poniedziałek, 4 czerwca 2018

Selma Kurz Słowik z Bielska i Białej cz. 6.



Śpiew czy kochanie,
czyli jak Selma amanta odprawiła

Po powrocie z Wiednia najpierw był entuzjazm, później rozterki, a na koniec bezradność. Selma po przyjedzie ze stolicy czuła się już jak primadonna, bo przecież miała glejt od najważniejszego profesora w c.k. Austrii, że śpiewać umie i zdolną dziewczyną jest. Jednak im więcej upływało dni, tym więcej pojawiało się rozterek. Huraoptymizm topniał pod wpływem realizmu, tym bardziej że wyprawy na „połów” sponsora nie przynosiły efektu. Goldmann kilkakrotnie nachodził najbogatszych ludzi w mieście.

Uporczywie czekał na przyjęcie w sekretariatach i za każdym razem wizyta kończyła się tym samym. Wyrazami podziwu dla talentu Selmy i ogólnymi zapewnieniami, że i owszem, jakaś niewielka suma, jednorazowo itp. Nikt nie chciał zostać jej mecenasem. Fabrykanci umieli doskonale kalkulować, a z rachunku podobieństwa wychodziło, że ma ona nikłe szanse, aby zostać wielką primadonną. Mówiąc językiem biznesu, ta inwestycja pociąga za sobą duże koszty, a nie rokuje najmniejszych szans na zysk w przyszłości. Po każdej takiej wizycie kantor smutniał, a w oczach Selmy gasł młodzieńczy zapał.

Rodzice dziewczyny, widząc bezradność misji pt. „Opera”, postanowili przerwać ten chocholi taniec i zapewnić córce dobre i komfortowe życie, oczywiście jak na ich oczekiwania. W tym celu zaaranżowali jej małżeństwo z młodym człowiekiem ze Styrii. Było to o tyle łatwe, że młodzieniec ten spędzał wakacje w Bielsku. Poznał Selmę i zakochał się w niej. W tych okolicznościach rodzice postanowili nie czekać na rozwój wypadków, lecz wydać ją szybko za mąż. Młody człowiek był pracownikiem tartaku ze stałym dochodem, w wysokości aż 45 guldenów! Dla porównania bardzo dobra szwaczka zarabiała sześć razy mniej. Wychodząc za tego człowieka, Selma mogłaby sobie całkiem dostatnio żyć, zapominając o biedzie domu rodzinnego. Tym jednym ruchem nie tylko wyprą mrzonki o scenie, ale co ważniejsze – zapewnią córce godziwą przyszłość. Jakież było ich zdziwienie, gdy Selma, do tej pory posłuszna, zamiast im podziękować, powiedziała stanowcze: NIE! Chce śpiewania, a nie kochania...

A jednak Wiedeń,
czyli jaką moc sprawczą ma prasa

Po odprawieniu niedoszłego narzeczonego i gdy wszystkie próby pozyskania sponsora legły w gruzach, sytuacja Selmy była nie do pozazdroszczenia. W domu rodzinnym atmosfery sielankową nazwać nie można było, a równocześnie zawód krawcowej zaczął ją uwierać. Wszystko bowiem wskazywało, że to tymczasowe zajęcie stanie się podstawowym źródłem jej utrzymania. Kiedy Selma w skrytości serca zaczęła już pewnie rozważać plusy bycia żoną pracownika tartaku, zjawił się jej „anioł stróż” w postaci kantora Goldmanna i oświadczył, że będzie śpiewaczką państwowej opery w Wiedniu, bo on ma plan.

Na czym opierał tę radosną nowinę, Ignacy nie zdradził Selmie, tylko prosił o czas. Tym razem dobry Bóg nie przemówił z gorejącego krzewu jak do Mojżesza, ale wybrał nowoczesny środek komunikacji. Jak się okazuje, „oświecenie” na bielskiego kantora spłynęło po przeczytaniu... prasy. W dzienniku „Pester Lloyd” wyczytał, że w posiadłości księcia Nikolausa Esterházyego w Totis odbył się wspaniały pokaz przygotowany przez jego stypendystów. „Die Presse” i wiele innych gazet opisało, jak w czerwcu 1892 roku na Praterze w Wiedniu książę zorganizował kulturalny festiwal pn. „Garden Party”, w którym wystąpiło wielu młodych artystów. Ta jedna impreza kosztowała 44 tysiące guldenów! Goldmann wiedział, że takiego patrona potrzebuje Selma. Pełen wiary napisał list i po raz kolejny okazało się, że wiara czyni cuda! Już w sierpniu 1892 roku otrzymał odpowiedź, że rekomendacja prof. Gänsbachera jest na tyle przekonująca, że książę Esterházy da jej szansę i zaprasza na przesłuchanie.

Kolejny wyjazd do stolicy odbył się zupełnie w innych warunkach. Zły omen z pierwszego wyjazdu prysnął, a dobra gwiazda zjaśniała na dobre. Selma nie musiała prosić o pieniądze na bilet. Farbiarz Kestel i jego syn Rippel nie tylko wyłożyli potrzebną kwotę, ale również zasponsorowali jej odpowiedni strój. Rudolf i Antonia Kestel byli od 1870 roku właścicielami posesji Nieder Vortstadt [NV.] 128 przy pl. Fabrycznym 1 (Karlsplatz, pl. Dunajewskiego), w 1875 roku uruchomili tam farbiarnię tkanin (Schwarzfärberei) – informuje Piotr Kenig,  znakomity historyk, kierownik Starej Fabryki, Oddziału Muzeum Historycznego w Bielsku-Białej.

Stolica przywitała ją piękną pogodą, a chodniki nie „podkładały jej nóg”, jak to robiły ostatnio. Bez wywrotki dotarła na przesłuchanie. I tu kolejne zaskoczenie. Sprawdzian umiejętności dziewczyny z Bielska niczym nie przypominał powagi i napięcia, jakie było u profesora Gänsbachera. Znawcy muzyki, wspólnie z księciem Nikolausem, w serdecznej atmosferze wysłuchali Selmy, później bili brawo i nie szczędzili pochwał. Książę zgodził się pokryć koszty studiów pod warunkiem, że wcześniej uczyć ją będzie sam profesor Johan Ress, który ostatecznie potwierdzi, czy może ona studiować od października tegoż roku. Radość Selmy i Ignacego nie miała końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz