wtorek, 23 kwietnia 2019
Droga do Niepodległości mieszkańców powiatu bielskiego cz. 25.
Tymczasem na terenie Podbeskidzia
Każda wojna tak naprawdę ma dwa fronty. Najlepiej dostrzegany jest ten, na którym ścierają się armie, głośny i szeroko komentowany we wszystkich mediach. Jednak równolegle z nim trwa drugi front, cicha wojna, która toczona jest daleko od okopów wojennych. Historycy często zapominają, bagatelizują lub też pomijają go w swoich opracowaniach. A przecież nieraz już okazało się, że na zwycięstwa i zaskakujące zwroty działań wojennych zasadniczy wpływ miało to, w jaki sposób „walczyło” zaplecze. To przecież tam organizuje się oddziały uzupełniające, przygotowuje nowe środki do zabijania, zapewnia całą logistykę na potrzeby działań wojennych.
Oprócz czysto technicznej pomocy, bardzo istotne jest wsparcie moralne żołnierzy. Tylko żołnierz zmotywowany potrafi w trudnych chwilach wznieść się ponad zmęczenie i strach i zdobyć się na bohaterską postawę. Dlatego tak naprawdę długotrwałe konflikty wygrywają te armie, których żołnierze walczą w przekonaniu, że to jest ich wojna. Najcenniejszy jest żołnierz, który ma świadomość, że walczy dla bezpieczeństwa swojej rodziny, w obronie ideałów, które wyznaje, lub wiary, która gości w sercu.
Jednak nawet najdzielniejszy żołnierz słabnie bez zaopatrzenia, wsparcia materialnego i moralnego od zaplecza. Dlatego teraz przedstawimy, jak żyło się ludziom na Żywiecczyźnie i Podbeskidziu w trakcie wojny światowej. Będzie to obraz uzyskany głównie dzięki informacjom, jakie pojawiały się w gazetach.
Powiatowy Komitet Narodowy w Żywcu
W czasie, kiedy Sokoły pospiesznie przeobrażały się w legionistów, na Podbeskidziu doszło do kilku ważnych wydarzeń. Pierwszym z nich było ukonstytuowanie się Powiatowego Komitetu Narodowego. 26 sierpnia przyjechał do Żywca komisarz wojskowy z posłem do Rady Państwa i delegatem NKN dr Stanisławem Łazarskim. Udało im się skompletować skład 12-osobowego komitetu, do którego dwa dni później dołączyły następne osoby, aby odzwierciedlał on lokalny układ sił politycznych. Ofiarność mieszkańców ziemi żywieckiej zasiliła kasę PKN poważnymi sumami, w rezultacie czego fundusz tej kasy wzrósł do 42 000 koron. Podobne dary przekazywano w innych miejscowościach. Kasa Stefczyka w Wilamowicach przekazała 531 koron dla Polskiego Skarbu Narodowego.
Stojący na czele Komendy Legionów generał Karol Trzaska-Durski, dążąc do rozwoju legionów, podjął próbę sformowania 4 pułku piechoty. Rozkazem z 30 września na rejon formowania wyznaczył Żywiec, a na pierwszego dowódcę Władysława Sikorskiego. Jednak zbyt wolny napływ ochotników oraz zmieniająca się sytuacja polityczna i militarna nie pozwoliły na realizację tego zamysłu.
Sprawa tzw. Legionu Wschodniego
Bardzo trudny okres przeżywało Podbeskidzie po rozwiązaniu tzw. Legionu Wschodniego. Przypomnijmy, że w wyniku kryzysu przysięgowego we wrześniu 1914 roku ponad 5000 ludzi ze Lwowa i okolicy zamiast zostać w Legionach powróciło do domów. Z całego wielkiego tzw. Legionu Wschodniego (liczącego ponad 6000 ludzi) połączonego z ochotnikami i Legionem Śląskim ostatecznie przysięgę złożyło tylko 800 osób razem z Józefem Hallerem.
Przez kilka dni przepływała przez region fala ochotników powracających z rozwiązanego legionu. Ochotnicy, zaopatrzeni w legitymacje Komendy Legionu Wschodniego, upoważniające ich do bezpłatnej jazdy koleją, masowo napływali do Żywca i Białej.
Tymczasem dla austriackiego Naczelnego Dowództwa (AOK) niedoszli legioniści stali się podwójnie niewygodni. Po pierwsze odmówili przysięgi na wierność cesarzowi, co dowodziło, że nie są lojalnymi poddanymi Austro-Węgier. Po drugie, byli zorganizowani w wojskowe grupy, w każdej chwili mogli więc przekształcić się w piątą kolumnę i rozpocząć dywersję na tyłach walczących armii, tym bardziej, że znane było ich antyniemieckie nastawienie. Z tego też powodu żandarmeria regularnie łapała niedoszłych legionistów i osadzała w więzieniach bądź wcielała do armii i wysyłała pod granicę z Włochami.
Równocześnie prewencyjnie aresztowano ludzi posądzonych o sympatie prorosyjskie, którzy mogliby stanąć na czele tych zdesperowanych niedoszłych legionistów. Aresztowany przez żandarmerię austriacką z Białej został wtedy poseł Jan Zamorski. Ten wielki przyjaciel „Sokołów” z Podbeskidzia, którego poznaliśmy już jako zwolennika orientacji antyniemieckiej podczas pamiętnej bitwy nad Białą, został osadzony w więzieniu wojskowym w Morawskiej Ostrawie.
Wśród ludności zapał był powszechni i z każdej strony płynęły datki na wyekwipowanie „Sokołów”. Datek w wysokości 32 koron złożyły m.in. pielęgniarki z bielskiego szpitala.
Tymczasem w Bielsku i w Białej stanęły prawie wszystkie fabryki. Tylko nieliczne pracowały na potrzeby wojska. Zawiązała się straż obywatelska w licznie 200 osób, aby strzec porządku w nocy.
Pomimo jednak wspólnej walki przeciwko Rosjanom, burmistrz Bielska Hoffman trzymał się starych wszechniemieckich zasad i wezwanie do stawienia się do wojska dla czasowo urlopowanych „lankszturmistów” publikował tylko w języku niemieckim.
Można powiedzieć, że stara nienawiść nie rdzewieje. Po niepowodzeniach na froncie do Bielska zaczęli zjeżdżać uchodźcy z terenów przyfrontowych. Zaniepokojony tym faktem radny miejski Förster, adwokat znany ze swych antypolskich poglądów, wystąpił z żądaniem, aby do miasta wpuszczano tylko tych, którzy mają tam rodzinę! Co oznaczało, że uciekinierzy, głównie narodowości polskiej, nie mieliby do Bielska wstępu. Także dyrektor komory arcyksiążęcej Payer wykazał się „wszechniemiecką miłością bliźniego” i wyznaczył 100 litrów mleka dla uciekinierów, ale pod warunkiem, że nie będą z niego korzystać Polacy i Żydzi.
W tym czasie mieszkańcy okalających Bielsko miejscowości życzliwie gościli uciekających przed wojną. „Kurier Lwowski” pisał: Nie brak zbiegów prawie że w każdej miejscowości, położonej przy stacjach koleji Sucha - Żywiec i Żywiec – Wilkowice - Bystra. Ci wszyscy czują dobrze to, że życie pędzą zdala od ogniska domowego, lecz lepiej tu, niż gdzie indziej.
Gazety pełne były anonsów, np. że rodzina Gustawa Brubachera cała i zdrowa i schroniła się w Bystrej , a rodzina Madurkowiczów znalazła schronienie w Zabrzegu.
Znany nam już poseł Josephy wystąpił przeciwko legionistom, którzy przygotowywali się do pójścia na front w ramach tzw. drugiego zaciągu, twierdząc, że: stanowią oni niebezpieczeństwo dla miasta w razie wkroczenia obcych wojsk, bo mogliby się nieprzyjaźnie wobec nich zachować. Legiony uważał za zagrożenie, bowiem każdy, który chce służyć ojczyźnie, może wstąpić do armii. Trzeba jednak zaznaczyć, że takie myślenie w tamtych dniach prezentowała tylko dość nieliczna, aczkolwiek bardzo wpływowa grupa mieszkańców Bielska. Najlepiej o tym świadczy fakt, że podobne wypowiedzi i zachowania zostały skrytykowane zarówno przez „Anzeigera” jak i „Volksblat”, niemieckie gazety, które dalekie były od sympatii do Polaków.
Pod koniec września przywrócono zawieszone wcześniej kursowanie pociągów robotniczych na trasie Bielsko - Kęty.
W październiku Biała stałą się siedzibą Namiestnictwa, Rady Okręgowej szkolnej, Dyrekcji skarbu, Prokuratury skarbowej. Tu przeniosła się także „Gazeta Lwowska”, która była drukowana w drukarni „Wieńca i Pszczółki”. Warto podkreślić, że organ śp. ks. Stojałowskiego ze względu na swój krytyczny stosunek do zaangażowania Polaków po stronie Austro-Węgier często był, cenzurowany i zawieszany. Natomiast Dyrekcja kolei państwowych przeniosła się do Żywca. Działania wojenne spowodowały bałagan, wielu urzędników i emerytów nie otrzymywało poborów, więc aby je otrzymać udawali się z zażaleniami tam, gdzie przeniósł się właściwy urząd, czyli najczęściej do Białej i Żywca.
W tym miesiącu przez Bielsko przejechał pierwszy duży transport jeńców rosyjskich. Liczba ich sięgała ok. 500. Bywały jednak dni, kiedy pociągi przewoziły nawet 13 000 jeńców. Dla ich obsługi uruchomiono obóz przejściowy w Czechowicach.
Grozę budziły transporty rannych, jednym z nich przyjechało na stację do Bielska aż 600 rannych z pola walki pod Dęblinem. Z każdym dniem rannych przybywało, przy koszarach piechoty w Bielsku wybudowano dla nich baraki mogące pomieścić 2000 osób. Już w listopadzie okazało się to niewystarczające i przyszedł nakaz, aby zamknąć szkoły i w nich urządzić szpitale dla 5000 tysięcy żołnierzy.
W październiku chwile grozy przeżywali mieszkańcy Bystrej, gdyż pojawił się tam przypadek cholery. W listopadzie aż sześć takich zachorowań odnotowano w Czechowicach. W Zabrzegu odnotowano wystąpienie pryszczycy. W Kaniowie z kościoła pw. Niepokalanego Serca NMP zabrano na potrzeby wojska dzwony.
13 października nastąpiło wznowienie ruchu towarowego na trasie Bielsko – Wilkowice i Bystra - Żywiec.
Wraz z wojną rozpoczął się wyścig cen. Szczególnie mocno podrożały artykuły spożywcze. Do komisji zasiłkowej w powiecie bielskim wpłynęło 3968 podań o zapomogi rządowe, 3700 komisja rozpatrzyła przychylnie. Kolej Północna zaczęła wydawać karty wolnej jazdy lub o zaniżonej cenie osobom w trudnej sytuacji materialnej. Palacze przeżywali kłopoty z brakiem tytoniu. Grudniowa dostawa papierosów wartości 18 000 koron nie starczyła na długo.
W grudniu przywrócono pasażerski ruch kolejowy, można było nadawać przesyłki ekspresowe na poczcie w całym regionie. Było to wynikiem zatrzymania rosyjskiej ofensywy. O pewnej normalizacji może świadczyć i to, że w Wieszczętach mieszkańcy postanowili założyć u siebie cmentarz i wybudować kaplicę cmentarną.
Ministerstwo wojny obłożyło dodatkowym podatkiem miłośników kina. Odtąd każdy miłośnik X muzy idąc do kinematografu musiał kupować dwa bilety - jeden normalny, a drugi wartości 2 halerzy na cele wojenne.
Komisje poborowe powołały do służby wojskowej wielu mieszkańców regionu. Z samych Kóz było ich 400.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz