piątek, 12 września 2014

Dobry car i nieobecny cesarz...

 
    Rosja, realizując swoją imperialną politykę, postanowiła zagrać na „karcie słowiańskiej”. Stałe konflikty interesów caratu ze światową ekspansją Niemiec i rywalizacją z Austrią na terenie szeroko rozumianych Bałkanów jasno pokazały, że konflikt jest nieunikniony, a jego areną będzie Europa. Z tego powodu zapoczątkowany kurs na ocieplenie stosunków z Polakami po 1905 roku, pomimo wielu poważnych zgrzytów, rozwija się, by po 1912 roku stać się aksjomatem polityki rosyjskiej. Trzeba jednak wyraźnie zaznaczyć, że wszystkie te działania nie były przejawem miłości do Polaków, chęcią naprawienia krzywd lecz zwykłą kalkulacją polityczną, obliczoną, jeżeli nie na pozyskanie Polaków, to na ich neutralność.
Przejawem tej polityki jest ocieplenie kontaktów z anty germańskim Towarzystwem Gimnastycznym „Sokół”, które swojego głównego wroga jasno określiło podczas zlotu grunwaldzkiego jeszcze w 1910 roku. Z tego powodu Rosjanie cały czas dbali o swój dobry kontakt z TG Sokół.
Na terenie Galicji pojawiają się zarówno szpiedzy, jak i emisariusze cara, którzy wykorzystywali każdą sposobność, aby budować wizerunek dobrotliwego cara. Najlepszym tego przykładem jest wielka akcja humanitarna jaką przeprowadzono w 1911 roku. W tym czasie doszło do całej serii klęsk elementarnych w postaci długotrwałych deszczy, ulew i powodzi.  Zrozpaczonej ludności, która straciła czasami dorobek całego życia w pierwszej kolejności śpieszy z pomocą nie kto inny, tylko dobry car Mikołaj II, przesyłając dary w postaci mąki, zboża. W tej akcji promocyjnej pomagają mu... żandarmi austriaccy.
Zgodnie z tymi wytycznymi, zaraz po formalnym wypowiedzeniu wojny, „dobry car” wydaje odezwę do ludów słowiańskich:
Ludy-Austro-Węgier!
Rząd wiedeński wypowiedział Rosji wojnę za to, że Rosja, wierna swoim tradycjom hi­storycznym, nie mogła pozostawić Serbii bez obrony i do­zwolić na uczynienie jej niewolnicą.
Ludy Austro-Węgier! Wkraczając na czele wojska rosyjskiego w granice Austro-Węgier, w imieniu Wielkiego Cesarza Rosyjskiego, oświadczam wam, że Rosja, która nieraz już przelewała krew w sprawie uwolnienia naro­dów od jarzma cudzoziemskiego, do niczego nie dąży, jeno do przywrócenia panowania prawa i sprawiedliwości. Wam, ludy Austro-Węgier, niesie ona także wolność i urze­czywistnienie waszych pragnień narodowych.
Rząd austrjacko-węgierski w ciągu stuleci siał mię­dzy wami niesnaski i nienawiść, ponieważ tylko na wa­szych rozterkach opierała się jego władza nad wami. Ro­sja, przeciwnie, dąży tylko do jednego, aby każdy z was mógł się rozwijać i cieszyć się pomyślnością, zachowując drogocenny skarb ojców; język i wiarę oraz aby, połączo­ny z braćmi rodzonymi, żyć mógł w spokoju i zgodzie z sąsiadami, szanując ich niezależność.
Przekonany, iż będziecie ze wszystkich sił współdzia­łali w dopięciu tego celu, wzywam was, abyście wojska rosyjskie witali jako wiernych przyjaciół i bojowników za wasze najszczytniejsze ideały.
Zwierzchni Wódz  Naczelny, Generał-Adjutant
MIKOŁAJ.

Władze rosyjskie zarówno cywilne, jak woj­skowe, mając nieczyste sumienie w stosunku do Polaków, liczyły się z wybuchem w Królestwie powstania, lub co najmniej z aktami sabotażu na wielką skalę.  Tymczasem społeczeństwo polskie, kierując się trzeźwym instynktem samozachowawczym, nie tylko, że nie paraliżowało mobilizacji i koncentracji wojsk rosyj­skich, lecz czyniło wszystko, co mogło, ażeby armii rosyj­skiej przyjść z ... obywatelską pomocą. Było to miłą dla sfer postępowych oraz dla władz wojskowych niespodzianką.
    Deklaracja rosyjska była bardzo jasna i uderzała celnie w podstawę rządzenia administracji w Wiedniu, która przez cały czas opierała swoją rację bytu na zasadzie „dziel i rządź!”. Stronnictwa zachowawcze na terenie królestw wraz z manifestem otrzymały legitymację do swoich działań. Po kościołach z tej okazji odśpiewano Te Deum Laudamus. Oddziały gwardii czy Kozaków idące przez Warszawę, kilka lat temu obrzucane kamieniami, tym razem obsypywano kwiatami. Sama myśl powstania Legionu Grunwaldzkiego, powoduje, że na ochotnika do armii cara zgłasza się 1600 Polaków. Te fakty najlepiej świadczą o nastrojach, jakie wtedy panowały na terenie zaboru rosyjskiego.

Alegoryczna przypowieść

Aby zrozumieć ten fenomen, najlepiej posłużyć się obrazową alegorią. I chociaż, każde porównanie jest ułomne, to najłatwiej dociera do naszej świadomości. Mam nadzieję, że tą figurą literacką nikogo nie urażę. Oto stosunek władz zaborczych do Polaków, można porównać do relacji właściciel i pies. Oto na początku we wszystkich trzech zaborach pies był trzymamy przy budzie na krótkiej smyczy, która najdłuższa była na terenie carskiej Rosji. Jednak kolejne zrywy narodowe spowodowały, że pies mógł już tylko stać przy budzie i wyć do księżyca. Austriacy po powstaniu Austro-Węgier z roku na rok wydłużali smycz, aż w końcu z niej zrezygnowali i wolność psa ograniczał płot posiadłości, tak, że dla wielu ta przestrzeń stała się całkowicie wystarczająca do normalnego życia. Tymczasem w pozostałych zaborach krótka smycz i krwawa tresura pozostała na wzór pruski i trwała w najlepsze. Jednak po 1905 roku Rosjanie wydłużyli znacznie smycz, a krwawy terror zastąpili tresurą przy wykorzystaniu kija i marchewki. Taka zmiana zachowania spowodowała, że w zwierzęciu obudził się zew wolności i... wdzięczności dla swojego pana. Dla mieszkańca Galicji, ta namiastka wolności mieszkańca Królestwa była prawie niezauważalna, natomiast dla mieszkańca Poznańskiego była... marzeniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz