ZBLIŻA SIĘ KOLEJNA ROCZNICA WYBUCHU II WOJNY ŚWIATOWEJ
Chociaż od wybuchu drugiej wojny światowej minęło już wiele lat, wydarzenie to nadal budzi wiele emocji. Tym bardziej, że im mniej żyje osób, które pamiętają tamte czasy, tym więcej pojawia się prób – jeżeli nie fałszowania – to przynajmniej wybielania jej sprawców.
Niepokojące jest to, że coraz częściej takie niedokładności zdarzają się państwowym instytucjom w Niemczech. W ostatnim czasie głośnym echem odbiło się dopuszczenie do nauki historii w gimnazjum podręcznika, który informował o polskich obozach zagłady, czy też wyprodukowanie filmu pt. Nasze matki, nasi ojcowie, który ukazał Armię Krajową jako organizację antysemicką, ziejącą nienawiścią do Żydów.
Smutny wrzesień 1939
W obliczu takich praktyk obowiązkiem jest przypominać, że 1 września 1939 roku Niemcy pogwałciły wszystkie podpisane układy i napadły na Polskę. Trudna była również nasza lokalna historia, bowiem jak wspominają żołnierze z 21. Pułku Artylerii Lekkiej, którzy wycofywali się przez Bielsko, zostali oni na terenie miasta ostrzelani przez lokalne bojówki faszystowskie tzw. V kolumny.
– Przed samą wojną nie odczuwałam żadnych oznak wrogości czy też rezerwy od moich koleżanek, które były Niemkami. Razem pracowałyśmy, bawiłyśmy się, uczęszczałyśmy do klubu sportowego. Nie było różnic. Wszystko zmieniło się 3 września 1939 roku. Kiedy z 2 na 3 września wojska polskie opuściły Bielsko, następnego dnia około godziny 9 do miasta wkroczyli Niemcy. W jednym momencie – jak na rozkaz – nie licząc jednej kamienicy żydowskiej na rogu, wszystkie pozostałe, które znajdowały się przy placu Żwirki i Wigury, pokryły się sztandarami ze swastykami. Przystrojenie trwało może 5 minut.
Moje koleżanki w strojach niemieckich wybiegły na ulicę z plackami, kanapkami oraz czymś do picia i witały entuzjastycznie żołnierzy Wehrmachtu. Myśmy z mamą płakały, a następnego dnia wszystko się zmieniło. Moje koleżanki pozdrawiały mnie faszystowskim pozdrowieniem – wspomina rodowita bielszczanka Anna, która miała wtedy 19 lat.
Obywatelstwo a narodowość
Relacja pani Anny wyraźnie pokazuje, że społeczeństwo Bielska było dobrze przygotowane na odparcie wroga. Fakt takiego powitania, chociaż emocjonalnie wytłumaczalny, z punktu widzenia prawnego był zwykłą zdradą stanu. Oto jakby nie było, obywatele Polski narodowości niemieckiej chlebem i solą witają obce wojska, które najechały kraj, w którym żyli i mieli pełnię praw.
Jednak jak się okazuje i w tamtym czasie zdarzali się ludzie, którzy potrafili iść pod prąd. Jedną z takich osób był Walter Jan König, który urodził się 25 czerwca 1903 roku w Bielsku.
Pochodził z rodziny żydowskiej, jednak nie czuł się związany z tą wspólnotą religijną i z tego powodu podjął decyzję o przejściu na katolicyzm. Jego rodzicami byli Jan i Berta z domu Schindler. Pomimo austriackich korzeni, jego rodzina zawsze sympatyzowała z Polakami. Z tego powodu, gdy w 1918 roku Bielsko weszło w skład nowo odrodzonej Rzeczpospolitej, przyjęli oni obywatelstwo polskie.
Młody Walter zdobył w Bielsku wykształcenie ekonomiczne i po maturze wyjechał do Wiednia na studia. Aby tam studiować za darmo, musiał zrzec się obywatelstwa polskiego, gdyż Austria nie uznawała podwójnego obywatelstwa. W latach 1924-1928 na uniwersytecie w Wiedniu studiował ekonomię. Na uczelni opracował patent na wyrób: przedmiotów z mączki celuloidowej, mączki rogowej i podobnych mas plastycznych. Swój patent zgłosił 30 września 1925 r. do urzędu patentowego w Niemczech i tam jego wynalazkowi udzielono ochrony 31 stycznia 1927 r. pod numerem 6900. Była to swoista rewolucja, gdyż inż. König opracował specjalną mieszankę, dzięki której można było wykonywać na przykład guziki ze specjalnej masy przypominającej dzisiejsze sztuczne tworzywa. W tamtych czasach guziki wykonywane były z metalu, drewna lub też ze szkła i masy perłowej.
Fabryka guzików
Po powrocie do kraju rozpoczął starania o utworzenie spółki, która została zarejestrowana w Cieszynie (P.III-87).
Spółka Rogolith znalazła sobie siedzibę w Bielsku przy placu Ratuszowym 2 na I piętrze – obecnie jest to budynek pl. Ratuszowy nr 5, w którym działa Urząd Miejski w Bielsku-Białej, m.in. Urząd Stanu Cywilnego. Kilka lat temu budynek zajmował Bank Handlowy. Wcześniej urodzeni pamiętają, że w tym charakterystycznie oszklonym budynku – wzniesionym w 1922 r. – mieściła się fabryka sukna Fryderyka Tislowitza.
Firma Rogolith zatrudniała ok. 60 osób. Przedsiębiorstwo miało charakter spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Do rejestru handlowego Sądu Okręgowego zostało wpisane 25 listopada 1930 r.
Funkcję dyrektora pełnił inż. Hugon Presser, zastępców – Walter König i Maurycy Huppert, wszyscy z Bielska. Wysokość kapitału zakładowego wynosiła 379.370 zł.
Spółka została podzielona na 380 akcji po 100 złotych wartości każda. König w chwili powołania spółki miał 96 akcji.
Pod koniec lat 30. XX w. Walter podjął starania o przywrócenie mu obywatelstwa polskiego. Nabył ziemię w Hecznarowicach i złożył 11 lipca 1938 r. kwit opiewający na 700 złotych jako darowiznę na rzecz budowy domu gromadzkiego w tejże wsi, którą to darowiznę obiecał przekazać, gdy otrzyma decyzję o przyznaniu mu obywatelstwa.
Młyny urzędnicze mieliły jednak bardzo wolno, z tego powodu König z początkiem 1939 roku przypomina o swojej prośbie i dołącza do niej zaświadczenie Zarządu Grupy Powstańców Śląskich w Bielsku, który – popierając jego pragnienie – napisał, że Walter przez szereg lat wspierał dobrowolnie polskie organizacje i towarzystwa społeczne, a spomiędzy innych fabrykantów najprzychylniej odnosi się do Związku Powstańców Śląskich. Zatrudnia u siebie niepodległościowców i daje im możliwie najlepsze warunki pracy i płacy. Wiele zalet obywatelskich wobec Państwa i wobec naszych członków szukających zatrudnienie powoduje Zarząd Grupy do wyjątkowego wyróżnienia go i poparcia w sprawie uzyskania polskiego obywatelstwa. Również i dlatego, że powyżej wspomniany bierze sobie za żonę biedną panienkę z rodziny powstańczej i obydwoje ochotnie zobowiązali się prowadzić dom po polsku, a dzieci wychowywać na dobrych obywateli naszego państwa.
Obowiązkiem obywatela polskiego jest obrona ojczyzny...
Bardzo trudnym, a zarazem ciekawym w życiu Königa, był rok 1939. Oto kiedy spora część młodych mieszkańców Bielska, obywateli polskich narodowości niemieckiej wyjeżdża do III Rzeszy, on po raz kolejny wznawia swoje prośby o przyznanie obywatelstwa polskiego.
Prawdziwy zaś hart i niebywałą postawę obywatelską wykazał 1 września 1939 r. W tym samym czasie, gdy jego koledzy z Bielska jako zwiadowcy prowadzili wojska Wehrmachtu, on wstępuje do Wojska Polskiego i dzieli los żołnierza tułacza. Po kampanii wrześniowej ląduje na terenie ZSRR. Tam przybywa do niego żona Ksenia. Jego miłość do Polski i poczucie obowiązku nakazują mu walczyć. Nie udaje się mu wyjść z Rosji razem z żołnierzami gen. Andersa. Dlatego też, gdy formowane było nowe wojsko, natychmiast się zgłasza do niego i 7 listopada 1943 roku zostaje szeregowcem 5. brygady artylerii ciężkiej w Sielcach nad Oką.
W charakterystyce służby czytamy: Brał udział w forsowaniu Buga, wyzwoleniu Lublina i Warszawy. 15 listopada 1944 roku został przyjęty do 11-tej samodzielnej komp. Kablowo-Tyczkowej przy Sztabie Armii, brał udział we wszystkich bojach tej jednostki od Warszawy przez Bydgoszcz, Kołobrzeg, przy forsowaniu rzeki Odry, aż do rzeki Łaby. Tak samo w Artylerii, jak i w Łączności przy budowie linii telefonicznych na przedniej linii frontu wykazał dużo męstwa i odwagi, wykonując sumiennie wszelkie rozkazy swych dowódców. Jako prawdziwy żołnierz, sławnej I-szej armii spełnił w zupełności swój obowiązek – wyzwolenie ojczyzny.
Ojczyzna nie zawsze jest wdzięczna
Jak się jednak okazało, nowa ojczyzna nie odpłaciła mu się tym samym. Kiedy po zdemobilizowaniu 22 września 1945 r. powrócił do Bielska, okazało się, że nie ma tu czego szukać, bowiem przypomniano sobie, że nie ma on formalnie... obywatelstwa polskiego. Dodatkowo jego sprawa stała się kłopotliwa, kiedy ten weteran wojenny po raz kolejny wystąpił o obywatelstwo polskie. To, co powinno być czystą formalnością – bowiem swoim życiem udowodnił, która ojczyznę umiłował – stało się sprawą niezwykle skomplikowaną, gdyż Walter König był postrzegany jako powracający fabrykant.
Na nic zdały się jego zapewnienia, że nie chce zwrotu fabryki, a jedynie chce w niej pracować. Władze dawały mu wyraźnie odczuć, że powinien nie robić wszystkim kłopotu i... wyjechać tam, gdzie jego miejsce, czyli do Niemiec!
Niezrażony tym wszystkim König postanowił, że przeczeka ten trudny powojenny czas i gdy wszystko się unormuje, to i jego życie wróci do normy. Tym bardziej, że priorytetem dla niego było wówczas sprowadzenie żony z ZSRR. Sytuacja była bardzo trudna, bowiem władze sowieckie bardzo niechętnie wypuszczały ludzi z bolszewickiego raju. Tu jednak, dzięki swojej przeszłości frontowej i przynależności do jedynie słusznej armii polskiej, Mieczysław Dwornik, kierownik oddziału Urzędu Repatriacyjnego w Bielsku popiera jego starania i wysyła specjalne pismo do ambasady polskiej w Moskwie.
Żona wraz z urodzonym tam dzieckiem Michałem wróciła w 1946 r. Rok później 21 maja 1947 r. zarząd miejski w Bielsku wezwał Waltera Königa do stawienia się celem odebrania upragnionego obywatelstwa polskiego.
Od tego momentu powinno być łatwiej. Zamiast jednak świętowania pojawiła się szara rzeczywistość stalinowskich lat. König, jako element niepewny, załapuje się na magazyniera w składzie budowlanym. Tam jest poddawany inwigilacji, a nawet zostaje niesłusznie aresztowany. Pomimo tych wszystkich trudności i szykan otrzymanych od swojej ojczyzny, postanowił swoim życiem udowodnić wierność do końca, a kres jego życia nastąpił w 1966 roku.
Aby wybaczyć, trzeba pamiętać...
Dzisiaj, po latach, warto przypomnieć sobie postać Waltera Königa, gdyż jest przykładem człowieka, który swój honor i umiłowanie ojczyzny cenił wyżej niż codzienny pragmatyzm. W tym czasie, gdy nikt od niego nie żądał ofiary i gdy większość przyjęła postawę zachowawczą, on poszedł walczyć w imię obrony ojczyzny, której nawet nie był obywatelem. Jest to tym bardziej znaczące, że inni, formalnie posiadający obywatelstwo polskie, masowo wyszli witać armię niemiecką, a część z nich jako V kolumna ostrzeliwała wycofujące się wojska polskie.
Warto o tym pamiętać, gdyż coraz więcej pojawia się tzw. alternatywnych przedstawień historii, z których być może już niebawem dowiemy się, że II wojnę światową to myśmy wywołali...
Wielkie dzięki za ten tekst. W dzisiejszych, "mamonowych" czasach przywraca wiarę w człowieczeństwo i elementarne wartości
OdpowiedzUsuń