czyli koncerty dla polskiej publiczności
Selma Kurz bardzo dużo koncertowała. Większość występów kończyła się owacjami na stojąco, ale przytrafiały się też koncerty nieudane. Zazwyczaj jej śpiew ratował mierne sztuki, w których również dane jej było zagrać, ale nie zawsze tak się działo. Zdarzało się jej także być w gorszej dyspozycji. W czasie ostatniego przedstawienia „Rigoletta” w Operze Dworskiej można było się znowu przekonać, jak wirtuozyjnie i jednocześnie jak źle śpiewa Selma Kurz – relacjonowało wiedeńskie pismo. Bywały przedstawienia, o których chciano zapomnieć jak najszybciej, jak np. „Zimowa opowieść”, którą zagrano raptem pięć razy. Kiedy widzowie okazywali jej bezgraniczne uwielbienie, krytycy niekoniecznie byli zachwyceni.
Z oczywistych względów trudno opisać każdy z występów Słowika z Bielska, postanowiłem więc przypomnieć te najważniejsze na terenach historycznych ziem Polski – we Lwowie, Krakowie i Warszawie.
Lwowskie konwenanse i gierki,
czyli wielkość zależy od biura koncertowego
Pierwszy oficjalny koncert naszej śpiewaczki w Galicji odbył się w 1903 roku w Filharmonii Lwowskiej, która nie tak dawno zainaugurowała swoją działalność. Gwiazdami zaplanowanego na marzec setnego koncertu byli Selma Kurz i Bronisław Huberman. Niestety, zawirowania organizacyjne wokół jubileuszu i przepychanki wewnątrz lokalnego środowiska teatralnego tak mocno zajęły uwagę dziennikarzy „Kuriera Lwowskiego”, że o samym koncercie nie napisali ani słowa.
Cóż nam dała natomiast Selma Kurz, prócz bajecznie pięknego, mistrzowsko wyszkolonego głosu? Quasi stylowo odśpiewaną arję Zuzanny z Mozarta „Figara”, nie dla jej głosu napisanego „Asrę” Rubinsteina, bardzo cenną i zajmującą pieśń Mahlera (jedynie muzycznie zajmujący numer programu), dwie arje Masseneta i Pucciniego, odśpiewane w dodatku nie w języku oryginału, no i sakramentalny walczyk Arditiego „Parla”, który nie nadaje się do programu śpiewaczki tak pierwszorzędnej, jak Selma Kurz. Noblesse oblige. Od śpiewaczki tej miary wolno żądać wiele, a nowoczesna literatura muzyczna, szczególnie dla śpiewu, tak jest bogata, że tylko odrobiny dobrej woli no i... smaku artystycznego, a z łatwością przyszłoby ułożyć program, dostosowany do wielkiej sztuki śpiewackiej niepospolitej artystki. Rzecz prosta, że olśniewający śpiew panny Kurz nie minął bez wrażenia. Tłumnie w „Filharmonji” zgromadzona publiczność, odszczególniała znakomitego gościa, będącego niezaprzeczenie fenomenem wokalnym, owacyjnie, zmuszając do nadprogramowych dodatków, z których na pierwszem miejscu wymienić należy mistrzowsko odśpiewany tzw. Lockruf z Goldmarka „Królowej Saby” – pisał krytyk Stanisław Meliński.
„Słowo Polskie” i „Wiek Nowy” relacjonowały koncert w podobnym tonie.
Z recenzji Melińskiego wynikało, że Selma jest artystką wspaniałą, a tylko... źle dobrano jej repertuar! Warto ten niuans zapamiętać, gdyż cztery lata później gwiazda wiedeńskiej opery znów zawitała do Lwowa. I tym razem zaczynało się podobnie. Prasa informowała, że 23 marca 1914 roku Selma wystąpi. Później – że ze względu na brak biletów trzeba było zorganizować drugi koncert 25 marca. Po obu koncertach słuchacze byli wniebowzięci – ale krytycy tym razem wysmażyli bajeczne recenzje. „Słowu Polskiemu” nie przeszkadzało, że śpiewaczka jest Niemką, a „Wiek Nowy” i „Kurier Lwowski” piały z zachwytu.
Co się stało? Czy zmiana repertuaru wywołała uwielbienie recenzentów? Dlaczego krytycy bez zastrzeżeń zgodzili się z gustem publiczności?
Można oczywiście roztrząsać w akademickim sporze poszczególne pytania, silić się na argumenty typu: inny repertuar, dyspozycja dnia czy większe doświadczenie śpiewaczki. Te czynniki na pewno mają znaczenie. Jednak w tym konkretnym przypadku przyczyn „lwowskiego cudu” szukać należy gdzie indziej. Oto organizatorem koncertu była tym razem agencja M. Turka, która musiała mieć „dobre układy” z recenzentami. Dziwnym trafem artyści sprowadzeni przez biuro Józefa Laua zawsze mieli spadek formy artystycznej. Natomiast gdy ci sami artyści przyjeżdżali na zaproszenie agencji Turka, zawsze byli w świetnej dyspozycji... Ot, taka kreatywna rzeczywistość, której doświadczyła niczego nieświadoma Selma.
Jednak sama bohaterka z drugiej wizyty we Lwowie zapamiętała to, że poznała wtedy polską część rodziny swojego przyszłego męża. Po koncercie spędziła czas między innymi z kuzynem Józefa Halbana – Alfredem, rektorem, prawnikiem i posłem do parlamentu we Lwowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz