środa, 21 maja 2014

Dzień świstaka, a może deja vi - W obliczu wyborów do Parlamentu Europejskiego.


    „O tempora, o mores”, (Co za czas, Co za obyczaje), chętnie powtarzamy patrząc na to, co wyprawia się w świecie politycznym. Starsi powiadają, że kiedyś było to nie do pomyślenia, a ci jeszcze wcześnie urodzeni powtarzają za swoimi przodkami, że nie było to jak za Franciszka Józefa.
    Faktycznie, dzisiejszy obraz uprawiania polityki jest przerażający. Panuje powszechne przyzwolenie na mijanie się z prawdą, a wśród polityków normą jest „szorstka przyjaźń”, nie mówiąc o tym, że wielu z nich ma problemy z przestrzeganiem podstawowych praw. Do tego dochodzi brak zasad, korupcja i ciągłe zmiany przynależności partyjnej. Zanim jednak wydamy ostateczne opinie, aby nabrać dystansu do bieżących wydarzeń... proponuję spojrzeć na te wydarzenia sprzed stu lat oczyma karykaturzystów.

                                                   Alkohol to podstawa budżetu

    Pewnie macie państwo jeszcze w pamięci załamanie się finansów publicznych w Grecji i kłopoty związane z nowelizacją naszego krajowego budżetu. Oto w marcu 1911 roku sytuacja budżetu c.k. Austrii była opłakana. Minister finansów Polak Leon Biliński przygotował pakiet ratunkowy, a w nim propozycje nowych ( oczywiście wyższych) podatków od piwa, wina, zapałek, opłat pocztowych, a nawet samochodów....

    W tych okolicznościach sprzedaż alkoholu i posiadanie za wszelką cenę koncesji było bardzo pożądane. O tym zjawisku osobliwie donosi satyryczny „Kikeriki” pokazując żydowskich karczmarzy w podwójnej roli. Oni to zarabiali na pośrednictwie, bowiem załatwiali sobie koncesje u polskiego posła Paducha, i rozpijali polskiego chłopa. Gazeta nie przypadkowo zajęła się tym posłem, gdyż „wsławił” się on sprzedawaniem koncesji.


    Klub Polski wprawdzie odciął się od jego praktyk. Jednak Paduch próbował nadal uczestniczyć w pracach klubu pomimo tego, że brał łapówki za przyznanie propinacji. Pismo„Bie Bombe” zajmujące się sprawami parlamentu podsumowało te fakty: W Polskim Klubie doszło do rozłamu. Wielkim odkryciem było, że koncesje zostały sprzedane. Nie ukarano jednak winnych, lecz pomimo tego przedłożono rządowi koncesje. Bowiem bez koncesji Polski Klub nie mógłby istnieć. Ponieważ w większości zgromadzili się tam (posłowie- jk)  koncesjonowani.  Kolejna gazeta „Der Floh” zamieściła prześmiewczy wierszyk dotyczący tej sprawy, pt. Szlachetni Polacy, który zaczynał się od słów: W wysokim domu siedzą szlachetni szlachcice, którzy powinni siedzieć gdzie indziej.... Sprawa była poważna, gdyż faktycznie Klub Polski lobbował za tym, aby jak najwięcej koncesji otrzymali na terenie Galicji Polacy, żeby zmienić ówczesny stosunek sił w tej branży.
    Warto przypomnieć, że w ówczesnym Kole Polskim zasiadało 71 członków, którzy dzielili się na sześć frakcji. Do tych informacji, trzeba również dołożyć i tę, że kilku „naszych” posłów miało w tym czasie procesy sądowe głównie dotyczące „niewłaściwego” obchodzenia się z groszem publicznym.

                                                                   Wybory, wybory...

    Jednak najważniejszymi informacjami roku 1911 były wybory do Sejmu.
Przyglądając się tym wszystkim ruchom wyborczym „Der Floh” zaproponował satyryczne propozycje plakatów wyborczych dla wszystkich narodowości. Dla Polaków redakcja zaproponowała hasło: Jeszcze polska nie zginęła, kiedy Stapińskiego wybierze.

Poseł ów zasłynął z wielu korupcyjnych zachowań.
    Natomiast satyryczny „Kikeriki”, studzi rozgrzane głowy wyborców i pokazuje starą prawdę, że politycy mają wyuczony sposób zachowania. Oto przed wyborami kłaniają się w pas elektorom,

 a po wyborach pokazują dobitnie, gdzie elektorat mają.

                                                     Potrójne zmiany barw naszego posła

    Bardzo silną grupą na naszym terenie byli wtedy stojałowszcycy i to im przyjrzymy się w sposób szczególny. W szranki wyborcze stanęli Ks. Stanisław Stojałowski, Stanisław Stohandel, Maciej Fijak, Tomasz Szajer, Ludwik Dobija.

     Ustalono, że z terenu powiatu bialskiego kandydują Stanisław Stohandel i Ludwik Do­bija. I faktycznie to oni byli w grupie, która z dwudziestu kilku kandydatów przeszła do drugiej tury. Przed nią panowie, tak zaplatali się w bratobójczej walce, że nie zauważali innych przeciwników.


    W tych okolicznościach Dobija zmienił barwy klubowe i stał się niezależnym kandydatem popieranym przez „rząd”. A kiedy okazało się, że potrzeba była trzecia tura, to Dobija przykleił się do PSL. Ostatecznie dostał się do parlamentu i tu wykonał kolejną woltę i został posłem niezależnym....

    Kampania wyborcza odbyła się przy wykorzystaniu bardzo nieeleganckich metod. Ostatecznie w lipcu 1911 roku do Rady Państwa w Wiedniu wybrano 511 posłów na 516 mandatów. Patrząc na ten skład i pojawienie się po raz kolejny w parlamencie różnego rodzaju „pieniaczy” satyryczny tygodnik „Kikeriki” zaproponował, aby obrady posłów przenieść do parku rozrywki na Platerze, by były rozrywką dla gawiedzi.


    Patrząc na te wydarzenia sprzed wieku i porównując je z tymi, których jesteśmy świadkami można pokusić się o stwierdzenie, że w polityce niewiele się zmienia pomimo upływu lat. Ja jednak „zaklinam” się szczerze, że opisałem wydarzenia sprzed wieku, a jakiekolwiek podobieństwa do czasów współczesnych, są oczywiście całkowicie przypadkowe.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz