środa, 18 listopada 2015

Stadt Theater in Bielitz nr 30

                                                              Sezon 1897/1898
  
    Jesień teatralna roku 1897 w mieście nad Białą rozpoczęła się od wystawienia operetki pt. „Die Afrikareise” Franza von Suppe.

    Kolejną propozycją była sztuka pt. „Das grobe hemd” (W grubej koszuli – Na przedmieściu), której twórcą był Karl Weis, austriacki dramaturg i gawędziarz. Przedstawienie było absolutną nowością, prapremierę miało 1 lutego 1897 roku w Niemieckim Narodowym Teatrze w Wiedniu.


Marzenia a rzeczywistość,
czyli właściciele abonamentów teatralnych oszukani?

    Powyższy śródtytuł to nie chwyt marketingowy, tylko cytat z październikowego wydania lokalnej gazety. Donosiła ona, że śmietanka towarzyska miasta, która wykupiła abonament teatralny, była bardzo niezadowolona z proponowanego repertuaru. Gazeta zgodziła się z tą opinią i wystąpiła z ostrą krytyką postępowania dyrektora Arlta. Zgodnie bowiem z założeniami programowymi, podstawowym kierunkiem działalności bielskiej sceny miała być opera, tymczasem dyr. Arlt wystawiał operetki, komedie i proste dramaty. Ujawniło się więc lobby wykazujące, że za dyrekcji braci Wolfa proporcje między gatunkami były lepiej zachowane. Oliwy do ognia dolewała informacja, że bracia Wolf nawet w środku sezonu mogą wrócić...

    Trudno dzisiaj wyrokować, na ile była to akcja inspirowana przez braci Wolf, a na ile samodzielna krytyka publicysty, który pisał o nastrojach wśród najbardziej wpływowej grupy widzów teatru. Pamiętając o tym, że kilka miesięcy temu podczas tajnych negocjacji bracia Wolf odpadli z rywalizacji o prowadzenie teatru, można uznać, że mieli oni dobry powód jeżeli nie do zemsty, to przynajmniej do uprzykrzania życia zwycięzcy.
   To jednak był tylko jeden z kamyków, który ruszył lawinę, gdyż bezsprzecznie zmieniła się linia artystyczna bielskiej sceny. Wielu artystów operowych odeszło z bielskiego zespołu, gdy spadło im wynagrodzenie. Przenosili się tam, gdzie z opery dało się wyżyć... Ale czego spodziewał się Komitet Teatralny i komisja konkursowa, jeżeli głównym kryterium wyboru kandydata był koszt prowadzenia teatru? Przypomnijmy, że nowy dyrektor, aby sprostać wymaganiom, zrzekł się nawet... subwencji gminnej. W tych okolicznościach musiał szukać przedstawień tańszych w produkcji. Kilkuaktowe opery generowały potworne koszta. Trzeba było zapłacić śpiewakom i orkiestrze, wykonać stosowne dekoracje do każdego aktui przeznaczyć dużo czasu na próby. Wystawienie dramatu czy komedii było tańsze i mniej czasochłonne. Gdy do tego dodamy występy objazdowych kabareciarzy, którzy ściągali widownię, a obciążali kasę teatru tylko swoją gażą, to otrzymujemy ofertę w myśl porzekadła „Tak krawiec kraje, jak materii staje”. Można też pokusić się o bardziej wyrafinowaną mądrość uczącą, że „i Salomon z pustego nie naleje”.

   Z dużą dozą pewności można założyć, że zmiana oferty artystycznej wiązała się nie z brakiem dobrego smaku u dyrektora Arlta, ale raczej z chęcią poszerzenia widowni. Arlt liczył, że do teatru zaczną częściej przychodzić mieszczanie i robotnicy, a to poprawi jego ekonomiczny bilans. Czy jednak śmietanka towarzyska chciała się integrować kulturalnie z niższymi warstwami? Przecież teatr miał być świątynią sztuki, a tu obok bogatego fabrykanta czy finansisty siedziała skromna kucharka czy też niższej rangi urzędnik pocztowy, nie mówiąc już o robotniku.
   Te dywagacje, dzisiaj budzące uśmiech, wtedy były ważnymi kwestiami społecznymi. Pozostawiając je socjologom, warto przytoczyć odpowiedź dyrektora Arlta, który w liście do redakcji „Silesii” wyjaśniał, że krytyka jego poczynań poszła za daleko. Tłumaczył, że trudno w trakcie sezonu zastąpić śpiewaczkę operową panią Schwarz, która nagle złożyła wypowiedzenie, a bez niej lub równie dobrej śpiewaczki realizacja ambitnych oper jest niemożliwa. Operetki i komedie cieszą się natomiast dużą popularnością i odnoszą sukces finansowy, wobec czego dyrektor zamierza dalej prowadzić scenę w ten sposób. Jednocześnie Arlt informował posiadaczy abonamentów, których razi ten kierunek artystyczny teatru, że mają prawo do oddania karnetu i zwrotu połowy jego wartości. Muszą to uczynić do 15 listopada.


   Jak widać, dyrektor Arlt doskonale znał realia i wiedział, co robi. Czy uleganie gustom publiczności było właściwe, czy nie, pozostawiam ocenie Czytelników, jednak, jak mówią doświadczeni górale, „chociaż rzeczywistość skrzeczy”, to nie można się na nią obrażać lub też jej ignorować.
   Po takiej odpowiedzi gazeta postanowiła przypomnieć niepokornemu dyrektorowi, że media są czwartą władzą i wprowadziła embargo na informacje o jego działalności. Użyła najgroźniejszej broni, jaką dysponują media, i ignorowała wszystkie propozycje teatralne. Na próżno wielbiciel sztuk teatralnych wertował karty „Silesii”. Ta niczym Sfinks nie tylko nie zamieszczała żadnych recenzji, ale nawet nie informowała o repertuarze. Tak jak gdyby teatr wyparował z miasta. Trudno ocenić, na ile takie zachowanie wynikało z faktu, że gazeta postanowiła nie firmować „artystycznych dokonań” ówczesnej dyrekcji, a na ile poczuła się urażona, że dyrektor po jej krytyce nie posypał głowy popiołem, lecz postanowił dalej trwać przy swej wizji teatru. Powyższego dylematu nie rozstrzygniemy, ale pozostanie faktem, że do końca roku gazeta nie zamieściła ani słowa o teatrze. A przecież w tej branży najważniejsze jest to, by pisali, nieważne czy dobrze, czy źle, ale po nazwisku! Milczenie zaś to niebyt. Jako realista dyr. Arlt zdawał sobie z tego sprawę i podjął jakieś działania, aby dogadać się z redakcją. Post informacyjny trwał ponad 40 dni. I tak jak zaczął się bez zapowiedzi, tak też i skończył się bez słowa wyjaśnienia dla czytelników w styczniu następnego roku.

   Początkiem stycznia 1898 roku zmowa milczenia się skończyła i gazeta doniosła, że jeszcze przez dwa dni będzie grana w Bielsku opera pt. „Königskinder” (Królewskie dziecko) Engelberta Humperdincka. Autorem libretta była Elsa Bernstein-Porges (Ernst Rosmer).


W tej wersji sztuka nie cieszyła się dużym powodzeniem. Z fachowej literatury dowiadujemy się, że triumfy zaczęła ona odnosić po poprawkach autora w wersji z lat 1907-1910. W bielskim przedstawieniu wystąpiły panie Ganella i Förster oraz panowie Tramer i Richter.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz