piątek, 26 kwietnia 2013

Przed mrozem w śmierć...

    „Zima także tego roku - pisał zatroskany Andrzej Komoniecki -wójt Żywca - długa była dla śniegów i mrozów”. Po górach ludzie narzekali na swój los, cierpieli głód, a co bardziej zdesperowani odbierali sobie życie, gdyż wszędzie drożyzna była wielka: „ Korzec żyta po 10 groszy, pszenica po 20(...) krup korzec po groszy 24”. Ciągły mróz - przez prawie 20 dni - spowodował, „że w studniach, w rzekach wodę wysuszały i młyny wszędy odjęło” tak, iż nie można było nawet umleć mąki. Kiedy zaś chciano ugasić pragnienie lub napoić zwierzęta musiano „ rąbać lód” bo woda w studniach pozamarzała.

    Pora zimowa, jak to ona, rządzi się swoimi prawami, raz przychodzi wcześnie, kiedy indziej przypomina o sobie nawet w Zielone Świątki. W październiku 1709 r. zawitała ona wraz ze swym kuzynem- mrozem jesienią. Swymi wczesnymi odwiedzinami spowodowała, że „ wszystkie drzewa w sadach i na polach pomroziło, że (owoce i liście) opaść nie mogły”. Nie dość, że przybyła ona wcześnie robiąc wiele szkód, to później była nijaka, aż na koniec wymyśliła sobie oryginalne pożegnanie. Nagle 17 maja wraz z wielką wichurą przysypała okolice śniegiem. „ Po czym mróz nastąpił, który owiec młodych wiele w górach pomroził. Zniszczył kwiaty na drzewach zapowiadając nieurodzaj i głód w tym roku i jeszcze dotkliwszy na przednówku następnego.
    Prawdziwy czas doświadczeń na Podbeskidzie przyszedł w roku 1727, kiedy to po ostrym początku zimy styczeń i luty był ciepły jak w lecie. Pola zazieleniły się, a drzewa zaczęły puszczać pąki. Chłopi widząc, iż rośliny nie na żarty biorą się do życia, wyszli na pola i je zaorali. Pani zima przypomniała sobie, że nie wykonała planu i skuła lodem całą okolicę. Głód był straszny. Mendel słomy można było kupić za 6 złotych. Zdesperowani ludzie „ stodoły dla bydła z snopków obdzierali”. Po ciężkich mrozach przyszła jednodniowa poprawa, a następnie przez „pięć dni ustawicznie padał śnieg”, odbierając ludziom resztkę nadziei.
    Aby temu zaradzić Franciszek Wielopolski wraz z małżonką zlitował „się nad biedą ludzką” zamówili uroczystą Mszę św. w kościele Przemienienia Pańskiego. Ze szczególną - czysto ziemską dbałością - przygotowali odpowiednią oprawę. I tak „ na msze świętą śpiewaną złotych 3” wypłacili, tyleż samo na muzykę. Wynajęli pięciu ubogich - po złotym na głowę - „ aby się tam przy tej mszy świętej spowiadali i komunikowali poszcząc cały dzień”. Dodatkowo 3 złote rozmieniono na drobne i rozdano na jałmużnę żebrakom. 24 kwietnia odprawiono wielkie nabożeństwo, które uświetnił kazaniem ks.Stanisław Sienieński prałat z Wilkowic słynący z „wielkiej mądrości i wymowy”. Kiedy Msza dobiegła końca, chmury poczęły się rozstępować „cudownie wyjaśniało niebo i słońce ciepłe zaświeciło się, że śnieg tajał i ciepło się pokazało z ucieszeniem ludzi wszystkich”...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz