środa, 27 marca 2019

Droga do Niepodległości mieszkańców powiatu bielskiego cz. 20.

W tym samym czasie mobilizację podjęto również na terenie powiatu bialskiego i terenach Śląska Cieszyńskiego. Komendant drużyny w Białej Władysław Skut, przygotowujący Sokoły do wymarszu, miał wielki problem, gdyż jego ludzie nie przeszli ostrego strzelania z karabinów. Magistrat miasta Bielska, na którego terenie znajdowała się strzelnica, nie pozwolił Sokołom na przejście za Białkę w mundurach, ani w zwartych szeregach, a tem więcej z bronią, na odbywanie ćwiczeń w strzelaniu. Odbywały się więc tylko ćwiczenia w strzelaniu „ślepem” w sali Sokoła. Strzelać mieli nauczyć się zatem na placu boju. O tych wątpliwościach i sojuszu z dotychczasowym wrogiem najlepiej świadczy wypowiedź Klemensa Matusiaka. Trudno się dziwić, że czyn legionowy dziwnie na nas oddziaływał. Uczucie dumy, że mamy choć nielicznego, ale swojego żołnierza polskiego; w uczucie to wypadał jednak ton dysonansu, że ten żołnierz polski idzie obok naszego gnębiciela Niemca. Wynikiem tych sprzecznych uczuć było wysłania legionu śląskiego za wszelką cenę, celem widocznego zaznaczenia łączności ziemi cieszyńskiej z resztą Polski, i równocześnie postanowienia po wyjeździe tego legionu, by wstrzymać dalszy odpływ ochotników ze Śląska.



Tutaj pożegnanie odbyło się na rynku przed hotelem „Czarny Orzeł”. Wszyscy byli w mundurach polowych, z plecakami, a okrycie głowy stanowiły kapelusze sokole z kokardą. Miasto było udekorowane flagami o barwach polskich i austriackich. Odchodzących żegnał dyrektor gimnazjum. TSL. prof. Stein. Nie obeszło się bez zgrzytów polsko-niemieckich. Pamiętam, że tuż przed rozpoczęciem uroczystości pożegnania przyszedł do mnie jakiś przedstawiciel władzy i żądał odegrania po mojem przemówieniu hymnu austrjackiego, a nie hymnu polskiego, jak było w programie - wspomina Ignacy Stein. Odmówiłem, powołując się na program, którego zmienić nie mogę. Ruszył więc nasz oddział przy dźwiękach „Jeszcze Polska nie zginęła”! Hymn austrjacki zabrzmiał, kiedy drużyna była już w drodze ku dworcowi kolejowemu w Białej . Następnie odbyła się defilada przed sztandarem sokolim i władzami miejskimi. Zaproszeni goście wspólnie z ochotnikami zjedli śniadanie w Czytelni Polskiej, gdzie były dalsze przemówienia. 

Po śniadaniu kompanja odmaszerowała, przy dźwiękach muzyki, do stacji kolejowej. Tłum wznosił okrzyki, z okien domów rzucano kwiaty, papierosy, a nawet pieniądze. Tak żegnało nas to samo miasto, które niespełna dwa miesiące temu obrzuciło kamieniami i zgniłemi jajami polski pochód. Wtedy to niemiecki „Turn Verein” przy pomocy policji i gawiedzi ulicznej nie wpuścił do Bielska idący z Białej pochód Polaków. Teraz zaś krzyczą „Heil! i Niech żyją!”- wspominał Antoni Maj.
Ignacy Stein, wspominając tamten dzień, pisał: Za oddziałem poszliśmy wszyscy na dworzec. Było łez, lecz i radości wiele, że oto na tę wielką wojnę, której doniosłości nikt wówczas nie przewidywał, idą oddziały, mające być, według ówczesnych zapewnień, zawiązkiem osobnego wojska polskiego, walczącego przy boku wojsk państw centralnych.


„Bielitz-Bialaer Anzeiger”, który do tej pory, jeżeli pisał o Sokołach, to tylko w negatywnym świetle, tym razem zdobył się na życzliwą krótką notatkę: Wymarsz bialskich polskich młodych Sokołów na wojnę nastąpił dzisiaj o godz. 12 przed południem z Placu Wolności. Zebrany tłum oklaskiwał żywo młodych wojaków. Na ulicy Dworcowej kilku Niemców młodym Polakom słało życzenia szczęścia, co Polacy odwzajemniali okrzykami. Przed wymarszem dyrektor polskiego prywatnego gimnazjum pan Stein wygłosił do młodych wojaków uroczystą przemowę i zachęcał ich, aby dzielnie walczyli za kulturalne państwo Austrię, które gwarantuje równouprawnienie wszystkim narodom, za dynastię Habsburgów, pod berłem której Polakom dobrze się powodzi. W pochodzie znajdowała się górująca polska flaga z białym (srebrnym) orłem. Licznie zgromadzeni Polacy śpiewali z towarzyszeniem muzyki i z odkrytymi głowami pieśń „Jeszcze Polska nie zginęła” .
O zmianie nastrojów bielskich Niemców najlepiej świadczy fakt, że wraz z tzw. drugim zaciągiem 24 września do Polskich Legionów zgłosili się Jucker i Józef Nikiel, Niemcy z Bielska.

Sokoły i ochotnicy z Białej i okolic
Wśród Sokołów i ochotników z Białej do tworzonych legionów wyruszyły następujące osoby:
Z Białej: Boryczka Henryk, Adamaszek Stanisław, x Brzuchański, Fedyńczyszyn Jan (wrócił z Wieliczki), X Gronuś, Prokopek Józef, Patyk Franciszek, Rudnicki X (przeniósł się do armii austr. w roku 1915), Szypuła Franciszek (poległ pod Mołotkowem), Sobaniak Piotr.
Ze Straconki: Adamczyk Władysław (przeniósł się do armii austr.), Chrobak Józef (przeniósł się do armii 1915 austr), X Procner.
Z Lipnika: Bakalarczyk Jan (poległ w 1915) X Babicki, Braczek Franciszek, Bernaś Robert, x Bernaś, x Boroniec, Dobija Rudolf, Dudzik Rudolf, Gilowski Jan (umarł w roku 1922), Kościelniak Michał, Kościelny Andrzej, Kubica Rudolf, Konior Antoni (zwolniony w roku 1915), Paluch Franciszek, Stańco Tomasz (poległ w Zielenicy), Światłoń X (powrócił już z Bochni), Zemanek Józef.
Z Leszczyn: Bogacki Antoni, Drewniak Jan, X Kowacki, Olejarczyk Jan (powrócił już z Bochni), Pawlik Antoni, Stopka Franciszek (umarł w szpitalu wojskowym, w Aleksandrowicach 1921), Sadlik Wiktor, Zacny Jan.
Z Łodygowic: Filuś Marcin, Imielski Stanisław (umarł z ran), Marek Wojciech (umarł w domu), Marek Jan (poległ).
Bez miejscowości: Curyło Jan, X Dadak, Frączkiewicz Józef (zaginał pod Mołotkowem), Górnisiewicz Adam, Korczyk Władysław (zabity pod Lwowem), Kreczmer Jan, Leśniak X, Morawiec Józef, Pyś Władysław, Pasierbek Jan, Ryś Andrzej, Tichy Franciszek (poległ pod Mołotkowem), Wiktorczyk Karol (poległ pod Mołotkowem), Walaszek Franciszek, Ziemba Wojciech, X Dziecichowicz Poznań (odwołany z Bochni do armji pruskiej).
Ze Śląska: Gajer Jan, Kocman Paweł, Kocman Franciszek.
Z Olszówki Dolnej: Gniza Józef.
Z Bielska: X Górny, Matłosz Józef (powrócił już z Bochni w roku 1914), Szymański Wacław (poległ pod Mołotkowem).
Z Jaworzna: Ohli Wiktor.
Z Andrychowa: Staszczyk Władysław.
Z Komorowic: Kraus Jan, Kraus Karol, Klimczak Jan, Kołot Władysław, Cizbok Karol, Janusz Franciszek, Zohlich Antoni, Małecki Robert, Wróbel Ignacy, Krywult Ignacy, Chyliński Michał.
25 sierpnia również z Czechowic-Dziedzic wyszło 62 ochotników, którzy o godzinie 3 po południu odjechali pociągiem przez Bogumin do Cieszyna, aby wejść w skład tzw. legionu śląskiego. Do zebranej i gotowej do odmarszu drużyny przemówił w serdecznych słowach prezes druh Stryczek, który, żegnając zastęp w czułych słowach, oddał go w opiekę i pod rozkazy druhowi Adolfowi Janikowi. Wśród płaczu najbliższych i niemilknących okrzyków tłumów ludności, wyruszył obsypywany kwiatami zastęp młodych bojowników – chluba Sokoła. Na zbiórkę stawili się: Adolf Janik, Jan Laszczok, Edward Wampuszyc, Marceli Gazda, Franciszek Kalarus, Józef Sajdok, Antoni Budny, Ludwik Tyc, Franciszek Krzus, Antoni Kuś, Karol Wardas, Jan Wajgel, Feliks Andrzejak, Engelbert Waca, Emil Smolarz, Tadeusz Woleński, Adolf Danel, Jan Stojek, Franciszek Jarolim, Andrzej Budny, Wiktor Łaszczok, Ludwik Krzempek, Franciszek Kopeć, Karol Gola, Jan Kisza, Karol Bołmoki, Jan Janusz, Karol Linek, Piotr Żółkiewski, Augustyn Przewoźnik, Jan Kluba, Piotr Ptaskis, Stefan Piprek, Jan Bolek, Emil Gabryś, Karol Tomanek, Franciszek Kopeć, Jan Stryczek, Jan Nycz, Wiktor Pryszcz, Karol Paszek, Florjan Wardas.



Sokoły z Podbeskidzia, zarówno ci, którzy wychodzili z Białej, jak i ci z Żywca, ostatecznie 26 sierpnia 1914 roku dotarli do Wadowic, gdzie był ich pierwszy wspólny dłuższy postój. Przyjazd nasz był oczekiwany na dworcu przez ludność miejscową, gdzie po wysiędnięciu i uformowaniu kompanii zostaliśmy entuzjastycznie przyjęci i z orkiestrą odprowadzeni przy pochodniach świecących wieczorem, stale obsypywani kwieciem, aż do rynku, gdzie budynek szkolny zamienił się na koszary naszej kompanii. Przed wejściem do bramy wręczyła p. Marja Marecka bukiet kwiatów i medalik Matki Boskiej z Częstochowy ze wstążeczkami biało-czerwonymi i napisem „Pod Twoją obronę”, za co podziękowałem za dowód radości okazanej - wspomina ten przyjazd Tadeusz Jänich. Cała kompania rozmieszczona została na I piętrze według wielkości sal szkolnych. Zastęp służbowy zaciągnął wartę przy bramie i służbę wewnętrzną.
Kompanie podzielone były na cztery plutony po 46 ludzi w każdym.
Całością dowodził inż. Józef Pukło w stopniu podporucznika, kompaniami zaś chorążowie. Ćwiczenia odbywały się regularnie. Zajęcia trwały od godz. 4 rano do godz. 9 wieczorem. W południe odbywała się zmiana wart. Po południu szkoła dla instruktorów. W tym okresie wikt był smaczny i obfity do przesady, obiady z kilku dań, kawa biała, herbata lub mleko; na kolację jaja lub mięsne potrawy. Prowianty pochodziły z darów. W kuchni pracowało grono pań. Drugie śniadanie przywoziły na błonia skautki - wspomina Antoni Maj.
    Pobyt w Wadowicach doprowadził do naturalnej selekcji, w wyniku której odeszli najsłabsi i ci, którzy wybrali się na wojenkę kierowani słomianym zapałem.
10 września nastąpił wymarsz do Skawiny, tam dołączyło kilka osób z Drużyn Bartoszowych z b. Legionu Wschodniego. Kwaterą kompanii była stodoła koło Fabryki Cykorii Franka. Po trzech dniach, 13 nastąpił wyjazd do Wieliczki. Tam gościny użyczyła pobliska szkoła w rynku. 16 września przed południem ochotnicy dotarli do ostatecznego miejsca swojej mobilizacji czyli do Bochni, gdzie wszyscy zostali umieszczeni w koszarach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz