środa, 15 maja 2013

Czas Apokaplisy



    Czas w którym żyjemy, zapowiada specjalny klimat dla rozważań o końcu świata. Znaki zbliżania się tego momentu napływają z różnych stron. Nagromadzenie arsenału nuklearnego i wielość światowych konfliktów, do których dołącza upadek moralny, materializm, wirus HIV czy zagrożenia ekologiczne - to wszystko tworzy scenariusz końca świata, przewidywany, i w zasadzie teraz możliwy.
    Wykorzystując ten klimat wiele sekt, grup i organizacji ogłasza kolejne daty zagłady. Pojawiają się poprawione wersje proroctw królowej Saby, jak również spekulacje wokół Nostradamusa, czy trzeciej tajemnicy fatimskiej, której treść znana jest tylko nielicznym.
    W podróżach archiwalnych po świecie naszych przodków jest wiele mniej lub bardziej sensownych wizji apokalipsy. Tak jak i dzisiaj przodkowie nasi lotem błyskawicy przekazywali sobie takie informacje. Spośród tych przeróżnych zapowiedzi szczególne znaczenie ma proroctwo św. Malachiasza. Z jego treścią spotykamy się na przełomie wieków. Kronikarz Andrzej Komoniecki, wójt żywiecki, umieszcza jego fragment jesienią 1725 roku.
    Autor proroctw był Irlandczykiem, który urodził się w 1094 roku w Armagh. W 1119 roku został opatem cystersów w Bangor. Cztery lata później został biskupem Coonor, a następnie prymasem Irlandii oraz legatem papieskim. Zmarł w drodze do Rzymu, w opactwie Clairvaux. Papież Klemens III (1190) wyniósł go na ołtarze.

    Rzecz bardzo dziwna, ale do XIV wieku nikt nie słyszał o jego proroctwach. Dopiero później odkryto jego przepowiednie o najwyższych arcykapłanach. Malachiasz ujął na swej liście 111 papieży, którzy maja panować od Celestyna II aż do końca czasów, nadając każdemu z nich kryptogram, który opisuje konkretną osobę lub specyfikę jego pontyfikatu.
    Nas szczególnie interesują ci, których pamiętamy. Oto Jan XXIII, który jako patriarcha Wenecji sporo pływał gondolą i rozpoczął pielgrzymowanie papieży, dostał przydomek Pastor et nauta - pasterz żeglarz. Paweł VI, który miał w herbie lilie, czyli kwiat kwiatów, otrzymał nazwę Flos florum. Jan Paweł I, De mediate lune - z przepołowienia księżyca, został on wybrany i zmarł w tej fazie księżyca. De labore solis - otrzymał nasz papież Jan Paweł II, co się tłumaczy, „z pracy słońca” lub jak chcą niektórzy „pracujące słońce”, co ma określać jego bezustanny trud okrążania ziemi w swych licznych pielgrzymkach. A po nim ma nastąpić zapowiadany koniec. Tajemnicze określenie Glorie olivae - chwała oliwki jednoznacznie przypisano Benedyktowi. Badacze podkreślają, iż drzewko oliwne jest symbolem pokoju, a św. Benedykt jest patronem pokoju. To też zwolennicy koncepcji końca świata nie mają żadnych wątpliwości, iż właśnie weszliśmy w ostatnie stadium, co pośrednio miał nam potwierdzać kalendarz majów. Według bowiem przepowiedni ostatnim ma być Piotr II rzymianin. I tu pozostaje duże pole do swobodnej interpretacji, na ile Franciszek spełnia te przepowiednie.


    Jak widać zawsze znajdzie się jakiś punkt odniesienia do życiorysu papieża. Zastanawia tylko jedno: ich liczba, według której weszliśmy w przedostatni pontyfikat. Jak zinterpretować przytoczone proroctwa? Trudno jednoznacznie powiedzieć. Wychodząc z założenia, iż ktoś jest ateuszem, prawdopodobnie wzruszy ramionami i odeśle te rewelacje do zbioru bajek, którymi straszy się niegrzeczne dzieci. Chrześcijanin czerpiący wiedzę między innymi z Biblii, wie, że o  dacie końca wie tylko Bóg, który (koniec) „przyjdzie niezapowiedziany jak złodziej w nocy”. Pozostaje również trzecia możliwość, która łączy poprzednie zakładając, że przepowiednia jest prawdziwa. Podchodzi ona do życia jak do wyzwania, któremu należy sprostać. Iść ciągle naprzód pamiętając, że każdy koniec jest zarazem początkiem. W tym początku ateusz przemieni się w niebyt, wierzący zaś dostąpi wiecznego szczęścia... Wszystkie racje pogodzi czas, który jest najlepszym arbitrem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz