W tym samym czasie, gdy Polacy w podniosłym świątecznym nastroju przygotowywali się do uroczystości, a drużyny sokole fasowały mundury, niemieccy nacjonaliści odbywali ostatnie narady przed wizytą niechcianych gości. Pod kierownictwem Gustawa Josephy’ego i dr. Förstera 27 czerwca o godzinie 8 wieczorem odbył się w Bielsku wiec stowarzyszeń hakatystycznych, na który przyszło 2000 ludzi do bielskiej Strzelnicy. Zebrani uchwalili czynnie, a więc gwałtem nie dopuścić do obchodu 10-lecia Sokoła bialskiego. Jako odznakę przyjęli bursze niemiecki bielski bławatek, który jest kolorem herbów pruskich, a ich prowodyry białe opaski na rękawy a jako hasło porozumiewawcze trzy krotny gwizdek, na który znak mieliby się zgromadzić w jednym punkcie.
Dr Förster, który prowadził to spotkanie, tak przekonywał zebranych: Jeśli się raz taką prowokację dopuści, to będzie to pierwszym krokiem do narodowego upadku. W tym sensie musi się dać wyraz wyzwaniu do wspólnego poczucia buntu i oburzenia. (...) Nie chcemy dłużej tego znosić i chcemy wspólnie z Niemcami Bielska - Białej występować, abyśmy nie musieli na podobne zuchwałe ataki być narażeni, chcemy naszą małą ojczyznę ewentualnie sami strzec i pokażemy także, że to potrafimy.
Charakteryzując mieszkających tu Polaków i liderów polskiego życia narodowego stwierdził: Ostatni spis ludności podawał, iż z 18 000 mieszkańców w Bielsku przyznawało się do posługiwania się potoczną mową polską ok. 2 000, nie są to żadni pełni Polacy czy wielcy Polacy a la Zamorski, Londzin i Podgórski, lecz w przeważającej części Ślązacy polskojęzyczni, którzy chcą z nami żyć i czują się Ślązakami lub Austriakami i ubolewają nad rażącymi nadużyciami. (...)
Żyje jeszcze nadal coś z takich wskazań i mądrego ducha państwowego kardynała Koppa, który interesy kościoła, państwa i kraju zespala z obowiązkiem wobec religii. (...) księdzu Londzinowi i innych kapłanów podżegaczy, którzy jako księża miłości i zgody nie bali się głosić kazań o waśni, niezgodzie i narodowym podburzaniu, dążeniach, do czego mieli przy boku także urzędnika państwowego prof. Podgórskiego (burzliwe okrzyki oburzenia), który jest tak ciężko chory, który nie może działać jako nauczyciel, lecz przy pomocy swojej pensji znajduje dosyć czasu aby podjudzać i oczerniać władzę. (Okrzyki: Gdzie pozostaje rząd?) Trzecim z tej trójki jest pan Zamorski, który przystąpił stosownie do spadku po Stojałowskim i swoją pracę podjudzania do nas zaszczepić chce. (...)
Na Śląsku mamy dzięki Bogu w ręku kierownictwo i chcemy go także zachować na wieczny czas. Jednocześnie dla przeciwwagi zaapelował: Partia -Kożdonia nie jest jeszcze wciąż przez nas należycie uznawana a jest ona jego warta, abyśmy stali po jej stronie. Polscy podżegacze poznali niebezpieczeństwo, które im grozi od rozważnie pracującej Kozdon-Partii i to ich popędza do coraz ostrzejszych, coraz bezwzględniejszych działań. Trzeba pamiętać, że Kożdoń jego partia i gazeta zawsze krytycznie pisała o polskich dążeniach narodowych. Często na łamach „Ślązaka” odnajdujemy artykuły, które są polskim tłumaczeniem tekstów z niemieckich nacjonalistycznych gazet.
Artykuł powstał w ramach stypendium Marszałka Województwa Śląskiego. Jest to fragment większej publikacji, którą autor przygotowuję na wrzesień w oparciu o ówczesną prasę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz