piątek, 26 września 2014

Droga legionistów



    Austriacki gen. Pflanzer - Baltinow, któremu przypadła rola dowodzenia obroną tego odcinka frontu, pozytywnie zaskoczony postawą przysłanych mu legionistów, postanowił przekroczyć Karpaty i na terenie Galicji zaatakować Rosjan. Legiony skoncentrowano w rejonie Königsfeld, i otrzymały one rozkaz przekroczenia przełęczy Rogodze oraz działania w dolinie Bystrzycy w kierunku na Nadworną.  Grupa kpt. J. Hallera po żmudnym, dwudniowym marszu w nocy z 11 na 12 października dotarła do Rafajłowej, w której znajdował się silny oddział kozacki, stoczył z nim pierwszą na terenie Galicji utarczkę w dniu 12 października. Miejscowość ta, dzięki późniejszym licznym a zwycięskim walkom, przeszła na stałe do historii legionów, została zajęta na długo przez oddziały legionowe. W bitwie wczo­rajszej miało paść 22 a rannych było 10 -  mię­dzy pierwszymi poległymi był podpor, Czechowicz, którego pogrzeb miał się odbyć popołudniu w Nadwórnie. Pojechałem z adjut. IV bataljonu Halką, kap. Zaleskim i porucz. Walewskim. Po­nadto pomaszerował pluton zabitego Czechowicza. W mieście, wśród wojennego natłoku wojska i furgonów, ledwie zdołaliśmy się dopchać do kostnicy szpitalnej, która mieściła się w komórce szkoły wydziałowej, gdzie przywieziono właśnie ciało legjonisty z urwaną głową, która leżała na wozie obok niego. Ciało Czechowicza wystawione było na katafalku. Młodzieńcze oblicze, jakby z wosku odlane znaczyła sino krwawa rana na czole od kuli nieprzyjacielskiej. Tłumnie zebrana ludność nie mogła wstrzymać się od wzruszenia, które ją opanowało na widok dwóch młodzieńców w kwiecie wieku, którzy położyli życie za Oj­czyznę. Za trumnami szedł gen. Durski z całym sztabem. Po drodze natknął się kondukt na ma­szerującą z Delatyna dywizję 56 hr. Attemsa. Żołnierze odkryli głowy, żegnając grobową ciszą tych. którzy już zeszli z posterunku. Milczący hołd wojska dla poległych towarzyszy podziałał tak rzewnie na tłumy, że żałość szarpnęła konwulsyjnie piersią każdego i zrosiła łzami oblicza. Pierwsi ci legjoniści spoczęli na cmentarzu na-dwórniańskim. Późnym wieczorem wróciliśmy do Mołotkowa, gdzie wrzało w pełni niefrasobliwe życie młodzieży, którą ludność miejscowa przy­jęła życzliwie a nawet gościnnie – wspomina Władysław Matkowski, legionista z Podbeskidzia.

    W czasie pobytu w Nadwornej kap. Fabrycy, pod którego rozkazami znalazła się duża grupa „Sokołów” z Podbeskidzia urządził dwie wycieczki ku armatom nieprzyjacielskim. Wtedy też po raz pierwszy legioniści zetknęli się z okrucieństwem wojny. Wstrząsem dla wielu był fakt, że pojmanemu legioniście  Kozacy najpierw wyłupili oczy, a następnie go powiesili.
    Główne siły legionów tymczasem przygotowywały się do przekroczenia przełęczy Rogodze. Jednak, aby tego dokonać, trzeba było zbudować drogę dla taboru kołowego. Stworzono dogodne połączenia komunikacyjnego z Węgrami. Z Węgier bowiem musiano przecież sprowadzać żywność, amunicję i tam wycofywać rannych do szpitali. Szczególnie trudnego zadania budowy drogi podjęli się legioniści na odcinku 7 km przez przełęcz. 16 października rano rozpoczęto budowę trasy. Ponad 500 siekier rąbało przez kilka dni drzewa świerkowe i bukowe, robiąc z nich dźwigary. Przez potoki i kotliny zbudowano 28 mostów o łącznem świetle w dłu­gości 260 m., niektóre z tych mostów dochodziły do 40 m. rozpiętości; z powodu zbyt wielkiego nachylenia i konieczności posiłkowania się stokami gór skalistych budowano drogę na t. zw. kozłach. W przepisanym czasie pięciodniowym zbudowano pod górę drogę dłu­gości 7 kilometrów o 15% spadkach, która pochłonęła 5000 m3 drzewa i za­absorbowała około 1000 robotników i legionistów. Przeprawa wzbudziła podziw dla inżynierskiej sztuki Polaków i odtąd zyskała nazwę „Drogi Legionistów”, a na mapach wojskowych pojawiła się „Przełęcz Legionistów”.

Po ukończeniu drogi por. Słuszkiewicz wsławił się pomysłowością  w Ökörmezö, budując kładkę na rzece na 71 m długą, 1,50 m szeroką i 2,50 wysoką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz