1904
Srebrny medal
We wrześniu Aleksander Boguszewski z Kaniowa otrzymał srebrny medal na wystawie metalowej w Krakowie. Wyróżnienie przyznała Izba Handlowo-Przemysłowa Kraków.
Co tam panie w polityce
Jednym z najważniejszych wydarzeń roku było zgromadzenie ludowe w Bestwinie i Janowicach, które miało burzliwy przebieg. Oto relacja:
Jaki pożytek ze zgromadzenia w Bestwinie?
Zgromadzenie zwołane do Bestwiny rozwiązał komisarz rządowy, gdy Kubik zaczął rwać się do bicia i używać przezwisk, którychby po trzeźwości nie wymówił ostatni chachar. Lecz mimo to zgromadzenie nie było bez pożytku.
Najpierw przekonali się wszyscy obecni, że Kubik tylko poza oczy ma odwagę rzucać potwarzami i kłamstwami na posłów chrześcijańsko-Iudowych. W oczy nie miał odwagi ani słowa powiedzieć, ani żadnego zarzutu nie podniósł — owszem przyznał, że praca posłów ludowych przyniosła już ludowi rozmaite korzyści.
Po wtóre widzieli i słyszeli wszyscy, że Kubik na zarzut zdrady i odstępstwa od stronnictwa i od chrześcijaństwa — nie zaprzeczył temu, ani się nie starał obronić i usprawiedliwić, lecz wpadł w wściekłość — i sprawdziło się przysłowie: „powiedz komu prawdę w oczy, on do ciebie z kijem skoczy”.
Po trzecie poznali wszyscy obłudę i fałsz Kubika, który w Janowicach, i w całej parafii, bluźni ustawicznie przeciw Bogu i religii, a na zgromadzeniu chciał ludziom oczy zamydlić troskliwością o kościół, cmentarz i ks. katechetę!
Co Kubikowi do kościoła, którego się wyrzekł i zaparł? Co mu do księży, z których każdego uważa za głupca dlatego, że wierzy i wiary naucza.
Wedle opowiadań ludzi wiarogodnych, Kubik w czasie misyi kpił ze spowiedzi i otwarcie powiedział, że „nie głupi iść się spowiadać i nie ma na to czasu”; dziecko, które przyniosło medalik, złajał, i kazał medalik psu powiesić na szyję. Z nauczycielki śmiał się, że poszła do bierzmowania i pytał, co jej to smarowanie pomogło? itd. itd.
Wobec takich objawów i dowodów braku wszelkiej wiary i bezbożności, Kubik sam się wyłączył z Kościoła i nie ma prawa ani być przewodniczącym komitetu kościelnego, ani się mieszać do spraw parafialnych.
Dziwić się tylko można, że ks. proboszcz dotychczas to wszystko cierpi. Należałoby zebrać wszystkie dowody bluźnierstw Kubika, i świadków na to, w jaki bezbożny i gorszący sposób występował w czasie misyi, i kiedy indziej w kościele i poza kościołem, a przesławszy to wszystko do starostwa, żądać usunięcia Kubika z przewodnictwa, i w ogóle z komitetu kościelnego.
Jeżeli Kubik nie chce być nikczemnym obłudnikiem, niech się ogłosi w starostwie bezwyznaniowym, a wtedy będzie spokój.
W ostatniej chwili donoszą nam z Janowic, że Kubik znowu stał się przyczyną niepokoju i kłótni w gminie, z powodu kopania studzien. Powiat dał na to fundusze, a Kubik dąży do tego, aby studnie kopano dla niego (choć studnię ma) i dla jego „towarzyszy” — a chaty oddalone zostałyby bez wody! Tak jako poseł broni uboższych ludzi.
Wszystko wskazuje na to, że powyższa relacja "Wieńca i Pszczółki" była rzetelna, gdyż przychylny Kubikowi „Kurier Lwowski” o tym spotkaniu się nie zająknął, a organ partyjny PSL, którego przecież Jan Kubik był już członkiem, stwierdził tylko, że „Wieniec i Pszczółka” gdzie i jak może gryzie p. Kubika oraz zapewnia, że poseł Kubik potrafił oczyścić powiat z zarazków moskiewskich.
Spory polityczne, ich temperaturę oraz zaangażowanie poszczególnych stron pokazuje dobrze kolejne spotkanie w Bestwinie. Teren ten był uznawany zarówno przez Stojałowszczyków, jak i ludowców, za obszar otwarty, do zdobycia, dlatego często dochodziło tutaj do starć. W inne miejsca, gdzie jasny był stosunek sił, tylko w ostateczności, aby nie narażać się na nieprzyjemności, zapuszczali się przedstawiciele partii, która miała tam mniej zwolenników.
Kubik namaszczony.
„W niedzielę, dnia 24 lipca, zapowiedziane było wędrowne zgromadzenie bialskiego „Związku chrześcijańsko-socyalnego” w Bestwinie, na które przybył ks. Stojałowski z p. Fijakiem.
Zgromadzenie rozpoczęło się dopiero po nieszporze, w podwórzu gospodarzy, braci Zborków. Zagaił je ks. Stojałowski, a odczytując odnośne paragrafy statutu Związku chrześć.-socyalnego, oświadczył, że na zgromadzeniach wędrownych „Związku”, przewodnictwo prowadzi prezes Związku lub zastępca, a głównym zadaniem takich zgromadzeń jest zapoznanie się z programem stronnictwa. „Nie przychodzimy tedy, mówił ks. Stojałowski, z nikim się spierać, ani w żadne sprawy miejscowe, kościelne czy gminne, się mieszać, lecz chodzi nam o to, aby lud o programie czyli zadaniach i dążnościach stronnictwa pouczyć, z czego każdy bezstronny osądzi, czy droga, którą idziemy i innym wskazujemy, jest dobra i czyśmy my, posłowie ludowi, wybrani na podstawie tych zasad, wierni im pozostali”. Zaledwie jednak ks. Stojałowski rozpoczął, wnet exchrześcijanin Kubik i jego nieliczna zgraja podnieśli wrzaski i krzyki, żądając wyboru przewodnictwa i zapowiadając, że oni o programie nie chcą słuchać, tylko będą swoje socyalno-demokratyczne książeczki czytać.
Ks. Stojałowski odrzekł na to, powołując się na pismo starostwa, że do zgromadzenia innego, niż było zapowiedziane, dopuścić nie może, a tych, którzy o programie słuchać nie chcą, do obecności na zgromadzeniu nie zmusza. Gdy wrzaski nie ustawały, ks. Stojałowski wezwał tych, którzy chcą spokojnie słuchać, aby weszli do chaty, w której zgromadzenie dla samych członków i zwolenników stronnictwa się odbędzie - i to rzekłszy, podążył spiesznym krokiem do chaty. Wtedy Kubik zawołał: „I my pójdziemy do chaty!”, a pijaczyna Stanisław Góra zawołał: „Hurra, chłopcy z Janowic, do chałupy!” – i cała zgraja wtłoczyła się w drzwi chaty, nie dopuściwszy, aby ks. Stojałowski je zawarł. Powstał zgiełk; wszyscy zaczęli się cisnąć do wnętrza chaty i zbili się w sieniach w kłębek; przezorna bowiem gospodyni zamknęła drzwi do izby. Powstał tedy w sieni tłok, bo Kubik i towarzysze-opryszki, mimo wezwań gospodarza i gospodyni, nie chcieli wyjść z chałupy. Trwało to sporą chwilę i byłoby przyszło do bitki, gdyby ks. Stojałowski i inni nie byli powstrzymali gorętszych, którzy już na napastników za kije porywali.
Koniec zamieszaniu położyły dzielne niewiasty, Bestwinianki, które nabrawszy wody i pomyj w naczynia namaściły głowę Kubika i jego towarzyszy, słusznie sądząc, że skoro Kubik nie chciał namaszczenia w kościele, to mu się przyda namaszczenie pomyjami. Dopiero w ten sposób wypłoszono Kubika i jego zgraję z chaty. Gdy sprawa już w ten sposób była załatwiona, zjawił się żandarm z posterunku bestwińskiego (przyjaciel Kubika), z drugim towarzyszem, aby zrobić porządek, który już był przywrócony.
Więc, jak zwykle u nas bywa, zaczęli żandarmi wzywać obecnych na podwórzu, aby się rozeszli, czego rad usłuchał Kubik, i wśród śmiechu obecnych, wyniósł się „zmyty” – z „towarzyszami” i poszli razem w tak zwanem Kółku zagrzać się winem po przymusowej kąpieli.
Po odejściu zdrajcy ze zgrają, zebrało się grono Bestwinian i Bestwinianek najpierw w izbie, a potem pod drzwiami w podwórcu, gdzie ks. Stojałowski odczytywał i tłumaczył zebranym punkta chrześcijańsko-ludowego programu. Trwała taka swoboda i pouczająca pogadanka najspokojniej – choć ludzi było przeszło 200 – przeszło godzinę, gdy wtem zjawił się wysłany przez Kubika żandarm – i wciskając się w spokojnie zebraną gromadkę, zaczął „w imieniu prawa” wzywać do rozejścia się! Ksiądz Stojałowski oraz poseł Fijak tłumaczyli, że odbywa się spokojna i swobodna pogadanka i czytanie, więc wtrącać się nie ma po co – i woli wrócić na wino do Kubika. Uspokoił się też na chwilę, a tymczasem ks. Stojałowski zaczął zapisywać zgłaszających się prenumeratorów i rozdawać im kalendarze i żądane numera gazet.
Nagle żandarm zaczął przeraźliwie wrzeszczeć, a zwracając się do ks. Stojałowskiego wzywał go, aby „zgorszenia” nie robił – inaczej go zaaresztuje! Oburzony ks. Stojałowski przystąpił do żandarma i rzekł: „Czego pan chcesz i jakim tu tonem przemawiasz? Czekam na to, abyś mnie aresztował, jeśli masz za co”. Równocześnie wszyscy zgromadzeni poczęli wołać: „Jakie tu zgorszenie kto robi? Czemuś pan nie był, gdy zgorszenie robił twój przyjaciel?"
Żandarm nie umiał ani swego postępowania usprawiedliwić, ani żądania swego określić, a zapytywany natarczywie: „Jakie tu zgorszenie?” zawstydzony poszedł w kierunku Kółka rolniczego, odprowadzany śmiechem wszystkich obecnych.
W kółku widocznie piła gromada z wójtem, bo po chwili wrócił żandarm z wójtem, wzywając, aby się ludzie rozeszli. Gdzież to my iść mamy? zapytali – wszak my tutejsi, tu nasze chaty i pola. Wy się zeszli w Kółku – a my tu, stoimy i rozmawiamy spokojnie, czegóż chcecie?
Na to ani wójt, ani żandarm nie umieli dać odpowiedzi – i dowiedli tem samem, że się ludzi czepiali bez przyczyny. Gdyby p. żandarm zbytnio z Kubikiem nie kolegował, byłby umiał się znaleźć się taktownie – i powagi swojej sam nie podkopywał.
Zgromadzenie to otworzyło ludziom oczy – zapisało się nowych czytelników gazetki 25, a jeden z poważniejszych Janowiczanów zaprosił posłów na poufne zebranie do Janowic, gdzie większość gminy przeciwna jest Kubikowi, i tylko nie ma chęci z pijacką zgrają Kubika rozpoczynać kłopotu.
W owym czasie poseł Kubik, który sam startował do Rady Powiatu i był odpowiedzialny za powiat żywiecki, stracił sporo poparcia społecznego, czego najlepszym dowodem był fakt, że ani on, ani popierani przez niego ludzie w tych wyborach nie odegrali większej roli. Wystosował więc oświadczenie, które oczywiście zamieścił „Przyjaciel Ludu”. Janowice, powiat Biała. Ks. Stojałowski zapowiedział zgromadzenie na 17. z.m., ale widać biedaczysko przeczuwał burzę w powietrzu, bo odwołał je na 24. z.m. Sądził, że w ten sposób wprowadzi w błąd swoich przeciwników, ale się na tem srogo zawiódł, bo skoro się pokazał w Bestwinie, spotkał się zaraz z przykrymi docinkami, a zgromadzenia mu rozpocząć nie dozwolono, pomimo, że komisarz był dla niego nadzwyczaj uprzejmy, musiał więc czmychnąć i zamknąć się w izbie. Dokładne sprawozdanie prześlemy, ponieważ z tego zgromadzenia wywiąże się dość gruby proces, z którego się świat dowie, jak Stojałowski wymusztrował swoich uczniów.
Biorę sobie za obowiązek wyświetlić należycie stosunki i nadużycia, jakie panują w powiecie żywieckim; coś podobnego chyba w wychwalanej przez Stojałowskiego Rosji dziać się może. Niech się o tem dowiedzą namiestnik i marszałek kraju, a i ks. kardynał Puzyna, jak tam postępują z ludźmi urzędnicy, księża, niektórzy wójtowie, naturalnie pod osłoną swoich przełożonych władz, a osobliwie Rady powiatowej. Sprawa to nadzwyczaj przykra, przez którą już cierpiałem trzy lata, sądząc, że będzie się mogło obejść bez wytoczenia jej przed forum publiczne, co się jednak nie stało. Pragnąłem nie dla swojego zwycięstwa przeprowadzić wybory do Rad gminnych i Rady powiatowej, jak najpomyślniej dla dobra powiatu, jednak plany uczciwe w części pokrzyżowała klika dzierżąca w kleszczach rządy powiatu. Chociaż z góry tym panom zaznaczam, że to częściowe ich zwycięstwo, stanie się dla nich upadkiem, ten rzekomy tryumf grób pod ich rządami wykopie. A teraz się zobaczą, jak oni właściwie wyglądają w świetle prawdy. W drugim numerze podniosę cały szereg nadużyć, przez rozmaitych posiepaków żywieckich popełnianych, a rozpocznę od stolicy. Kubik.
Kończąc tematy polityczne trzeba wspomnieć o sporze sądowym z ks. Stojałowskim. Kubikowi pierwsze i ostatnie słowo! pisał w „Wieńcu i Pszczółce” zastępca posła Michał Marek z Łodygowic: „Kochani drodzy Bracia! Dotychczas w sprawie Kubika milczałem, z tego powodu jedynie, że nie znoszę niezgody i swarów. (...)Ciekawy jestem, ktoby cię był znał, stolarza z Janowic, gdyby nie ks. Stojałowski. (...)Twój wybór ciąży mi młyńskim kamieniem na sercu, bo gdybym był przed powtórnemi wyborami nie taił twojego bluźnierstwa przeciw Panu Jezusowi, jako prawdziwemu Człowiekowi i jego Najświętszemu Sercu, tobyś na pierwszem wystąpieniu, na zgromadzeniu przedwyborczem w Łodygowicach, był dostał porządną odprawę. Pamiętasz szaleńcze, co miałem wówczas za te zgromadzenia z miejscowym wójtem? Przypomnij sobie, jakoś prosił o składki na Mszę św. celem uproszenia zwycięstwa w wyborach. (...)Tobie zaś stolarzu z Janowic niech będzie Pan Jezus, w którego nie wierzysz, litościwym (...). Michał Marek z Łodygowic”.
Oświata w gminie Bestwina (1904-1907)
W bestwińskiej 2-klasowej szkole pracuje Józef Merta, a na miejsce panny Bieniek przyszedł do szkoły Jan Wojtas.
W Janowicach w jednoklasowej szkole nadal pracuje Wanda Niementowska.
Taka obsada szkół utrzymuje się zarówno w 1905, jak i 1906 oraz 1907 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz