Kwiaty, brawa, gwizdy i podarki,
czyli niełatwym szlakiem benefisów kroczymy
Zaraz na początku roku poinformowano, że teatr ma 24 192 K deficytu, który musi pokryć miasto. Jednak magistrat ignorował tę wiadomość, a bieżącą działalność sceny dofinansował sumą 3000 K dopiero w połowie lutego.
Nowy rok w teatrze rozpoczęto od 4 stycznia, a w repertuarze były m.in.: „Cavalleria rusticana”, „Bajazzo”, „Das neue Ghetto”, „Die geschiedene Frau”. 8 stycznia swój wieczór korzyści, jak też nazywano benefis, miał Karol Krois. Pan Krois dał nam w trakcie sezonu wystarczające dowody jego kreatywności i umiejętności jako reżyser i wybitny aktor, dzięki czemu spędziliśmy wiele przyjemnych godzin w teatrze – pisała jedna z gazet.
Wieczór niestety okazał się niewypałem, gdyż solenizant grał przy prawie pustej widowni...
W takich okolicznościach rozczarowany artysta ma prawo obiecujące słowo „Benefis” zmienić na farsę. Czy Bielsko napra-wdę nie ma więcej publiczność, która potrafi prawidłowo ocenić prawdziwą sztukę i by godnie uczcić tak niezawodnego i bardzo dobrego aktora, jak pan Krois? Nie możemy uwierzyć, że nie chcemy przyznać, że tak jest. Chcemy raczej wierzyć, w interesie jubilata jak i publiczności, w zdradziecki zbieg okoliczności – zaklinała rzeczywistość gazeta.
11 stycznia benefis świętowała Menta Moll, która występowała w sztuce pt. „Der Kleine Herzog” (Mały cesarz) Najprawdopodobniej chodzi tu o sztukę „Mały król”, a gazeta zmodyfikowała tytuł. Tym razem jednak widownia okazała się być bardziej wylewna. Panna Menta Moll miała w tej sztuce wiele okazji do rozwijania swojego naturalnego wdzięku i niebanalnej urody. Świeżą grę i oryginalność wyrazu publiczność nagrodziła oklaskami, pachnącymi kwiatami i datkami. Ze względu na popularność panny Moll dyrekcja postanowiła ją zatrzymać na dłużej w Bielsku. Artystka, związana do tej pory umową z Theater an der Wien, w sezonie 1910/11 została aktorką w Bielsku.
Prasa donosiła, że Selma Kurz poczyniła kolejny krok w karierze i reprezentuje ją teraz Philipp R. v. Gomperz.
Będąc przy sprawach personalnych trzeba wspomnieć, że pani Fink Lorenzo, znakomita członkini tutejszego zespołu operetki, otrzymała bardzo korzystne warunki pracy w Wiedniu. Natomiast Agnieszka Hermes z bielskiego zespołu miała debiut w Wisbaden.
Dobre recenzje zebrała opera pt. „Die verkaufte Braut” (Sprzedana narzeczona) Bedrzicha Smetany. Po wszystkich włoskich mistrzach, którzy zdominowali naszą operę, nareszcie słyszeliśmy prawdziwą muzykę słowiańską i tak piękną grę na naszej scenie – pisał zachwycony krytyk teatralny.
18 stycznia kapelmistrz Fritz Keßner obchodził urodziny. Podczas opery „Fidelio” pod jego batutą orkiestra spisywała się świetnie. Kapelmistrz już drugi sezon stoi na czele orkiestry i zdobył ogólną sympatię i uznanie całego muzycznego świata miasta Bielsko-Biała. Mimo młodego wieku, pan Keßner ma bardzo dużą wiedzę muzyczną i jest bardzo pracowity i ambitny, co sprawia, że jest jednym z najlepszych w swoim fachu.
19 stycznia zagrano tragedię w pięciu aktach Otto Hartlebena pt. „Rosenmontag” (Karnawał w poniedziałek).
Na odnotowanie zasługuje recenzja, jak popełnił korespondent „Bielitz-Bialaer Anzeige” podpisujący się jako „W”. Tak naprawdę sprawy zewnętrzne tego świata nie są najważniejsze. Tylko skupienie się na sprawach wewnętrznych i potrzebach duszy może przynieść szczęście. Każdy, kto szuka w sztuce czegoś innego, powinien lepiej iść do cyrku lub kawiarni! Później w bardzo ostrych słowach ganił chaos i niezliczoną ilość zgonów, omdleń i wystrzałów, które niczemu nie służyły. Pod koniec zaś, używając języka młodzieżowego, „pojechał po bandzie”: Każde artystyczne wykonanie musi mieć swoją wartość. Każdy gest ma znaczenie, aktor powinien swoją osobowością kreować postać, a tymczasem panna Jensen jest bezosobowa. Naraził się tą opinią publiczności, która pannę Jensen ubóstwiała i nagrodziła jej grę wielkimi brawami (które również odnotował recenzent). „W” był bardzo śmiały w swoich ocenach. W przeciwieństwie do autorów cukierkowatych laurek „Silesii” pisał o mocnych i słabych stronach przedstawień. A pióro miał poetyckie i zaostrzone. O przedstawieniu „Frühlingsluft“ Józefa Straussa z 23 stycznia, połączonym z jubileuszem pani Neufeld pisał tak: Neufeld była w swoim żywiole. W całym bogactwie wylewał się jej wspaniały temperament, a oryginalność gry nie pozwoliła nawet na chwilę oderwać od niej wzroku. Teatr wypełniony był po brzegi, a oklaskom, kwiatom i podarkom nie było końca!”.
Z odgrzewanych przedstawień w styczniu grano również operę „Fidelio” Beethovena. Końcem stycznia na bielskiej scenie pojawiła się nowość – operetka „Herbstmanöver” (Manewry jesienne) węgierskiego kompozytora Imre Kalmana (prawdziwe nazwisko Koppstein). Po premierze w Wiedniu w styczniu 1909 roku „Manewry...” zagrano tam aż 265 razy. Operetka „Herbstmanöver” jest hitem sezonu. Z każdym powtórzeniem zbiera niepohamowaną burzę oklasków. Czyją jest to zasługą? Cóż, po pierwsze i zapewne do dzieło pana Strehna, który pomimo tylu powtórzeń ciągle jest na najwyższym poziomie artystycznym. Sukces jest wielki, tym większy, że wszystkie elementy sztuki doskonale składają się w całość – pisał „Bielitz-Bialaer Anzeiger”.
Zupełnie inaczej została oceniona sztuka Adolfa von Wilbrandta, niemieckiego pisarza i dyrektora Burgtheater w Wiedniu, pt. „Der Meister von Palmyra” (Kapitan Palmyra). W głównej roli obsadzony został Eduard Loibner, który miał ambicję przynieść zaszczyt tego wieczoru naszej scenie. Składamy hołd tym ambicjom, ta rola jednak wymaga delikatności i smaku. To monumentalne dzieło Adolfa Wilbrandta stanowi duże wyzwanie zarówno dla wykonawców, jak i publiczności. Pociąg do wielkiego nie jest niestety dla każdego, szczególnie na prowincji, gdzie jest ciąg do takich porywów. (...) Osobowość głównego bohatera, wywodząca się z lat osiemdziesiątych, nie ma nic wspólnego z nowoczesnością młodego Niemca. Jego burze i napory są szlachetniejszego rodzaju. (...) Młodsze pokolenie uwielbia starych artystów i mistrzów. Ale wszystkie połączenia wewnętrzne łączące się z teraźniejszością rozdartego poety są inne. Pan Loibner jako kapitan Palmyra nie udźwignął roli, która go przerosła. (...) Rola twardej kobiety została powierzona aspirującej, ale wciąż niedojrzałej pannę Siuek. (...) Pan Hilde z operetki podjął nieudaną wycieczkę do teatru. Dyrektor powinien temu zapobiec w przyszłości. Jednak wyreżyserowany przez pana Loibnera spektakl chyba zasługuje na kredyt, gdyż teatr wiwatował i klaskał na cześć pana Loibnera Przykład ten po raz kolejny pokazuje, że czasami gusta krytyków całkowicie rozmijają się z oceną widowni.
Pod koniec stycznia Bielsko odwiedziła Lucy Weidt. Wiedeńska sopranistka dwukrotnie goś-cinne wystąpiła w operze „Fidelio”.
Ostatnią sztuka zagraną w styczniu 1910 roku była farsa pt. „Herkulespillen”. Szereg komicznych sytuacji, w których użyto mnóstwa pikantnych słów połączonych w głupie i absurdalne żarty, sprawił, że wieczór w teatrze był miły. Na szczególną uwagę zasługiwał wszechstronny i elastyczny Krois.
Na początku lutego zorganizowane benefis dyrektora opery Józefa Finka, związanego z bielskim teatrem od trzech lat. Jubileusz obchodzono 3 lutego podczas spektaklu pt. „Hugenoci”. Pan Fink zrobił piękny i poważny postęp jako reżyser, okazał się prawie cudotwórcą, biorąc pod uwagę szczupłość środków, jakimi dysponował przy tworzeniu tego przedstawienia – pisała prasa, podkreślając dopięcie wszystkich na ostatni guzik: Nawet chór dotarł bezpiecznie do celu mimo wielu klifów, które miał do pokonania
Śpiewak operowy Josef Altmann miał swój benefis 9 lutego podczas spektaklu pt. „Margaret”. Nie spieram się o wybór opery jubileuszowej, to oczywiste, że przede wszystkim beneficjant, patrząc na swoje możliwości, chce się pokazać w jak najlepszym świetle, a zwykle optymistom wystarczy wierzyć, że jego szlachetny zapał będzie dopingować wszystkich innych współpracowników i inspirować do przezwyciężenia wszystkich trudności. Niestety, najszczersze chęci nie wystarczą, dlatego w wielu momentach trzeba było przymykać oko i ucho, a dostrzegać tylko chwalebne zapały. (...) Gromkie brawa zarobione były uczciwie (...) Z wielu „Gretchen”, które widzieliśmy tutaj, panna Neugebauer był prawdopodobnie najbardziej oryginalna. Od początku do końca brzmienie jej głosu było przekonujące, ciepłe i miękkie. (...) Natomiast chór wydawał się cały cierpieć z powodu ogólnego kataru. Ich występ to nie uczta i cukierki dla oczu i uszu, lecz powód do ubolewania. Na szczęście orkiestra doskonała pod każdym względem.
Aktor komediowy Eugeniusz Strehn miał jubileusz 12 lutego w sztuce pt. „Kellermeister” (Winiarz) Carla Zellera. Pan Eugen Strehn jest władcą w swoim królestwie, a granice jego imperium zawierają całe audytorium, od pierwszego rzędu aż do galerii. Kupić od niego można wszystko! (...) Najcenniejszym dla komika jest naturalny humor. Nie jakieś wybryki i absurdalne żenujące żarty. Szerokie szczere uśmiechy na twarzy są bardziej wartościowe, niż krótki nerwowy śmiech. W tym właśnie prawdziwym mistrzem jest Strehn. Jego komizm ma zdrowe źródła, które nie tak szybko wysychają, jak poczucie humoru i inteligencja. Z tych źródeł tworzy wartościowe, artystyczne i trwałe role.(...) I tym razem teatr okazał się po raz kolejny zbyt mały, aby pomieścić wszystkich, którzy chcieli wziąć udział w święcie pana Strehna.
13 lutego zaprezentowano nowość w postaci sztuki pt. „Brüderlein fein” (Braterska wojna) Juliusa Wilhelma z muzyką Leo Falla. Jesteśmy wdzięczni dyrektorowi Rübsamowi, że możemy oglądać tę wspaniałą komedię muzyczną i że wystawił ją tak po mistrzowsku i z miłością. (...) Na szczególne uznanie zasługuje kapelmistrz Kaßenda i jego muzycy. Nowe ozdoby zostały wykonane przez pana Fehrenbacha.
15 lutego w spektaklu „Żydówka” wystąpił gościnnie baryton Richard Erdos z Budapesztu.
17 lutego podczas sztuki „Eine Nacht in Venedig” (Noc w Wenecji) jubileusz obchodził dyrygent Fritz Kaßenda. Zasłużoną sympatię dla jubilata wyrazili widzowie w niemal wybuchowy sposób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz