, że nie wziął do szkoły książki do czytania.
    Bliscy Franciszka Łaszczoka z Mazańcowic na pewno będą mieli dużo zastrzeżeń do hasła ruch to zdrowie. Oto ten 14-letni uczeń wracał z Bielska wozem razem z Jane Strońskim. Mróz był siarczysty, więc chłopak postanowił rozprostować kości i zagrzać się idąc koło wozu. Gdy się już rozgrzał, chciał znów wsiąść na wóz i chwycił się drążka od drabiny, by w ten sposób wskoczyć na wóz. Drążek na nieszczęście pękł, a chłopiec padł na ziemię tak nieszczęśliwie, iż tylne koło przejechało mu po głowie. Nieszczęśliwy chłopak zmarł wkrótce wskutek zmiażdżenia czaszki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz