Wiedeń marzeń i szkoły,
czyli dwa oblicza stolicy
Wiedeń – miasto, które nigdy nie śpi. Nawet w trakcie wojen i kryzysów na pierwszych stronach gazet goszczą informacje o Operze Wiedeńskiej, a każdy nowy rok nie zaczyna się od hymnu państwowego, tylko od walców. Teraz stał się jej nowym domem. Tym razem jednak stolica powitała ją chłodno. Zamieszkała u rodziny Bettelheim. Rodzina była serdeczna, ale pierwszy pobyt w wielkim obcym mieście bez pieniędzy i pod ciągłą presją dał się młodej bielszczance mocno we znaki. Siedziała sama w domu lub była na lekcjach u profesora Johana Ressa. Każda lekcja była potwornym stresem, bowiem profesor był małomówny, skryty, a to on miał ostatecznie zdecydować czy Selmę przyjmą na studia. Nauczyciel podkreślał wprawdzie, że głos ma dobry, ale równocześnie potworne braki w teorii wychowania muzycznego. Po kilkunastu dniach niepewności otrzymała upragnioną kartkę z podpisem profesora, na której lakonicznie napisał: Proszę okaziciela tej kartki przyjąć na studia.
Kiedy dostała się do Konserwatorium, nieoceniony dr Haase znalazł jej nowe lokum. Zamieszkała u rodziny Kohn-Holländer. Co ważne, pani domu, Cecylia, nie dość, że pochodziła z Bielska, to jeszcze była wyśmienitą pianistką. Bardzo szybko Selma stała się „adoptowaną córką”. To dzięki niej młoda adeptka nie tylko oswoiła się z życiem w wielkim mieście, ale też nauczyła się języka włoskiego, którym doskonale władała pani Cecylia. Państwo Kohn-Holländer nie tylko okazali jej życzliwość i serce, ale również wprowadzili w świat mieszczaństwa stolicy. Dzięki czemu zdolna dziewczyna szybko nabyła wiedeńskiego obycia.
Węgierskie wsparcie,
czyli słów kilka o dobroczyńcy
Jedyną rzeczą, która stale doskwierała Selmie, była pusta kiesa. Życie w stolicy, nawet skromne, dużo kosztowało. Pojawiające się zaproszenia wymagały odpowiedniego stroju, a jej ciągle brakowało pieniędzy, więc oglądała każdego guldena ze wszystkich stron, zanim się z nim rozstała.
W tym miejscu trzeba byłoby zapytać, co na to jej główny sponsor.
Darczyńcą Selmy był węgierski książę Nikolaus Esterházy. Książę Nikolaus był niezwykłym człowiekiem. Kochał sztukę i artystów oraz jazdę konną. Był dziedzicem wielkiej fortuny rodzinnej, w XVIII wieku największej na Węgrzech. Jednak gdy on sam obejmował schedę, sytuacja materialna rodzina nie była wesoła. Rozrzutność i niegospodarność jego dziadka i ojca sprawiły, że zadłużony majątek kurczył się. Nikolaus opanował sytuację, żył jak na księcia oszczędnie. Nie oszczędzał tylko na... artystach.
Selmie był życzliwy i troszczył się o jej edukację. Płacił za studia, fundował bilety do teatru i na koncerty. Ilekroć się spotkali, wręczał jej kilkanaście guldenów oraz podarek w postaci na przykład czerwonego materiału na sukienkę. Jego wsparcie było konkretne, lecz nie pozwalało spocząć na laurach – książę oczekiwał pracy i inwencji twórczej. Swoich stypendystów zapraszał dwa razy w roku do zamku Totis. Czasami przebywało tam nawet 100 artystów naraz. Były występy, pokazy, koncerty, życie towarzyskie kwitło do białego rana. O tym, co tam robili, krążyły legendy. Tymczasem, jak wynika z relacji i wspomnień ich samych, w Totis panowała swoboda artystyczna, lecz o swobodzie obyczajowej nie było mowy. Młode kobiety, w tym Selma, w trakcie pobytu w zamku korzystały z opieki guwernantek.
To właśnie w Totis perła z Bielska po raz pierwszy śpiewała na scenie i zyskała opinię tej, która ma „lwi pazur” w gardle.
Na zamku Totis Selma była aż 19 razy. Życie spędzała na przemian w Wiedniu i w węgierskim zamku, na krótko odwiedzała też Bielsko. W 1893 roku sprawy zaczęły się komplikować. Prof. Ress poważnie zachorował i przez jakiś czas Selma nie miała żadnego nauczyciela śpiewu. Nie uczyła się też gry na fortepianie. Jednak prawdziwa katastrofa wydarzyła się 28 stycznia 1894 roku, kiedy zmarł książę Nikolaus Esterházy.
Prasa zamieszczała liczne i długie artykuły na jego cześć. Dla Selmy i innych stypendystów jego śmierć oznaczała koniec świata – w kwietniu tego roku spadkobierca księcia wstrzymał wszystkie stypendia. Przeszedłszy połowę trudnej drogi w Konserwatorium, młoda artystka nagle stanęła przed groźbą powrotu do domu. Widmo przekreślenia wszystkich dotychczasowych starań i kariery coraz bardziej zaglądało jej w oczy.
Na szczęście miała anioła stróża w osobie dra Haasego. Ten wytrawny bywalec salonów wiedeńskich dał jej listę osób, do których mogła się udać po wsparcie, oraz własną wizytówkę, na której napisał,
że jest jego protegowaną. (...) jej małe próbki wokalne powinny przekonać szlachetnych państwa, by jej pomóc. Żywię nadzieję, że tak się stanie. Ze szczerym szacunkiem dr Haase. Wizytówka z taką notatką otwierała bardzo dużo ważnych drzwi. Ilu możnych i bogatych wiedeńczyków sypnęło groszem (o przepraszam – halerzami) z miłości do sztuki i talentu Selmy, a ilu by zaskarbić sobie przychylność znanego polityka, posła i najważniejszego duchownego protestanckiego, którego lubił sam cesarz Franciszek – pozostanie tajemnicą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz