środa, 22 stycznia 2014

Sprawy polityczne cz1. - styczeń 1912


    Wprawdzie już od kilku miesięcy pracował nowy parlament w Wiedniu, jednak  echa wyborów, a właściwie nieprawidłowości przy ich przeprowadzaniu ciągle wracały. Jednym z pokrzywdzonych był poseł Maciej Fijak z Pietrzykowic. On to informował swoich wyborców: 
Słuchajcie ludzie!
Przy wyborach ukradli mi głosy i przepadłem. Zacząłem szukać spawiedliwości, bo znam przecież ustawę i widzę, że w Galicyi dla chłopa sprawiedliwości niema. A było tak:
W Rycerce powiatu żywieckiego ogło­sił Komisarz wyborczy dnia 28. czerwca 1911, że Maciej Fijak dostał głosów 17. Ja wniosłem do prokuratoryi w Wadowicach domiesienie o popełnionej kradzieży głosów i postawiłem 34 świadków którzy zobowiązali się pod przysięgą stwierdzić, że oddali głosy na Macieja Fijaka z Pietrzykowic. Macie galicyjskie wybory. Jak wrzucisz do urny 34 głosy na stojałowczyka, to wyjmą z mej 100 na stańczyka. I macie galicyj­ską sprawiedliwość. Pan prokurator przesłuchał członków komisji, która się dopu­ściła kradzieży głosów i zastanowił do­chodzenie.
Panie Prokuratorze! Podałem imiona 34 (wymienia wszystkich- JK)         Wszyscy są z Rycerki Dolnej powiat Żywiec. Może teraz, gdy ich w gazecie wy­mieniłem, Pan Prokurator będzie łaskaw ich przesłuchać.  Jeżeli Pan tego nie zrobi, to ja obrażę całą prokuratoryę, a jak mnie wtenczas będziecie skarżyć za obrazę wła­dzy, to może wtedy przynajmniej znajdę sposobność, żeby sądownie udowodnić kradzież głosów.
Zaskarżyłem po wyborach komisarza, który przeprowadzał wybory w Stryszawie i postawiłem tylko trzystu świadków. Pięć miesięcy mija od tego czasu, a o skardze, o terminach ani dudu. Podobno prokuratorya zażądała aktów z parlamentu. Komisya legitymacyjna w parlamencie uchwaliła, że przewodniczący ma prawo według uznania wydawać akta sądowi i prokuratoryi.
Przewodniczący komisyi legitymacyjnej jest poseł Daszyński, który tyle lat wołał, że szuka sprawiedliwości. Zobaczymy, czy akta wyda czy nie, czy jest pachołkiem Bobrzyńskiego, czy wolnym posłem, czy kłamał, czy, mówił prawdę, kiedy przez kilkadziesiąt lat zapewniał, że szuka i do­maga się sprawiedliwości... Panie Daszyński! Po tym postępku będziemy pana sądzić.
Mnie biednemu chłopu odmawiają spra­wiedliwości. Ale ja nie przestanę wołać, choćbym miał nie wiedzieć jaki skandal robić, póki sprawiedliwości nie dowałam. Nie chodzi mi o skradziony mandat. Ja chcę wiedzieć, czy w Galicyi są ustawy po to, aby ich wszyscy słuchali, czy też po to, żeby rozmaici komisarze mieli co przekraczać, wykrzywiać i gwałcić.
Wołam o sprawiedliwość.
Wasz zawsze
Maciej Fijak, były poseł.
Pietrzykowice 10  grudnia 1911.

    Na nieprawidłowości zwracał również uwagę „Przyjaciel Ludu”, który za skandaliczny obyczaj uznał kandydowanie urzędników państwowych do parlamentu.
To, że w polityce nie ma sentymentów przekonał się boleśnie końcem 1911 roku dr Stanisław Łazarski. Po wyborach nowa większość w Kole Polskim w Wiedniu bezceremonialnie wyrzuciła go z funkcji prezesa i oddała ją Leonowi Bilińskiemu, który w tym momencie był bez posady rządowej. W ramach rekompensaty środowiska polityczne z regionu Białej postanowiły poprzeć go w wyborach do Sejmu Krajowego. Tak o tym wydarzeniu pisał „Wieniec i Pszczółka”: Marszałek powiatu poseł Dr. Łazarski został dnia 19. grudnia wybrany posłem do Sejmu z powiatu bialskiego. Na oddanych 196 głosów otrzymał 176, a więc prawie jednomyślnie wyszedł. W ten sposób powiat bialski nagrodził krzywdę, wyrządzoną p. Łazarskiemu przez blok namiestnikowsk w Kole polskiem. Gdy wybrańcy narodu we Wiedniu w niegodny sposób poniżyli zacnego i zasłużonego człowieka w lipcu roku 1911, lud polski w powiecie bialskim dał zacnemu obywatelowi pełne zadośćuczy­nienie Lud chrześcijański naprawia krzywdy, wyrządzone przez zauszników namie­stnika, którzy udają wybranych posłów.
Jesteśmy pewni, że Dr. Łazarski będzie w Sejmie rzecznikiem potrzeb tutejszego po­wiatu i orędownikiem spraw ludu polskiego. Jesteśmy pewni, że na lep namiestnika, ani jego popleczników nie pójdzie że będzie posłem ludowym, a nie rządowym.
Jesteśmy tego pewni, ba swoiem dotychczasowem postępowaniem we Wiedniu daje nam niepodejrzaną rękojmię.
Stronnictwo nasze pokazało przy tych wyborach dobrą wolę — nie w słowach, obietnicach, przyrzeczeniach, które nic nie kosztują, ale w czynie. Mandat bialski był nasz. Ale dla utorowania zgody między polskiemi stronnictwami ludowemi, myśmy powiedzieli, iż gotowiśmy się na razie o ten mandat nie ubiegać, aby wszystkim lu­dziom dobrej woli dowodnie pokazać, że chcemy zgody, porozumienia i wspólnej pracy. Nasi stronnicy jak jeden mąż sta­nęli do wyborów i z prawdziwie chwalebną karnością oddali głosy kandydatowi bez­partyjnemu.
Nic tak postąpili ludowcy. Przez usta posła Kubika zapowiedzieli w Białej w so­botę 16 grudnia na zgromadzeniu wybor­ców, że kandydata nie stawiają i oddadzą swe głosy p. Łazarskiemu. Ale w ponie­działek 18. grudnia p. Kramarczyk nie za­stosował się w Kętach do postanowień stron­nictwa i ogłosił, że kandyduje. Nie wiemy, czy to była pułapka i dwulicowość tutej­szych ludowców, czy zwyczajne warcholstwo p. Kramarczyka. Myślimy, że p. Kramarczyk na własną ręką się zerwał, bo jest chory na pychę i kandyduje wiecznie jak płanetnik.
P. Kramarczyk w Kętach jątrzył prze­ciw wszystkim i wołał: „chłopy wybieraj­cie chłopa”, a gdy się pytano, którego chło­pa, odpowiedział: „macie mnie zawsze do dyspozycyi”. Gotów więc jest zawsze i wszędzie przyjąć mandat, jak podstarzała panna gotowa wiecznie za każdego wyjść za mąż.
Ale ci wyborcy, którzy p. Kramarczyka zblizka znają, powiedzieli mu porcyę gorz­kiej prawdy.
Stwierdzili, że Kramarczyk nie jest chło­pem, bo ma gospodarstwo folwarczne. Gdy więc mamy folwarczników wybierać, to już byśmy woleli wykształconego, a nie jakie­goś Kramarczyka, który ma z chłopem tyle wspólnego, że nie ukończył żadnych szkół.
Stwierdzili dalej, że p. Kramarczyk tylko w okresie wyborczym jest przyjacielem chłopstwa. Skoro tylko został wybrany, zawsze szedł z rządem stańczykowskim przeciw ludowi.
On referował w Sejmie zaprowa­dzenie dwutypowych szkół ludowych i seminaryów nauczycielskich, takich gdzie się więcej uczy dla miast i takich gdzie się nie uczy tylko dręczy dzieci dla wsi. Był to wniosek p. Bobrzyńskiego, któremu p. Kramarczyk nadał cechy niby to ludowca. Dziś ta dwutypowość jest nieszczęściem naszego szkolnictwa, które dużo kosztuje, a pożytku nie daje. Boże nas obroń od takich przy­jaciół ludu. My ciągle piszemy, że nie wystarczy nazywać siebie chrześcijaninem, ale że trzeba po chrześcijańsku żyć — a w od­niesieniu do p. Kramarczyka powiemy, że nie wystarczy siebie nazywać ludowcem, ale trzeba swoją miłość do ludu i -rozumienie potrzeb ludowych czynem okazywać Nie godzi się zaś pod dyktandem stańczyka Bobrzyńskiego wykrzywiać i udaremniać wykształcenia ludowego.
Ten więc „ludowiec” p. Kramarczyk, chory na nieustające kandydowanie, dostał aż 16 głosów. Ośmieszył się gruntownie, ale uratował powagę namiestnika, bo Dr. Łazarski postawiony przeciw namiestnikowi, nie wyszedł jednomyślnie. Nie można więc. mówić, że lud cały jak jeden mąż, bez względu na różnice partyjne, potępia dzisiejszy sposób rządzenia p. Bobrzyńskiego. Od tego uratować p. Bobrzyńskiego p. Kramarczyk, więc należy się spodziewać, że w nagrodę dostanie jaki krzyżyk lub medalik.
Przy tych wyborach stronnictwo nasze ukazało wartość i karność, która jest najlepszym sposobem do budzenia szacunku u przeciwników. Jest karność. Jest soli­darność, a więc jest i siła. Tej siły wkrótce będziemy potrzebowali
.
„Czas” pisząc o informacjach z Sejmu Krajowego podaje dwie ciekawe informacje. Pierwszą z nich to fakt, zaprzysiężenie nowego posła Stanisława Łazarskiego, który wszedł na początek do klubu demokratycznej lewicy, a drugą była niesamowita wypowiedź namiestnika Badeniego dotycząca śp. Ks. Stanisława Stojałowskiego.

Jest ona o tyle intrygująca, gdyż do tej pory namiestnik, jeżeli o nim wspominał, to używał wielu inwektyw, a „łajdak i zbir” nie były najmocniejszymi. Tym razem powiedział: Gdy mam przekazać pamięć tej Izby postać człowieka, którego działalności tak w Sejmie, jak i w kraju była przez całe życie jednym prawie ciągiem namiętnych walk ze stronnictwami i ludźmi, nie może być mojem zadaniem oceniać całości działalności politycznej i społecznej ks. Stojałowskiego, a pozostawić to pragnę tym, którzy kreślić będą kiedyś ze spokojem i bezstronnością dzieje polityczne tego kraju z ostatnich lat kilkudziesięciu, w których ks. Stojałowski wybitną odegrał rolę, a wtedy będzie czas spokojnego i sprawiedliwego ocenienia znaczenia i wartości tego wybitnego działacza politycznego.
    Dzisiaj pragnę dotknąć tylko tej strony jego działalności, która złączyć nas może wszystkim w jednolitem uczuciu. Był on szczerze i gorąco przywiązany do ludu polskiego, pragnął lud ten obudzić do życia, wskazać mu ścieżki kultury i dobrobytu i podnieść go do rzędu współczynnika społecznego i narodowego. Ta myśl, ta chęć pozostanie jego zasługą i wybitną cechą jego indywidualności. Żałować należy, że w pierwszych chwilach nie znalazł może dostatecznej pomocy w społeczeństwie, które też z tego powodu ponosi część odpowiedzialności za późniejszy kierunek jego działalności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz