wtorek, 15 stycznia 2019

Droga do Niepodległości mieszkańców powiatu bielskiego cz.5



Oświata orężem polskości
O sile niemieckich fabrykantów i ich nastawieniu do Polaków najlepiej świadczy ich reakcja na otwarcie szkoły polskiej w Białej. Świeżo założony oddział hakatystycznego towarzystwa Bürgerverein dla miasta Bielska i Białej w październiku 1898 roku potępił ten fakt, a fabrykant Gülcher, będący jednocześnie prezesem tego towarzystwa, oświadczył: Polską szkołę w Białej należy wszelkimi środkami zwalczać i nawet bojkotem zagrozić tym, którzy do niej dzieci swoje posyłają. (...) Musimy uchwalić, aby wszystkich ojców, którzy dzieci swoje posyłają do tej szkoły, wpisano na czarnej desce; żaden chłopiec, wychodzący z tej szkoły, nie powinien być przyjęty za ucznia, żaden robotnik, popierający tę szkołę, nie śmie być przyjęty do fabryki .
Wtórując mu, jeden z najbogatszych przedsiębiorców, a zarazem nieprzejednany hakatysta Josephy zapowiedział rychły upadek szkoły, gdyż w wyniku bojkotu przez uczniów i ich rodziców nie będzie chętnych do pobierania tam nauki. Pozostaniemy twardzi, chociażby Polacy na gwałt krzyczeli. Szkołę, mającą na celu walkę, musimy zwalczać środkami gwałtownemi, i zwycięstwo będzie po naszej stronie, jeżeli pozostaniemy i użyjemy środków, któremi jako mocniejsi rozporządzamy.
O tym, że te groźby były realizowane w praktyce, najlepiej świadczy fakt, że - jak informował Miesięcznik Towarzystwa Szkół Ludowych w 1904 roku - z całej Białej, z takiego znacznego miasta, uczęszcza do szkoły polskiej tylko 47 dzieci, a reszta chodzi do szkół niemieckich. Większość dzieci w polskiej szkole pochodziła z wsi sąsiednich.
Pomimo jednak tych represji polska myśl narodowa zyskiwała każdego roku. I tak w 1901 roku Zarząd Krakowski Szkół Ludowych otwierał 1 czerwca 5 nowych czytelni; jedna z nich to czytelnia w Ligocie.


Co roku nasi przodkowie czynili starania, aby w każdej miejscowości powstawały polskie szkoły, a te już istniejące miały lepszy poziom nauczania. Nie było to łatwe. O ile po stronie galicyjskiej na przeszkodzie stały głownie sprawy ekonomiczne i organizacyjne, to po stronie śląskiej dochodziły jeszcze dwa czynniki - językowy i religijny. „Nowy Czas” - pismo założone jeszcze przez dr Theodora Haasego - propagowało schemat, wedle którego katolik to Polak, a ewangelik to Niemiec. Prawdą jest, że w Bielsku były tendencje, by tak przedstawiać sprawę. Natomiast zupełnie inaczej, co trzeba wyraźnie podkreślić, było na Śląsku Cieszyńskim. Tam ewangelicy byli pionierami odrodzenia narodowego i krzewicielami języka polskiego, o czym, patrząc przez pryzmat stosunków w Bielsku, często się zapomina. Paweł Stalmach, Andrzej Cinciała, Franciszek Michejda są tego najlepszymi przykładami.
Wspomniana wcześniej gazeta tak pośrednio uzasadnia trzymanie się ewangelików przy niemczyźnie: Naród polski ewangelików nie uznawa za obywateli tej samej kategoryi co katolików, i że ich ma w podejrzeniu. (...) Nie dziwi nas to, że ewangelicy Niemcy w Polsce się polszczą, a gdy ich społeczeństwo jednak nie uznawa dla wiary za zupełnych Polaków w 2. najpóźniej 3. pokoleniu się katoliczą.
Z powyższego rozumowania jasno wynika, że dla ewangelika polskość miała oznaczać w przyszłości odrzucenie wiary i przejście do kościoła katolickiego. Jak to rozumowanie było bałamutne, świadczy dobitnie dzisiejsza siła protestantów na Śląsku Cieszyńskim. Wszak nieprzypadkowo mówi przysłowie: Trzyma się jak luterska wiara pod Cieszynem...
Najlepszym przykładem takiego myślenia jest walka o szkołę w Jaworzu w 1910 roku. Kiedy chciano tam założyć polską szkołę, rozpoczęły się nie lada podchody. Na wieść o tych planach do Jaworza przyjechali księża Bartling i Schmitt.


Przekonywali o sile materialnej niemieckich szkół i o słabości polskich. Ostatecznie użyli argumentu, że polska szkoła będzie katolicka, a przecież w tej miejscowości zdecydowaną większość tworzą ewangelicy. Sytuację tę ciekawie opisał „Kurier Lwowski”: Stosunki śląskie dowodzą, jak dalece różną rzeczą jest katolicyzm a polonizm, ogólniej wyznanie a narodowość, jak różnymi oba uczucia przez duszę przewijają się szlakami i z jaką przezornością przewodnikom postępować należy, aby przez pomieszanie tych dwóch różnych uczuć ruchu wyzwoleńczego nie wywichnąć, a nawet nie zaprzepaścić. Oto Jaworze jest świeżym i klasycznym przykładem, w którym wszystkie czynniki tego ruchu, poruszone powyżej, tak z polskiej, jak i niemieckiej strony, brały udział. Oto i w Jaworzu średniem jest Kożdoń (zwolennik Śląskiej Partii Ludowej Józefa Kożdonia, której organem był tygodnik „Ślązak” – przyp. JK) kierownikiem szkoły ludowej nzw. Jaworski. On to nieuświadomionym chłopom polskim myśl szatańską sprowadzenia Schulvereinu podsunął i uzasadnił. Judaszowskie srebrniki musiał mieć zdaje się na oku... Wielki błąd popełniła w tym przypadku śląska Macierz, która z niewiadomych dla piszącego powodów, na wniesioną do niej pierwotnie prośbę Jaworzniaków od maja do sierpnia odpowiedzi nie dała. Dopiero po fakcie spełnionym zajechali p.t. Bielecki członek TSL oraz pt. nauczyciele patrjoci Łysek i Kotas, jako delegaci Macierzy, zakupili piękny budynek na szkołę z ogrodem, na szkołę – bez dzieci. Urządzili wprawdzie ci trzej panowie ponowne zgromadzenie ludowe, ale udało się im pociągnąć za sobą 20-tu tylko gospodarzy i 20 dzieci polskich przepisać ze szkoły niemieckiej do polskiej.
I kto wie, jak się skończy ta walka o polskie dusze w Jaworzu. Renegat Jaworski jest kier. szkoły w Jaworzu Dolnem, członkiem rady gminnej i poplecznikiem Schulvereinu. A renegatowi Jaworskiemu przychodzi w pomoc niemiecki rząd, niemiecki Wydział krajowy, wyłącznie niemiecka hakatystycznie usposobiona i działająca wielka własność ziemska, wyłącznie niemiecki wielki i średni handel i przemysł, jednem słowem zorganizowane moce ducha i mamony niemieckiej, pracujące z planowym wytężeniem nad ostatecznym wymazaniem z ziemi śląskiej polskiego czucia i imienia. Dopomaga mu w końcu na wstępie wspomniany ruch Kożdoński. Mimo to ustępować z pola walki niepodobna. Społeczeństwo zrobi swoje. W Jaworzu musi stanąć polska szkoła i wszędzie gdzie są czysto polskie gminy, stanąć muszą czysto polskie szkoły. Społeczeństwo polskie od końca do końca stworzyć musi opinię, która by pod pręgierz klątwy narodowej stawiała Kożdoniów i czyniła im życie niemożliwem albo zniewalała ich do zejścia z drogi najwyższego moralnego nierządu na drogę świętego narodowego obowiązku
.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz