Odtąd przez cały lipiec panowanie nad ulicą i miastem Krakowem dostało się w ręce narodowców, którzy wyparli z nich socjalistów. Toteż żadna manifestacja na rzecz poparcia wojny w przymierzu z Niemcami nie powiodła się nikomu, aż do wybuchu wojny. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że partyjne oceny wydarzeń w Bielsku zmieniają się na osi czasu. W pierwszych dominuje potępienie Niemców i żal nad pokonanymi Polakami. Co pośrednio spowodowało wypromowanie posła Zamorskiego i jego koalicji, gdyż wszystkie czasopisma, nawet mu niechętne, pisały o nim dobrze! Jednak ten błąd polityczno strategiczny partie mu niechętne szybko nadrobiły. Tym bardziej, że wszystkie znaki na ziemi pokazywały, że w październikowych wyborach stworzona przez niego koalicja, stanie się główną siłą we Lwowskim parlamencie. Dodatkowo Związek Chrześcijańsko-Ludowy przekazał całą władze w ręce Zamorskiego, który ma sam dobierać koalicjantów. Z tego powodu Konserwatyści na łamach „Czasu” z każdym dniem zbliżających się wyborów na wypadki bielskie spoglądają inaczej. Nie tylko, że wyciszają znaczenie tych wydarzeń, ale również podkreślają, że takie działania nie służą polskiej sprawie. Straszą obcięciem subwencji dla Galicji i w ogóle zaostrzeniem spraw narodowych przez „niemiecki rząd” w Wiedniu. Smaczku tej informacji dodaje fakt, że to właśnie konserwatyści z ramienia Koła Polskiego współtworzyli tenże „niemiecki rząd”. Jednocześnie w ramach pozytywnego programu konserwatyści proponowali, aby przy pisaniu nowej ordynacji wyborczej dowartościować Polaków z pogranicza galicyjsko-śląskiego. Postulowali o obsadzanie nowych stanowisk w administracji, szkolnictwie i na kolei w tym regionie tylko rodakami. W dalszej kolejności proponowali stworzenie fundacji popierającej edukacje polską na tym terenie, co będzie najlepszym odwetem.
Na koniec jeszcze kilka obszernych fragmentów z konserwatywnego „Czasu”, które na chłodno spogląda na wszystkie te wydarzenia i pisze: Faktem jest, że Niemcy pod życzliwym okiem urzędników i policyantów w zbójecki sposób napadli na Polaków, a to wedle wzorów tylokrotnie w krajach sudeckich pomiędzy Niemcami a Czechami praktykowanych. (...) To stwierdziwszy, chciałbym jednak zapytać, jaki właściwie cel miał pochód polskich Sokołów? Czy nie był on mianowicie również bezkrytycznym naśladowaniem niemieckich i czeskich praktyk? Nie ulega wątpliwości, że w Bielsku jesteśmy u siebie w domu; ale w domu, który chwilowo zagrabili obcy przybysze. Nie zagrabili go wprawdzie przez jakiś jednorazowy akt gwałtu, jednak rozsiedli się tam w ciągu stuleci i nie chcą dziś prawych właścicieli wpuścić. Niewątpliwie walczymy więc o swoje słuszne praw; idzie tylko o to, czy użyta w tym celu broń byłą słuszna, a przede wszystkim czy była skuteczna. Najazdy nie są już w wieku XX właściwą ani skuteczną bronią, nie były nią wszakże już za czasów klucznika Gerwazego. Pisał bardzo rozsądnie dziennik, a później zaproponował pracę u podstaw: Kulturalne społeczeństwo polskie rozporządza bronią inną i o wiele pewniejszą. Jeżeli chcemy Bielsko odzyskać, to wysyłajmy tam naszych pionierów, a że okolica jest czysto polska, z pewnością ludzi nam nie braknie. Niechaj osiadają tam polscy rzemieślnicy, kupcy, fabrykanci, niechaj zakładają na razie choćby prywatne szkoły, niechaj tworzą Stowarzyszenia kulturalne i gospodarcze, a z pewnością odniemczymy miasto prędzej i o wiele pewniej, aniżeli przez demonstracyjne spacery polskich sokołów. Proponowane powyżej rozwiązania nie były żadną nowością, gdyż już od końca XIX wieku były tutaj realizowane, a od powstanie Domu Polskiego przybrały bardzo silny charakter. Autor komentarza nie znał zupełnie tutejszych realiów, gdyż wszystkie formy osiedlania się Polaków w Bielsku były bardzo utrudnione. Po tym naiwny fragmencie, warto pochylić się, z pełną powagą, nad następnym akapitem, który jako głos rozsądku powinien budzić refleksje: O wiele jednak gorsze, o wiele szkodliwsze i bardzo zawstydzające są epizody, które nastąpiły po starciu w Bielsku. Z zawstydzeniem i niesmakiem czytamy o napadach na sklepy niemieckie we Lwowie i Przemyślu, na instytucye niemieckie w Knibyninie lub zgoła na bezbronnych turystów niemieckich w Beskidach. Otwarcie przyznaje, że jako Polak, wstydzę się takiego „bohaterstwa”; wraz ze mną wstydzą się się zapewne tysiące obywateli w kraju, a smutnem signum temporis jest, że dotąd nikt nie znalazł odwagi do wypowiedzenie publicznej nagany. Walka partyjna sprawiła, że staliśmy się niewolnikami demagogicznych haseł, które sami potępiamy. Oczom wierzyć się nie chce, czytając w dziennikach bez słowa nagany wiadomości o napadach na niemieckich turystów. (...) I czyż nie wstydzić się nam „bohaterstwa”, objawiającego się w napadzie stu na jednego?
Artykuł powstał w ramach stypendium Marszałka Województwa Śląskiego.
Jest to fragment większej publikacji, którą autor przygotowuje na
wrzesień w oparciu o ówczesną prasę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz