W tym samym czasie, gdy niemieckie bojówki przygotowywały się do starcia, Polacy mieli nie lada problem. Oto na dzień przed imprezą magistrat bielski wydał rozporządzenie na podstawie paragrafu 7 i 11 (przedkonstytucyjnego patentu cesarskiego z roku 1854), zabraniając wstępu do Bielska wszystkim umundurowanym i zaopatrzonym w jakiekolwiek odznaki. Decyzja ta została podjęta w przeddzień uroczystości, z tego względu przybywający na nią z daleka „Sokoły” nic o tym nie wiedzieli. Co ciekawe, noszenia jakichkolwiek oznak przynależności, narzucono na wszystkich obywateli, ale był on respektowany tylko w stosunku do Polaków.
Bez żadnych ogródek pisze o tym lokalna niemiecka gazeta: W międzyczasie wzrastał coraz bardziej na ulicach tłum Niemców udekorowanych bławatkami demonstrując niemiecki charakter naszego miasta. Nie widziało się żadnego przechodnia, dziecka, kobiety czy mężczyzny, bogatego czy biednego, aby nie nosili bławatka, jako oznaki niemieckości. Aby załagodzić konflikt, zaproponowano Polakom przez pana starostę i pana kierownika policji Bezdeka kompromis, iż przejście będzie dozwolone, gdy Polacy zdejmą wszystkie oznaki związkowe, mundury i kokardy. Jak widać z powyższego fragmentu, występuje tu typowa mentalność Kalego, wedle której demonstrowanie bławatkami niemieckości jest dozwolone, a kokardami polskości nie! Ot, taka logika i równouprawnienie przez dyskryminację obywateli jednego kraju...
Ostatecznie po licznych pertraktacjach inspektor Bezdek przyrzekł „Sokołom”, że około południa gotów jest puścić przybyłych do Domu Polskiego, by tam mogli w zamkniętych murach obchodzić swą wielką uroczystość. Okazało się jednak, że insp. Bezdek postąpił wobec Polaków nielojalnie i ich okłamał. Komisarze policyjni w Bielsku bowiem twierdzili, że o pozwoleniu na pochód nie wiedzą. Polski przywódca Zamorski, nauczyciel Olek i sekretarz Izewsky przyjęli tę ofertę. Uzgodniono więc, że wszyscy druhowie przybyli z okolicy wysiadać będą w Białej i stamtąd wyruszy pochód po nadejściu zezwoleń od inspektora policji. W tzw. międzyczasie Polacy, którzy zbierali się na placu zabaw i przy ulicy Dworcowej otrzymali nowe posiłki, a mianowicie dotarli goście z Krakowa, Karwiny, Jaworza, Suchej, Żywca, Milówki, Buczkowic, Bujakowa, Godziszki, Kóz, Łodygowic, Rybarzowic, Wilkowic. Radny Dobija zjawił się ze 100 osobami z Rybarzowic, a żywczanie stali pod kierownictwem dr Kwiecińskiego.
Polacy nawet nie przypuszczali, że ta dobra wola to tylko wybieg mający ograniczyć pole działania tysiącom Polaków. Nieufny radny i poseł Ludwik Dobija wzywał do odrzucenia kompromisu.
W tym samym czasie Polacy otrzymali kolejną złą wiadomość - wikariat reprezentujący władze diecezji wrocławskiej nie pozwolił na odprawienie mszy świętej, mimo że miejscowe probostwo w Bielsku się na to zgodziło. „Bielitz -Bialaer Anzeiger” triumfalnie donosił: Wikariat generalny z Freistadt zaprzeczył bielskiemu urzędowi parafialnemu i kościołowi Św. Trójcy nie zezwolił na prowokacyjną uroczystość. Żyje jeszcze nadal coś z takich wskazań i mądrego ducha państwowego kardynała Koppa, który interesy kościoła, państwa i kraju zespala z obowiązkiem wobec religii. Natomiast „Gazeta Warszawska” pisząc o tym wspomina, że to miejscowy proboszcz był przeciwnikiem wnoszenia polityki do kościoła.
Artykuł powstał w ramach stypendium Marszałka Województwa Śląskiego.
Jest to fragment większej publikacji, którą autor przygotowuję na
wrzesień w oparciu o ówczesną prasę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz