piątek, 12 kwietnia 2013
Brackie Procesje
Pochody, przemarsze, parady zawsze gromadziły tłumy. Są one przejawem ludzkiego pragnienia ukazania na zewnątrz swoich radości, smutków czy obaw. Szczególną formą życia religijnego są procesje. Te świąteczne obrzędy liturgiczne gromadziły wiernych, którzy idąc za krzyżem obchodzili kościół, miasto, wieś lub też pola i śpiewali nabożne pieśni ze szczególnym uwzględnieniem Litanii do Wszystkich Świętych. Urządzano je na wielkie święta takie jak Boże Ciało czy Zmartwychwstanie, jak również w czasie lokalnych świąt, sytuacji zagrożenia i w szczególnych potrzebach.
O ile procesje dni uroczystych są dobrze znane i opisane - wierzącym znane z autopsji - to przemarsze lokalne i błagalne, przy całym swym kolorycie, są prawie że nieznane.
W czasach przedrozbiorowych dużą rolę w życiu lokalnych społeczności odgrywały bractwa. To one ze swymi zwyczajami, ubiorami, chorągwiami nadawały specyficzny koloryt organizowanym przez siebie procesjom. Do najdawniejszych i najsłynniejszych na Żywiecczyźnie stowarzyszeń należały bractwa różańcowe z Żywca, Anioła Stróża w Łodygowicach, św. Anny w Milówce, Szkaplerskie w Rychwałdzie i św. Józefa w Jeleśni. Wspomniane grupy spotykały się bardzo często z różnych okazji. Obowiązkowo zaś na odpustach parafialnych. Ta właśnie uroczystość zgromadziła 26 października 1708 roku na granicy Państwa Łodygowickiego okoliczne bractwa. Największym było bractwo różańcowe z Żywca, w którym „narachowano do dwu tysięcy z pospolitym ludem”. Na przedzie szedł burmistrz „i drzewo Krzyża Świętego niósł, a studenci togi kawalec świętego Jana Kantego”. Za nimi niesiono pozostałe relikwie, szli kolejno duchowni, mieszczanie i okoliczna ludność. Ten swój trud ofiarowali „św. Aniołowi Stróżowi, aby nas strzegł i bronił od morowego powietrza, które w Krakowie i Kętach grasowało”.
Błagalne procesje o deszcz bywały w roku 1719, gdyż „wielka suchość była, ludzie nie mogli orać, a co posadzili powysychało”. Do tego wszystkiego mnóstwo robaków i różnorakich chorób się pojawiło. „Słońce bywało i miesiąc jako krew czerwone” wywołując powszechne pożary, a „ludziom wielom oczy popuchły” tak, że nawet oślepli. Aby zaradzić suszy bractwa żywieckie zorganizowały procesję do kościoła św. Marka. Modlitwy musiały znaleźć zrozumienie, bowiem „Pan Bóg tegoż dnia za przyczyną świętego Marka deszcz rzęsisty i spory dał, że wielka wygoda stała się i ziemi ożywienie”. Od roku 1715 upowszechnił się zwyczaj przeniesiony ze wsi, aby biły dzwony „kiedy processyja wokół kościoła jest, zdało się to czynić (...) aby ludzie słysząc dzwonienie, tak w domach jako i na polach uklękowali i adoracyją Venerabili Sakramento czynili”.
Najefektowniejsze procesje były organizowane w czasie trwogi i niebezpieczeństwa. Organizatorzy dbali o atrakcyjność (by nie powiedzieć teatralność) dla wiernych. Barokowy przepych i rozmach szczególnie był widoczny w 1708 roku, kiedy to Bractwo Najświętszej Panny Maryi z Rychwałdu udało się do Żywca na zaproszenie tamtejszego – najstarszego w regionie - obchodzącego 7 października stulecie działalności. Pątnicy ubrani uroczyście mieli pośród siebie „persony przystrojone różnie, jako to diabłów dwu, których anioł różańcem pokrępowanych prowadził”. Inni przebrani byli za śmierć, Turków i Tatarów. Nieśli rekwizyty: kosę, trupią czaszkę, kajdany i miecz krwawy, które to miały być symbolami wszelkich zagrożeń, jakie dzięki Maryi zostały darowane ziemi żywieckiej.
Jednak, procesje to nie tylko swoisty folklor, ale przede wszystkim przejaw wiary i pogłębianie jej poprzez przeżycia emocjonalne. Tak było na przykład w 1728 roku w kościele w Łękawicy i Gilowicach, gdzie to ojcowie jezuici prowadzili misje i codziennie rano spotykali się z ludźmi na mszy św., wieczorem zaś: „na schadzkę ludzi sprowadzali, a z niemi i dzieci do karczmy (w której – przyp.J.K) Katechizm, to jest nauki chrześcijańskie czynili, ucząc artykułów wiary na pamięć”. Kiedy uczniowie, zarówno ci mali jak i ciut więksi, zrozumieli i nauczyli się Katechizmu, zorganizowano uroczystą procesję do Rychwałdu. Połączone grupy wiernych z Łękawicy i Gilowic spotkały się na górze Łysce, gdzie już na nich czekało bractwo z sanktuarium. Od tego momentu szli już do samej świątyni wspólnie. Po zajęciu miejsca w kościele: „Tak synkowie mali jak i córki małe, pytania głośno o artykułach wiary i odpowiedzi czynili dla informacji ludu pospolitego”. Wszyscy obserwatorzy i uczestnicy Mszy św. z dużym uznaniem wypowiadali się o włożonej pracy ojców jezuitów, podkreślając szczególnie sposób i jasność przekazu, który sprawił to, że „i starzy z białogłowami pojęli tę naukę”.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz