środa, 20 grudnia 2017

Okruchy historyczne z Pietrzykowic cz. 6.

Rabacja galicyjska,
czyli dziel i rządź

    Pod austriackim panowaniem stosunki pomiędzy szlachtą a chłopstwem ulegały narastającemu napięciu. Chłopi zmuszeni byli do odrabiania pańszczyzny nawet 3 dni w tygodniu. Dodatkowo panował chaos prawny. W większości sporne sprawy rozstrzygał właściciel, a tylko w najcięższych sprawach mogli się oni odwoływać się do sądów państwowych. Administracja austriacka nakazała szlachcie pobór podatków dla państwa i zaciąganie rekruta wśród chłopów. Tym sposobem wszystkie pretensje za podwyżkę podatków, czy też pobór do wojska szły na karb szlachty. Cesarz i jego administracja przedstawiali się tymczasem jako przyjaciele ludu.
    W 1845 roku na terenie Galicji pojawiły się bardzo mocne wśród szlachty ruchy powstańcze. W tych okolicznościach Austriacy, chcąc doprowadzić do rozdźwięku w polskim społeczeństwie i tym samym zapobiec wybuchowi ewentualnego powstania, postanowili załatwić to w ramach maksymy divide et impera (dziel i rządź).  Wykorzystali rosnące niezadowolenie chłopów i wmówili im, że szlachta ma zamiar zrobić z nich niewolników, a niepokornych zabić. Plotki, połączone z czasem nieludzkim traktowaniem chłopów przez ich panów, zrobiły swoje. W styczniu 1846 roku doszło do pierwszych napadów na dwory. Zbrojne gromady chłopów zrabowały i zniszczyły w drugiej połowie lutego 1846 roku ponad 500 dworów. Najwięcej w cyrkułach: tarnowskim, bocheńskim, sądeckim, wielickim, jasielskim. Bandy chłopskie atakowały także mniejsze oddziały powstańcze zmierzające do Krakowa. I oto właśnie chodziło Austriakom. Rozwydrzeni chłopi nie mieli skrupułów, tym bardziej, że administracja państwowa nie tylko, że nie interweniowała, ale wypłacała
nagrody pieniężne za głowy zamordowanych ziemian. Kuriozum tym wydarzeniom dodaje makabryczny fakt, że kwota wypłacana za martwych była dwukrotnie wyższa od płaconej za rannego. W tych okolicznościach w Tarnowie, aby otrzymać więcej pieniędzy, na progu starostwa mordowano rannych, a ich krew płynęła po rynku... Oczywiście, gdy powstanie krakowskie upadło, chłopi przestali być potrzebni. Pojawiło się również wcześniej niewidziane wojsko austriackie i zrobiło porządek z bandami chłopskimi.

   Na szczęście wypadki roku 1846 i rzezie z nimi związane ominęły Żywiecczyznę. Stało się tak głównie dlatego, że emisariusze powstańczy wcześniej ogłosili tutaj wśród ludności wiejskiej zniesienie ciężarów pańszczyźnianych. Ta akcja informacyjna spowodowała, że podszepty austriackie były słabo słyszalne. Na wiosnę, w marcu 1846 r. poddani z wsi żywieckich poczęli nagminnie odmawiać odrabiania pańszczyzny. Radykalizm ich był duży tym bardziej, że ze względu na anomalia klimatyczne ziemniaki pogniły, a pozostałe ziemiopłody wydały mały plon i był powszechny głód.  Starosta wadowicki Loserth, któremu podlegała Żywiecczyzna, ostro występował przeciw tym objawom nieposłuszeństwa. Sytuacja bardzo groźna zrobiła się w kwietniu i maju, gdyż chłopi z gmin Pietrzykowice, Lipowa, Sporysz, Trzebinia, Wieprz, Radziechowy i Jeleśnia masowo odmówili odrabiania pańszczyzny. W stosunku do niepokornych zastosowano areszt, a chłopi przymuszani bagnetami żołnierzy siłą zmuszani byli do pracy.  Do poważniejszych zaburzeń doszło w 1848 r. W Żywcu, w dniu targowym przed Świętami Wielkanocnymi wybuchły zamieszki. Zebrani na targu chłopi oraz mieszczanie zgromadzili się przed zamkiem grożąc wyrzuceniem z niego niemieckich urzędników. Skończyło się na krzyku i na szczęście do rozlewu krwi nie doszło. W następnym roku na Zielone Święta przemaszerowały przez Żywiec wojska rosyjskie powracające do Rosji po stłumieniu powstania węgierskiego. W mieście stacjonowały oddziały kozaków dońskich obładowane łupami zrabowanymi na Węgrzech. Jak się to często zdarzało i tym razem żołnierze przywlekli do miasta zarazę. W całej parafii żywieckiej zmarło wtedy 120 osób.

    Niejako pomnikiem tych wydarzeń w Pietrzykowicach jest kapliczka na tzw. Polu Midorowym. Władze, aby odciągnąć chłopów od powstania postanowiły znieść pańszczyznę. Fakt ten miał miejsce 15 maja 1848 roku. Z tej okazji na terenie Galicji ufundowano wiele krzyży i kapliczek. Jedną z nich jest ta na Midorowym Polu w Pietrzykowicach. Wznosi się na niewielkim pagórku w cieniu wielkiej lipy. Założona została na rzucie prostokąta i zakończona jest półkolistą apsydą, wzniesiona z kamienia, obecnie potynkowana i nakryta dwuspadowym, gontowym daszkiem. Do kapliczki prowadzą prostokątne drzwi zabezpieczone dodatkowo metalową kratą. W szczycie kapliczki znajduje się niewielka nisza, wewnątrz której umieszczona jest figurka Matki Boskiej. Poniżej niszy zawieszony drewniany krzyż z Chrystusem ukrzyżowanym.
Niegdyś w bocznych ścianach znajdowały się okna obecnie zamurowane. Wewnątrz kapliczki drewniany ołtarzyk, na którym obraz -kopia Matki Boskiej Częstochowskiej- namalowany w 1996 roku przez miejscową artystkę Katarzynę Handerek. Poza tym wyposażenie stanowią reprodukcje: na lewej ścianie Matka Boska z Dzieciątkiem, na prawej Serce Pana Jezusa oraz gipsowa figurka Matki Boskiej Różańcowej. Nie jest znana data wybudowania kapliczki, najprawdopodobniej powstała ona w połowie XIX wie-ku
.  W ostatnich latach została ona pięknie wyremontowana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz