Życie wśród trumien,
czyli przeprowadzka z Białej do Bielska
Jej ojciec Wilhelm był niewysokim, małomównym człowiekiem, który trudnił się produkcją i naprawą parasoli. Mój ojciec był prawie ślepy. Kiedyś cegła spadła mu na głowę i to stało się przyczyną jego ślepoty. (...) Kiedy miałam dziesięć lub jedenaście lat, jechałam na rynek, aby pomóc ojcu w sprzedaży parasoli. Pomimo trudów w noc poprzedzającą wyjazd nie mogłam się doczekać tych podróży, taka byłam szczęśliwa i zadowolona, że mogę pomóc –wspominała Selma Kurz. Zajęcie ojca, zapewne ciekawe, było niestety sezonowe i mało płatne, z tego powodu ciężar finansowy utrzymania rodziny spoczął na matce.
Ernestyna, matka Selmy, była przeciwieństwem ojca. Energiczna, dużych rozmiarów kobieta, której nigdy usta się nie zamykały, bowiem, jak wspominają ją znajomi, albo mówiła, albo się śmiała. To ona zarabiała jako rękodzielnik i sprzątaczka, a po pracy... zarządzała domem. Taka symbioza rodziców doskonale wpływała na atmosferę i harmonię domową, chociaż sytuacja materialna rodziny była kiepska.
Duchowe rozterki,
czyli jak klaps zmienił bieg historii
Selma śpiewała dużo i chętnie, jednak początkowo prawie nikt nie zwracał uwagi na jej piękny głos. Może poza dwoma rzemieślnikami. Wspomnianym już wcześniej trumniarzem i mistrzem ze szwalni. Jednak obaj mieli różne oczekiwania. Stolarz Stoklassa prosił, aby ze względu na rodziny zamawiające trumny śpiewała głośno tylko spokojne i poważne utwory. Natomiast właściciel szwalni chciał, aby śpiewała wesołe i rytmiczne piosenki, gdyż zauważył, że wtedy wszyscy szybciej pracują!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz