piątek, 29 sierpnia 2014

Życie to powód do śmiechu

    Wszystkie podręczniki sztuki aktorskiej podpowiadają, że łatwiej jest ludzi wzruszyć niż doprowadzić, by śmiali się do łez. Z tego powodu wielu kabareciarzy sili się na oryginalność i wysublimowane żarty. Jednak jak pokazuje doświadczenie najchętniej, chociaż się do tego nie przyznajemy, śmiejemy się z samych siebie i.... oczywiście naszych bliźnich. Często też autentyczne wydarzenia, trochę ubarwione, z czasem stają się świetnymi anegdotami. Podobnie działo się i za czasów naszych pradziadków. Tym razem  przytoczę kilka autentycznych zdarzeń, które z czasem stały się powodem do śmiechu. Aby było nie tylko śmiesznie, ale i edukacyjnie, wybrałem tematykę jakże bardzo delikatną związaną z naszą wiarą.

    Przeglądając prasę naszych przodków można się pokusić o stwierdzenie, iż głównym miejscem kulturo twórczym i opiniodawczym, gdzie krystalizowały się poglądy ówczesnych ludzi była... karczma. Tam właśnie dochodziło najczęściej do wymiany zdań. Ewangelicki „Nowy Czas” w kwietniu 1894 roku wspomina, że pewien katolik i ewangelik pijąc na ponad miarę i rozmawiając o religii, zaczęli się kłócić, dowodząc sobie wzajemnie, która wiara jest lepsza. Przysłuchujący się im mimo woli, gość z sąsiedniego stolika postanowił ich pogodzić i w ramach wczesnego ekumenizmu powiedział: Mili przyjaciele, dla czegóż byście się długo kłócili, wszak macie obaj jedną wiarę, a ta nazywa się gorzałka ; a macie też obaj jeden kościół, a ten nazywa się karczma. „Wieniec i Pszczółka” zamieścił w marcu 1909 roku informację o Boskiej interwencji w Wilkowicach. Oto w niedziele w karczmie, obok kościoła w którym odprawiana była Msza św. spotkali się socjaldemokraci na grę w karty. Kiedy do grających doszedł odgłos dzwonienia na podniesienie jeden z nich: zaczął wyszydzać świętą ceremo­nię „podniesienia” i dźwignął karty w obu rękach ponad głowę. I w tej chwili zasłabł. Jak się jednak okazuje nie zawsze Najwyższy sam interweniuję. „Gwiazdka Cieszyńska” wspomina o tym, że gdy w Buczkowicach, również w karczmie, jeden z bezbożnych socjalistów bardzo ubliżał Stwórcy, ten nie pozostał obojętny. Bluźnierca, kończąc swe wywody teologiczne stwierdził, że gdyby Bóg był, to by zesłał swego anioła, aby ten go uciszył. Ledwo wypowiedział te słowa, a z sąsiedniego stolika wstał rosły mężczyzna i uderzając do mocno w głowę powiedział: Panu Bogu żal na takiego gamonia wysyłać anioła, kiedy taką drobnostkę może załatwić zwykły kowal.
Aby jednak ktoś nie pomyślał, że o sprawach najwyższej wagi rozprawiano tylko w karczmach dwie informacje. Pierwsza z „Wieńca i Pszczółki”.

Co to jest małżeństwo? – zapytał niedawno proboszcz młodą dziewczynę na ostatniej lekcji katechizmu, w przeddzień Bierzmowania. Na lekcyi obecny był także biskup, który przybył już, aby nazajutrz dopełnić Sakramentu św. Jego obecność tak zmieszała dzieci, że zapytana dziewczynka, zamiast słowami katechizmu odpowiedzieć „Małżeństwo jest to Sakrament...” itd. bez namysłu wyrecytowała: „Małżeństwo jest to stan okrutnych mąk, które znosić muszą jakiś czas dusze, dla odpokutowania za grzechy i dla przygotowania się do zbawienia wiecznego”. Dziewczynka odpowiedź swą wygłosiła tak szybko i pewnie, że skonfudowany proboszcz nie mógł jej przerwać i dopiero gdy skończyła, poprawił: - Ależ dziecko! To wszystko o czem mówisz, to nie małżeństwo, to czyściec! W oku biskupa błysnęła iskierka humoru i najpoważniej przemówił do proboszcza: Zostaw ją, księże proboszczu. Kto wie, może ma słuszność? Co ja i ty możemy o tem wiedzieć?”.

    Natomiast „Nowy Czas” informuje, że: Przy egzaminie w szkole wiejskiej był także pewien radny gminny obecny, który sam uczniów egzaminował. Między innemi zapytał pewnego chłopca: „Powiedz mi, jak opiewa siódme przykazanie Boskie?” Chłopiec, który nie śmiał przemówić do radnego słowem: ,,ty”, odpowiedział: „Siódme przykazanie mówi, aby pan radny nie kradł”.
    Jak widać z powyższych przykładów życie pisze najbardziej zaskakujące scenariusze, a ten kto chciałby, aby ludzie śmiali się z jego zabawnych monologów, musi tak jak nasi przodkowie, nie eksperymentować, lecz szukać inspiracji w życiu...

czwartek, 28 sierpnia 2014

Bitwa nad Biała nr 15

                                                                             Kraków reaguje

    Wracające z Bielska „Sokoły” wywołały w Krakowie takie podniecenie, że po raz pierwszy od dwudziestu lat zorganizowano tam mnóstwo wielotysięcznych antyniemieckich wieców narodo­wych, które odbyły się w salach „Sokoła” i oczywiście na placu Matejki pod pomnikiem Grunwaldzkim. Rada Miejska Krakowa zażądała od Koła Polskiego w Wiedniu stanowczej interwencji w sprawie prześladowania Polaków w Bielsku i Białej. Szczególnie potępiono fakt, że Polakom osobom „cywilnym”, nie pozwolono wejść do Bielska, tak jak by było ono terenem należącym do innego państwa. Początkowo Rada Miejska w Krakowie i prezydent Leo bez żadnej dyskusji przyjęli rezolucje potępiającą wydarzenia w Bielsku. Zwrócili się również do władz centralnych o przeprowadzenie śledztwa w tej sprawie.  Do takiego stanowiska w mocny sposób przyczyniły się wypowiedzi radnych Bandrowskiego i Turskiego, który był naocznym świadkiem zajść w stolicy Podbeskidzia.  Jednak w miarę jak na terenie wschodniej Galicji dochodziło do wybryków antyniemieckich, rajcy Krakowa postanowili nie angażować się dalej w tej kwestii, co oczywiście nie spodobało się ulicy...

    W Krakowie 14 lipca 1914 r., odbył się w budynku „Sokoła” wiec antyniemiecki zwołany przez Klub Narodowy. Był on protestem przeciwko zajściom bielskim. Po wiecu odbyła się demonstracja. Kilka dni wcześniej w „Ilustrowanym Kurierze Codziennym” ukazała się odezwa o następującej treści: Polacy! Dwie godziny drogi koleją, zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od Krakowa, duchowej stolicy Polski - w Bielsku, Niemcy wraz z policją urządzili brutalny napad na ludność polską w dniu 28 czerwca br., kiedy lud polski kresowy miał święcić 10-lecie „Sokoła” w Bielsku. Lwów, Stanisławów, Przemyśl, Tarnopol już zabrały głos na publicznych wiecach piętnując brutalne napady hakatystów. Inne miasta organizują więcej w tej sprawie. Kraków nie może pozostać w tyle. Klub narodowy urządza przeto we wtorek 14 lipca br. O godz. 7 wieczorem w sali „Sokoła” przy ul. Wolskiej w Krakowie wiec polski. Nikogo co po polsku myśli, braknąć na wiecu nie powinno. Zostanie wygłoszony referat pt.: „Gwałty hakatystów w Bielsku”. Wiec w końcu rozpoczął się o godz. 19.30. W sali krakowskiego „Sokoła” zebrało się ok. 1500 ludzi. Przybyli pochodzili ze wszystkich warstw społecznych, była inteligencja, panie, robotnicy i młodzież. Na początku przewodniczący spotkania p. Piwocki wskazał, że celem wiecu jest wysłuchanie świadka zajść w Bielsku i Białej -posła Zamorskiego.  Poseł barwnie opisał wydarzenia bielskie. Mówił, że Polacy mają prawo do obchodów narodowych w Bielsku, bo na to pozwala im konstytucja. Wspomniał, że 10-lecie „Sokoła” bielskiego musi się odbyć we wrześniu.


     Wskazał na niedbalstwo Juliusza Leo (prezydenta Krakowa i prezesa Koła Polskiego w Wiedniu), który zajściami się nie zajmuje. Przypomniał zebranym, że fabrykant Gustaw Josephy jest głównym dostawcą cementu dla Krakowa. Na koniec poseł Zamorski wezwał do obrony kresów zachodnich. Przybyli nagrodzili mówcę oklaskami. Następnie p. Piwocki rozpoczął  debatę. W dyskusji zabierali głos: dr Bogdanik, inż. Drobniak, redaktor Rymar, redaktor „Gazety Polskiej” Wierczak, robotnik Onufry Fiut z Modrzejówki, kolejarz Biernakiewicz, dawny robotnik fabryki Josephy'ego Grochol, Komierowski, Gołąb. Zebrani wspominali m.in. o bojkocie niemieckich wyrobów, nie patriotycznym stanowisku polskich czynników z Wiednia i Krakowa, przekłamaniach prasy krakowskiej, antynarodowym stanowisku gazety „Naprzód” i przedstawicielu socjalistów Ignacym Daszyńskim.

    Zebrano również 122 korony na ochronkę w Bielsku. Bowiem trzeba przypomnieć, że jedyną osobą z Rady Miejskiej w Krakowie, która wyraziła zdanie odrębne, był Ignacy Daszyński, a później powtórzył to organ socjalistów „Robotnik tkacki”. Uznał on bowiem, że ogłaszanie bojkotu niemieckich towarów z Bielska, bezpośrednio uderzy w egzystencję pracujących tam polskich robotników. Postawa przyjęta przez przywódcę socjaldemokratów wynikała z faktu, że uznawał on, iż tylko strajki i bojkoty ogłaszane przez jego partię są słuszne, inne zaś szkodzą. Na koniec zgromadzenia uchwalono rezolucję, w której przybyli wyrażają hołd i uznanie polskiej ludności na kresach zachodnich. Wzywają rząd, by w ustawach powstrzymał zapędy germanizacyjne na Śląsku i zaprowadził równouprawnienie w szkołach i urzędach. Przywołują Koło Polskie, aby postarało się o odebranie niemieckim miastom na Śląsku autonomii i policji miejskiej, by położyło kres polityce germanizacyjnej na kolei. Wreszcie wzywają posłów do walki o reformę wyborczą sejmową na Śląsku. Na koniec zaśpiewano „Jeszcze Polska nie zginęła”.

    Po wiecu narodowym zgromadzeni postanowili udać się pod mieszkanie prezydenta Leo, aby zademonstrować przeciw niegodnemu zachowaniu się Rady miasta i jej prezydenta w sprawie zajść bielskich, jak i zaniedbaniu przez niego interwencji polskiej w Wiedniu. Trzeba pamiętać, że prezydent Leo jako wytrawny polityk nie chciał eskalacji konfliktu w obliczu nadchodzącej wojny. On już wtedy prowadził tajne plany powołania polskich legionów, o czym ludzie nie wiedzieli. W demonstracji przeciwko jego opieszałości uczestniczyło 2000 ludzi. Demonstranci śpiewając patriotyczne pieśni udali się ulicą Wolską w kierunku plant. Jednak wylot ulicy Wolskiej był zamknięty przez policję konną i pieszą. W końcu demonstrantom udało się przełamać kordon policyjny i wdarli się na ulicę Wiślną i Gołębią, ale dostęp do pałacu Larysza, w którym mieszkał prezydent Leo był odcięty przez 50 policjantów. Policja rozpędzała brutalnie każdą grupkę ludzi i aresztowała kilka osób, puszczono na ludzi policję konną. Demonstranci zgromadzili się na rynku, pod pomnikiem Mickiewicza, kamieniem Kościuszki i na koniec udali się pod pomnik Grunwaldzki. Pod pomnikiem krzyczano „Precz z Leem, hańba!”272. Złożyli również przysięgę, że „nie opuszczą swych braci z zachodnich kresów, których bronić będą do ostatniej kropli krwi”.  Na zakończenie demonstracji zaśpiewano pieśń „Boże coś Polskę”. Spotkanie zakończono o godz. 23.
Następnego dnia 15 lipca, o godz. 19.30 odbył się antyniemiecki wiec grunwaldzki, który zapowiedziany był dzień wcześniej. Pochód demonstracyjny odbył się spod pomnika grunwaldzkiego do pomnika Mickiewicza. Po kilku przemówieniach redaktor Wierczak wezwał zebranych do rozejścia się. Kiedy część tłumu, pomimo zakazu stróżów prawa  weszła na ulicę św. Anny, to doszło do szarży konnej policji, która rozproszyła demonstrantów. Policja aresztowała 30 osób.





    Artykuł powstał w ramach stypendium Marszałka Województwa Śląskiego. Jest to fragment większej publikacji, którą autor przygotowuje na wrzesień w oparciu o ówczesną prasę.

środa, 27 sierpnia 2014

Bitwa nad Białą nr 14

Demonstracje we Lwowie

W tym samym czasie we Lwowie młodzież akademicka zażądała rozprawy z nacjonalistami niemieckimi i zdemolowała niemieckie sklepy. Na wieść o krwawych zamieszkach w Bielsku i zakazaniu święta sokolego zorganizowano w trybie pilnym zebranie studentów. Uczestnicy wyrazili swoje oburzenie ze względu na godne ubolewania zajścia i zachowanie Niemców. Po zakończonym wiecu większe grupki studencie zaczęły demolować witryny niemieckich sklepów, szczególnie obuwniczych. Wybili również okna w niemieckiej ewangelickiej szkole. Policja rozpędzała te grupy, a one na nowo zbierały się w innych miejscach. Dopiero nadejście burzy i złej pogody położyło kres zgromadzeniom. W trakcie interwencji policji 3 studentów zostało rannych. 

„Welt Blatt”  donosił: Wczoraj wieczorem odbyło się tu polskie zgromadzenie studentów, na którym w gorącej atmosferze dyskutowano na temat zajść podczas festynu „Sokoła” w Bielsku. Następnie kilkuset studentów udało się grupami na ulicę Akademicką (Akademiestraße), ulicę  Karola-Ludwika (Karl-Ludwig-Straße) i inne ulice centrum miasta, gdzie powybijali szyby w niemieckich sklepach i niemieckiej szkole ewangelickiej. Policja z miejscowego posterunku wkroczyła do akcji odpierając kilkakrotnie napierających studentów przy czym dokonano 3 aresztowań.

Dopiero późnym wieczorem udało się zaprowadzić porządek.  Powyższy komunikat został w całości skopiowany przez „Fremden-Blatt“  Również „Arbeiterwille” „Pester Lloyd“, „Deutsches Volksblatt” bardzo krótko o tych wydarzeniach wspominają. Natomiast dłuższą i ciekawszą relację przedstawia „Czernowitzer Allgemeine Zeitung”: Lwów. 30. czerwiec. Na wiadomość o krwawych starciach w Bielsku odbył się tu wiec polskich studentów, na którym zaprotestowano w formie kilku ostro sformułowanych rezolucji przeciwko postępowaniu władz miejskich Bielska i tamtejszej ludności niemieckiej. Następnie uczestnicy wiecu zorganizowali przemarsz przez miasto, na temat którego przebiegu poinformował nas naoczny świadek jak następuje:

Znajdowałem się właśnie w towarzystwie pewnej pani na ulicy Karola-Ludwika (Karl-Ludwig-Strasse) we Lwowie, kiedy podszedł do nas mój krajan, pan Hochstadt, Czernowiczanin i zwrócił naszą uwagę na donośny hałas zbliżający się do ulicy Karola-Ludwika. Słychać było okrzyki: „Precz z Niemcami”, „Precz ze Szwabami!” Przy tym demolowano sklepy niemieckich firm. Dwoma pierwszymi niemieckimi firmami, które padły ofiarą tych dewastacji, były: „Humanic” i sklep obuwniczy „Salamander”. Siły policyjne były bardzo niewielkie, było 2 komisarzy i około 15 albo 20 szeregowych policjantów. Przyglądali się oni obojętnie temu niszczeniu. Na to reagowali demonstranci okrzykami „Wiwat!” na cześć policji i próbowali podrzucać komisarzy do góry. Przywódcy skierowali swoich ludzi w kierunku pomnika Mickiewicza, wygłaszali do nich mowy i zachęcali ich do nowych działań. Działaniom tym padła teraz ofiarą wiedeńska firma Kawa Meinl. Zostały tu potłuczone nie tylko szyby i szklane szyldy, ale również połamano wykonane z metalowych prętów zabezpieczenie wejścia. Następnie z okrzykami „Precz z Niemcami!” pomaszerowali demonstranci dalej, intonując przy tym polskie pieśni patriotyczne i obrażając przy tym czynnie każdego, kto nie zdjął kapelusza z głowy. Naraz jeden z demonstrantów zauważył, ze  nasz krajan Hochstadt mówi po niemiecku i natychmiast zawołał: „Tu jest jakiś Szwab!” i od razu posypały się uderzenia kijów na głowę nieszczęśnika. Próbował on bezskutecznie przekonywać o swojej niewinności, próbował powtórzyć swoje słowa w języku rosyjskim, ale wtedy spadło  na niego jeszcze więcej uderzeń. Pożałowania godny próbował uciekać, wbiegł do polskiego sklepu, został jednak stamtąd wyrzucony. Z jego głowy ciekła krew strumieniami, demonstranci nie zwracali na to uwagi i dalej tłukli go po głowie. Wreszcie krzyknął biedak po rumuńsku, który to język znal: „Ja jestem Rumunem i jestem niewinny!” Przypadkowo miedzy demonstrantami znajdował się bukowiński medyk, który tez znal rumuński i poprosił wściekłych (demonstrantów) o zaprzestanie. Zabrano rannego do apteki, opatrzono jego rany na głowie i ja i moja towarzyszka odprowadziliśmy go do domu. Już na początku napadu na naszego ziomka stanąłem ja i moja towarzyszka w jego obronie. Jej wybito ząb, mnie groził jednak ten sam los, jak mojemu krajanowi. Tylko szczęśliwemu zrządzeniu losu zawdzięczam, ze skończyło się to dla mnie na kilku uderzeniach kijami.

„Arbeiter Ztg” powtórzył tę relację, na koniec dodając: O! Austrio! Niemiec dostaje porcję polskich kijów, kiedy mówi po niemiecku, podwójnie polską porcję, gdy mówi po rusku – a dopiero zbawia go kłamstwo, że jest Rumunem! Odnosząc się do tej relacji prasa polska pisała: Nikt z nas nie będzie zachwalał podobnych wybryków, jakich widownią było nasze miasto w poniedziałek, gdyż tłuczenie szyb i lamp sklepów oraz domów niemieckich lub pseudoniemieckich nie jest żadnym aktem sprawiedliwości czy odwetu, tembardziej, że do demonstrantów tego rodzaju miesza się zawsze niepożądany czynnik wybryków żakowskich, a rozmaite osobniki wyzyskują taką okazję do wyrządzania szkody najmniej winnym jednostkom.
„Kurier Lwowski” pisząc o tych zajściach wspomina również, że podczas manifestacji doszło do wybicia szyb w sklepie Królikiewicza i u fotografa Benesza. Manifestanci uznali to za prowokację i sprawcom tych czynów natychmiast wymierzyli sprawiedliwość.

„Tages Post” w swej relacji ze specjalnego zebrania studentów we Lwowie, którego przyczyną były zajścia, do jakich doszło podczas święta „Sokolego” w Bielsku podkreśliła: Zebrani w ostry sposób potępili zachowanie Niemców w Bielsku. Wiele setek studentów udało się na ulice miasta i centrum dewastowali sklepy niemieckie. Interweniowała policja, która aresztowała trzy osoby.  W tych okolicznościach przewodniczący Zrzeszenia Narodowego Niemieckiego dr Gustaw Gross odbył rozmowę z premierem hrabią Stürgthem na temat wystąpień antyniemieckich, jakie miały miejsce we Lwowie, Stanisławowie, Białej i innych miejscowościach. Zażądał ochrony dla życia i własności prywatnej niemieckiej na terenie Galicji. Premier nakazał dogłębne sprawdzenie tych zajść, na które złożono zażalenia, i zlecił surowe ukaranie winnych, tak aby w przyszłości do takich wydarzeń nie dochodziło.
O wydarzeniach tych rozpisywała się prasa galicyjska jeszcze długo po zaistniałych faktach.





Artykuł powstał w ramach stypendium Marszałka Województwa Śląskiego. Jest to fragment większej publikacji, którą autor przygotowuje na wrzesień w oparciu o ówczesną prasę.

wtorek, 26 sierpnia 2014

Za Polskę i cesazrza


 
    Kiedy początkiem sierpnia 1914 roku rozpoczęła się wojna, Polacy mieszkający na naszym terenie byli zdezorientowani. Mając w pamięci lata walki z aparatem wojskowo - policyjnym Austrii i ostatnie wypadki w Bielsku z 28 czerwca zachowywali daleko idącą neutralność, by nie powiedzieć wrogość do tej wojny. Powszechnie panowało przekonanie, że nie warto ginąć za cesarza w nie naszej wojnie. Wystarczy tylko przypomnieć, że w owym dniu na święto jubileuszowe TG „Sokół” do Bielska przybyło ponad 2 tysiące Polaków ze Śląska Austriackiego i z Galicji. Władze Bielska nie zgodziły się na ich wejście do miasta, a zorganizowani nacjonaliści niemieccy, wsparci przez żandarmerię i policję doprowadzili do krwawego starcia nad rzeką Białą.

                                                                    Politycy o wojence

    O tych nastrojach wiedzą doskonale posłowie i dlatego 1 sierpnia Prezydium Koła Polskiego wydaje odezwę, w której między innymi czytamy: Gdy ważą się losy Europy, gdy nadchodzi Przełom, jeden z największych, jakie zna historia, my Polacy tego kraju, wiemy, rozumiemy i czujemy, że wierność dla monarchy i dbałość o to państwo, któremu dawaliśmy zawsze wszystko, co jego moc wzmagało, zgodne jest z interesem naszego narodu. To oświadczenie nie było aktem poparcia dla wojny, lecz tak naprawdę było tylko przejawem kurtuazji wobec państwa i dynastii Habsburgów. Przedstawiciele polskiego życia politycznego, podkreślając swoją narodową odrębność, w imieniu społeczeństwa polskiego, zobowiązali się do spełniania obowiązków obywatela tego kraju. Przyrzekli więc to, co w czasach wojny z całą stanowczością egzekwują żandarmi i sądy polowe i nic więcej.
     Sytuacja jednak z czasem się zmieniała, tym bardziej, nadzieja na odzyskanie wolności podczas starcia gigantów rosła wśród zwykłych ludzi.

                                                                       Ciało polityczne

Parlamentarne Koło Polskie obradujące w Krakowie w sali Rady Miejskiej w dniu 16 sierpnia 1914 r. uchwaliło następujący manifest:
POLACY!
Godzina, której napróżno oczekując trzy pokole­nia naszego narodu krwawiły się w strasznych a bezna­dziejnych z najazdem moskiewskim zapasach, godzina, o którą modlił się naród cały, godzina wielka wybiła.(...)
Pod polską komendą a w ścisłej łączności z naczelnem dowództwem armii austryacko-węgierskiej, pójdą Legiony polskie w bój, aby na szalę tej największej woj­ny rzucić także godny narodu polskiego czyn, jako warunek i zadatek lepszej dla niego doli.
Powstanie Naczelnego Komitetu Narodowego nadało ramy prawne związywania Legionów Polskich. W pierwszym oświadczeniu NKN czytamy: Na podstawie tego zjednoczenia przystępuje się do utworzenia na razie DWÓCH LEGIONÓW POL­SKICH, jednego w zachodniej, drugiego we wschodniej Galicyi pod komendą polską, opierając się na istniejących już zbrojnych organizacyach polskich.
Oddziały polskie użyte być mają do walki prze­ciw Rosyi na ziemiach polskich w związku z Monarchią austryacko-węgierską.
Wszyscy walczący w szeregach oddziałów polskich muszą mieć prawa kombatantów i muszą otrzymać uzbrojenie i wyekwipowanie wojsk regularnych, a od­działy obejmować winny wszystkie gatunki broni..



    Od tego momentu formowanie legionów zostaje formalnie zapoczątkowane, a w oddziałach sokolich pojawia się nadzieja, że zaangażowanie po stronie Austro-Węgier doprowadzi do odbudowania wolnej Polski.

                                                             Z Białej też udali się na wojnę


    Początkiem sierpnia 1914 roku polską mobilizację podjęto również na terenie powiatu bialskiego. Komendant drużyny TG „Sokół” w Białej Władysław Skut, przygotowujący ochotników do wymarszu miał wielki problem, gdyż jego ludzie nie przeszli ostrego strzelania z karabinów. Magistrat miasta Bielska, na którego terenie znajdowała się Strzelnica, nie pozwolił Sokołom na przejście za Białkę w mundurach, ani w zwartych szeregach, a tem więcej z bronią,- na odby­wanie ćwiczeń w strzelaniu. Odbywały się więc tylko ćwiczenia w strzelaniu „ślepem” w sali So­koła. Strzelać mieli nauczyć się zatem na placu boju.


Po dwóch tygodnia przygotowań w Białej 26 sierpnia 1914 roku odbyło się pożegnanie ochotników na rynku przed hotelem „Czar­ny Orzeł”. Wszyscy byli w mundurach polo­wych, z plecakami, a okrycie głowy stanowiły kapelusze sokole z kokardą. Miasto było udekorowane flagami o barwach polskich i austriackich. Odchodzących żegnał dyrektor gimnazjum. TSL prof. Stein.
Nie obeszło się bez zgrzytów polsko-niemieckich. Pamiętam, że tuż przed rozpoczęciem uroczystości pożegnania przyszedł do mnie jakiś przedstawiciel władzy i żądał odegrania po mojem przemówieniu hymnu austrjackiego, a nie hymnu polskiego, jak było w programie - wspomina Ignacy Stein.  Od­mówiłem, powołując się na program, którego zmienić nie mogę. Ruszył więc nasz oddział przy dźwiękach: „Jeszcze Polska nie zginęła”! Hymn austrjacki zabrzmiał, kiedy drużyna była już w drodze ku dworcowi kolejowemu w Białej.

    Następnie odbyła się defilada przed sztandarem sokolim i władzami miejskimi. Zaproszeni goście wspólnie z ochotnikami zjedli śniadanie w Czytelni Polskiej, gdzie były dalsze przemówienia.- Po śniadaniu kompanja odmaszerowała, przy dźwiękach mu­zyki, do stacji kolejowej. Tłum wznosił okrzyki. z okien domów rzucano kwiaty, papierosy, a na­wet pieniądze. Tak żegnało nas to samo miasto, które niespełna dwa miesiące temu, obrzuciło ka­mieniami i zgniłemi jajami polski pochód. Wtedy to niemiecki „Turn Verein” przy pomocy policji i gawiedzi ulicznej, nie wpuścił do Bielska idący z Białej pochód Polaków. Teraz zaś krzyczą „Heil! i Niech żyją!”- relacjonował Antoni Maj. Natomiast Ignacy Stein, wspominając tamten dzień, dodaje: Za oddzia­łem poszliśmy wszyscy na dworzec. Było łez, lecz i ra­dości wiele, że oto na tę wielką wojnę, której doniosłości nikt wówczas nie przewidywał, idą oddziały, mające być, według ówczesnych zapewnień, zawiązkiem osobnego woj­ska polskiego, walczącego przy boku wojsk państw cen­tralnych.

„Bielitz - Bialaer Anzeiger”, który do tej pory, jeżeli pisał o „Sokołach” to tylko w negatywnym świetle, tym razem zdobył się na życzliwą krótką notatkę: Wymarsz Bialskich polskich młodych Sokołów na wojnę nastąpił dzisiaj o godz. 12 przedpołudniem z Placu Wolności. Zebrany tłum oklaskiwał żywo młodych wojaków. Na ulicy Dworcowej kilku Niemców młodym Polakom słało życzenia szczęścia, co Polacy odwzajemniali okrzykami. Przed wymarszem dyrektor polskiego prywatnego gimnazjum pan Stein wygłosił do młodych wojaków uroczystą przemowę i zachęcał ich, aby dzielnie walczyli za kulturalne państwo Austrię, które gwarantuje równouprawnienie wszystkim narodom, za dynastię Habsburgów, pod berłem której Polakom dobrze się powodzi. W pochodzie znajdowała się górująca polska flaga z białym (srebrnym) orłem. Licznie zgromadzeni Polacy śpiewali z towarzyszeniem muzyki i z odkrytymi głowami pieśń „Jeszcze Polska nie zginęła.


O zmianie nastrojów bielskich Niemców najlepiej świadczy fakt, że wraz z tzw. drugim zaciągiem 24 września do Polskich Legionów zgłosili się Jucker i Nikiel Józef, Niemcy z Bielska.

                                                    Sokoły i ochotnicy z Białej i okolic

Wśród Sokołów i ochotników z Białej do tworzonych legionów wyruszyły następujące osoby:
Biała: Boryczka Henryk,  Adamaszek Stanisław, x Brzuchański, Fedyńczyszyn Jan (wrócił z Wieliczki), X Gronuś, Prokopek Józef, Patyk Franciszek, Rudnicki X (przeniósł się do armii austr. w roku 1915), Szypuła Franciszek (poległ pod Mołotkowem), Sobaniak Piotr.

Straconka: Adamczyk Władysław (przeniósł się do armii austr.), Chrobak Józef (przeniósł się do armjł 1915 austr), X Procner.
Lipnik: Bakalarczyk Jan (poległ w 1915) X Babicki, Braczek Franciszek, Bernaś Robert, x Bernaś, x Boroniec, Dobija Rudolf, Dudzik Rudolf, Gilowski Jan (umarł w roku 1922), Kościelniak Michał, Kościelny Andrzej, Kubica Rudolf, Konior Antoni (zwolniony w roku 1915), Paluch Franciszek, Stańco Tomasz (poległ w Zielenicy), Światłoń X (powrócił już z Bochni), Zemanek Józef.
Leszczyny: Bogacki Antoni, Drewniak Jan,  X Kowacki, Olejarczyk Jan (powrócił już z Bochni), Pawlik Antoni, Stopka Franciszek (umarł w szpit. wojsk, w Aleksandrowicach 1921), Sadlik Wiktor, Zacny Jan.
Łodygowice Filuś Marcin, Imielski Stanisław (umarł z ran), Marek Wojciech (umarł w domu), Marek Jan (poległ).



Bez miejscowości: Curyło Jan , X Dadak, Frączkiewicz Józef (zaginał pod Mołotkowem), Górnisiewicz Adam, Korczyk Władysław (zabity pod Lwowem),  Kreczmer Jan, Leśniak X, Morawiec Józef, Pyś Władysław, Pasierbek Jan, Ryś Andrzej, Tichy Franciszek (poległ pod Mołotkowem), Wiktorczyk Karol (poległ pod Mołotkowem), Walaszek Franciszek,  Ziemba Wojciech, X Dziecichowicz Poznań (odwołany z Bochni do armji pruskiej).
Śląsk: Gajer Jan, Kocman Paweł, Kocman Franciszek.
Olszówka Dolna: Gniza Józef.
Bielsko: X Górny, Matłosz Józef (powrócił już z Bochni w roku 1914), Szymański Wacław (poległ pod Mołotkowem).
Jaworzno: Ohli Wiktor.
Andrychów: Staszczyk Władysław.
Komorowice: Kraus Jan, Kraus Karol, Klimczak Jan, Kołot Władysław, Cizbok Karol, Janusz Franciszek, Zohlich Antoni, Małecki Robert, Wróbel Ignacy, Krywult Ignacy, Chyliński Michał.


Bitwa nad Biała nr 13

                                                            Żywiec mało gościnny

    Szczególnie trudna sytuacja dla Niemców stworzyła się w Żywcu. „Die neue Zeitung” relacjonował: Żywiec jest małym miasteczkiem, który ma piękne okolice, które często odwiedzają turyści. Licznie przybywają tam turyści z sąsiednich Prus, aby stamtąd udać się do okolicznych wiosek i w góry.

    Podczas dnia świątecznego duża ilość pruskich turystów z kobietami i dziećmi urządziła sobie spacery na okoliczne góry. Wracając z powrotem do Żywca zostali oni zaatakowani obelgami jak również kamieniami. Z wielkim trudem i poranieni docierali oni do dworca, bowiem Polacy brali odwet za wydarzenia w Bielsku.  „Volksblatt für Stadt und Land” wspominał: Marszałek tutejszego powiatu Idziński swoim samochodem podwoził rannych na dworzec, na którym czekał już nieprzyjazny tłum. On wspólnie z naczelnikiem stacji opanował sytuację na dworcu. Kiedy pociąg wycieczkowy ruszał ze stacji, słychać był nieprzyzwoity ryk zebranego tam tłumu.

    „Kurier Lwowski” podobnie opisuje powyższe zdarzenia dokładając do nich tylko informacje, że gdy ścigani Niemcy znaleźli się w pociągu i poczuli się bezpieczni zaczęli naigrywać się z Polaków z użyciem niewybrednego słownictwa. Rozjuszony tłum nie pozostał temu obojętny i udał się na tzw. Łączki i tam zbombardował kamieniami pociąg, tak że turyści musieli chronić się pod ławkami. 




    Artykuł powstał w ramach stypendium Marszałka Województwa Śląskiego. Jest to fragment większej publikacji, którą autor przygotowuje na wrzesień w oparciu o ówczesną prasę.


poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Bitwa nad Białą nr 12

 
                                  Kto sieje wiatr w Bielsku, ten w innym miejscu zbiera burze

    Oficjalną uroczystość odłożono, ale rozchwiane emocje i „gorące głowy” pozostały. Spontanicznie, bez żadnych odgórnych zarządzeń ustalono, że skoro Polacy mają zakaz wejścia do Bielska, to żaden Niemiec nie będzie chodził po polskiej ziemi. Jak przyznaje sam Zamorski: Nasi robotnicy jednak nie byli nigdy jag­niętami: po dobroci można z nimi wszystko zrobić, ale na złość mają odwet. Już za daw­niejsze napady na Dom Polski łamali żebra i psuli fizjonomje przywódcom wszechniemieckim - a teraz, po zakończeniu uroczystości w Białej, skoro w Bielsku nie mogła się odbyć, wracając do domów pieszo i kolejami, zaczęli brać odwet na Niemcach, gdzie mogli.  Na Podlesiu obok Kęt, gdzie było główne kąpie­lisko dla Białej i Bielska, przepędzili kilkuset Niemców w niezupełnej garderobie z guzami i nadwerężonemi żebrami.  W Żywcu zdemolo­wali pruski pociąg spacerowy - w Buczkowicach i Jeleśni przepędzili zbiorowe wycieczki turystów. Górale zaś oburzeni ślubowali, że odtąd noga niemiecka nie śmie stanąć w polskich górach. Rzecz zrobiła się tak samorzutnie i  tak dokładnie, że do wieczora wycieczki niemieckie zostały   poturbowa­ne wszędzie aż po granicę, węgierską. Obrażeni górale ogłosili nazajutrz w krakowskich dzien­nikach swoje ślubowanie, że żadnego Niemca nie ścierpią w polskich górach.


Na terenie Podbeskidzia wrzało, do incydentów dochodziło wszędzie, nawet w tramwaju, Ludwik Kanik z Mikuszowic odgrażał się Niemcom wołając: Zapomnieliście, jak was król Polski Sobieski obronił pod Wiedniem!. Dodatkowo atmosferę podgrzała informacja o aresztowaniu personelu drukarni polskiej w Bielsku, którym zarzucono tzw. sprawstwo kierownicze zlotu TG „Sokół”.  Władze obstawiły wszystkie dworce na linii Bielsko-Zwardoń. Do incydentu doszło również na stacji w Łodygowicach, gdzie Polacy znieważyli niemieckich turystów.  Z powodu udaremnienie święta Sokołów, które miało odbyć się Białej, doszło do wystąpień Polaków przeciw Niemcom. Niemieccy turyści zostali napadnięci przez Polaków, byli obrzucani wyzwiskami i zatrzymywani w schroniskach. Natomiast pociągi z niemieckimi turystami były obrzucane kamieniami. W schroniskach należących do niemieckich związków turystycznych wybito okna. Za co w Białej zatrzymano dwóch rosyjskich poddanych.

W ramach rewanżu górale sprawdzali „wizy” turystom, każąc im śpiewać „Boże coś Polskę” i po raz kolejny zdemolowali schronisko na Magurce.

Zdarzają się przytem i zabawne zdarzenia- Niemcy, którzy odważyli się wyjść na świat, wchodząc do polskiej wsi, pozdrawiają wszystkich napotkanych chłopów polskiemi słowami: (Pochwalony Jezus Chrystus. Ale chłopi już temu nie wierzą. Indagują i naturalnie każdy Niemiec z dusza w piętach zaręcza, że jest Polakiem. Wesołą była uwaga jednej kobiety, że od awantury bielskiej tylu się teraz Polaków namnożyło!

    Posłowie Jan Zamorski i Ludwik Dobija wydali odezwę wzywającą Polaków do wyjazdu na urlop na pogranicze śląsko-galicyjskie. Powodem wydania odezwy była postawa miejscowej ludności, która po zajściach bielskich nie przyjmowała Niemców na kwatery i z tego powodu ponosiła duże straty, gdyż w Beskidy przyjeżdżali głównie turyści niemieccy z pruskiego Górnego Śląska. Posucha w branży turystycznej była pewna, gdyż pomijając polski bojkot oddziały „Beskidenverin” w Bytomiu, Wrocławiu, Katowicach i Mysłowicach Raciborzu i Rybniku wystosował protest do kanclerza Rzeszy i zalecanie dla swoich członków, aby w rejony Bielska się nie wybierali. Odezwa zatytułowana jest słowami „W Beskidy”, o następującej treści: „Przejęci słusznym uczuciem odwetu mieszkańcy górskich gmin powiatu bielskiego i żywieckiego wypowiedzieli swoje mieszkania letnikom niemieckim (...) oto ci górale bielscy i żywieccy (...) poniosą w tym roku znaczny uszczerbek, jeżeli te domy będą stać pustką przez całe lato. Dlatego posłowie tych okolic zwracają się do polskiej inteligencji, która szuka wypoczynku na lato, z gorącą prośbą, żeby swoje wczasy w tych właśnie stronach zechciała spędzić. (...) Powetuje w ten sposób stratę, jaką nasi górale ponoszą przez swój patriotyzm; pozna prześliczny zakątek naszej ziemi ojczystej; zobaczy z bliska napór germański (...) Od samej Białej i Bielska zaczynają się gminy czyściutkie, wytworne, przysposobione na przyjęcie letników od bardzo dawna. Po stronie śląskiej: Kamienica (Kanutz), Mikuszowice (Nikelsdorf), Olszówka (Ohlisch), Bystra i dalej, przez góry aż do Wisły; po stronie galicyjskiej: Straconka, Mikuszowice, Wilkowice, Bystra, Godzieszki, Szczyrk, Łodygowice, itd. aż do Żywca. (...) Upraszamy rodaków, ażeby w tym roku zwrócili swój kierunek podróży wypoczynkowych w te strony, a znajdując niechybnie pokrzepienie zdrowia, spełnią jednocześnie obowiązek patriotyczny i oddadzą wielką usługę sprawie narodowej.

W odpowiedzi na ten apel Akademickie Koło „Staży Polskiej” zorganizowało w dniach 5 i 6 lipca wycieczkę do Bielska i w Beskidy.  Słowa oburzenia i poparcia dla Polaków popłynęły od Związku Polskich Nauczycieli Ludowych, który obradował w Przemyślu, od Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego i TSL Komarno.






Artykuł powstał w ramach stypendium Marszałka Województwa Śląskiego. Jest to fragment większej publikacji, którą autor przygotowuje na wrzesień w oparciu o ówczesną prasę.


piątek, 22 sierpnia 2014

Bitwa nad Białą cz. 11

Echa bitewnego zgiełku w Wiedniu

    Dramatyczna bitwa nad rzeką Biała znalazła mocny oddźwięk w prasie wiedeńskiej. Dziennikarze w tym czasie karmią ludzi tylko informacjami z zamachu w Sarajewie i z konfliktu w Bielsku. Już same tytuły: „Starcia pomiędzy niemieckimi studentami a polskimi „Sokołami”,  „Ekscesy Polskich Sokołów”,  „Krwawe święto Sokole w Galicji,  „Około 100 osób rannych”,  „Krwawy festyn Sokoła w Bielsku”  wyraźnie pokazują emocjonalny stosunek do tych wydarzeń. Jednak patrząc na ich temperaturę można pokusić się o ocenę, że większość z nich skupiło się na przedstawieniu faktów, oczywiście widzianych przez pryzmat niemiecki nie wnikając w tło konfliktu.

    I tak na przykład bardzo nieprzyjazna Polakom gazeta „Neue Freie Presse” początkowo ograniczyła się tylko do poinformowania: Wczoraj w Bielsku doszło do starcia pomiędzy niemieckimi studentami a polskimi Sokołami, którzy usiłowali wejść do miasta od Białej. Podczas starcia 55 osób zostało rannych, z czego 12 ciężko. Żandarmeria przywróciła spokój i dokonała licznych aresztowań.

 „Tages Post” napisał: Z Bielska donoszą: 28 czerwca miało się tam odbyć zgromadzenie Polskiego Związku Sokołów, z uwagi na jubileusz X-lecia tamtejszego koła. Na te uroczystości przybyło wielu gości. Zaplanowane przez Sokołów oficjalne wejście do miasta zostało zakazane przez władze. Kiedy jednak 500 Sokołów w zwartym szyku rozpoczęło marsz w Białej, aby udać się do Domu Polskiego w Bielsku, zostali oni zatrzymani na granicznym moście na rzece Białej, która rozdziela Białą od Bielska.

W tych okolicznościach zatrzymani postanowili wejść do miasta w małych grupkach, a nawet przejść wpław przez rzekę. Sokoli próbowali na siłę wejść na most lecz zostali tam zatrzymani przez niemieckich mieszkańców Bielska i żandarmerie.

Wówczas z polskiej strony rozpoczęło się bombardowanie kamieniami. Podczas którego 18 osób zostało rannych, z czego trzy ciężko. Na skutek tych wydarzeń Sokoły zrezygnowały z obchodów tego święta w Bielsku i powrócili do Białej przed dom związkowy.

    Niewiele nowego do poznania tamtych wydarzeń wnosi relacja „Die neue Zeitung”: W Bielsku-Białej miało się odbyć polskie święto Sokole. Gdy pochód „Sokołów” w sile ok. 500 osób w zwartych szeregach szedł od dworca kolejowego w Białej do Bielska na moście łączącym Białą i Bielsko doszło do walki polskich gimnastyków z niemieckimi mieszkańcami miasta. Policja była bezradna. Zamieszki rozlały się na całą okolice. W tym momencie zareagowała policja i żandarmeria, która w zwartych szykach weszła w tumult i używając broni palnej zakończyła rozruchy. Po polskiej stronie było 18 rannych z czego trzech ciężko. Niemców rannych było 40. Późnym wieczorem żandarmeria używając ostrej amunicji rozpędziła demonstrantów z Białej. Wieczorem zapanował spokój. 

    Prawie że taką samą informacje zamieszcza "Volksblatt für Stadt und Land”, która różni się tylko rozmieszczeniem graficznym w gazecie. 

 Artykuł powstał w ramach stypendium Marszałka Województwa Śląskiego. Jest to fragment większej publikacji, którą autor przygotowuje na wrzesień w oparciu o ówczesną prasę.