piątek, 14 lipca 2017

Kalwaria oczami Andrzeja Komonieckiego cz. 2

Serdecznie pozdrawiam i na następne wspisy zapraszam na bloga w śierpniu. Od jutra urlop, a na koniec troche o wojenkach szlacheckich.
Pozdrawiam Jacek

Kalwaria miejscem kultu,
czyli jak Komorowski z Zebrzydowskim wojował.

Tak popularne pielgrzymki do Kalwarii Zebrzydowskiej z Żywiecczyzny rozpo­wszechniły się na dobre dopiero pod koniec XVIII wieku. Stało się to z dwóch powodów. Pierwszym najważniejszym była sława, jaką cieszyła się Jasna Góra z Czarną Madonną, drugim zaś - niemniej istotnym, a na początku niezwykle ważnym -była niechęć, jaka panowała pomiędzy Komorowskimi a Zebrzydow­skim. Oto bowiem przed laty, kiedy Mikołaj Zebrzydowski, poruszony wizją, zaczął realizować pomysł stworzenia drogi krzyżowej na takim kształtem i formą, jako Jeruzalem jest i zalał fundamenty pod pierw­szą kaplicę (1600), wtedy to Mikołaj Komorowski - pan dziedziczny w Żywcu mniemając, iż mu gruntów jego, do starostwa barwałdzkiego należących, zajmował wybrał się na niego zbrojnie.  Opanował górę Kalwarię, wybudował szańce, powstawiał w niej armaty i gotów był siłą odebrać to, co mu Zebrzydowski zabrał. Do potyczki na szczęście nie doszło, bowiem szybko wyjaśniło się nieporozumienie. Niemniej Komorowski, który przez to wyszedł na wichrzyciela, nie mógł mu tego darować. Krewny zaś jego Piotr Komorowski, starosta oświęcimski, przez fundację kościoła w Suchej z siedmioma kaplicami chciał kon­kurować z Kalwarią. Kiedy 22 września 1612 roku papież Paweł V przyznał specjalny przywilej odpustu grzechów dla tych, którzy w Wielki Czwar­tek do spowiedzi i komunii św. przystąpią, po czym obejdą cała Drogę Krzyżową, wtedy Komorowscy ustąpili, choć swoje upokorzenie długo panu Mikołajowi pamiętali. Wszystko to jednak nie przeszkadzało lu­dowi w zdobywaniu łask Bożych, odwiedzeniu Kalwari, chociaż początkowo robili to skrycie.

Krok po kroku, kamień po kamieniu,
czyli nowe Jeruzalem nam powstaje.

Tymczasem w Kalwarii organizacja miejsca kultu postępowała. 4 października 1601 otwarto uroczyście kaplice świętego Krzyża. Poświęcił ją Klaudiusz Rangona, legat papieski w obecności ks. bp krakowskiego Bernarda Maciejowskiego. W tym też czasie Mikołaj Zebrzydowski postanowił zaprosić ojców Bernardynów, aby osiedlili się w Kalwarii. Wiedział bowiem dobrze, że aby jego dzieło należycie się rozwijało potrzebuje wsparcia duchowego. Z tego powodu wyjednał w kapitule radomskiej dwóch zakonników Marcina Postękalskiego i Benedykta Anserniusa.  Ich zaangażowanie i determinacja Mikołaja Zebrzydowskiego doprowadziła do tego, że 2 sierpnia 1603 roku położono kamień węgielny pod budowę  kościoła klasztornego.  


Roku Pańskiego 1605 na Kalwarii dzięki staraniom wielebnego ojca Be­nedykta Anserinusa pierwszy kamień na Grób Pańskiego i Kaplicę Piłatową założono. W tym też czasie wyznaczono odległości pomiędzy zaprojektowanymi kaplicami. A rozmierzał te święte miej[s]ca niejaki ksiądz Broscius, doktor i geometra Krakowskiej Akademiej, który, począwszy od kaplice świętego Rafała aż do Grobu Pańskiego, narachował łokci krakowskich 11812 1/2.
Również budowa samego klasztoru poszła sprawnie. 4 października 1609 roku w obecności ponad 10 tysięcy pielgrzymów ks. bp Piotr Tylicki poświęcił sanktuarium, a Michał Zebrzydowski przekazał go symbolicznie prowincjałowi Bernardynów Bonawenturrze Poznańczykowi.  
Niemal rok później, 5 października zmarła w Krakowie Dorota żona Mikołaja. Ukochanej małżonce w Kalwarii wystawił Mikołaj specjalny nagrobek z portretem, a obok zamieścił wiersz:  

Jakom się za żywota w tym miejscu kochała
i z jakom je pilnością hojnie ozdobiała,
 świadczą o mnie tak częste z płaczem obchodzenie
drogi Męki Pańskiej i też ciała trapienie.
Świadczą i ochędóstwa dzieci mych i moje,
którem tu obracała, i przedniejsze stroje.
Aż nawet ostatni kroć stąd precz odjeżdżając,
a nad ten upominku droższego nie mając,
tum swe nader żałosne serce zostawiła
i tom przy śmierci swojej słowy wyraziła.
Czego chcąc mój drogi mąż pamiątkę zostawić
a to tu ten mój obraz rozkazał wystawić,
żeby przecie ten cień mój nigdy nie ustawał,
 a na tym miejscu niski pokłon swój oddawał
Naświętszej Pannie. Czego że mi pomożecie
nie wątpię, za co tego pewni bydź możecie
 iż też od tej Niebieskiej Królowej nagrodę
odniesiecie, także i po śmierci ochłodę.
Do czego ja też chętnie, tyle ile zmogę
 pomagać wam chcę zawsze i torować drogę.
 


W 1612 roku „Dziejopis” odnotowuje dwa ważne wydarzenia. Pierwsze związane jest z rozwojem materialnym, a drugie duchowym. Komoniecki informuje o rozpoczęciu budowy kolejnych kaplic w tym Domek NMP i Wieczernik.  Jak również przedstawia w całości przywilej papieża Pawła V. W tym przywileju datowanym na 22 września 1912 roku Ojciec święty dopuszczał otrzymanie całkowitego odpuszczenia grzechów dla każdego, kto w Kalwarii Zebrzydowskiej w Wielki Czwartek przystąpi do spowiedzi, przyjmie komunie św. i obejdzie nabożnie drogę krzyżową. Dekret papieski dopuszczał też przywileje cząstkowe trzy i dziesięcioletnie odpuszczenie grzechów. Zamieszczenie tego odpisu świadczy, że wójt Żywca musiał osobiście udać się do Kalwarii, a przecież wizyty w tym sanktuarium była zakazane przez pana dziedzicznego na Żywcu.

Przy tej okazji pewnie nieoceniony Komoniecki poznał jeden sekret budowy, którego trudno szukać w poważnych opracowania. A nad mularzami był magistrem Paulus Baudarth, Belga, który rzadko był trzeźwy ale zawsze pijany, a ten klasztor, kościół i kaplice tak porządnie wystawił, któremu się dziwowano i z panem fundatorem jakoby jednej myśli był.

Druga wojna kalwaryjska,
czyli zbrojne zakusy Mikołaja Komorowskiego.

Zanim jednak doszło do tak wspaniałych wydarzeń, odsłonił się kolejny epizod walki z Komorowskimi. Mało kto pamięta, że na wiosnę 1612 roku doszło do tzw. drugiej wojny Kalwaryjskiej. Tym razem Mikołaj Komorowski, postanowił świeżo złożone fundamenty pod kaplica zniszczyć. Na szczęście Zebrzydowski dowiedział się szybko o jego zamiarach i zachował się bardzo rozsądnie. Zebrane wojsko i lud nie poprowadził na nadciągających ludzi Komorowskiego lecz swój pochód skierował bezpośrednio na Żywiec. Przerażony obrotem spraw Mikołaj natychmiast poprosił o pokój. Znamiennym faktem jest to, że 17 czerwca tego roku została zorganizowana pierwsza oficjalna pielgrzymka do Kalwarii mieszkańców Żywca. Na jej czele poszło 5 księży, a inicjatorem było Bractwo Różanego Wianka. Najciekawsza jest w tej pielgrzymce intencja z jak szli pielgrzymi. Oto dziękowali oni Bogu, że: raczył umysł zawzięty na to miejsce święta pana Mikołaja Komorowskiego, pana dziedzicznego, odmienić i w pokój obrócić.  Trzeb przyznać Drogi Czytelniku, że intencja była przednia. Jednak, aby zrozumieć ją w pełni, trzeba choć w kilku zdaniach nakreślić osobę pana dziedzicznego z Żywca.

Mikołaj Komorowski zapisał się w historii fatalnie, co w sposób zasadniczy zahamowało tak dynamiczny dotychczasowy rozwój odziedziczonych przez niego terenów. Historycy oceniają go jednoznacznie jako awanturnika, zdziercę, okrutnika i fatalnego gospodarza.  Mikołaj drastycznie podniósł opłaty i podatki. Dla przykładu dawniej za korzec słodu mieszczanie musieli płacić 16 groszy, a teraz aż 26!!! Zakładając folwarki zabierał gospodarstwa chłopskie, a opornych więził i torturował. Często ze względów ambicjonalnych, a później ze względu na brak funduszy, doprowadzał do wojen z sąsiadami. Napadł nie tylko Kalwarie ale toczył wojnę ze starostą zatorskim i podlaskim. Mikołaj chciał w trakcie ich przyłączyć graniczne wioski do swoich posiadłości, co mu się jednak nie udawało. Również tzw. „wojna Kętska” oczywiście zakończyła się 1609 r. jego klęską.
    Stale potrzebował pieniędzy, dlatego zapożyczał się gdzie tylko mógł. Równocześnie na siłę, licząc na szybki zarobek, tworzył folwarki. Odbierał chłopom lepsze pola, przywileje, nakładając coraz większe obciążenia. Doprowadziło to do masowego opuszczania gospodarstw przez osadników. W czasie jego rządów powstało w starostwie (Nowotraskim- przypis JK) 300 pustek. Sołtysom zabierał należne im prawa, a poddanych zmuszał do korzystania tylko z jego młynów i karczm. Z kościoła w Żywcu zabrał perłowy ornat i srebrny krzyż i oddał go pod zastaw, a gdy tego było mało, posunął się do fałszowania pieniędzy. W tym celu sprowadził do siebie Kaspra Rotha, który na jego zamówienie fałszował polskie i czeskie grosze. Cesarz Maciej już w 1612 roku zabronił urzędnikom śląskim przyjmowania tych monet. Ostatecznie Rotha złapano na Morawach i uwięziono. Sam Komorowski popadł w tarapaty, gdy dowody jego niecnych praktyk dostarczył jeden z jego dworzan Grocholski. Trybunał Koronny uwięził Komorowskiego, jednak ten w przebraniu bernardyńskim uciekł, a sobie tylko znanym sposobem podmienił dowody winy i uniknął kary. Aby jednak zamknąć całkowicie sprawę, potajemnie zabił zarówno Rotha jak i Grocholskiego. 

cdn.

wtorek, 11 lipca 2017

Kalwaria oczami Andrzeja Komonieckiego

Kalwaria ma 400 lat

Niedawno na rynku wydawniczym pojawiła się jubileuszowa publikacja pt. „Wybrane zagadnienia z dziejów Kalwarii Zebrzydowskiej. Na 400-lecie pierwszej lokacji Kalwarii Zebrzydowskiej”. Redaktorem naukowym monografii jest dr hab. Andrzej Nowakowski, prof. Uniwersytetu Rzeszowskiego, autor wielu publikacji z zakresu historii regionalnej. Autorami poszczególnych rozdziałów są pracownicy naukowi Uniwersytetów Jagiellońskiego, Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie i Rzeszowskiego.


Również ja zostałem poproszony o napisanie rozdziału naukowego do monografii i popularnego w broszurze pt. „Na Kalwaryie, 400 lat pielgrzymowania do Kalwarii” .


Jeżeli chcecie Państwo poznać związki Żywiecczyzny z Kalwarią zapraszam do lektury, w której przedstawiam jak widział je kronikarz Andrzej Komoniecki.

Kalwaria oczami Andrzeja Komonieckiego cz. 1



„Dziejopis” Andrzeja Komonieckiego to bardzo specyficzne, a zarazem niezwykle cenne źródło do poznania przeszłości naszego regionu. Autor zapisków był wykształconym i niezwykle ciekawy świata człowiekiem. Pochodzący z mieszczańskiej rodziny Komoniecki żył w latach 1658-1729. Jako wójt Żywca miał w swoim życiu wiele dokonań, jednak potomni zapamiętali go jako autora działa pt. „Chronografia albo Dziejopis Żywiecki”.

Ze względu na to, że Andrzej Komoniecki był dobrze wykształcony, znał łacinę, niemiecki i czeski jak również posługiwał się piękną polszczyzną, spisana przez niego kronika jest dziełem wyjątkowym. Tym cenniejszym, że starannie zamieszczał on w niej odpisy dokumentów czy też przywilejów. Ze szczegółami relacjonował wszystkie wydarzenia, w których brał udział, a równocześnie wiernie przytaczał zasłyszane, czy też odpisane wiadomości u innych. Jak przystało na kronikarza tamtych czasów nawet o sobie pisze w trzeciej osobie. Jego działo ma wyjątkowy wymiar, gdyż obok rzeczy ważnych i tych najważniejszych zamieszcza informacje błahe, by nie powiedzieć sensacyjne. Z tego powodu często się zdarza, że na jednej karcie sąsiadują ze sobą wiadomości o bohaterach, pobożnych ludziach z informacjami w stylu „zabili go i uciekł”. Jednak chyba to właśnie sprawia, że jego kronikę się nie tylko studiuje, ale po prostu czyta z zapartym tchem. Jest to bowiem zbiór barokowych opowieści, których bohaterami są nasi przodkowie, żyjący w naszym regionie. Opisywane zjawiska i problemy są niejako tłem, aby przedstawić tutaj ludzi - ich trosk, radości, smutki i biedy, jakie sobie sprawili lub też w które zostali popchnięci przez nie zawsze życzliwych bliźnich. Z tego powodu z jego kart wyłaniają się nie tylko królowie i magnaci, ale wyjrzą na ciebie Drogi Czytelniku – jak by napisał Andrzej Kominiecki- srodze zdradliwe oczy zbója lub postraszą twarde kopyta kosmatego diabła, a w powietrzu uniesie się siarczysta woń odprawianych guseł i czarów. Jednak dla uspokojenie zaraz też znajdziesz rzeczy kilka miłość opiewających, przyjaźń i wierność. W tym krótkim opracowaniu przedstawię, jak dzieje Kalwarii i kultu Maryjnego zapisał sławny wójt żywiecki w swojej kronice.  

Na pielgrzymkowym szlaku,
czyli barokowe pielgrzymowanie.

Zwyczaj odwiedzania miejsc świętych znany jest na całym świecie. Wynika on z psycholo­gicznego przekonania lu­dzi o tym, iż w pewnych miejscach Bóg lub Jego ambasadorowie - świe­ci - są bliżej człowieka. Chrześcijanie swoją wę­drówką wyrażają publicz­nie przekonanie, że nie mają tu na ziemi stałego lądu, lecz uznają „siebie za gości i pielgrzymów na tej ziemi” (Hbr 11,13).
W okresie baroku ruch pielgrzymkowy był szczególnie związany z ciągłymi doświadczeniami (epidemie, głód, wojny), jakie nawiedzały ludzi. Przybierał on przeróżne formy i niesamowitą oprawę.
Największa pielgrzymka jaka wyszła z Żywca w XVIII wieku, zo­stała szczegółowo opisana przez jej uczestnika - Andrzeja Komonieckiego. W maju 1722 roku wyruszył cały pochód do Częstochowy rachując ludzi do ty­siąca z pospolitemi. Bractwa, cechy i wielmożne przygotowali spe­cjalne wota (łańcuszki, szaty liturgiczne, ozdoby). Pośród nich herb miasta Żywca wyrobiony, to jest głowa żubra, a między rogami orzeł (z) skrzydłami rozłożystymi. Porządek pochodu był następujący. Naj­pierw srebrny krzyż wielki wniesiono za nim wota i kotły dwa niesio­no, w które bito, a za niemi trębacze dwa od dworu pańskiego śli i trąb swoich często ogłoś wesołości przetrębując, dawali. Po nich kroczyło duchowieństwo, szlachta, mieszczanie i pospólstwo. Przeszli koło zam­ku, a następnie obeszli miasto dokoła i złożyli ornamenta i obrazy na specjalnie przygotowane wozy. Droga tej pielgrzymki wiodła przez Kęty, Oświęcim, Mysłowice, Będzin i Kozłówek, łącznie około 120 km. Kiedy kolumna przybywała do jakiegoś większego skupiska ludzi i miała tam nocować wozy, na których obrazy w szafach i puzdrach zachowa­ne były, zawsze w miasta na śród rynku na noc stawały. Wieczorem, kiedy utrudzeni piechurzy odpoczywali, gospodarze gromadzili się wokół przywiezionych wotów i wspólnie z pielgrzymami przy obra­zach pieśni nabożne na chwałę Najświętszej Pannie Maryjej wygrywa­ła, a po nich w kotły bijąc, trębacze swoje kuranty przetrębowali, że się ludziom zdawało, jakoby jakie książę albo senator wielki do miasta przyjechał. Wszystko to sprawiało, że ludność okoliczna odrywała się od swojej codzienności. Pielgrzymów traktowała jak posłańców, przez których można przesłać swoje modlitwy, prośby i dziękczynienia. Dla­tego, gdy oni przechodzili, padali przed nimi na ziemie krzyżem lub przyklękali. I tak dzień po dniu pątnicy przemierzali kolejne miejsco­wości, budząc wiarę u obserwatorów i umacniając równocześnie ją u siebie. Kiedy dotarli na miejsce, budząc powszechny podziw i za­chwyt, zatrzymali się koło kościółka św. Barbary. Tam ich uroczyście przywitały bractwa miejskie, a dwaj ojcowie Paulini wprowadzili przed oblicze Najświętszej Panienki. Wójt z Żywca i duchowni w imieniu współmieszkańców podziękowali za to że Pan Bóg i Matka Boska zawarowała miastu Żywca od morowego powietrza srogo grasującego naonczas w Krakowie i Kętach (..). Także (czasu) wojny, gdy w Polsce wielkie i długie interregnum (tu w znaczeniu zamęt wewnętrzny - JK) było, znowu gdy głód był i ludzi wiele ubogich poumierało, przecie miasto Żywiec w Opatrzności Boskiej zostało.

cdn.