Stefania Szypuła była barwnym ptakiem naszego miasta. Każdy, kto się z nią zetknął, odczuwał ciepło i oryginalność jej postaci. Mieszkała w pięknym, pełnym artystycznego blasku mieszkaniu przy ul Wilsona. Niestety odeszła, nie pozostawiając po sobie spadkobiorców. Z mocy prawa to, co po niej zostało, otrzymało miasto Bielsko-Biała.
Pianino, liczne obrazy na ścianach i portrety dzieci przez nią wykonane oraz żyrandole w pokojach, których nie powstydziłby się sale balowe - tworzyły klimat mieszkania przy ul. Wilsona. Teraz czas się zatrzymał. Wszystko, co stanowiło jakąś wartość, zostało skatalogowane. Pianino pewnie powędruje do jednego z Domów Kultury, a obrazy znajdą nowego właściciela po akcji charytatywnej, którą planuje zorganizować Urząd Miejski w Bielsku-Białej.
W opróżnionym mieszkaniu pozostało to, co stanowi tylko i aż wartość sentymentalną. Zbiór lalek, trochę dokumentów i zdjęcia dokumentujące prywatne życie Stefani Szypuły - czyli to, co najczęściej po nas pozostaje. Postanowiłem na podstawie tych rozsypanych elementów mozaiki stworzyć chociaż szkic jej życia. Tym większe to wyzwanie, że przy jego odtwarzaniu trzeba się oprzeć gównie na dokumentach męża pani Stefanii, gdyż odnoszących się do niej samej dokumentów praktycznie nie ma. Dodatkowo częste zmiany zamieszkania i nazwiska utrudniają identyfikację. Przedstawiam to, co udało się do tej pory ustalić, licząc jak zawsze na odzew naszych czytelników.
Stefania Szypuła z domu Grabys urodziła się 31 stycznia 1925 roku w Łodygowicach jako córka Stanisława i Rozalii. Jeż przyszły mąż Stanisław Szypuła przyszedł na świat 1 maja 1923 roku, również w Łodygowicach. Czy zatem poznali się już w dzieciństwie - pozostaje pytaniem otwartym, chociaż to mało prawdopodobne. Wg danych spisu ludności przeprowadzonego w roku 1930 Stanisław Szypuła mieszkał wówczas w domu pod numerem 441 w Łodygowicach. Natomiast w domu Grabysów o numerze 34 nie było już Stefanii. Mieszkała tam jej ciocia z mężem taksówkarzem i rodziną. Po rodzinie Stefanii ślad się zaciera. Tym skuteczniej, że - jak wynika z dokumentów - w tym czasie nosiła ona nazwisko Bartnicka i była… nieślubnym dzieckiem.
Z niepotwierdzonych źródeł wynika, że Stefania przeniosła się wraz z matką do Bielska i tam zamieszkała. Prawdopodobnie służyły w jednym z domów niemieckich. Po zakończeniu II wojny światowej uczęszczała do Prywatnej Szkoły Malarstwa, Rzeźby i Grafiki. Siedzibą szkoły był Zamek Sułkowskich. W 1947 r. szkoła działała już pod nazwą Państwowe Liceum Technik Plastycznych. Jako dorosła osoba w 1952 roku Stefania zmienia nazwisko z Bartnicka na Grabys. Z jakiego powodu? Nie wiemy. Możemy domyślać się, że spowodowane to było sentymentem i silnymi związkami z rodziną siostry mamy z Łodygowic.
Po ukończeniu szkoły zaczęła pracę w Studiu Filmów Rysunkowy w Bielsku-Białej. Otrzymała nawet dyplom za wniosek racjonalizatorski.
Jej przyszły mąż Stanisław skończył Szkołę Przemysłową w Bielsku. W czasie wojny do 1941 pracował przy budowie dróg w powiecie żywieckim. Następnie został przez Niemców przeniesiony do firmy Farben Industrie w Oświęcimiu, gdzie był zatrudniony do 1945 roku. W charakterystyce wystawionej mu 16 lutego 1954 roku czytamy, że był kierownikiem warsztatów w Szkole Przemysłowej w Bielsku i - co dla nas istotne - kawalerem. Pierwszy ślad obecności Stefanii w jego życiu pojawia się na zdjęciu legitymacyjnym z roku 1950. W dedykacji napisał: Dla upamiętnienia Nocy Sylwestrowej 1950 r. Kochanej Stefanii. W roku 1954 daje jej kolejne zdjęcie z dedykacją: Niegrzecznej Stefanii daruje Stanisław. Ostatnie zdjęcie z tej serii pochodzi z 25 stycznia 1955 roku. Kochanej Stefi dla wspomnienia miłych chwil spędzonych w Krzywej Stanisław.
Chociaż piękne zdjęcia ślubne nie są datowane, to założyłem, że formalnie zawarli związek małżeński w 1955-56 roku. To właśnie od tego czasu na zdjęciach są zawsze razem, a i najwięcej fotografii przypada na lata 1955-56. Dzięki aktom Urzędu Stanu Cywilnego udało się tę kwestię jednoznacznie rozstrzygnąć. Ślub wzięli 3 października 1956 r., a świadkami tego wydarzenia byli Danuta Nikiel i Mieczysław Jeż.
Jak toczyło się ich życie? Jakie mieli smutki i troski, a jakie radości? Trudno odczytać ze zgromadzonych archiwaliów. Z pozostałych zdjęć i dokumentów możemy wywnioskować, że pani Stefania od samego początku lubiła otaczać się lalkami i zwierzętami. Natomiast Stanisław realizował się zawodowo - pracował w zakładach Wega i Bewelana, był prezesem spółdzielni Dziewiarsko-Tkackiej Rewutex, a karierę zawodową zakończył w firmie Polcargo z siedzibą w Gdyni.
Dzisiaj obojga już nie ma. Pozostały pamiątki, których wartość sentymentalna jest nie do wycenienia. Liczę, że dzięki tzw. zbiorowej pamięci życiorys Stefanii Szypuły zostanie uzupełniony i kiedy przyjdzie do aukcji charytatywnej, będzie można przedstawić bielszczanom jej pełną sylwetkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz