czyli wszystkie jej symbole precz!
W Wiedniu ciągle powtarzano, że jeszcze tylko miesiąc i wygramy wojnę. Jedynie dobrze zorientowani wiedzieli, jak jest naprawdę. Na ile nasza bohaterka miała tego świadomość, a na ile żyła złudzeniami, trudno powiedzieć, gdyż dla niej życie toczyło się zwykłym torem. Jeszcze w październiku 1918 roku młody cesarz z małżonką oraz śmietanka polityczno-towarzyska kraju świetnie bawili się na koncercie. Niemniej życie przyniosło jej bolesną niespodziankę. Oto na początku listopada cesarz Karol wraz z rodziną uciekł z kraju, a 10 listopada ogłoszono powstanie republiki! Kamieniem węgielnym nowego państwa był aksjomat o zniszczeniu wszelkich symboli poprzedniego ustroju. Na śmietniku znalazły swoje miejsce wszystkie jego stałe elementy. Również primadonna, która była znakiem rozpoznawczym starego porządku, szybko poczuła oddech nowych czasów. Nagle ci sami recenzenci, którzy jeszcze miesiąc temu ją wychwalali, teraz zaczęli ganić, za krótki tryl, anachronizm, sztuczność i sentymentalizm.
Takie stanowisko zatrzymało krytykę dla krytyki, jednak sprawiło, że boleśnie odczuła to sama zainteresowana. Wprawdzie przywykła do zdarzających się nieprzychylnych osądów, ale tym razem doświadczyła czegoś więcej – znużenia widowni swoją osobą. Podupadła na zdrowiu i wpadła w depresję. Występowała w kratkę, w różnej kondycji, co jeszcze bardziej potęgowało frustrację, gdyż faktycznie głos jej stracił blask, a tryl nie osiągał rekordów. Z tego powodu cały marzec była na chorobowym. Na scenę wróciła w lepszej kondycji pod koniec sezonu. I po raz kolejny zaskoczyła wszystkich. Oto 1 maja na święcie robotniczym wystąpiła i odniosła sukces! Robotnicy z XVI dzielnicy byli zachwyceni. Jej koncerty znowu zaczęły ściągać tłumy. To sprawiło, że primadonna ponownie uwierzyła w swoje możliwości i śpiewała „jak z nut”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz