Nie ufaj Niemcowi...
Po uformowaniu się pochodu zniecierpliwiony, ale karny tłum pod przewodnictwem posła Zamorskiego, który po śmierci ks. Stojałowskiego stanął na czele jego partii i posła Dobiji, ruszył ku Bielsku.
Pośrodku nich miała iść ludność cywilna. Organizatorzy liczyli się z możliwością niemieckiej napaści dopiero na ulicach Bielska. Uważali zatem, że sokolstwo, idąc na końcu pochodu, lepiej potrafi obronić polską publiczność przed napadem, gdyż będzie doskonale kontrolowało całą sytuację i reagowało w zależności od potrzeb. Idąc zaś na jego początku, miałoby utrudnione działanie i mogło by dojść do odcięcia ludności cywilnej, a przegrupowanie drużyn utrudniło by właściwe działanie.
Kiedy pochód stanął przed wyznaczoną kładką, zastał na bielskim brzegu około 2 tysięcy młodych ludzi z bławatkami w klapach ubrań (die deutsche Kornblume), wspartych przez policję w pełnym rynsztunku, oraz wiceburmistrza Eichlera, który w imię spokoju prosił o zaniechanie pochodu, gdyż inaczej poleje się krew. Nagle licząca wiele setek masa Niemców poruszyła się. Wszyscy biegli do kładki na rzece obok zakładu kąpielowego, gdyż tam ukazało się czoło polskiego pochodu kierowanego przez strażaków z okolicy. Polacy bowiem zdecydowali się tutaj gwałtownie przebić, ponieważ wszędzie zresztą byli odpierani. Żandarmeria otrzymała rozkaz, aby w rozwiniętej linii zamknąć dojście do skweru bielskiego.
W tym miejscu był również starosta von Podczaski, poseł Josephy, radni Förster, Piesch i Fuchs.
Sytuacja z każdą chwilą stawała się coraz bardziej niebezpieczna, gdyż emocje rosły. Równocześnie Polacy uświadomili sobie w pełni, że była to zasadzka obmyślona przez kierowników hakaty pruskiej i inspektora Bezdka oraz Josephy’ego. Oto wprowadzono pochód na most, który miał zaledwie ok. 1 metra szerokości!!! Co żywcem przypominało wąwóz termopilski ze starożytnej Grecji, kiedy to Leonidas zatrzymał Persów przy użyciu zaledwie 300 spartan . W tym jednak wypadku wyjący tłum Niemców, ochraniał kordon policji wraz z jedną kompanią żandarmów (80 ludzi).
Takie ukształtowanie terenu powodowało, że Polacy nie mieli właściwie pola manewru. Stanął z jednej strony Białki pochód polski, zupełnie nieuzbrojony - na drugiej pod osłoną bagnetów, tłum hakaty wyjąc wymachując laskami, rewolwerami itp. Stanowisko Polaków wobec tłuszczy wyjącej było imponujące, cicho i spokojnie stali tak przeszło godzinę, oczekując pertraktacji. Niemcy przywitali przybyłych przeraźliwymi gwizdami setek gwizdków i zaśpiewali „Wacht am Rhein” („Straż nad Renem). Polacy odpowiedzieli wściekłym krzykiem i przekleństwami.
Poseł Zamorski, stojąc na gruncie legalizmu, nie chciał konfrontacji, tym bardziej, że z punktu widzenia prawa to Polacy uczestniczyli w „nielegalnym pochodzie”, a więc, pomimo prowokacji niemieckiej, odpowiedzialność za przelaną krew spadnie na polską stronę. Z tego powodu, gdy dostał pozwolenie na przejście z delegacją do Domu Polskiego, nakazał „Sokołom”, aby w żadnym wypadku nie przekraczali granicy Bielska. „Czas” przypominał, że: Gmina Bielska, rządząca się jak wiadomo, osobnym statutem i będąca władzą polityczną pierwszej instancji, zabroniła tak pochodu, jak i nabożeństwa.
Artykuł powstał w ramach stypendium Marszałka Województwa Śląskiego. Jest to fragment większej publikacji, którą autor przygotowuję na wrzesień w oparciu o ówczesną prasę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz