czyli łamanie zasad dla zasady
Warto przypomnieć, że „Der Rosenkavalier” – „Kawaler srebrnej róży” powstał w latach 1908–1910 jako drugie dzieło wspólne Richarda Straussa i Hugona Hofmannsthala. Prapremiera dzieła w drezdeńskiej Semperoper omal nie zakończyła się katastrofą, gdyż młody reżyser nie mógł sobie dać rady z inscenizacją. Na pomoc wezwano wielkiego Maxa Reinhardta; ten w krótkim czasie dopracował przedstawienie, które odniosło wielki sukces.
W Wiedniu przygotowania wyglądały bardzo obiecująco, lecz nagle, tuż przed premierą, na próbie generalnej wszystko się posypało. Pewnie myślisz, Drogi Czytelniku, że aktorka zachorowała, scenografia uległa zniszczeniu lub ktoś ukradł muzykom instrumenty. Nic z tych rzeczy... sprawa była teoretycznie mniejszego kalibru.
Szczegółowo cały spór – co ważne – widziany przez obie strony konfliktu przedstawił „Neues Wiener Tagblatt”. Oto cała jego relacja.
W Dworskim Teatrze Operowym istnieje zarządzenie, że soliści grający w przedstawieniu otrzymują jeden bilet wejściowy dla jednego krewnego na próbę generalną do tegoż spektaklu. Niezaangażowani soliści z zespołu mają wstęp osobiście. Przed próbą generalną do „Kawalera srebrnej róży” w kancelarii dyrekcji Dworskiego Teatru Operowego był przechowywany bilet dla siostry pani Kurz. Dama owa odebrała ten bilet i była obecna na próbie. Pani Kurz nic o tym nie wiedziała, dlatego podczas próby generalnej uznała za konieczne poprosić dyrektora Gregora o bilet przez głównego reżysera von Wymetala, dodając, że jeśliby nie otrzymała tego biletu, nie zaśpiewa. Pan von Wymetal sądził jednak, że pani Kurz żąda drugiego biletu, uzależniając swój dalszy udział w próbie od spełnienia tej prośby. W tym sensie brzmiała też informacja, którą przedłożył dyrekcji. Dyrektor Gregor musiał jednak myśleć, że pani Kurz żąda dla siebie wyjątkowego statusu i nie chciał się na to zgodzić. Uznał też za właściwe odrzucić pogróżki wyartykułowane przez panią Kurz. Pani Kurz mimo to zaśpiewała, jednak kazała jeszcze po raz drugi prosić dyrektora o wydanie biletu, a kolejny posłaniec wywiązał się ze swojego zadania, mówiąc: „Panie dyrektorze, pani Kurz każe powiedzieć panu, że ma pan do niej przyjść!”. Dalszy przebieg zdarzeń, zgodnie z wersją dyrektora, rozegrał się teraz w następujący sposób:
Podczas tej rozmowy siostra pani Kurz już dawno siedziała na parterze, o czym ani ja, ani pani Kurz nie wiedzieliśmy. Pani Kurz oświadczyła mi więc, że nie wystąpi na premierze. Zażądałem, by powiadomiła mnie pisemnie. Artystka obiecała mi to. Rzeczywiście otrzymałem później list, w którym zawiadomiła mnie, że z powodu sposobu, w jaki miała zostać potraktowana, w najbliższym czasie nie będzie mogła śpiewać. Świadectwo lekarskie dojdzie. Wysłałem do artystki lekarza teatralnego, a ten faktycznie poświadczył, że pani Kurz ma rozstrój nerwowy i nie jest w stanie śpiewać.
Teraz urzędnik z teatru, a także jedna z artystek rozpoczęli z panią Kurz rozmowy. Pani Kurz zażądała ode mnie precyzyjnych przeprosin. Wczoraj wieczorem była obecna w teatrze operowym na przedstawieniu »Nizin« [Tiefland]. Kazałem więc zapytać lekarza teatralnego, czy teraz też jeszcze podtrzymuje swoje świadectwo. Odpowiedział przecząco, rozmawiał potem panią Kurz. Po czym oznajmił mi: »Tak, artystka byłaby skłonna śpiewać, jeśli pan ją przeprosi, dzięki czemu ja mógłbym nie podtrzymywać swojej opinii!«. Wczorajszej nocy o bardzo późnej godzinie pani Kurz odwołała swój udział w odbywającej się dziś premierze”.
Dyrektor Gregor zawarł swoje wyjaśnienia w następujących słowach: „Mógłbym więc uznać panią Kurz za osobę łamiącą umowy, co na wiele lat zamknęłoby jej karierę na niemieckich scenach. Z respektu dla jej artyzmu nie zrobię tego. Ale jedno jeszcze muszę dodać: groźby kończą każdą dyskusję, a była to ogromna pycha przyzywać mnie do siebie jak służącego. Zniżyłbym się do marionetki, gdybym zgodził się na takie postępowanie”.
Wypowiedź pani Kurz
Pani Selma Kurz-Halban przedstawicielowi naszego pisma podała następującą wersję: „Informacje, które dotąd wychodziły na jaw, absolutnie nie odpowiadają faktycznemu stanowi rzeczy. Najpierw nieprawdą jest, że miałabym zażądać dwóch biletów dla siebie czy też dla swojej siostry. Jeden bilet, który zgodnie z prawem mi się należał, nie został mi wręczony na czas i poprosiłam o niego. Potem okazało się, że bilet został w kancelarii.
Podczas próby »Kawalera srebrnej róży« poprosiłam pana von Wymetala, by moją siostrę wpuszczono na widownię, to praktyka, która dozwolona była przez wszystkich wcześniejszych dyrektorów.
Pan von Wymetal odmówił tego dość opryskliwie i zawiadomił o tym – w jakiej formie nie wiem – pana dyrektora Gregora. Dyrektor Gregor kazał mnie wtedy powiadomić, że nie muszę śpiewać – zrezygnował z mojego udziału. Oczywiście z tych informacji mogę wyciągnąć konsekwencje. Mogę jeszcze dziś przed południem złożyć u dyrektora moje podanie o zwolnienie i z końcem sezonu jestem zdecydowana odejść z wiedeńskiej Opery Dworskiej. Nie cofnę się przed tą decyzją”.
Ta wersja pani Kurz-Halban w swoich decydujących punktach stoi w zupełnej sprzeczności z informacjami dyrektora Gregora. Można się spodziewać, że sprawa znajdzie obustronnie zadowalające rozwiązanie.
Obrażona primadonna liczyła, że postawiony pod murem dyrektor przyjdzie ją przeprosić, a ona łaskawie przestanie stroić swoje fochy i tym sposobem ustali na nowo, kto tu tak naprawdę rządzi. Tymczasem jednak się przeliczyła. Dyrektor postanowił być konsekwentny i poskromić kaprysy śpiewaczki. Zamiast przysłać kwiaty i klękać, Gregor poinformował Selmę, że jej rolę przejmuje panna Gertruda Förstel, która ją zna. Można sobie tylko wyobrazić, co na wieść o tym powiedziała śpiewaczka. Jakie wyrazy, powszechnie uważane za obraźliwe, tym razem zostały wypowiedziane na głos.
Jednak nasza gwiazda miała przecież nietuzinkową osobowość sceniczną i doświadczenie, które pozwoliło jej nawet tę sytuację przekuć w sukces.
To wydarzenie najlepiej pokazuje, że Selma była niezwykłą osobowością, której kaprysy nie szkodziły, a co najwyżej przydawały jej rumieńców. Pisma satyryczne po tej nietypowej premierze układały rymowanki, wykorzystując jej nazwisko Kurz – Krótki i drwiły: kto zadziera z panią Krótki, jego żywot dyrektorski będzie krótki. „Kikeriki” podkreślało, że pojednanie dokona się tylko wtedy, gdy nowy dyrektor uzna, że królowa, czytaj primadonna, jest tylko jedna i nazywa się Kurz! Opinia publiczna była po stronie śpiewaczki. Prasa szydziła z dyrektora, który prowadził operę niewprawną ręką, doprowadzając do licznych konfliktów, jak choćby ten niepozorny o bilet, który urósł do rangi sprawy krajowej.
Duży sklepik żywnościowy Selmy Kurz
Selma Kurz zostaje sklepikarką,
ale tylko we wielkim znaczeniu.
Niskie są jej ceny
dla wspaniałych (wyjątkowych) ludzi.
Czosnek, który Diva sprzedaje,
każdy chętnie kupi.
Tylko dyrektor Gregor
nigdy się o niego nie będzie ubiegał.
Z kronikarskiej powinności dodam, że dalsza współpraca Selmy z nowym dyrektorem nie układała się dobrze (co nie dziwi po takim wstępie). Jednak śpiewaczka miała przecież kontrakt, który wiązał ją z Operą Wiedeńską do 1913 roku. Mediacji pomiędzy zwaśnionymi stronami podjął się książę Montenuovo, lecz dyrektor jej nie ułatwiał, „przypadkowo” wszędzie podkreślając, że kapryśna gwiazda kosztuje operę 100 tysięcy koron.
Jednak w tym momencie swojego życia Selma Kurz miała już inne plany, a „życzliwość” dyrektora na pewno pomogła jej podjąć decyzję o rozstaniu. Także śmierć jej „opiekuna” Gustawa Mahlera, który wprowadził ją na wiedeńską scenę, była znakiem, że pewien etap w jej życiu definitywnie się skończył. Po raz kolejny podjęła więc kroki w sprawie wyjazdu do USA, jednak o wyprawie do ziemi obiecanej napiszę w innym miejscu. Teraz musimy się trochę cofnąć w czasie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz