wtorek, 30 kwietnia 2013

Długi weekend był już 122 lata temu


    Wielu z nas cieszy się z długiego wypoczynku majowego i nawet nie wie, że nasi przodkowie 122 lata temu też mieli bardzo długi weekend.
    „Gwiazdka Cieszyńska” tak o tym napisała: Tutejsi robotnicy postanowili w dniu 1 maja świętować, tak samo, jak świętują robotnicy w Berlinie lub w Paryżu w Owym dniu. Zamiar ten wykonali też, bo w dniu 1 maja do roboty nie przyszli, ale jak wielkie było ich zdumienie, kiedy się dnia następnego dowiedzieli, że fabrykanci postanowili także drugiego maja i dnie następne: całych dni osiem świętować! 
    Robotnikom coprawda teraz tego świętowania zadużo będzie, bo przez osiem dni nic nie będą mogli zarobić, ale i panowie fabrykanci stracą bardzo wiele i zapewne więcej, aniżeli wszyscy robotnicy razem, to też, jak się dowiaduję, chcą oni się dać udobruchać i fabryki rychlej aniżeli 8 maja otworzyć. Licho
z tym świętem 1 maja, bo je niekażdy chce uznać, a nawet robotnicy sami nie są wszyscy za niem.

    Czytając tę informacje wielu z nas pewnie się uśmiechnie. Trzeba jednak pamiętać, że dla tych ludzi był to element walki z fabrykantami. Tym bardziej, że w 1891 robotnicy musieli pracować nawet w niedzielę.

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Mezalians u Habsburgów

Mezalians u Habsburgów,
czyli jak Karol Stefan Habsburg cesarza Franciszka Józefa wystrychnął na dudka.


                                             

    Przeglądając współczesną prasę kolorową często odnosimy wrażenie, iż nachalność informacji jest nie do przyjęcia. Zdjęcia i szczegółowe informacje, na przykład o ślubach znanych i popularnych odbierają im intymność. Z tego powodu często wzdychamy, że kiedyś to prasa była bardziej taktowna. Zanim jednak pozwolimy sobie na taką ocenę, proponuję wycieczkę w czasie, aby zobaczyć, co pisała prasa sto lat temu.



    
   

    Bez wątpienia najważniejszą wiadomością w Galicji w styczniu 1913 roku była informacja o podwójnym ślubie u Habsburga w Żywcu. Wszystkie gazety, zarówno lokalne jak i ogólnopaństwowe, szczegółowo informowały o wszystkich zmianach w tej materii.





    Już w 1912 roku najwięcej uwagi poświęcono zaręczynom Matyldy Marii Krystyny Habsburg z księciem Aleksandrem Olgierdem Czartoryskim. Pisała o tym cała prasa wiedeńska i lokalna. Wspominając przy okazji o wielkiej przychylności Karola Stefana Habsburga do Polaków, bowiem było to już drugie małżeństwo jego dziecka z przedstawicielem arystokracji polskiej. Zatrzymajmy się na tym wydarzeniu, gdyż w cieniu wielkiego ślubu Matyldy odbył się cichy ślub jej starszej siostry Eleonory.



    Prasa polska już w połowie 1912 roku donosiła o zaręczynach Matyldy z ks. Olgierdem Czartoryskim, informując, że ślub odbędzie się w styczniu 1913 roku w Żywcu, a młodzi później zamieszkają w Sielcach. Natomiast prasa niemiecka dużo większą uwagę przywiązywała do ślubu starszej siostry Eleonory. Tu zaczyna nam się historia jak z romansu. Trzeba nadmienić, że arcyksiężna Eleonora zakochała się przed laty w poruczniku marynarki wojennej Alfonsie von Klosse.



    Smaczku tej historii dodaje fakt, że był on kapitanem statku, którym po Morzu Śródziemnym pływał jej ojciec Karol Stefan. Ta skrywana przez lata miłość doczekała się stosunkowo szybko akceptacji żywieckiego Habsburga, który po raz kolejny pokazał, że jest w pierwszej kolejności człowiekiem i ojcem, a dopiero później arystokratą. Jednak, aby do zamążpójścia mogło dojść, specjalne zezwolenie musiał wydać sam cesarz Franciszek Józef. Co nie było takie proste. Monarcha miał bardzo sztywne zasady i za mezalians uznawał on już ślub Matyldy z arcyksięciem polskim, a tu kobietę z rodzinny panującej miałby wziąć za żonę zwykły porucznik. Ostatecznie, po latach starań cesarz zgodził się na cichy ślub pod ostrymi warunkami. O tych wszystkich okolicznościach kilka dni przed ślubami napisała obszernie niemiecka „Silesia”.



    W tych okolicznościach Karol Stefan postanowił ślub wyprawić i wole cesarza uszanować. Z tego też powodu całkowicie oczywiście „przypadkowo” zaprosił wszystkich gości na dwa dni przed uroczystym ślubem do Żywca. Tym sposobem większość rodziny mogła spokojnie uczestniczyć w błogosławieniu mezaliansu. 


    Zupełnie inny wymiar miał drugi ślub. Uroczystość zaślubin odbyła się w sobotę 11 stycznia 1913 roku. Na tym ślubie pojawił się jako reprezentant cesarza arcyksiążę Franciszek Salvador z żoną i córką, ks. bp. Sapieha rodziny Czartoryskich, Potockich i innych.




     Prasa rozpisywała się bez końca, nie tylko o tym, jak wyglądały obie panny młode, ale nawet zamieściły fotoreportaż ujmując w nim prezenty jakie młodzi otrzymali.








     Jak widać z powyższej relacji prasa zawsze starała się szczegółowo informować, o wydarzeniach z życia sławnych, bogatych i wpływowych.

Bibliografia
„Winer Bilder” nr 31, 4.08.1912, s. 4.
„Sport i Salon” nr 32, 3.08.1912, s. 1.
„Nowości Ilustrowane” nr 33, 17.08.1912, s. 8-9.
„Kurier Lwowski” nr 572, 12.12.1912, s. 4.
„Silesia” nr 293, 22.12.1912, s. 9.
„Silesia” nr 4, 5.01.1913, s. 9-10.
„Nowości Ilustrowane” nr 3, 18.01.1913, s. 4-5.



Szkoła Podchorązych 21 P.A.L. z Bielska 1938-1939

Sto lat temu w Bielsku i Białej odc. 6

piątek, 26 kwietnia 2013

Strój ludowy w Bielsku


Mieszkańcy Bielska w strojach ludowych ok. 1937

Moda luty 1912



    Jak luty, to karnawał, a: Karnawał ma dużo cech wspólnych z piękną kobietą; jak ona – zachwyca, jak ona jest kapryśny i świetny, jak ona , dużo kosztuje, wreszcie jak ona z rana bywa zaspany i w złym humorze. Tak rozpoczął stylista informacje o tym co nosiło się w lutym 1912 roku podczas zabaw i bali. Jak informuję dzisiejsza moda pozostawia tylko dwa rodzaje sukien balowych jedno barwne białe atłasowe i czarne aksamitne. Natomiast, gdy chodzi o płaszcze. Obok kosztownych i wspaniałych odkryć futrzanych widuje się olśniewające pięknością okrycia jedwabne. Fason utrzymuje się stale obszernych i długich mantyli w stylu Ludwika XVI. (...) Modne są też tuniki aksamitne, spływające z ramion na szkice z koronki, przyozdabiają się one haftem lub wyszyciem z pereł i zakończa ciężkiemi żołędziami, obciągającemi wspaniale taką, iście królewską szatę.


    Korespondent działu kobiecego, pisząc swe relacje z Paryża, zauważa również zmiany obyczajowe i pisze: Dzisiejsza paryżanka nie „ukradkiem”ale pewnym krokiem z podniesioną głową, powozem o niespuszczonych firankach lub automobilem, udaje się na randez-vous. Jednak dla pań najważniejsza była rewolucja, którą wprowadziła pani Rabeau. Oto ta właścicielka firmy produkującej gorsety wprowadziła nowy wygodny i higieniczny gorset-powijak, za który otrzymała medal od Akademii Medycznej. Nowość była tkana z materiału elastycznego i obejmowała silnie biodra zupełnie ich nie deformując. Jak przekonywał obserwator: Słysząc to, dochodzi się do przekonania, jak niesłusznem jest przysłowie, że trzeba cierpieć, by piękną być. Dziwne, że podobny paradoks mógł się przyjąć na tak długo. Równocześnie przytacza słowa pani Rabean: Nie ma przykszejszego widoku, jak ten, jaki przedstawia, choćby najpiękniejsza kobieta w chwili, gdy zdjęła gorset. Przed oczyma bacznego obserwatora rozgrywa się dramat cichy lecz wymowny. Twarz przybiera wyraz ryby wyrzuconej z wody, postać zgina się w biodrze, a ręce wygładzają fałdy ciała, utworzone przez firzbiny i twarde szwy.


    W kolejnej swej relacji stylista, a może raczej stylistka, bowiem wszystko wskazuje, że relacje te były pisane przez kobietę zwraca uwagę na kapelusze, które w tym sezonie są zróżnicowane. Tricorn’y czapeczki o prostych brzegach i miękkie czapeczki o prostych brzegach i miękkie małe kapelusze walczą o pierwszeństwo. Fantazyjne, jak zwykle trzeba zamawiać i z tego powodu, redakcja daje tylko delikatne ich opisy, za to w dwójnasób rewanżuje się czytelniczkom prezentując zdjęcia, co ciekawszych modeli. Równocześnie radząc czytelniczkom, aby stosownie do pory dnia ubierały się skromnie, a wykwitnie. Panienki, które chcą się pokazać światu, panie, które pragną użyć całą piersią jeszcze jednego karnawału, muszą ciągle być pod bronią. Więc na ulicy ubrane skromnie, w domu codzienna suknia musi być wytworna, pomimo skromności; a że nie tylko strojem świat się olśniewa, ale przedewszytkim inteligencyą, dowcipem i umiejętnością rozmawiania, więc musi elegantka w czasie karnawału bywać w teatrze, na koncertach, na wystawach, aby nie zasłużyć na zarzut ignorancyi, aby być an-curant wszytkiego.


    Jak się okazuje, wydarzenia polityczne mają ogromny wpływ na nowe trendy w modzie. Oto trwający na Bałkanach konflikt, sprawił, że: Toalety w szczegółach swoich przypominają ubiory bułgarskie, serbskie, a nawet rosyjskie. Która więc z pań ma zamiłowanie do oryentalnych barw i strojów, może z powodzeniem stosować je w swych ubraniach. Na pierwszy plan wysuwa się szerokie zastosowanie haftów ręcznych bałkańskich oraz koronek wschodnich. Wspanialsze suknie przystrajane będą koronkami w stylu epoki bizantyńskiej, wykonaniu z nici srebrnej lub złotej, o polorze starej roboty. Szczególnie modne są żakiety, których rękawy są przyozdobione szeregiem guzików.


Przed mrozem w śmierć...

    „Zima także tego roku - pisał zatroskany Andrzej Komoniecki -wójt Żywca - długa była dla śniegów i mrozów”. Po górach ludzie narzekali na swój los, cierpieli głód, a co bardziej zdesperowani odbierali sobie życie, gdyż wszędzie drożyzna była wielka: „ Korzec żyta po 10 groszy, pszenica po 20(...) krup korzec po groszy 24”. Ciągły mróz - przez prawie 20 dni - spowodował, „że w studniach, w rzekach wodę wysuszały i młyny wszędy odjęło” tak, iż nie można było nawet umleć mąki. Kiedy zaś chciano ugasić pragnienie lub napoić zwierzęta musiano „ rąbać lód” bo woda w studniach pozamarzała.

    Pora zimowa, jak to ona, rządzi się swoimi prawami, raz przychodzi wcześnie, kiedy indziej przypomina o sobie nawet w Zielone Świątki. W październiku 1709 r. zawitała ona wraz ze swym kuzynem- mrozem jesienią. Swymi wczesnymi odwiedzinami spowodowała, że „ wszystkie drzewa w sadach i na polach pomroziło, że (owoce i liście) opaść nie mogły”. Nie dość, że przybyła ona wcześnie robiąc wiele szkód, to później była nijaka, aż na koniec wymyśliła sobie oryginalne pożegnanie. Nagle 17 maja wraz z wielką wichurą przysypała okolice śniegiem. „ Po czym mróz nastąpił, który owiec młodych wiele w górach pomroził. Zniszczył kwiaty na drzewach zapowiadając nieurodzaj i głód w tym roku i jeszcze dotkliwszy na przednówku następnego.
    Prawdziwy czas doświadczeń na Podbeskidzie przyszedł w roku 1727, kiedy to po ostrym początku zimy styczeń i luty był ciepły jak w lecie. Pola zazieleniły się, a drzewa zaczęły puszczać pąki. Chłopi widząc, iż rośliny nie na żarty biorą się do życia, wyszli na pola i je zaorali. Pani zima przypomniała sobie, że nie wykonała planu i skuła lodem całą okolicę. Głód był straszny. Mendel słomy można było kupić za 6 złotych. Zdesperowani ludzie „ stodoły dla bydła z snopków obdzierali”. Po ciężkich mrozach przyszła jednodniowa poprawa, a następnie przez „pięć dni ustawicznie padał śnieg”, odbierając ludziom resztkę nadziei.
    Aby temu zaradzić Franciszek Wielopolski wraz z małżonką zlitował „się nad biedą ludzką” zamówili uroczystą Mszę św. w kościele Przemienienia Pańskiego. Ze szczególną - czysto ziemską dbałością - przygotowali odpowiednią oprawę. I tak „ na msze świętą śpiewaną złotych 3” wypłacili, tyleż samo na muzykę. Wynajęli pięciu ubogich - po złotym na głowę - „ aby się tam przy tej mszy świętej spowiadali i komunikowali poszcząc cały dzień”. Dodatkowo 3 złote rozmieniono na drobne i rozdano na jałmużnę żebrakom. 24 kwietnia odprawiono wielkie nabożeństwo, które uświetnił kazaniem ks.Stanisław Sienieński prałat z Wilkowic słynący z „wielkiej mądrości i wymowy”. Kiedy Msza dobiegła końca, chmury poczęły się rozstępować „cudownie wyjaśniało niebo i słońce ciepłe zaświeciło się, że śnieg tajał i ciepło się pokazało z ucieszeniem ludzi wszystkich”...

czwartek, 25 kwietnia 2013

Sto lat temu w Bielsku i Białej odc. 5

Klementyna Primavesi de Weber

    Przedstawiam zdjęcia z tzw. archiwum X. Według źródła pozyskania przedstawiają one w różnych sytuacjach Klementynę Primavesi de Weber, która 25 września 1866 roku nabywa Państwo Łodygowickie. To później jej córka również o imieniu Klementyna poślubiła Adolfa Klobusa syna Ignacego i Elżbiety Brombackey.
    Prosiłbym o pomoc, potwierdzenie lub też zaprzeczenie, że to jest ta wspomniana osoba, bowiem niestety nie mam innego źródła porównawczego.









Zdjęcia pochodzą z kolekcji Ireneusza Seneckiego

środa, 24 kwietnia 2013

Kronika Kryminalna kwiecień 1911


    W kronice kryminalnej znajdujemy informacje o pożarze, który wybuchł w nocy z 27 na 28 marca około 4 rano w Białej. Ogień pojawił się w stajni przy domu drukami polskiej. W stajni tej miał przytułek biedny tutejszy furman, Michał Pastor, człowiek już star­szy, który zarabiając biedną jak on sam szkapiną — mizerny prawdziwie wiódł żywot. Zanim pożar spostrzeżono stały dre­wniane budynki w pełnym ogniu - a biedny stary Michał ze swoją szkapiną- oraz kury, kilka pak papieru stały się pa­stwą płomienia! Dom drukarni uratowano.
    „Silesia” pisze o ty wydarzeniu już w marcu i sugeruję, że pożar został zapruszony przez Pastora, który ciągle palił fajkę. Redakcja „Wieńca i Pszczółki” wspomina również o tragicznym końcu liczącego 75 lat Wacława Par, który 25 marca razem ze swoją 72 letnią żoną popełnili samobójstwo z biedy. Oboje byli bardzo poważanymi i życzliwymi ludźmi, dlatego pomimo tego, że byli samobójcami na cmentarzu zjawił się nie tylko wielki tłum ludzi, ale również ks. wikary z Bielska, który przemówił kilka zdań nad mogiła.

   
    W tym czasie Policja w Bielsku wydała sprawozdanie swoich czynności za miesiąc marzec br. Z sprawozdania wynika jeden smutny dla naszego ludu roboczego pewnik, a mianowicie, że najwięcej dawało policyi do czynienia pijaństwo i te występki, które jedynie w pijanym popełnia się stanie. I tak za pijaństwo aresztowanych zostało 32 osoby, za awantury w szynkach 4 osoby, za bitki w podpitym stanie 14 osób. Prócz tego aresztowała policya 64 osoby, które z powodu pijaństwa zeszły na żebry i są dziś „łazikami”. Za targnięcie się na cudzą własność, a i te występki popełniają prawie wyłącznie ludzie nie utrwalonego, a raczej do pijaństwa skłonnego charakteru, aresz­towano 65 osób.
Smutne to prawdziwie cyfry poważnym wołają do wszystkich głosem, by się wy­strzegać szatana alkoholu!



 Z pijaństwem idzie w parze gra w karty, która zaczyna grasować w zastra­szający sposób. Gdzie spojrzeć, wszystko „ciupie” w karty. Starzy, młodzi, wielcy, mali - gdzie mogą — „ciupią”, a naj­gorszy przykład dają niektórzy panowie z Białej, którzy zamiast profesorom miejsco­wym pomagać w pracy narodowej, „zaciupują się” w karty nieraz do samego rana, nie za darmo, lecz o pieniądze!
    Natomiast „Gwiazdka Cieszyńska” odnotowuję postępek niejakiej Maryanny Wiączek, która chciała otruć swojego męża. Kiedy poprosił on o gorzałkę, żona podała mu z rozmysłem flaszkę z kwasem solnym, gdy ten nie chciał pić, wlała mu go przemocą do ust. Donosi również, że Ewa Fiałkowska ze Skoczowa ukradła Teofilowi z Lipnika wózek dziecięcy, a Śliwka z Cieszyna pożyczył sobie bez wiedzy właściciela (Czuloka z Jasienicy)  rower. Oboje trafili do aresztu.
    5 kwietnia, o czym informuje szeroko „Ślązak” doszło do katastrofy budowlanej przy rozbiórce fabryki braci Landauer. Trzech robotników zgodnie z poleceniem szefa podkopywało 15 metrową ścianę. Kiedy jej konstrukcja była już naruszona niespodziewanie mocniej zawiał wiatr i mur runął. Jeden z robotników bezpiecznie odskoczył, drugi został ciężko ranny, a Antoni Krzyżak z Hałcnowa poniósł śmierć na miejscu. Prokuratora rozpoczęła śledztwo. Na tych łamach odnajdujemy również wiadomość o oszuście Szlachurze z Suchej i złodzieju Leonie Lukasie z Hałcnowa. Jak również o nagłej podejrzanej śmierci Anny Puczek i samobójstwie zarządcy podatkowego Brumowskego.


    25 kwietnia o 11 w nocy w Łodygowicach wybuchł groźny pożar. W płomieniach stanął dom niejakiego Woża. Miejscowa straż nie mogąc otrzymać koni do sikawki przybyła na miejsce gdy paliło się już drugie zabudowanie należące do wdowy Walz. Ogień powstał podług informacyi żandarmeryi z podłożenia. Sprawcą ma być zaprzyjaźniony z Walcową mężczyzna. W owym domu spali na strychu dwaj robotnicy, których dopiero przybiegli, rzucaniem kamieniami do szczutu zabudowania zbudzili, i którzy dzięki swej odwadze zdołali się wydostać, odbijając deski w szczycie. Zaskoczywszy przez otwór dostali się na wolność, bo przez sień nie można było, ponieważ było pełno dymu, który wydostał się zaraz od spodu mieszkania z piwnicy, zajmując od razu wszystkie wyjścia. Oba zabudowania spaliły się do szczętu, mieszkanie Woża jest ubezpieczone, Walza nie.
Osobliwą sprawę przyszło rozstrzygać sądowi w Białej. Oto pewien obywatel miasta zapłacił 100 K za rezerwacje grobu na miejscowym cmentarzu. Zarządca zapomniał powiedzieć kopidołowi, że to miejsce jest zakupione i kopidoł wykopał na zamówionym miejscu grób dla obcej osoby, która tam została pochowana. Teraz temida musi zadecydować co z tym fantem zrobić.
    Natomiast niemiecka „Silesia” wspomina o Wincentym Gluzie z Buczkoiwc, który w amoku alkoholowym ugodził nożem Wilhelma Kroczka naczelnika bielskiej kasy miejskiej. Sąd po rozpoznaniu sprawy, uwzględniając działanie alkoholu jako czynnika zaburzającego poczytalność skazał nożownika na 5 dni aresztu.



    Na koniec informacji tych spod znaku „zabili go i uciekł” sensacyjna informacja o niejakim Janie Kuźma z Wilkowic, który przybył do koszar ułanów w Bielsku i nie tylko ubliżał jaśnie panującemu cesarzowi Franciszkowi, ale jeszcze próbował nakłonić pojedyńczych żołnierzy do dezercji. Dyżurny oficer, nakazał wichrzyciela osadzić w areszcie. O trzeciej nad ranem. Kuźma złamał żelazne nogi od swojej pryczy i przy ich pomocy rozciągnął żelazne kraty w oknie. Następnie potargał kołdrę i sporządził sobie z niej linę, a później po niej się opuścił. Kiedy już prawie, był na wolności, spleciony powróz okazał się zbyt krótki i musiał skoczyć. Tu jednak szczęście mu nie dopisało, bowiem złamał sobie podwójnie nogę i wylądował w szpitalu.

Bibliografia
Wieniec i Pszczółka” nr 14, 2.04.1911, s. 202.
„Silesia” nr 73,  8.03.1911, s. 3.
 „Wieniec i Pszczółka” nr 14, 2.04.1911, s. 202
„Wieniec i Pszczółka” nr 17, 23.04.1911, s. 247.
„Gwiazdka Cieszyńska” nr 32, 22.04.1911, s. 4.
Gwiazdka Cieszyńska” nr 35, 29.04.1911, s. 2.
„Ślązak” nr 15, 15.04.1911, s. 5.
„Ślązak” nr 17, 29.04.1911, s. 4.
„Dziennik Cieszyński” nr 97, 27.04.1911. s. 3.
„Nowy Czas” nr 18, 30.04.1911, s. 145.
 „Silesia” nr 84, z 12.04.1911, s. 2-3.
„Silesia” nr 75, z 1.04.1911, s. 4.




Emigracja


    Wyjazdy za chlebem, to nie tylko konieczność naszych czasów. Na początku XX wieku również było to zjawisko masowe. I tak w 1911 roku prasa początkiem wiosny zamieszczała informacje dotyczące emigracji, bowiem koniec marca to tradycyjnie początek fali sezonowej emigracji do Prus. Jak donosi „Czas” tysiące pracowników codziennie przemierza dworce, a większość z nich nie przekracza 30 roku życia. Zbiorczy „targ” odbywa się w Mysłowicach, gdzie czasami w jednym dniu na oferty oczekuje 30 tysięcy ludzi.


    Tam odbywa się „targ” im większa masa, tem warunki dla wychodźców gorsze. Nieraz wracają zbiedzeni pieszo, o głodzie i chłodzie do rodzinnej wsi. Dotąd opieka nad robotnikami do Prus jest niezorganizowana, w Mysłowicach nie ma komisarza rządu austryackiego; rządzi samowładnie pruski policyant i pruski naganiacz. Na podstawie dotychczasowych kontraktów służbowych, robotnik zdany jest na łaskę i niełaskę swego służbodawcy, na wygnanie w czasie sezonu, na długie więzienie w razie najlżejszego przewinienia.



    To że skala tego zjawiska była ogromna, a zarazem świadcząca o nieciekawej sytuacji na rynku pracy w Galicji informuje notatka z niemieckiej „Silesi”, która donosi, że: Specjalnymi pociągami na roboty sezonowe do Niemiec wyjechało: 31 marca – 4500 osób, 1 kwietnia 3440, 2 kwietnia 2430, 3 kwietnia  2280, a w nocy z 4 na 5 kwietnia 950 osób. Skala zjawiska była naprawdę ogromna, gdyż wyjazdy z Bielskiego dworca kolejowego trwały przez 14 dni. 

Bibliografia
„Czas” nr 124, 16.03.1911, s. 2.
„Ślązak” nr 14, 8.04.1911, s. 4.
„Silesia” nr 81, 8.04.1911, s. 3.

Sto lat temu w Bielsku i Białej odc. 4

wtorek, 23 kwietnia 2013

Moda roku 1912 Styczeń

    Dla pełniejszego obrazu życia kobiet w naszym regionie i ich zainteresowań na początku XX wieku warto prześledzić również prasę kobiecą pod kątem mody. Z tego powodu proponuję sentymentalną podróż w krainę mody sprzed stu lat. Przewodnikiem dla nas będzie rubryka pod wymownym tytułem „Ze świata kobiet”, który prawie co tydzień umieszczały z ilustracjami wydawane w Krakowie „Nowości Ilustrowane”. Poniższe wiadomości same najlepiej się bronią, dlatego autor ograniczył swój komentarz do niezbędnego minimum


 
    Styczniowe porady z 1912 roku zamieszczone w kąciku pt. Ze świata kobiecego, w sposób szczególny zajmują się fryzurami, bowiem: Krzywdzą się te panie, które kwestyę uczesania bagatelizują, lub stosują bezkrytycznie koafiurę najmodniejszą. Redakcja przekonuje panie, że twórcy mód mając na względzie różnorodność typów kobiet, stwarzają zawsze kilka typów uczesania, pośród których zawsze znajdzie się coś, co będzie pasowało. Przecież fryzura ma zdobić, a nie szpecić. Z tego powodu redakcja zalecała: Dla osób zaś o rysach drobnych, czy to ściągłych, czy okrągłych, nie można wyobrazić sobie nic idealniejszego, jak jedno z owych pięciu uczesań małych. Środkowe odznacza się pewną ekscentrycznością i może być noszonem tylko przez te panie, które mają odwagę przyznania się do bardzo małych włosów. Stylista jednak przestrzega, iż owe fryzury: Stosuje się doskonale dla pań, mających czoło bardzo wysokie lub dla podlotków, byle nie dla tych, których sposób bycia i temperament i tak nadaje wygląd chłopakowaty. Rada powyższa, bierze się z faktu, że „chłopczyce” powinny strojem dodawać sobie kobiecości, a nie jej ujmować.     Kontynuując dalej rady zaleca: Dwie głowy na dole wykazują uczesania sute; z prawej strony z turbanem z obfitych warkoczach, opasanych szeroką aksamitką, nadaje się dla twarzy długich i ściągłych, trzeba jednak stosować szczegół bardzo ważny, mianowicie, że włosy zasłaniają uszy i schodzą nisko na kark. Uczesanie z lewej nadaje się dla pań o twarzy pełnej, choćby pucołowatej, jest lekkie i bardzo harmonijne


    Kiedy mamy już pomysł na wygląd swojej głowy trzeba jeszcze umiejętnie zharmonizować go z całością ubrania. Redakcja zalecała: Do toaletek krótkich spacerowych, nie nadają się uczesania nisko spływające na szyję. Do toalet balowych, powłóczystych – zbyt odstające od karku i pogrubiające tył głowy. Przy modzie przystrajania głowy strzec się trzeba przeładowania ozbobami; podnosić uczesanie może tylko jeden szczegół: dyadem lub wstążka, perły lub kwiat; przystrajanie kombinowane dadzą zawsze coś ciężkiego...


    10 stycznia 1912 roku redakcja wysłała swojego korespondenta do Paryża, aby tam na miejscu zbadał, co w tym roku w trawie piszczy, gdy chodzi o nowinki w modzie. On swoje relacje ze stolicy mody zaczął informacją: Większość pań wyjeżdżających do Paryża wyobraża sobie, że już na samych ulicach napatrzy się wykwintnych strojów. Tymczasem  jest całkiem inaczej.(...) Paryż roi się od kobiet ubranych czarno, lub szaro, w patlach do ziemi.(...) Smukłe sylwetki ukryły swe powaby w futrach zapożyczonych od Eskimosów. Z tych powodów, aby zobaczyć paryżanki w całe krasie trzeba się udać do cukierni lub teatru. Jednak nasz korespondent, widać nie z jednego chleba jadł, idzie dalej i proponuje, aby odwiedzić również rewie. Tam: w humorystyczny sposób przedstawiające wybitne wypadki i osobistości z ubiegłego roku, dają pole do występu całemu ciału artystycznemu i zaprezentowaniu najświętniejszych toalet i...najpiękniejszej bielizny! Są to pieścidełka pracy kobiecej, w której więcej jest koronek niż batystu. Te wspaniałe dessus tak artystyczne, na kobietach tak pięknych przedstawiają właśnie owo najdonoślejsze niebezpieczeństwo dla ogólnej etyki, godzą nieledwie z tem że niemoralne, gdy jest tak estetyczne.


    Dalej korespondent dzieli się informacją, że Paryż jest prawdziwym rajem dla młodych bogatych mężatek, które mogą się stroić do woli. Jednak daje się zauważyć, że w obecnych czasach i panienki ubierają się również pięknie.
    W tym też miesiącu recenzent mody w „Nowościach Ilustrowanych” ze smutkiem stwierdza: Pomimo wszystkiego , co mówi się o zmienności obecnej mody, przyznać musimy, że w zasadzie pozostaje ona od szeregu lat jednostajną zmieniając się tylko w drobiazgach i szczegółach. Uwydatnia się to szczególnie gdy chodzi o przybranie guzików. Kostiumy nadal aksamitne w kolorze śliwki. Szczególnie zwracają uwagę, na obuwie, które musi być dobrze dobrane, gdyż krótkość kostiumów i obcisłość toalet sprawi, że są one bardzo widoczne. Nadal modne są  okrycia sukni balowych z kołnierzem szalowym tworzącym rzymską literę V oraz futra. Te jednak ze względu na swoją cenę rzadziej bywają wymieniane. Dlatego też niektórzy kuśnierze stwarzają okazy rzeczywistej sztuki – futra szyte z dwóch rodzajów i w ten sposób, że właścicielka jego może nosić go na obie strony, tak że czasem pokaże się w sobolach na wierzchu, mając szynszylę za podszewkę, drugi raz w szynszyli podszytej sobolami.



Linia kolejowa Łodygowice – Buczkowice



    Kwestią, o której dziś już niemal nikt nie pamięta, jest projekt budowy lokalnej linii kolei z Łodygowic do Buczkowic. Na przestrzeni lat wiele osób zwracało uwagę na potrzebę utworzenia tej trasy. Próby urzeczywistnienia tego pomysłu podjęli się w 1907 roku dwaj przedsiębiorcy z Buczkowic – Rudolf Weill i Leopold Pilzer.
   25 lutego 1907 roku w Sejmie Krajowym we Lwowie przedstawiono dokument następującej treści:


Wysoki Sejmie!
    Właściciele fabryk mebli z drzewa giętego w Buczkowicach, Rybarzowicach i Łodygowicach pp. Rudolf Weill i Leopold Pilzer wnieśli do Sejmu Krajowego petycyę o przyczynienie się z funduszu krajowego kolejowego do finansowego poparcia projektowanej kolei lokalnej z Łodygowic do Buczkowic udziałem koron 140.000 w zamian za akcye zakładowe tejże kolei.
    Petenci poczynili wspólnie z innymi miejscowymi czynnikami starania u c.k. Rządu o finansowe poparcie projektu normalno-torowej kolei lokalnej z Łodygowic (stacyi istniejącej na linii Biała – Żywiec) do Buczkowic, nadto przygotowali kolej powyższą pod względem technicznym, wypracowując własnym kosztem projekt szczegółowy, który przedłożony już został c.k. Ministerstwu kolei żelaznych dla zarządzenia przepisanych ustawami Komisyi. Koszt budowy tej około 6,5 km długiej kolei lokalnej wynosić będzie, według obliczeń petentów, wraz z kosztami sfinansowania i funduszem rezerwowym łącznie około 700.000 koron.
Powyższy kapitał ma być zebranym:
a) przez uzyskanie subwencyi państwowej w formie przyznać się mającej przez c.k. Rząd zwłoki w uiszczaniu należności za prowadzenie
ruchu, celem oprocentowania i umorzenia pożyczki pierwszeństwa, w wysokości około 460.000 koron;
b) przez wpłaty interesantów miejscowych w zamian za akcye zakładowe w wysokości 100.000 koron, wreszcie c) przez uzyskanie subwencyi krajowej w formie wpłaty na akcye zakładowe lub też akcye pierwszeństwa w wysokości około 140.000 koron. Projektowana kolej, przecinająca jedną z najbardziej uprzemysłowionych okolic zachodniej Galicyi, obsługiwałaby 8 fabryk mebli z giętego drzewa, tartak parowy, kilka tartaków wodnych, ułatwiałaby
wywóz drzewa z pobliskich lasów oraz kamienia karpackiego z istniejących tamże kamieniołomów. Okolica obfituje w wielki zasób siły wodnej, nadaje się przeto do tworzenia nowych zakładów fabrycznych. Nie da się również zaprzeczyć, że przy sposobności poparcia industryi przyległe silnie zaludnione gminy o ludności przeważnie robotniczej zyskałyby komunikacyę kolejową z miastami Białą i Żywcem
.

    Więcej na ten temat przeczytasz w książce pt. Galicja na torach, czyli kolejowa historia Podbeskidzia.

Błękitny generał


    Mija właśnie 20 lat od sprowadzenia do kraju prochów generała Józefa Hallera. 23 kwietnia 1993 r. wróciły one do Polski, a 15 maja spoczęły w krypcie kościoła garnizonowego św. Agnieszki w Krakowie.



    Chociaż od tego wydarzenia minęło zaledwie 20 lat niewiele już osób pamięta, że z inicjatywą powrotu błękitnego generała wystąpili członkowie 58. Bielskiej Drużyny Związku Harcerstwa Polskiego Biali.




   Koordynacją całej akcji zajął się harcmistrz Wojciech Szydłowski, a pomocą służyli mu harcerze z jego drużyny - na pierwszym miejscu wymienia on dwójkę druhów: Jarosława Szypułę i Stanisławę Gluzę.



    Warto przypomnieć, że generał Józef Haller był jednym z twórców polskiego harcerstwa. Przed I wojną światową był instruktorem w Towarzystwa Gimnastycznego Sokół. W czasie I wojny był związany z II Brygadą Karpacką i jako dowódca błękitnej armii dokonał zaślubin z morzem. Brał udział w bitwie warszawskiej i był ministrem w rządzie RP na uchodźstwie. Po II wojnie światowej władze komunistyczne nie pozwoliły na jego powrót do kraju. Zmarł 4 czerwca 1960 r. w Londynie.

Biała widok na Ratusz i kino



Biała widok na Ratusz i kino, fotografia z książki Niemcy w Polsce wydanej w 1937, s. 101

Sto lat temu w Bielsku i Białej odc. 3

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Dworzec w Bielsku


Dworzec w Bielsku, ze zbiorów Andrzeja Poraniewskiego

    Dumą XIX-wiecznego Bielska był budynek dworca kolejowego. Chodzi oczywiście o tzw. nowy dworzec, zbudowany w 1890 roku, który został w ostatnich latach wspaniale odrestaurowany. - Budynek zaprojektowany przez Karola Schulza wybudował Karol Korn zaledwie w ciągu 140 dni roboczych - informuje dr Jerzy Polak.


    Na frontonie budowli napis na marmurowych tablicach przypomina, że stacja w Bielsku należała do c.k. Uprzywilejowanej Kolei Północnej Cesarza Ferdynanda, która uruchomiła jedną z najstarszych linii kolejowych w tej części Europy. W westybulu podczas niedawnych prac remontowych odkryto przepiękne freski w stylu pompejańskim.



Jedną z ciekawostek dworca jest stylizowany herb Bielska - zamieniono w nim między innymi tła pól.