czwartek, 4 września 2014

Bitwa nad Białą cz. 18

Zapisane w pamięci uczestników

Pamiętne starcie polsko-niemieckie nad Białka z 28 VI 1914 roku zapisało się we wspomnieniach wielu ludzi żyjących na tym terenie, o nich wspomina między innymi Gustaw Morcinek i Lucjan Bastgen. Tak wspomina Gustaw Morcinek: Potem jeszcze, tuż przed maturą, odbyła się walna bitwa na mostku wiodącym przez Białkę z Białej na Blich. Po tamtej stronie zebrały się tłumy Niemców z lagami i kamieniami, po „polskiej” stronie sporo „Sokołów” w mundurach, robotnicy i my, a policjanci bielscy i bialscy okupowali mostek i grozili nam szablami. Potem ktoś z naszych rzucił hasło i rozpoczął się atak na most i przechodzenie płytkiej Białki wpław. Nastała sroga batalia. Ktoś wyrżnął mnie kamieniem w łeb, któryś z policjantów zdzielił mnie po plecach szablą płazem, Francek wywlókł mnie z rzeki Białki. Przerażeni tym wszystkim, co się działo teraz z nami, pognaliśmy bocznymi zaułkami do domu. Mieszkaliśmy u starego Laska. Lasek obmył mi skrwawiony łeb, przewiązał i podniesionym głosem kazał mi siedzieć w domu. - „Głupi jesteście! Głupi!...” - sierdził się i ciskał.

Także i Lucjan Bastgen brał czynnie udział w starciach: Akurat w dzień zamachu [na arcyks. Franciszka Ferdynanda - przyp. J.P.] byłem w Białej, gdyż tamtejsza PPS zażądała pomocy. Miano zrobić wspólną demonstrację nie tylko w Białej, ale i w Bielsku i mieli wziąć w niej udział Polacy, bez różnicy przekonań politycznych. Przyznaję ze skruchą, że strasznie lubiłem bójki i awantury, toteż z kilkoma „niezawodnymi chłopczykami” pojechaliśmy do Białej. (...) Był wiec, który bezskutecznie próbowano rozwiązać a potem zaczęła nas atakować policja miejska, ubrana w pikelhauby i mundury podobne do pruskich, licząca jakich trzydziestu najmniej ludzi. Gdy pochód znalazł się u wejścia do mostu, powstała zabawa na całego. Dotarłem do połowy mostu gdy policjant, słuszny chłop, trzepnął mnie kułakiem w szyję. W furii złapałem go za pas i z bojowym okrzykiem - „pływaj sk.........” — przerzuciłem go przez poręcz mostu do Białki. Zleciał parę metrów i wpadł do wody. Miał szczęście, jak się wiele lat później od niego dowiedziałem, potłukł się co prawda i leżał w szpitalu parę tygodni, ale wyszedł cało. Ale „nec Hercules”, drogę zabarykadowało ostatecznie wezwane wojsko, przybyła liczna żandarmeria i o przebiciu się do Bielska nie było mowy. Wycofaliśmy się ostatecznie, bez poważniejszych strat, aby dowiedzieć się wieczorem o tym, co się zdarzyło w Sarajewie.


    Artykuł powstał w ramach stypendium Marszałka Województwa Śląskiego. Jest to fragment większej publikacji, którą autor przygotowuje na wrzesień w oparciu o ówczesną prasę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz