poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Droga do Niepodległości mieszkańców powiatu bielskiego cz. 26.

Rok 1915

Działania frontowe
10 stycznia 1915 r. znowu pułk  Zielińskiego przerzucony został w Alpy Rodniańskie i rozpoczął walki, których rezultatem było zdobycie Kirlibaby, a potem zwycięski pochód aż do Niżninowa nad Dniestrem. Ten pierwszy, bardzo ciężki okres bojów, zwany okresem karpackim, kończył się na Bortnikach. Do Brygady na stałe przylgnęły po nim określenia Karpacka i Żelazna. Pułk, wyczerpany tylu przejściami, udał się na parotygodniowy wypoczynek do Kołomyi. Gdy 27 lutego 1915 roku z rozkazu Komendy Armii legioniści maszerowali ku Nadwornej, znowu pod Mołotków i Sołotwinę, przypominali bardziej szpital przemęczonych żołnierzy niż jednostkę bojową. Z całego baonu zdolnych do służby było 45 ludzi. 14 marca 2 batalionu godnie reprezentował na pozycjach już tylko jeden szeregowiec. Tego dnia zachorował nawet żelazny pułkownik Zieliński.
Żołnierze II Brygady, broniąc Węgier przed rosyjską inwazją, uważali, że służą polskiej sprawie. Z każdym kilometrem szlaku bojowego rosła ich wola wytrwania i przekonanie, że dopóki istnieją Legiony i póki się biją, idea niepodległości żyje. Boleśnie przy tym odczuwali skupienie uwagi społeczeństwa oraz NKN na I Brygadzie oraz dorabianie im czarnej legendy ślepego narzędzia w ręku austriackiego zaborcy.

Żołnierze z Podbeskidzi jednak się nie zastanawiali nad tym, lecz walczyli i ginęli. Antoni Cierniak z Buczkowic wspominał, że członkowie jego rodziny Jan i Józef Wałęgowie zginęli na froncie w dość niecodziennych okolicznościach. Kiedy jeden z braci padł od kuli nieprzyjaciela, drugi rzucił się, by wynieść ciało z pola bitwy. Wtedy, gdy ciało brata wynosił, został również trafiony. Padł martwy. Po ustaniu ostrzału splecione ciała braci złożono w zbiorowej mogile.
Po pierwszym „sezonie” walk wykrwawione oddziały nie miały dobrego samopoczucia. Żołnierze czuli się lekceważeni przez sojuszników i traktowani jak mięso armatnie.
Pod austriackim dowództwem
W połowie marca II Brygada, czyli grupy Hallera i Zielińskiego, połączyły się w Kołomyi. W ich szeregach znajdowało się wówczas tylko 5173 żołnierzy. W czasie postoju przystąpiono do zapowiedzianych już wcześniej prac organizacyjnych, mających na celu połączenie wszystkich oddziałów w II Brygadę. Dowództwo powierzono Austriakowi, pułkownikowi Ferdynandowi Küttnerowi, nieznającemu w ogóle języka polskiego. Dowództwa II brygady nie obejmuje ani Haller, ani zżyty z brygadą dziadek Zieliński, obydwaj zostają właściwie bez przydziałów. Dla legionistów był do dotkliwy policzek, gdyż liczyli na połączenie się z I Brygadą i posiadanie polskiego dowódcy, a tymczasem pojawił się Küttner, który przyprowadził ze sobą wielu austriackich oficerów. Ze względu na potężne straty doszło też do kolejnej reorganizacji brygady.
Po tych zmianach nie było w II Brygadzie dobrej atmosfery. Generał Karol Trzaska-Durski nie cieszył się nigdy szczególnym szacunkiem, wielu oskarżało go o brak umiejętności dowodzenia, co miało doprowadzić do wysokich strat w bitwie pod Mołotkowem. Liczono, że dowództwo obejmie cieszący się dużą popularnością pułkownik Zygmunt Zieliński, zwany przez podwładnych dziadkiem. Zdecydowanie stronił on od polityki, podkreślając, że jest żołnierzem i dowodzi żołnierzami, natomiast od polityki są politycy. Ta postawa, bardzo jasno określona, była doceniana przez NKN, lecz krytykowana przez tzw. Radę Pułkowników, skupioną wokół Józefa Piłsudskiego. Zielińskiego ceniono za jego zimną krew, odwagę, rozległą wiedzę wojskową i troskę o żołnierzy. Walcząc o lepszy sprzęt i warunki służby, dziadek często wchodził w spory z przełożonymi.
Osobą, która miała niesamowitą charyzmę, był generał Józef Haller, który potrafił sprawić, że podwładni go kochali. Jasno precyzował swoje poglądy polityczne i, co ważne, ostro występował w obronie legionistów, nie wahając się przeciwstawić swoich poglądów opiniom wyższych oficerów armii austro-węgierskiej. Z dowódców batalionów znajomością wojennego rzemiosła, odwagą i ambicją wyróżniali się Henryk Minkiewicz, Marian Januszajtis i Bolesław Roja. Jednak pierwszemu pamiętano bardzo ostry zatarg z Piłsudskim, a Bolesław Roja i Januszajtis zasłużyli sobie na opinię łatwo szafujących krwią swoją i żołnierzy.
W połowie kwietnia legioniści zostali wysłani na Bukowinę w okolice Dobronowiec. 13 maja 1915 roku skutkiem odwrotu Austriaków, II Brygada zmuszona była do opuszczenia zajmowanych pozycji. W czasie tego odwrotu część pułku, zaatakowana przez przeważające siły rosyjskie, poniosła dość dotkliwe straty. Podjęta jednak parę tygodni później ofensywa doprowadziła do zdobycia Rarańczy, gdzie legioniści przejęli karabiny maszynowe.
Do historii II Brygady i chwały Sokołów przeszła słynna szarża pod Rokitną. Posłuszny rozkazowi drugi szwadron, sformowany głównie z Sokołów jeszcze w Krakowie, pod dowództwem Zbigniewa Dunina-Wąsowicza dokonał szarży na potrójne, kryte okopy rosyjskie. Polacy zdobyli okopy, niestety po tej szarży pozostało tylko sześciu kawalerzystów.

Kampania besarabsko-bukowińska zakończyła się porażką wojsk państw centralnych. Jednak na terenie Galicji państwom centralnym udało się odbić zajęte wcześniej przez Rosjan Przemyśl i Lwów. Od tego momentu przez cały rok 1915 pojawiały się próby zawarcia z Rosją pokoju odrębnego. Taki pokój był możliwy jedynie kosztem ziem polskich, które mogłyby stanowić teren do podziałów, dlatego też legioniści na próżno w tym czasie czekali na proklamację powstania państwa polskiego.
II Brygada trwała na swoich posterunkach w rejonie Rokitna - Rarańcza. Po pierwszym roku wojny żołnierzom II Brygady towarzyszyło rozgoryczenie spowodowane ciągłym milczeniem cesarzy w sprawie polskiej oraz świadomość, że za marzenia płacą własną krwią. Tej zaś polało się o wiele za dużo. Jak wynika z szacunków Departamentu Wojskowego NKN dokonanego w lipcu 1915 roku, ponad 7 tysięcy legionistów poległo, odniosło rany, dostało się do niewoli lub zaginęło. Wiele budynków na terenie Podbeskidzia zamieniono na szpitale. W samym tylko budynku Szkoły Przemysłowej w Bielsku do stycznia przebywało 3 400 rannych.
W rejonie Rokitna - Rarańcza legioniści walczyli do połowy października, czyli aż do odwołania na nowy teren bojów - na Wołyń, gdzie na jakiś czas połączone zostały wszystkie brygady legionowe. W międzyczasie 5 sierpnia 1915 roku lakoniczny komunikat „Warschau gefallen” poinformował wszystkich, że Niemcy zdobyli Warszawę. Dowództwo niemieckie ze względów politycznych nie pozwoliło legionistom brać udziału w zajęciu Warszawy.
Połączone legiony działały w ramach austro-węgierskiej 4 armii. Wysyłając wszystkie polskie oddziały w jeden rejon frontu, Austriacy spełniali postulaty Naczelnego Komitetu Narodowego. Liczyli, że w ten sposób zniwelują rosnące w polskich szeregach rozczarowanie dotychczasową postawą Wiednia i naczelnego dowództwa. Jednak to, co mogło wywrzeć pozytywny skutek jesienią 1914 roku, obecnie było daleko niewystarczające. (...) Oczekiwali połączenia ziem zaborów rosyjskiego i austriackiego, powołania na nich polskiej administracji i usamodzielnienia się Legionów.
Józef Piłsudski, korzystając z okazji połączenia Legionów, chciał rozegrać kolejną partię pokerową. Postanowił zalicytować, gdyż nabrał przekonania, że już czas, aby jasno określić przyszłość Polski i Legionów oraz zawalczyć ze słabnącym NKN o przywództwo polityczne. Czas wydawał się odpowiedni, tym bardziej, że I Brygadzie groziło podporządkowanie się Komendzie Legionów. Do tej pory zwierzchnictwo to było czysto teoretyczne, a I Brygada cieszyła się znaczną autonomią. Teraz, gdy jednostki znalazły się obok siebie, ingerencja komendy była pewna. W związku z tym podjęto cały szereg działań, aby na każdym kroku podkreślać swoją odrębność i autonomię. Było to o tyle łatwiejsze, że Legiony różniły się już samym wyglądem. Żołnierz II brygady pozdrawia całą ręką, na kołnierzu nosi gwiazdki typu austrjackiego, również nakrycie głowy różni go od żołnierza I brygady, gdyż II brygada nosi miękkie rogatywki, miast przyjętych w oddziałach Piłsudskiego maciejówek.

Legioniści - już nie tylko Sokoły z II Brygady, ale i ci z pozostałych brygad - coraz częściej zadawali pytanie, czy wobec wyparcia wojsk rosyjskich z większości ziem polskich i złej kondycji imperium Romanowów dalsza walka nie będzie się toczyła jedynie w imię interesów państw centralnych. Żołnierze II Brygady, wchodząc na teren Królestwa, dowiadywali się o kontrybucjach, wywłaszczeniach i wywózkach na roboty przymusowe do Niemiec. Wysokość szkód wyrządzonych np. Towarzystwu Łowickiemu przez rekwizycje władz niemieckich wyniosła około 900.000 rubli, ogólna zaś suma strat wskutek gospodarki władz okupacyjnych i bezpośrednich działań wojennych dochodziła do 2.000.000 rubli.
Ocenia się, że na przymusowe roboty w ramach tzw. zwalczania wstrętu do pracy wywieziono do Niemiec ponad 80 tysięcy robotników. Takie zachowanie sojusznika przy ciągłym braku jasnych deklaracji w sprawie polskiej prowadziło w szeregach legionowych do ciągłych napięć, na które nakładały się waśnie wewnętrzne i rywalizacja polityczna.
Pod koniec października długo oczekiwane ostatnie pułki II Brygady dotarły na Wołyń, przetransportowane drogą kolejową do stacji Maniewicze. Pomiędzy 20 a 24 października na ziemię poleską przybyła radośnie powitana karpacka II-ga Brygada. I tutaj kolejny raz powtórzył się los tułaczy, którzy niemal bezpośrednio po wyładowaniu z wagonów zostali skierowani na pobliski front, aby ratować oddziały austro-węgierskie z XXI brygady, stojące pod Kostiuchnówką. W tej sytuacji Komenda Legionów przygotowała kontr-uderzenie. Oddziały legionowe razem ze wspierającymi je węgierskimi, austriackimi i niemieckimi, ponosząc znaczne straty, odbiły część utraconych pozycji. Rosjanie utrzymali jednak Kostiuchnówkę i pobliskie wzgórze 195,45. Rozkaz zdobycia ich rankiem 5 listopada odebrały kompanie z 2 i 3 pułków piechoty. Przeciwko wysyłaniu żołnierzy, którym nie zapewniono wsparcia artylerii, na umocnione pozycje wroga protestował komendant 3 pułku podpułkownik Henryk Minkiewicz. Jednak Komenda, zobowiązana przez dowództwo austriackie, potwierdziła rozkaz szturmu. „Karpatczycy” w trudnych warunkach pogodowych, nie znając terenu, ruszyli w stronę nieprzyjaciela, korzystając z mroku i mgły. Kiedy od okopów przeciwnika dzieliło ich zaledwie 150 metrów, mgła się rozproszyła i tyraliera legionistów na otwartym polu stała się celem dla Rosjan.

Idący na czele por. Łysek poderwał ludzi do ataku, a podchor. Lejczak dobył szabli i krzyknął: Naprzód! Niech psiekrwie wiedzą, że idą polskie oficery!. Chwilę później on i jego pluton opuścili na zawsze swoich towarzyszy. Jak łatwo się domyślić, bez odpowiedniego wsparcia żołnierze legionowi zostali w tej bitwie zdziesiątkowani. Jednak ich męstwo, wola walki i wyszkolenie zostały zauważone przez niemieckich „towarzyszy broni”, którzy wzgórze koło Kostiuchnówki nazwali Polską Górą, a pobliski lasek - Polskim Laskiem. Posypał się też cały deszcz wysokich bojowych odznaczeń od państw centralnych dla legionistów. Nastąpiła wyraźnie wyczuwalna zmiana stosunku wyższych dowództw austro-węgierskich i niemieckich do Legionów. W dokumentach i rozkazach zaczęto używać powszechnie i - co ważne - oddolnie, bez rozkazu, określenia Wojsko Polskie! Szczególnie Niemcy widzieli, jak bardzo na korzyść wyróżniali się Polacy na tle wielonarodowej armii C.K. Rozpoczęli więc pertraktacje z Austro-Węgrami, dotyczące przekazania Legionów pod dowództwo niemieckie.
Po opisanych wyżej walkach front na tym odcinku zastygł. Jedynie w nocy z 7 na 8 listopada 1915 roku II Brygada stoczyła ciężki bój pod Bielgowem z nieprzyjacielem, który wdarł się na tyły. Pułki II i III Brygad spędzały zimę na pozycjach nad rzeczką Garbach w rejonie Kostiuchnówki, Optowej oraz Kołodja. Zimujące oddziały intensywnie szkolono, poza tym prowadzono wśród żołnierzy szeroko zakrojoną akcję oświatową, otwarto szkoły podoficerskie i kursy oficerskie. W działaniu na polu edukacyjnym wyróżniał się porucznik Józef Kustroń.
Dopiero teraz można było w całej krasie zobaczyć, jak poszczególne brygady się różnią, jeśli chodzi o krój i kolor mundurów, odznaczenia i stopnie. Oficerowie, którzy przeszli do Legionów z armii austro-węgierskiej musieli zachować swoje dotychczasowe mundury z różnych formacji, obozowisko legionistów przypominało więc bardziej zlot militarny, a nie regularne oddziały. Wszelkie próby ujednolicenia wyglądu napotykały wielki opór. Nawet próba ujednolicenia odznaki legionowej na wzór II Brygady się nie udała.

Podczas walk pozycyjnych legioniści postarali się o to, aby zorganizować prawdziwe kino zaledwie dwa kilometry od linii frontu. Kinoteatr „Szopa” stał się miejscem wielu spotkań, oficerowie i lekarze przekazywali tam legionistom wiedzę z wojskową i sanitarną.
Zamiłowanie legionistów do X muzy docenili szybko filmowcy, którzy przygotowali film na temat II Brygady. 10 kwietnia 1916 roku w kinoteatrze Hötzendorf w Wiedniu odbyła się premiera filmu, na którą przybyła między innymi arcyksiężna Izabella. Przesunęły się przed widzami rozmaite epizody z dziejów 2-giej brygady na polach bessarabskich. (...) Były tam sceny z walk – odparcie Moskali zbliżających się nagłym atakiem, artyleria legionów w ogniu, schwytanie jeńca. (...) Były i sceny z życia obozów, ranna toaleta w źródełku przed pozycyą, „menaż” z kuchni polowej, koncert legionistów-muzykantów z instrumentami własnej prodykcyi, transport rannych itp. Autorem tych oryginalnych i pięknych zdjęć jest chor. Legionów polskich Maksymilian Staransky.



Pod koniec 1915 roku arcyksiążę Karol Stefan z Żywca razem z rodziną przebywał w Wiedniu. Dowiedziawszy się, że w Allgemeines Krankenhaus przebywają ranni legioniści, udał się do nich 28 grudnia. Arcyksiążę przywiózł ze sobą opłatek z Żywca i łamał się nim z dzielnym polskim żołnierzem, składając mu życzenia szybkiego wyzdrowienia i zwycięstwa, przez nas wszystkich tak upragnionego. Obdarzył go również wybornymi piernikami z żywieckiej kuchni pałacowej, a wśród dłuższej rozmowy wypytywał troskliwie o rany i przebieg leczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz