piątek, 25 października 2013

Kronika Kryminalna - listopad 1912

    O tym, że zabawy z bronią nie wychodzą nikomu na zdrowie boleśnie przekonano się w Łodygowicach i Lipniku. Przed kilku dniami zdarzył się nieszczęśliwy! wypadek w fabryce mebli giętych. Młody robotnik z Lipowej, niejaki Dadys, bawił się rewolwerem, a w żartach zmierzył się do  robotnicy, córki Pawła Marka z Łodygowic. Nie wiedząc, że rewolwer nabity, pociągnął za kurek; padł strzał a młoda dziewczyna padła bez życia na ziemię, ugodzona kulą w serce. Dadys, zobaczywszy trupa przed sobą, popadł w straszną rozpacz i usiłował odebrać sobie życie, ale przeszkodzono mu. Podobnie tragiczny finał odnotowano na weselu w Lipniku. Tam 28 letni Franciszek Naglik podczas zabawy zaczął wymachiwać rewolwerem. Widząc co się dzieje goście zaczęli go strofować, lecz on rzekł: Co boicie się? Ja się nie boję! I to mówiąc, przyłożył rewolwer do prawej skroni, wypalił i padł na miejscu trupem.
Kolejne samobójstwo zanotowano w Białej. Tam w sobotę znaleziono na strychu pewnego domu przy ul. Studni Życia wisielca. Okazało się, że wisielcem byt niejaki Antoni Lenski, trudniący się wyrobem obuwia sukiennego.
Groźny pożar wybuchł w śródmieściu przy ulicy Węglarskiej w poniedziałek, 4. b. m. na strychu radcy miejskiego Kusnitziusa i objął dach sąsiedni. Spłonęły obydwa dachy do szczętu. Przyczyną pożaru miał być popiół z węglami, wyniesiony na strych przez służącą.
    Policja odnotowała sukces aresztując robotników Sadowiecznego i Brzuchińskiego, którzy dopuścili się włamania do głównej trafiki w Białej. Złodziei złapano w Krakowie, gdzie wzbudzili zainteresowanie stróżów prawa szastając pieniędzmi na prawo i lewo w knajpach.
Inaczej jednak po czasie prasa oceniał działania policji w Bielsku związane z tzw. Czarną ręka w Bielsku, o czym obszernie informowałem w poprzednich miesiącach. Teraz media donosiły: Czytelnicy pamiętają jeszcze groźną aferę członków „czarnej ręki” w Bielsku-Białej,- rozsyłających (poszczególnym osobom listy z groźbą śmierci. Otóż rozgłosu w tej sprawie narobił naczelnik policyi bielskiej, niejaki p. Bezdek. W długich artykułach, któremi karmił niemieckie piśmidła mieszczańskie „Bielitz - Bialaer Anzeiger” i „Ostschlesische Deutsche Zeitung” donosił światu o swym niezrównanym talencie Szerloka Holmesa, dzięki któremu miasto uszło „wielkiego nieszczęścia”, jakie nad nim zawisło.
Bielski Szerloik Holmes aresztował natychmiast trzech sprawców, spólników „czarnej ręki” — lokajów hotelowych. Trzymał ich pod kluczem dopóty, dopóki nie złożono za nich okupu, do czego nie miał prawa naczelnik policyi, nie mając odnośnego wyroku sądowego. Skompromitował się tu nieznajomością ustawy, a jeszcze bardziej, śmiertelnie skompromitował go wyrok sądu uwalniający aresztowanych przez naczelnika policyi. Okazało się bowiem że aresztowani to nie członkowie „czarnej ręki”, lecz raczej „wesołej kopy”, bawiący się w sposób nikomu nie przynoszący szkody.

    Na koniec tego przeglądu prasy informacja o niecodziennym ślusarzu. Onegdaj zwiedziło jakieś indywidyum wszystkie domy przy ulicy Blichowej i Alejowej w Bielsku. Przedewszystkiem studyowało ono w każdym domu porządek domowy, poczem najswobodniej w świecie zabrało się do odmontowywania klamek u drzwi. Widziały (niektóre osoby młodego człowieka, majstrującego przy drzwiach, sądziły jednak, że to ślusarz. Tymczasem „ślusarz” ów najspokojniej w świecie obrabował dwie ulice literainie z wszystkich klamek). Naiciekawszem jest, że jeszcze do dziś dnia niema śladu po sprawcy, a to dlatego, że policya czeka na psa policyjnego, który nic powrócił jeszcze z ostatniej swej wędrówki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz