wtorek, 16 września 2014

Wrzesień 1914 - nasi na wielkiej wojnie

                                                      W oczekiwaniu na przysięgę

    Tymczasem „Sokoły” z Podbeskidzia przygotowywały się do przysięgi w Bochni. Trudno powiedzieć, na ile przedstawione powyżej fakty do nich dochodziły, bowiem w życiu koszarowym, przepływ informacji był bardzo ograniczony. Jednak na pewno dotarły do nich informacje o przebiegu wojny, które pokazywały, że wojska rosyjskie wygrywają. Równocześnie włączeni do nich ludzie z rozbitego Legionu Wschodniego na pewno poinformowali ich o dwóch faktach. Uświadomili im obwieszczenie rosyjskie, wedle którego „Sokoły” jako legioniści nie mają żadnych praw jako żołnierze, co pośrednio potwierdzili Austriacy, nie dementując tej informacji. Równocześnie opowieści o wojennej współpracy z sojuszniczą armią austro-węgierską nie dodawały im otuchy.


Na froncie w tym czasie był odwrót. Z po­dwórza koszar widzieliśmy cofające się podwody przez trzy dni i noce. Wozów była taka masa, że dyszlem popychał jeden wóz drugi. Furmani - cy­wile, byli to chłopi z pod Kraśnika. Ten, z któ­rym rozmawialiśmy był z Wilkolasu. Opowiadał nam ze łzami, jakto teraz brat z bratem, Polak z Polakiem bić się musi. Ot, teraz trzeba orać pod oziminę, a tam w polu same groby. Te słowa bezpośrednio uświadomiły im fakt, że po drugiej stronie w co którymś rosyjskim mundurze będzie Polak, do którego będą musieli strzelać.
    W koszarach życie nie było łatwe, dodatkowo ciągłe utarczki ze strzelcami, którzy dominowali nad „Sokołami” powodowały, że „Sokoły” czuły się tam nieswojo. Kiedy pojawiły się pogłoski o posuwających się patro­lach kozackich od Tarnowa w stronę Niepołomic, kompania strzelców otrzymała rozkaz wyruszenia na patrol. Ponieważ strzelcy posiadali karabiny werndle, a „Sokoły” przywiozły ze sobą kilkanaście manlicherów z Wadowic, więc strzelcy przyszli po nie. Wybuchła kolejna awantura! Zakończyła się ona polubownie, wypożyczeniem broni, którą po patrolu oddano.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz