środa, 9 sierpnia 2017

Kalwaria oczami Andrzeja Komonieckiego cz. 3



Umarł darczyńca, niech żyje darczyńca,
czyli Zebrzydowscy na chwałę Boga działają

Smutnym dla Kalwarii był dzień 17 czerwca 1620 roku kiedy to kolator i darczyńca Mikołaj Zebrzydowski umarł. Pochowany został w habicie franciszkańskim w Karkowie w kościele katedralnym w kaplicy Zebrzydowskich. Trzeba przypomnieć, ze był on wyjątkową osobą dla której wiara i uczynki z niej płynące nie były tylko formalnością. W Zebrzydowicach wybudował szpital. I póki żył, miał w zwyczaju, że na każdy Wielki Czwartek w tymże szpitalu chorym ubogim nogi sam umywał i hojnemi jałmużnami obdarował.    Jego syn Jan, szanując rodzinną tradycję, przygotował dla niego stosowny obraz z długim napisem łacińskim sławiącym jego dokonania. Syn sławnego kolatora kontynuował jego zamysł. Otoczył murem klasztor i kościół, jak również dokończył budowę brakujących elementów „nowego Jeruzalem”. Kropkę na „i” postawił wnuk Mikołaja, Michał Franciszek Zebrzydowski, który również wyprosił u papieża Aleksandra VII specjalne dodatkowe odpusty, dla pątników odwiedzających Kalwarie w inne dni niż tylko Wielki Czwartek.  

    Z tych dobrodziejstw zapewne skorzystali pielgrzymi, którzy 27 maja 1620  roku udali się z Żywca razem z Bractwem Różańca Świętego. Była to druga oficjalna pielgrzymka, którą przeprowadzono dzięki staraniom pisarza miejskiego Krzysztofa Mrzygłodowica. On to zafundował specjalne laski „marszałkowskie” do noszenia obrazu brackiego oraz nowe ramy.  W czasach przedrozbiorowych dużą rolę w życiu lokalnych społecz­ności odgrywały bractwa. To one ze swymi zwyczajami, ubiorami, cho­rągwiami nadawały specyficzny koloryt organizowanym przez siebie procesjom. Do najdawniejszych i najsłynniejszych na Żywiecczyźnie stowarzyszeń należały bractwa różańcowe z Żywca, Anioła Stróża w Łodygowicach, św. Anny w Milówce, Szkaplerskie w Rychwałdzie i św. Józefa w Jeleśni.
Najefektowniejsze procesje były organizowane w czasie trwogi i niebez­pieczeństwa. Organizatorzy dbali o atrakcyjność (by nie powiedzieć te­atralność) dla wiernych. Pątnicy ubrani uroczyście mieli pośród siebie osoby odgrywające diabły i anioły. Inni przebrani byli za śmierć, Turków i Tatarów. Nieśli rekwizyty: kosę, trupią czaszkę, kajdany i miecz krwawy, które to miały być symbolami wszelkich zagrożeń, jakie dzięki Maryi zostały darowane ziemi żywieckiej.
Jednak procesje, co trzeba wyraźnie podkreślić, to nie tylko swoisty folklor, ale przede wszystkim przejaw wiary i pogłębianie jej poprzez przeżycia emocjonalne. Podczas spotkań i przemarszów uczono praw wiary i tłumaczono jej podstawy. A Komoniecki pisał:  Tak syn­kowie mali jak i córki małe, py­tania głośno o artykułach wiary i odpowiedzi czynili dla informa­cji ludu pospolitego. (...)i starzy z białogłowami pojęli tę naukę.

Nowy rozdział duchowy sanktuarium w Kalwarii rozpoczął się w 1641 roku. Jak pisze nasz nieoceniony kronikarz stało się to za sprawą cudu jaki wydarzył się na dworze Stanisława Paszkowskiego. Mieszkał on we wsi Kopytówka niedaleko Wadowic. 5 maja w dzień Świętego Krzyża obraz NMP wypuścił krwawe łzy, co potwierdziło wielu ludzi w tym miejscowy proboszcz ks. Porembski. Zaskoczony tym niezwykłym zdarzeniem Paszkowski zaniósł pieszo obraz i podarował do dla „Nowego Jeruzalem”. Odtąd obraz ten otaczany jest czcią, a Matka Boska w tym miejscu mocno wspiera prośby ludu wierzącego składane za jej pośrednictwem do Boga.
Dzięki temu w 1686 roku kolejna wielka pielgrzymka z Żywca modliła się już przed cudownym obrazem. Pielgrzymi jako wotum zostawili wykonany w srebrze medalion, na którym była rycina kościoła w Żywcu, a całość oprawiona była w złotą ramkę. 
15 czerwca 1687 roku w Kalwarii wprowadzono do kościoła Bractwo Świętego Antoniego. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz