wtorek, 18 września 2018

Selma Kurz Słowik z Bielska i Białej cz. 23.



Na podbój ziem polskich,
czyli koncerty dla polskiej publiczności

   Selma Kurz bardzo dużo koncertowała. Większość występów kończyła się owacjami na stojąco, ale przytrafiały się też koncerty nieudane. Zazwyczaj jej śpiew ratował mierne sztuki, w których również dane jej było zagrać, ale nie zawsze tak się działo. Zdarzało się jej także być w gorszej dyspozycji. W czasie ostatniego przedstawienia „Rigoletta” w Operze Dworskiej można było się znowu przekonać, jak wirtuozyjnie i jednocześnie jak źle śpiewa Selma Kurz – relacjonowało wiedeńskie pismo. Bywały przedstawienia, o których chciano zapomnieć jak najszybciej, jak np. „Zimowa opowieść”, którą zagrano raptem pięć razy. Kiedy widzowie okazywali jej bezgraniczne uwielbienie, krytycy niekoniecznie byli zachwyceni.
   Z oczywistych względów trudno opisać każdy z występów Słowika z Bielska, postanowiłem więc przypomnieć te najważniejsze na terenach historycznych ziem Polski – we Lwowie, Krakowie i Warszawie.

Lwowskie konwenanse i gierki,
czyli wielkość zależy od biura koncertowego

  Pierwszy oficjalny koncert naszej śpiewaczki w Galicji odbył się w 1903 roku w Filharmonii Lwowskiej, która nie tak dawno zainaugurowała swoją działalność. Gwiazdami zaplanowanego na marzec setnego koncertu byli Selma Kurz i Bronisław Huberman. Niestety, zawirowania organizacyjne wokół jubileuszu i przepychanki wewnątrz lokalnego środowiska teatralnego tak mocno zajęły uwagę dziennikarzy „Kuriera Lwowskiego”, że o samym koncercie nie napisali ani słowa.

   Ciekawie wypadła druga wizyta Selmy w stolicy Galicji. W lutym 1910 roku artystka przybyła do Lwowa na zaproszenie dyrektora biura koncertowego Józefa Laua. Ta nieistotna z pozoru organizacyjna informacja jest niezwykle ważna dla zrozumienia późniejszej oceny krytyki. Początkowo wszystko było OK – gazety donosiły o planowanym terminie koncertu, następnie informowały, że ze względu na wyprzedanie wszystkich biletów na 4 lutego postanowiono zorganizować dodatkowy koncert 11 lutego. Tu jednak nastąpił niespodziewany zwrot akcji. Oto po pierwszym występie publiczność wyszła zadowolona, a krytycy rozpoczęli delikatny... atak.
Cóż nam dała natomiast Selma Kurz, prócz bajecznie pięknego, mistrzowsko wyszkolonego głosu? Quasi stylowo odśpiewaną arję Zuzanny z Mozarta „Figara”, nie dla jej głosu napisanego „Asrę” Rubinsteina, bardzo cenną i zajmującą pieśń Mahlera (jedynie muzycznie zajmujący numer programu), dwie arje Masseneta i Pucciniego, odśpiewane w dodatku nie w języku oryginału, no i sakramentalny walczyk Arditiego „Parla”, który nie nadaje się do programu śpiewaczki tak pierwszorzędnej, jak Selma Kurz. Noblesse oblige. Od śpiewaczki tej miary wolno żądać wiele, a nowoczesna literatura muzyczna, szczególnie dla śpiewu, tak jest bogata, że tylko odrobiny dobrej woli no i... smaku artystycznego, a z łatwością przyszłoby ułożyć program, dostosowany do wielkiej sztuki śpiewackiej niepospolitej artystki. Rzecz prosta, że olśniewający śpiew panny Kurz nie minął bez wrażenia. Tłumnie w „Filharmonji” zgromadzona publiczność, odszczególniała znakomitego gościa, będącego niezaprzeczenie fenomenem wokalnym, owacyjnie, zmuszając do nadprogramowych dodatków, z których na pierwszem miejscu wymienić należy mistrzowsko odśpiewany tzw. Lockruf z Goldmarka „Królowej Saby” – pisał krytyk Stanisław Meliński.
„Słowo Polskie” i „Wiek Nowy” relacjonowały koncert w podobnym tonie.
   Z recenzji Melińskiego wynikało, że Selma jest artystką wspaniałą, a tylko... źle dobrano jej repertuar! Warto ten niuans zapamiętać, gdyż cztery lata później gwiazda wiedeńskiej opery znów zawitała do Lwowa. I tym razem zaczynało się podobnie. Prasa informowała, że 23 marca 1914 roku Selma wystąpi. Później – że ze względu na brak biletów trzeba było zorganizować drugi koncert 25 marca. Po obu koncertach słuchacze byli wniebowzięci – ale krytycy tym razem wysmażyli bajeczne recenzje. „Słowu Polskiemu” nie przeszkadzało, że śpiewaczka jest Niemką, a „Wiek Nowy” i „Kurier Lwowski” piały z zachwytu.
   Co się stało? Czy zmiana repertuaru wywołała uwielbienie recenzentów? Dlaczego krytycy bez zastrzeżeń zgodzili się z gustem publiczności?
   Można oczywiście roztrząsać w akademickim sporze poszczególne pytania, silić się na argumenty typu: inny repertuar, dyspozycja dnia czy większe doświadczenie śpiewaczki. Te czynniki na pewno mają znaczenie. Jednak w tym konkretnym przypadku przyczyn „lwowskiego cudu” szukać należy gdzie indziej. Oto organizatorem koncertu była tym razem agencja M. Turka, która musiała mieć „dobre układy” z recenzentami. Dziwnym trafem artyści sprowadzeni przez biuro Józefa Laua zawsze mieli spadek formy artystycznej. Natomiast gdy ci sami artyści przyjeżdżali na zaproszenie agencji Turka, zawsze byli w świetnej dyspozycji... Ot, taka kreatywna rzeczywistość, której doświadczyła niczego nieświadoma Selma.
   Jednak sama bohaterka z drugiej wizyty we Lwowie zapamiętała to, że poznała wtedy polską część rodziny swojego przyszłego męża. Po koncercie spędziła czas między innymi z kuzynem Józefa Halbana – Alfredem, rektorem, prawnikiem i posłem do parlamentu we Lwowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz