środa, 20 listopada 2013

Sprawy narodowe cz. 5 - listopad 1913

    W tym samym czasie Niemcy zaatakowali sędziego Dra Wolińskiego za odrzucenie podania magistrackiego o „zaintabulowanie’ (wpisanie na własność do księgi wieczytej – JK)  kina na rzecz miasta. Jak się okazało adwokat, który sporządził kontrakt kupna zapomniał, że wydziałowi krajowemu należy przedkładać do zatwierdzenia wszelkie kontrakty gmin, które mają więcej długów, aniżeli wynoszą dochody roczne. Miasto Biała miało rocznych dochodów około 230.000 K, a jego długi wynosiły półtora miliona koron, czyli, co oznaczało, że długi przewyższają sześciokrotnie roczne dochody!!! Ponieważ kontrakt, nie zawierający zatwierdzenia był z punktu widzenia prawa nie ważny to też sędzia odrzucił wniosek, za co został odsądzony od czci i wiary.
    Dochodzenie wniosków na drodze prawnej było w owym czasie dla Polaków, bardzo uciążliwe, gdyż burmistrz Franciszek Wencelis w Białej był równocześnie wicemarszałkiem powiatu. Zarządzał on nie tylko gminą, ale i powiatem, gdyż marszałek Dr Stanisław Łazarski jako poseł bardzo rzadko bywał w Białej. Z połączenia owych dwu godności w jednem roku, wypływają szkodliwe dla życia autonomicznego skutki. Bo gdy od zarządzenia p. burmistrza żali się poszkodowany do wydziału powiatowego, to ten sam człowiek, na którego wniosło się zażalenie, rozstrzyga go i ó niem orzeka. Naturalnie, że w tej samej sprawie będzie miał burmistrz i wicemarszałek jedno zdanie, gdyż tego wymaga powaga burmistrza, której sobie nie da samemu sobie jako marszałkowi odebrać! Cierpi jednak na tem sprawa publiczna. Niedawno mieliśmy jaskrawy przykład tego rodzaju.
Radni polscy żalili się na zarządzenie burmistrza, którem udzielił sobie za pośrednictwem rady miejskiej absolutoryum z wydatków gminnych w r. 1912, dlatego że jeszcze budżet nie jest prawomocnym, tudzież polecił obrócić na budowę kinoteatru 150.000 K, z funduszów ubogich. Burmistrz jako wicemarszałek odrzucił powyższe zupełnie słuszne i uzasadnione zażalenie przy pomocy wiceburmistrza i jeszcze jednego radnego,, którzy zasiadają również w Wydziale powiatowym. Biednaś ty autonomio bialska przez to dzielne połączenie godności miejskich i powiatowych w jednych osobach.



    Walka narodowa toczyła się na wszystkich frontach, o czym po raz kolejny przypomniał Gustaw Josephy, który końcem poprzedniego miesiąca po raz kolejny  przypomniał, że Polska nazwa stacji kolejowej »Żywiec« jest mu kością w gardle i dlatego wzywał, że trzeba niebo i ziemię poruszyć, by niemiecka nazwa »Saybusch« została znowu przywróconą. Pisząc o tej sprawie „Gwiazdka Cieszyńska” stwierdziła: P. Josephy, to człowiek, który trzęsie całem Bielskiem i jego radą gminną. Polakożerca co się zowie, nie wstydzi się jednak być akcyonaryuszem polskiej fabryki cementu w Szczakowej i dostawcą galicyjskiego wydziału krajowego. Że wieczorne pociągi, jadące od Dziedzic w stronę Bielska, we wszystkich stacyach na tej przestrzeni się zatrzymują, również p. Josephyemu nie jest w nos.
    Zaapelował on do rady gminnej, by ta postarała się, ażeby pociąg taki jechał wprost z Dziedzic do Bielska. P. Josephyemu widocznie jest to długo, jeżeli o parę minut później do Bielska przyjedzie. I tu chciałby on biednej ludności połączenie kolejowe zniszczyć, by ona całemi godzinami w Dziedzicach czekać musiała. P. Josephy lepiej zrobi, jeżeli swój krzywy nos nie będzie wtykał w nieswoje rzeczy, a całą swoją uwagę zwróci, na ulice bielskie. Rzeczywiście wstydem to jest, że takie miasto, jak Bielsko, ma ulice, na których można sobie nogi połamać. I to jeszcze ulicę główną.

    Kończąc omawianie spraw narodowych warto po raz kolejny zajrzeć do polskojęzycznego „Ślązaka”, który na pierwszej stronie potępia rozwój „Sokołów”, „Strzelców” czy też „Drużyn Bartoszowych”. Oceniając ich drużyny jako podwaliny wojska polskiego wzywa do kontroli, gdyż dążą one do odzyskania niepodległości, zamiast trwać w strukturach c.k. Austrii. Ten kolejny fragment wyraźnie pokazuje, że gazeta ta poza językiem niewiele miała wspólnego z Polską...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz